I choć najsłynniejszym szpiegiem czasów pierwszej wojny światowej pozostanie już na zawsze holenderska tancerka i luksusowa prostytutka Mata Hari, nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej podjąć próbę przyćmienia jej sławy. Podjęli się tego scenarzysta Fabien Nury i rysownik Pierre Alary, którzy na potrzeby komiksu „Silas Corey” stworzyli postać nieuchwytnego Aquili.
Historia w obrazkach: Każdy szpieg ma w sobie coś z Maty Hari
[Pierre Alary, Fabien Nury „Silas Corey #1: Siatka Aquili 1/2” - recenzja]
I choć najsłynniejszym szpiegiem czasów pierwszej wojny światowej pozostanie już na zawsze holenderska tancerka i luksusowa prostytutka Mata Hari, nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej podjąć próbę przyćmienia jej sławy. Podjęli się tego scenarzysta Fabien Nury i rysownik Pierre Alary, którzy na potrzeby komiksu „Silas Corey” stworzyli postać nieuchwytnego Aquili.
Pierre Alary, Fabien Nury
‹Silas Corey #1: Siatka Aquili 1/2›
Przyglądając się pierwszej wojnie światowej przez pryzmat katastrofy, która nawiedziła Europę i świat dwie dekady po niej, można mieć nieco skrzywione spojrzenie na sytuację. Takie mają chociażby Polacy, patrzący na wydarzenia z lat 1914-1918 oczyma romantyków. Dostrzegamy bowiem przede wszystkim Legiony Piłsudskiego (i ich bohaterski szlak bojowy), zakończone sukcesem – na który złożyło się zresztą wiele czynników – powstanie wielkopolskie, w końcu – odbudowę państwowości polskiej. Często zapominamy o ofiarach, jakie ten konflikt pochłonął, bo przecież w czasie okupacji hitlerowskiej i sowieckiej ponieśliśmy ich znacznie więcej. Zupełnie inaczej niż Francuzi, u których hasło „pierwsza wojna światowa” wywołuje jednoznacznie straszliwe skojarzenia. To dwie bitwy nad rzeką Marną, bitwa nad Somą i wielomiesięczne zmagania o Verdun, jak również rozgrywane na terytorium Belgii batalie pod Ypres i pod Passchendaele – wszystkie naznaczone gigantycznymi, liczonymi w setkach tysięcy, a nawet przekraczającymi milion istnień, stratami po obu stronach barykady.
Może dlatego właśnie ten konflikt z Niemcami jest – równie często jak druga wojna światowa (vide „
Ruch oporu”, „
Lot kruka”) – tak chętnie wykorzystywany przez francuskich autorów komiksowych jako tło do wymyślanych przez nich fabuł. Wystarczy przywołać nie tak dawno recenzowanych w tym cyklu, także wydanych przez Taurus Media, „
Wartowników” Xaviera Dorisona i Enrique Breccii. Teraz z kolei dostajemy do rąk część pierwszą dylogii szpiegowsko-wojennej „Silas Corey: Siatka Aquili”, pod którą podpisali się: dobrze już znany w naszym kraju scenarzysta Fabien Nury („
W.E.S.T.”, „
Jam jest Legion”, „
Śmierć Stalina”) oraz debiutujący nad Wisłą rysownik Pierre Alary (rocznik 1970). Alary’ego pociągają opowieści przygodowe – niekiedy z domieszką historii („Belladone”, 2004-2007), to znów fantastyki („Les Échaudeurs des ténèbres”, 2001-2003) bądź baśni („Sinbad”, 2008-2010) – więc i w formule szpiegowskiej, z mocno rozwiniętym wątkiem awanturniczym, sprawdza się nieźle.
Akcja tomu pierwszego „Silasa Coreya” rozpoczyna się wiosną 1917 roku. Choć obie strony konfliktu wykrwawiają się już od trzech lat, końca wojny nie widać; więcej nawet – wciąż niewielkie są szanse na całkowite wypchnięcie Niemców z terytorium Francji. Krajem rządzi, uważany za germanofila, prominentny polityk antywojennej Partii Radykalnej (to jej potoczna wówczas nazwa), premier Joseph Caillaux; za głównego przeciwnika ma natomiast, sprawującego ten urząd kilka lat wcześniej i ciągle marzącego o powrocie na stołek Georges’a Clemenceau (zwanego „Tygrysem”), który do walki z rządem wykorzystuje nie tylko forum parlamentu, ale także kontrolowaną przez siebie gazetę „L’Homme Enchaîné”. I tu trzeba interweniować. Caillaux, owszem, był szefem rządu, ale przez kilka miesięcy pomiędzy 1911 a 1912 rokiem; w czasie kiedy toczy się akcja komiksu urząd premiera sprawował Alexandre Ribot (do września 1917), a po nim przez dwa miesiące Paul Painlevé, który szybko ustąpił miejsca… Georges’owi Clemenceau (w połowie listopada 1917 roku). To lekkie naciągnięcie czasu można jednak Nury’emu wybaczyć, albowiem Caillaux rzeczywiście prowadził podczas wojny aktywną politykę pacyfistyczną (a więc i w jakimś stopniu proniemiecką), za co został nawet w styczniu 1918 roku aresztowany i skazany na rok odsiadki w paryskim więzieniu La Santé (po wojnie go zrehabilitowano). Jako adwersarz „Tygrysa” – zaprzysięgłego wroga Niemiec – nadawał się więc znakomicie.
Wróćmy jednak do fabuły. Wiosną 1917 roku w armii francuskiej wybuchają bunty, które grożą nawet załamaniem linii frontu i ostateczną klęską. Odpowiedzi na pytanie, co jest ich rzeczywistą przyczyną, szuka między innymi wywiad francuski. W tym samym czasie Clemenceau za sprawą pracującego dla niego reportera Hectora Caselli próbuje zdobyć dowody na powiązania premiera Caillaux z „mamą” Zarkoff, właścicielką zakładów zbrojeniowych, podejrzewaną nie tylko o sprzedaż broni, ale i tajemnic państwowych wszystkim krajom uczestniczącym w wojnie. Przy okazji dziennikarz wpada na ślad szpiega niemieckiego, którego powiązania prowadzą do neutralnej Szwajcarii. Podczas rozmowy telefonicznej Casella informuje Clemenceau, że jest w posiadaniu ważnego dowodu, chwilę później w słuchawce słychać jednak strzały, po czym reporter znika. „Tygrys” postanawia za wszelką cenę go odnaleźć, dlatego też wynajmuje Silasa Coreya – w zamierzchłych, przedwojennych czasach pracownika L’Humanité”, potem żołnierza, który po dwóch latach spędzonych na froncie został zdemobilizowany. Teraz Corey jest detektywem, choć i do tego nie ma prawa, bo jego agencję rozwiązano, kiedy udowodniono mu nielojalność wobec klienta.
Ale Clemenceau potrzebuje takiego właśnie człowieka – pewnego siebie i bezwzględnego, dążącego do celu po trupach. Tyle że Corey jest sprzedajny jak mało kto i szybko przyjmuje też kolejne oferty – od wywiadu wojskowego i Celestine Zarkoff. W efekcie trudno stwierdzić, wobec kogo ostatecznie ma zamiar być lojalny, gdy uda mu się już dopaść Casellę. Inna sprawa, że droga do tego jest długa i kręta. „Siatka Aquili” to świetnie napisana opowieść szpiegowska, której smaku dodają jeszcze wątki poboczne – melodramatyczny (Silas spotyka na swej drodze dawną kochankę, Marthę Betenfeld) oraz polityczny (walka toczona przez Clemenceau o powrót na urząd premiera). Są też i elementy humorystyczne, za które odpowiada przede wszystkim Nam – służący Coreya, Azjata, który z miejsca przywodzi na myśl Cato Fonga, lokaja i pomocnika inspektora Clouseau, choć bez dwóch zdań jest od niego dużo bardziej rozgarnięty. W komiksie Nury’ego i Alary’ego nie brakuje niczego – są bezwzględni wrodzy szpiedzy, sprzedajni politycy, chciwi przedsiębiorcy i łatwo dający się wywieść w pole agenci wywiadu; są piękne kobiety (jedna z nich, w co trudno uwierzyć, jest Niemką) i sceny pojedynków, pogonie i wybuchy. Słowem: cały asortyment klasycznej opowieści szpiegowskiej.
Znalazło się też jednak, co warto podkreślić, miejsce na chwilę zadumy i refleksji nad skutkami psychologicznymi wojny. Gdy w pewnym momencie, zmartwiona jego postępowaniem i nieznanymi jej wcześniej cechami charakteru mężczyzny Martha pyta, co się z nim stało – był przecież „dobrym dziennikarzem” i „dobrym żołnierzem” – stwierdza krótko (ale też dłuższa odpowiedź nie jest potrzebna): „Poszedłem na wojnę”. Rysunki Alary’ego, choć utrzymane są w konwencji realistycznej, typowej dla „produkcji” frankofońskich, mają mimo wszystko nieco odmienny charakter (co przejawia się głównie, choć nie tylko, w kreacji postaci). Jakby autor próbował mrugnąć do nas okiem i dać sygnał, abyśmy mimo wszystko nie traktowali tej historii tak śmiertelnie poważnie. Pobrzmiewają w tych rysunkach również dalekie echa impresjonizmu francuskiego – z jego uwypukleniem koloru i gry światłami – zaadaptowanego jednak na potrzeby jak najbardziej współczesnego komiksu. Podsumowując: „Silasa Coreya” nie tylko świetnie się czyta, ale dużą przyjemność przynosi również „lektura” jego strony graficznej.