East Side Story: Swoi wśród obcych, obcy wśród swoich [Dmitri Meskhiyev „Nasi” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Nasi” Dmitrija Mieschijewa zdobyli przed czterema laty w Rosji spory rozgłos. Po raz pierwszy bowiem na ekranach rosyjskich kin zagościł film, w którym tak otwarcie mówiono o najbardziej wstydliwym epizodzie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – masowej kolaboracji obywateli ojczyzny światowego proletariatu z hitlerowcami. Wcześniej, jeśli temat ten w ogóle pojawiał się w dziełach filmowych, to jedynie na marginesie i z odpowiednim odautorskim komentarzem.
East Side Story: Swoi wśród obcych, obcy wśród swoich [Dmitri Meskhiyev „Nasi” - recenzja]„Nasi” Dmitrija Mieschijewa zdobyli przed czterema laty w Rosji spory rozgłos. Po raz pierwszy bowiem na ekranach rosyjskich kin zagościł film, w którym tak otwarcie mówiono o najbardziej wstydliwym epizodzie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – masowej kolaboracji obywateli ojczyzny światowego proletariatu z hitlerowcami. Wcześniej, jeśli temat ten w ogóle pojawiał się w dziełach filmowych, to jedynie na marginesie i z odpowiednim odautorskim komentarzem.
Temat kolaboracji obywateli Związku Radzieckiego z hitlerowskim okupantem podczas II wojny światowej był w Rosji przez całe dziesięciolecia tematem tabu. Kłóciło się to bowiem z propagandowym obrazem sowieckich komunistów, którzy jak jeden mąż wystąpili w równym szeregu, aby rozprawić się z morderczym najeźdźcą. Tymczasem prawda była zupełnie inna. W pierwszych miesiącach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej według różnych źródeł nawet do trzech milionów krasnoarmiejców mogło wpaść lub też dobrowolnie oddać się do niemieckiej niewoli, między innymi po to, aby zamienić mundur i walczyć dalej – tym razem przeciwko Armii Czerwonej. W historiografii radzieckiej wątek ten starannie przemilczano. Wszystkiego jednak pod dywan zamieść się nie udało. O kolaboracji narodów ZSRR z III Rzeszą pisano bowiem na Zachodzie, a jednym z pierwszych, którzy temat ten postanowili szczegółowo spenetrować, był polski pisarz Józef Mackiewicz.1)Jednak nie tylko byli sowieccy żołnierze, jak można by się spodziewać, podejmowali współpracę z okupantem. Nie stroniła od tego również ludność cywilna, która – mocno doświadczona w latach 30. najpierw z powodu kolektywizacji rolnictwa, a następnie czystek w aparacie partyjnym i w wojsku – darzyła władzę sowiecką zwierzęcą wręcz nienawiścią. Z dużym nasileniem zjawiska te wystąpiły zwłaszcza na wschodniej Białorusi i Ukrainie, gdzie ludność wiejska sama organizowała się w grupy, które wyłapywały po lasach maruderów z Armii Czerwonej – jednych mordowano od razu, innych oddawano w ręce Niemców, licząc na odpowiednie nagrody. W kinematografii radzieckiej związane z tym dylematy moralne przedstawiła ponad trzy dekady temu nieżyjąca już Larisa Szepitko w słynnym „Wniebowstąpieniu”. Na kolejny równie ważny film podejmujący temat kolaboracji Rosjan z hitlerowcami musieliśmy czekać aż do 2004 roku. „Naszych” (choć mam wrażenie, że lepiej jednak sprawdziłby się oryginalny tytuł rosyjski – „Swoi”) nakręcił Dmitrij Mieschijew, reżyser doświadczony, ale do tej pory niemogący się poszczycić szczególnymi osiągnięciami. Bardziej znany w filmowym światku jest natomiast scenarzysta obrazu – Walentin Czernych. Akcja filmu rozpoczyna się latem 1941 roku, zaledwie kilka tygodni po hitlerowskim ataku na Związek Radziecki. Armia niemiecka posuwa się naprzód w takim tempie, że kolejne całkowicie zaskoczone jednostki sowieckie bez większego oporu wpadają w ręce Wehrmachtu. To samo spotyka w niewielkim miasteczku, zapewne gdzieś na Białorusi albo Ukrainie, enkawudzistę granego przez Siergieja Garmasza (znanego głównie z dwóch filmów nominowanych w tym roku do Oscara: „Katynia” Andrzeja Wajdy oraz „12” Nikity Michałkowa. Ma on jednak na tyle opanowania i oleju w głowie, by w ostatniej chwili, korzystając z panującego wokół chaosu, zrzucić mundur czekisty i przebrać się w cywilne ciuchy. Dzięki temu ratuje życie. Trafia jedynie do niewoli, z której jednak w odpowiednim momencie udaje mu się uciec razem z dwójką innych żołnierzy. Szeregowiec Mitka, świetny snajper, który fachu wyuczył się podczas wojny zimowej z Finlandią, prowadzi enkawudzistę i trzeciego uciekiniera, Żyda Liwszyca, armijnego politruka, do swojej rodzinnej wsi, mając nadzieję, że wszyscy znajdą schronienie w gospodarstwie ojca. Ogromnym zaskoczeniem będzie dla zbiegłych jeńców fakt, że praktycznie żaden z mieszkańców wsi nie rozpacza z powodu utraconej wolności; więcej nawet – niektórzy cieszą się z nastania hitlerowskiej władzy i chętnie z nią współpracują. Starzec Iwan Pietrowicz, ojciec Mitki, na którego pomoc liczyli (a którego, po raz kolejny zresztą, fenomenalnie zagrał Bohdan Stupka, znany między innymi z ról w polskich produkcjach „Ogniem i mieczem” i „Stara baśń” oraz rosyjsko-ukraińskiej koprodukcji „Kierowca Wiery”), został nawet za zgodą Niemców mianowany nowym sołtysem. Nic więc dziwnego, że politruk i czekista drżą o swoje życie, podejrzewając, że Mitka wraz z ojcem będą chcieli pozbyć się niewygodnych gości. Z biegiem czasu atmosfera zaczyna się zagęszczać. Tym bardziej że kolaborancka policja złożona z miejscowych chłopów rozpoczyna po okolicznych wsiach poszukiwania uciekinierów. Stojący na jej czele Nikołaj Iwanowicz (w tej roli Fiodor Bondarczuk, reżyser „9 kompanii” i syn legendarnego Siergieja) podejrzewa, że starzec może wiedzieć znacznie więcej, niż w rzeczywistości mówi. W efekcie próbuje szantażem zmusić go do uległości. Iwan Pietrowicz staje tym samym przed iście diabolicznym wyborem – albo wyda zbiegów, albo straci najbliższe sobie osoby. Nie ma chyba na Ukrainie ani w Rosji aktora, który z równym co Stupka tragizmem i heroizmem oddałby emocje targające starcem. Nienawidzący władzy radzieckiej, przed wojną zesłany na Syberię za kułactwo Iwan Pietrowicz ma teraz świetną okazję, aby zemścić się na tych, którzy byli tej władzy fundamentami – oficerze NKWD i wojskowym oficerze politycznym. Z drugiej jednak strony starzec jest chrześcijaninem, nieobce są mu więc odwieczne dylematy: czy chcąc ratować jednych, może skazywać na śmierć innych? Co posłuży mu przed Bogiem za usprawiedliwienie, jeśli w oczywisty sposób złamie jedno z Jego najważniejszych przykazań? Czy zdoła zatem znaleźć trzecie rozwiązanie, które pozwoli mu nie wydawać na śmierć zbiegów i jednocześnie uratować aresztowanych członków rodziny…? Kreacja Stupki w roli nie tylko patriarchy rodu, ale opiekuna całej wsi przywodzi na myśl Władysława Hańczę – odtwórcę roli Boryny w ekranizacji „Chłopów”. Z obu postaci emanuje ta sama siła i odpowiedzialność za los drugiego człowieka. Obaj aktorzy pod maską nieustępliwości kryją te same cechy charakteryzujące każdego głęboko wierzącego chrześcijanina – dobroć i sprawiedliwość. Pewien jestem, że gdyby Boryna znalazł się na miejscu Iwana Pietrowicza, zapewne postąpiłby dokładnie tak samo jak on. Wielkim atutem „Naszych” są wspomniane już wcześniej wybitne kreacje aktorskie: Stupka, Garmasz i Bondarczuk junior wznoszą się na wyżyny swoich możliwości. Grzechem byłoby jednak nie pochwalić również aktorów drugiego planu: Michaiła Jewlanowa jako młodego snajpera Mitkę, Konstantina Chabenskiego (znanego między innymi z roli Antona Gorodeckiego w ekranizacjach „Patroli” Siergieja Łukjanienki) w roli politruka Liwszyca, wreszcie Annę Michałkową (prywatnie starszą córkę Nikity Michałkowa) grającą Katię, w której zadurzył się szef policji Nikołaj Iwanowicz, co notabene stanie się przyczyną wielu tragicznych zdarzeń… Wielkie brawa należą się jednak również operatorowi Siergiejowi Maczylskiemu, który – podobnie jak i Garmasz – jest od lat stałym współpracownikiem Mieschijewa. Zdjęcia to bowiem prawdziwy majstersztyk. Przede wszystkim świetnym pomysłem było nakręcenie wszystkiego w sepii, co dodaje filmowi niepowtarzalnego, nieco staroświeckiego, klimatu. Spodobać mogą się także nieliczne sceny potyczek. Mimo że posłużono się w nich nagminnie powielanymi od czasu „Matriksa” w filmach sensacyjnych i wojennych spowolnieniami kadrów, w tym wypadku sprawdziło się to doskonale, pozwalając na przedstawienie szczegółów, które normalnie mogłyby ujść uwadze widza. Pracę Maczylskiego doceniło również jury przyznające od sześciu lat prestiżową w Rosji nagrodę filmową Złotego Orła za 2004 rok. Poza operatorem wyróżnieni zostali też Siergiej Garmasz (za najlepszą pierwszoplanową rolę męską) oraz Walentin Czernych (najlepszy scenariusz). Może nieco dziwić, że nie nagrodzono za rolę w „Naszych” Bohdana Stupki, ale aktor ten zgarnął odpowiednią statuetkę za postać generała Sierowa w „Kierowcy Wiery” (najlepsza rola drugoplanowa). „Nasi” to bardzo gęsty od emocji psychologiczny dramat rozgrywający się w wojennej scenerii. Fascynujący przede wszystkim dlatego, że Zło miesza się w nim z Dobrem i praktycznie do ostatniej minuty nie możemy być pewni, która ze stron tego odwiecznego w naturze ludzkiej konfliktu zwycięży. W Polsce film taki powstać raczej by nie mógł, choćby z tego powodu, że kolaboracja z hitlerowskimi okupantami nad Wisłą nigdy nie przybrała takich rozmiarów jak w Związku Radzieckim. „Wyrok na Franciszka Kłosa” Andrzeja Wajdy oraz „Młyn nad Lutynią” Jerzego Domaradzkiego w zasadzie wyczerpują temat. A skoro tak, nie pozostaje nam nic innego jak spoglądanie na wschód. Choćby z nadzieją, że kiedyś Rosjanie zdecydują się na nakręcenie obiektywnego filmu o generale Własowie.  1) Kilka powieści Józefa Mackiewicza w mniejszym lub większym stopniu dotyka problemu kolaboracji obywateli ZSRR z hitlerowcami. W całości praktycznie tematowi temu poświęcona jest „Kontra” (będąca swoistą odpowiedzią na kłamstwa zawarte w „Cichym Donie” Michaiła Szołochowa), ale odpowiednie fragmenty można znaleźć również w „Sprawie pułkownika Miasojedowa” oraz „Lewej wolnej”. W ostatnich latach jednak coraz częściej zajmują się tym epizodem wojny niemiecko-radzieckiej historycy, także polscy – chociażby Jarosław W. Gdański w „Zapomnianych żołnierzach Hitlera”.
|
Ciekawy tekst. Recenzje mało znanych w Polsce filmów - gratulacje. Może warto było wspomnieć inny, świetny film o nieco zbliżonej tematyce: "We mgle" Łoźnicy?