Marnypopis [Frédéric Forestier, Thomas Langmann „Asterix na Olimpiadzie”, René Goscinny, Albert Uderzo „Asteriks #12: Asteriks na Igrzyskach Olimpijskich” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Asteriks na olimpiadzie” to najdroższa w historii europejska superprodukcja przyćmiewająca swoim rozmachem poprzednie ekranizacje francuskiej serii komiksowej. Niestety właściwie jedynym, co łączy film z pierwowzorem, jest premiera w roku olimpijskim. Komiks wręcz tryskał humorem, będąc jednym z lepszych dzieł Uderzo i Goscinnego – w filmie jest go jak na lekarstwo.
Marnypopis [Frédéric Forestier, Thomas Langmann „Asterix na Olimpiadzie”, René Goscinny, Albert Uderzo „Asteriks #12: Asteriks na Igrzyskach Olimpijskich” - recenzja]„Asteriks na olimpiadzie” to najdroższa w historii europejska superprodukcja przyćmiewająca swoim rozmachem poprzednie ekranizacje francuskiej serii komiksowej. Niestety właściwie jedynym, co łączy film z pierwowzorem, jest premiera w roku olimpijskim. Komiks wręcz tryskał humorem, będąc jednym z lepszych dzieł Uderzo i Goscinnego – w filmie jest go jak na lekarstwo.
Frédéric Forestier, Thomas Langmann ‹Asterix na Olimpiadzie›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Asterix na Olimpiadzie | Tytuł oryginalny | Astérix aux jeux olympiques | Dystrybutor | SPI | Data premiery | 25 stycznia 2008 | Reżyseria | Frédéric Forestier, Thomas Langmann | Zdjęcia | Thierry Arbogast | Scenariusz | Thomas Langmann, Franck Magnier | Obsada | Clovis Cornillac, Gérard Depardieu, Alain Delon, Benoît Poelvoorde, José Garcia, Stéphane Rousseau, Claudia Cardinale, Jean-Pierre Cassel, Jamel Debbouze, Michael Herbig, Adriana Karembeu, Elsa Pataky, Zinédine Zidane, Michael Schumacher, David Beckham, Tony Parker, Kelly Rowland, Vanessa Hessler | Muzyka | Frederic Talgorn | Rok produkcji | 2008 | Kraj produkcji | Francja, Hiszpania, Niemcy | Cykl | Asterix i Obelix | WWW | Polska strona Strona | Gatunek | familijny, komedia, przygodowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Najlepszy jest w filmie początek: znana z komiksów lupa nad mapą i głos narratora przedstawiający wioskę niepokonanych Galów wraz z okrążającymi ją obozami. Chwilę później następuje oszałamiający najazd kamery, zabierający widza w sam środek osady, a następnie równie efektowne „wirowanie” wokół monumentalnego pałacu w greckiej Olimpii. Już na pierwszy rzut oka widać, że Francuzi się popisują, wyraźnie nawiązując do sposobu filmowania w przebojach made in Hollywood – „patrzcie, my też tak potrafimy!”. Co prawda obrazek grecki niewiele wnosi, ale jest ładny, a galijska lupa robi nadzieję na udane połączenie znakomitych efektów specjalnych i klimatu komiksu. Niestety, dalej jest tylko gorzej. Największym błędem twórców ekranizacji jest odrzucenie oryginalnej historii René Goscinnego. Panowie odpowiedzialni za skrypt uznali, że zaproponowana w roku 1968 fabuła jest za słaba i oni potrafią lepiej. Dość dziwna to decyzja, zważywszy na fakt, że całkiem udany i dobrze odebrany „Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra” opierał się na jednym tylko albumie i to dość dokładnie (oczywiście uzupełnionym o pewne typowo filmowe gagi). W przeciwieństwie do „Asteriks i Obeliks kontra Cezar”, którego słabość polegała między innymi na tym, że bardzo luźno nawiązywał do oryginału, a pomysły Goscinnego mieszał czasem bez ładu i składu. Z komiksowego „Asteriksa na igrzyskach olimpijskich” pozostała więc w filmie jedynie sceneria igrzysk i pomysł na zapewnienie Galom zwycięstwa. Cała reszta, poczynając od motywacji pchającej bohaterów na olimpiadę, to już inwencja filmowców. Motorem napędowym fabuły jest więc historia miłosna niejakiego Romantiksa, który zakochał się z wzajemnością w greckiej księżniczce Irinie. Problem w tym, że Gal ma trudnego rywala – samego Brutusa, syna Cezara. Aby wyrównać szanse między konkurentami, księżniczka oświadcza, że poślubi jedynie zwycięzcę igrzysk. Oczywiście Asteriks i Obeliks nie zostawią ziomka w potrzebie i wraz z druidem Panoramiksem również udają się do Grecji. Potęga Rzymu kontra napój magiczny? Nie tylko. Okazuje się, że Brutus też ma pomysł na „doping”, a jego cele nie ograniczają się do zdobycia ręki księżniczki. Siłą tak pozmienianej historii jest włączenie w fabułę filmu epizodów z innych części komiksowego cyklu. Mamy więc i zjazd druidów wymieniających się najnowszymi doświadczeniami, i „próbowaczy” dbających o bezpieczeństwo władcy, i relacje między Cezarem a jego synem. Niezłą zabawą jest odkrywanie tych nawiązań i przyporządkowywanie ich poszczególnym komiksom. Wiec druidów, z którego porwano Panoramiksa, odbywał się w „Asteriksie i Gotach”, „próbowacze” – choć nie przy Cezarze, a przy władczyni Egiptu – byli w „Asteriksie i Kleopatrze”, a Brutus odgrażający się ojcu… no właśnie, pamiętacie, gdzie oprócz „Syna Asteriksa”? Jeśli nie, to zachęcam do poszperania w komiksach, natomiast dla leniwych odpowiedź na naszym forum. Z innych komiksów wzięta jest też postać Cezara, przedstawionego jako skończony narcyz, egotysta i bufon. Znakomicie zostało to przedstawione choćby w „Osiedlu Bogów”, ale i w filmie Alain Delon – abstrahując od złych języków mówiących, że był po prostu sobą – zagrał to wspaniale. Do tego scenarzystom i reżyserom (tak, tak, w liczbie mnogiej – w końcu to superprodukcja!) udało się nie przeszarżować i sceny z Cezarem są równomiernie rozłożone na cały film, przez co nie nudzą i właściwie za każdym razem wywołują uśmiech. To zresztą bodaj najjaśniejszy punkt filmu, humorystycznie i aktorsko – w czym znaczny udział ma też dubbingujący postać Daniel Olbrychski. Jeśli już mowa o dubbingu, to wywołuje on mieszane uczucia. Z jednej strony brak zostających w pamięci na dłużej żartów słownych, a mnogość żenujących nawiązań do współczesnej polityki („mordo ty moja!”) oraz zupełnie nijakie podkłady Borysa Szyca, Sławomira Packa i Tomasza Kota (odpowiednio: Brutus, Asteriks, Romantiks). Z drugiej jednak wspomniany Daniel Olbrychski i przede wszystkim znakomity Jerzy Kryszak w roli Kakofoniksa – zresztą fizycznie niezwykle podobny do widocznego na ekranie Francka Dubosca – kradnący film postaciom pierwszoplanowym. Drugi plan jest zresztą w filmie najlepszy: Cezar i Kakofoniks to prawdziwe perełki tej ekranizacji. Nadspodziewanie dobrze wypada nawet Twardzieusz – Jérôme Le Banner, kickbokser o twarzy niewinnego dziecka, udanie zdubbingowany przez Piotra Zelta. Rola nie jest wielka ani skomplikowana, ale planowany wcześniej Jean Claude Van Damme raczej by się nie sprawdził. Z rolą Twardzieusza wiąże się też jedno ze śladowych nawiązań do komiksu (bo już na przykład opiekujący się Twardzieuszem centurion w filmie nie występuje). Pamiętacie scenę z Galami gnębiącymi rzymskiego mistrza? Gdy wspomagani napojem magicznym wyprzedzali go w biegu, rzucali dalej „oszczepem”, o pojedynku bokserskim nie wspominając? Dzięki efektom specjalnym udało się te sceny wiernie przenieść na ekran i nie pominięto żadnego szczegółu – bohaterów nawet z butów wyrzuca! René Goscinny, Albert Uderzo ‹Asteriks #12: Asteriks na Igrzyskach Olimpijskich›To były nieliczne zalety, a co w filmie szwankuje? Cała reszta, z pomysłem na głównego bohatera na czele. Na pierwszy plan wysuwa się bowiem – zgodnie zresztą z plakatami promocyjnymi – Brutus. To intrygi syna Cezara i jego przygłupich pomagierów są główną osią filmu, a grający go Benoît Poelvoorde otrzymuje większość czasu ekranowego. Niestety są to zwykle sceny oparte na najprostszym, czasem wręcz prostackim humorze i wygrywające cały czas te same cechy charakteru Brutusa: strach przed ojcem i pyszałkowatość wobec wszystkich innych, uzupełnione o ciapowatość i głupotę. Twórcy filmu każą więc śmiać się z nieporadnych wierszydeł opowiadanych księżniczce i z rozstawiania podwładnych po kątach, z wypychania przybocznych do testowania magicznego napoju i z lądowania w rozkroku na rydwanie. Wspólnicy Brutusa są nie tylko równie głupi, ale wręcz fizycznie obrzydliwi – wyglądają jak zapuszczone pokraki i lubują się w zjadaniu robactwa. Nie da się nie zwijać ze śmiechu… Najwyraźniej twórcy próbują dorównać amerykańskiemu kinu rozrywkowemu nie tylko w kwestii budżetu, do czego zresztą przyznają się w wywiadach. Co prawda robiąc ukłon w stronę Hollywood i szerokiej publiczności, mieli nadzieję równocześnie zachować „własną tożsamość” 1), ale to zdecydowanie nie wyszło. Nominalny bohater, Asteriks, wypada bardzo słabo, nie tylko dlatego, że w scenariuszu usunięto go w cień – nawet Obeliks dostał więcej scen – ale też z powodu aktora. Clovis Cornillac jest zupełnie nijaki i wypada dużo, dużo słabiej od Christiana Claviera – a przecież tamten też nie błyszczał na tle Gérarda Depardieu. Nie mówiąc już o zupełnym niedopasowaniu fizycznym tego aktora do roli (Cornillac ma prawie tyle samo wzrostu co Depardieu, wygląda też na zdecydowanie zbyt młodego w porównaniu do reszty głównych bohaterów, gdzie nawet Brutus – nie mówiąc o Obeliksie i Cezarze – jest mężczyzną już w kwiecie wieku). Dobrze natomiast, że twórcy filmu umieją się śmiać ze zmiany aktorów (oprócz Asteriksa na przykład Panoramiks) i nie udają, że nic się nie dzieje. Scena, w której Gal słyszy od dawnego znajomego, że wygląda jakoś inaczej, jest fajnym puszczaniem oka do widza. Innym poważnym problemem „Asteriksa…” jest fragmentaryczność narracji. Film to właściwie zlepek luźno powiązanych skeczy – w większości słabych, tylko nielicznych wywołujących uśmiech, niektórych przesadnie rozciągniętych, innych zbyt krótkich. Zresztą nieumiejętność czasowego rozplanowania fabuły ujawnia się też w innych momentach. Zakończenie – znów efekciarskie w tanim stylu, bo będące kalejdoskopem niepowiązanych scenek z wielkimi gwiazdami sportu – jest zdecydowanie zbyt rozwlekłe, a samo rozwiązanie akcji, od porwania druida do finałowego wyścigu, wręcz umownie zarysowane. W sumie nic dziwnego, jak już się zapowiedziało udział w filmie Zinédine’a Zidane’a czy Tony’ego Parkera, to trzeba było dać im choć minutę na ekranie, nawet jeśli nie ma to większego sensu i związku z fabułą. Zresztą filmowcy chyba przeczuwają miałkość tego zakończenia, bo rzutem na taśmę w epilogu wprowadzają na chwilę najjaśniejszy punkt „ Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra” – Jamela Debbouze czyli Numerabisa. Najnowsza ekranizacja efekciarsko szafuje komputerową grafiką i oszałamia mnogością gwiazd prezentowanych na ekranie (i gwiazdek, bo przed widzami defilują też śliczne modelki), ale poza tym jest pusta jak wydmuszka – tak fabularnie, jak i humorystycznie. Nawet nieźle sprawdza się jako widowisko na dużym ekranie – w tym zakresie Francuzi rzeczywiście odrobili lekcję i pokazali, że śmiało mogą konkurować z Fabryką Snów. Gorzej, że „Asteriks na olimpiadzie” z humorem niskich lotów i bardzo luźnymi nawiązaniami do pierwowzoru nie sprawdza się ani jako godna zapamiętania komedia, ani jako adaptacja. Tymczasem wznowiony właśnie komiks na tle filmu prezentuje się wręcz znakomicie. Nic dziwnego zresztą, jest to jedna z najlepszych części cyklu. Kilka scen – na przykład Obeliks proponujący zupę grzybową, Twardzieusz mówiący, że został pokonany przez „grubego z krótką klatką piersiową”, czy Gal zastanawiający się, co zrobić z amforą bez zastawu – to prawdziwa eksplozja humoru słownego i sytuacyjnego. Genialnie przedstawiono życie sportowców: centurion dogadzający swemu mistrzowi, atleci porażeni duchem defetyzmu czy chęć wygrania za wszelką cenę. Zresztą w ogóle komiksowy „Asteriks na igrzyskach olimpijskich” ma dużo więcej wspólnego z tematem olimpiady. Mniej lub bardziej wyśmiewany jest nie tylko problem dopingu, ale też szaleństwo masowych pielgrzymek na igrzyska, zachowanie kibiców czy finansowa strona wielkich imprez sportowych. Bardzo zabawna rozrywka, a głębiej niegłupia i trafna satyra. Jednym słowem – znakomita odtrutka po przeciętnym filmie!
|