Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Punkt krytyczny: Doktryna szoku

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Cetnarowski, Michał Foerster
« 1 2 3

Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Punkt krytyczny: Doktryna szoku

Wracając do tematu – no właśnie nie wiem, czy Lovecraft też nie stosował swoiście rozumianej strategii szoku… Dziś został z niego – świetny, bez dwóch zdań – metafizyczny niepokój, liczba kontynuatorów zapłodnionych jego estetyką i ideą mówi zresztą sama za siebie. Ale czym innym – w czasach, kiedy pisał – były te wszystkie „bluźniercze rytuały”, „mroczne bestie”, „okropne deformacje ciał”, „niewypowiedziane koszmary” – jak nie próbą oddziaływania na czytelnika także na poziomie biologicznym, tak śmiałą, jak pozwalała ówczesna obyczajowość i tradycja literacka? Dziś została z tego tylko owa „metafizyka”, Lovecraftowskie lęki – co nie dziwi; wystarczy porównać jakikolwiek tekst Lovecrafta z „Dziewczyną z sąsiedztwa” Ketchuma, której zresztą nie doczytałem do końca, żeby zobaczyć, co trzeba zrobić, żeby zszokować widza obecnie – no ale kiedyś, mam wrażenie, to było także trochę takie bieda-gore. Gdyby było tylko tym, to dziś nie zostałoby z tego nic oprócz wzmianki w amerykańskich podręcznikach historii literatury.
Ketchum zresztą wydaje mi się niezłym tropem. Czemu jego książka może odrzucać, wywołać tak mocne wrażenia, do absmaku włącznie? Ponieważ – podrasowana fikcją – opisuje coś, co się stało naprawdę. Tutaj straszy nie sam opis – nie stylistyka tekstu – przeciwnie, im on spokojniejszy, tym tekst wydaje się cięższy; tylko twoja wiedza o tym, co legło u podstaw całej historii. Kiedy znasz okoliczności powstania, spokojne stylistycznie, „usypiające” „Z zimna krwią” Capote’a zawsze będzie mocniejsze o kilka rzędów wielkości od każdego „Hellraisera”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Patrz na „Łaskawe” Littela i „Życie i los” Grossmana. Jeden i drugi tekst opisują podobnie okrutne aspekty II wojny światowej. Jeśli chodzi o eksponowanie okropieństw, Littel wydaje się nawet bardziej dosłowny. Jedna i druga powieść to też beletrystyka, fikcja – tzn. tekst Grossmana, uczestnika wielkiej wojny ojczyźnianej, to też nie jest dosłowny reportaż. No a jednak to właśnie „Życie i los” chyba mocniej chwyta za serce; trzymając się kategorii horroru, choć to tu nie wystarcza: naprawdę jeży włos na głowie. Jeśli to prawda, działoby się tak dlatego, bo, mam wrażenie, czujesz za tym tekstem prawdziwe cierpienie, autora, ludzi, którzy dali mu podstawę do budowania poszczególnych bohaterów; za każdym napisanym słowem kryją się dziesiątki takich, których nie napisano, ale które je dopowiadają. Co by nie mówić, autorowi udało się uchwycić jakąś – być może straszną, ciężką do przyswojenia – „prawdę”, uniwersalną mądrość. „Łaskawe” w tym kontekście to raczej tylko sztuka dla sztuki; skonstruowany umiejętnie – ale jednak wodewil z niezdrowo fascynującą krwią wylewaną na scenę.
MF: No nie, teraz to ty mnie podpuszczasz. Twierdzenie, że „Łaskawe” to sztuka dla sztuki jest co najmniej grubą przesadą. W ten sam sposób moglibyśmy ocenić „Boską komedię” – przecież Dante też naprawdę nie spacerował z Wergilim po zaświatach. Powieść Littella – po części masz rację – jest niezdrową fascynacją przemocą i okropieństwem. Ale znowu trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego? No, skoro już mnie podpuściłeś, to odpowiem.
Przede wszystkim dlatego, że narrację prowadzi nazista. Maksymilian Aue jest nie tylko jednym ze zbrodniarzy, ale także idealistą, człowiekiem, który wierzy w sen o III Rzeszy. W sen o idealnym obozie koncentracyjnym dla wszystkich ludzi, gdzie każda funkcja życiowa, gdzie nagie życie – by skorzystać z terminologii Giorgio Agambena – podporządkowane jest bezpośrednio władzy. Littell daje nam opowieść nazisty, a co więcej sprawia, że czytelnik zaczyna sam może nie fascynować się, ale trochę wczuwać w myślenie Auego. Robi to pisarz z tego powodu, aby pochwycić czytelnika w pułapkę. Babrząc się jako czytelnicy w opisywanych ohydztwach, pokazujemy sami sobie, że – być może – tak samo byśmy się babrali w prawdziwej zbrodni, gdyby zmusiły nas do tego okoliczności.
Pytanie, kto jest odpowiedzialny za Holokaust, wcale nie przebrzmiało. Europa – zdaje się mówić Littell – załagodziła tylko horror II wojny, przyklepała koszmar. A zbrodnia wciąż jest pośród nas, obóz koncentracyjny wyłazi w Bośni i Hercegowinie, wyłazi w polityce wobec uchodźców, wreszcie w coraz większej dominacji państwa i prawa nad życiem obywateli.
Fascynacja zbrodnią, o której wspomniałeś, jest w każdym z nas. Możemy teraz wrócić do początkowego pytania, kiedy zastanawialiśmy się, jak to jest, że zbrodnia tak nam się podoba? Dlaczego oglądamy zamaskowanych facetów biegających z tasakami w kinie, dlaczego czytamy Palahniuka? Może dlatego, że sami mamy w sobie takiego Maksymiliana Auego? Chcemy być kultystami Cthulhu, tylko normy społeczne nie pozwalają wyleźć bestii na zewnątrz. Przynajmniej taką tezę stawiają „Łaskawe”.
Twoje stwierdzenie, że „Życie i los” jest wspaniałą książką, bo ma za sobą realne przeżycia realnego człowieka, oprócz tego, że zdaje mi się niesprawiedliwe, świadczy o pewnej istotnej kwestii, o której nie wspomnieliśmy. Zwróć uwagę, jak dotąd zgadzamy się co do faktu, że najstraszniejsze w horrorze jest działanie człowieka, nie zaś nadprzyrodzonych potworów z wymiaru X. Od literatury – a więc również od horroru – chcemy narracji o rzeczywistości (rozumianej jako coś, co nas dotyczy). A narracja oznacza próbę uporządkowania; opowieść łączy chaos życia. Horror byłby zatem powodowany pragnieniem, aby cierpienie również miało sens, żeby można było je w jakiś sposób opowiedzieć, bo tylko to, co opowiedziane, ma sens. Nie chodzi mi tutaj o banalne oswajanie strachu, o którym zwykle mówi się w kontekście horrorów. Jeśli by tak było, jakim oswajaniem jest twórczość Lovecrafta? Albo „Droga” McCarthy’ego? Nie, myślę, że czytelnik pragnie przede wszystkim sensu. Groza dzięki temu nie staje się mniej groźna, a zbrodnia łatwiejsza do przebaczenia – za to stwarza przestrzeń dla zrozumienia.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Oczywiście daleki jestem od twierdzenia, że zadaniem literatury jest tłumaczenie czegokolwiek. Wręcz przeciwnie, mimo ogromnej liczby książek na temat II wojny i Szoah nadal niewiele na ten temat wiemy. (Notabene, ową niewiedzę świetnie pokazuje „Los utracony” Imre Kertesza). Literatura grozy, mam wrażenie, jest jednym z najtrudniejszych gatunków, bo stawia sobie za cel próbę opowiedzenia cierpienia. A przecież cierpienie i śmierć są jedną z największych tajemnic człowieka.
MC: Tu nie chodzi o nasycenie tekstu wątkami autobiograficznymi. Dante i Grossman dotarli do jakiejś prawdy o człowieku – rozumianej metaforycznie, niekoniecznie związanej z „prawdą faktograficzną” opisywanych wydarzeń (gdyby zachodziła taka zależność, jedynymi wartościowymi tekstami byłyby reportaże). A Littel doskonale odrobił zadanie domowe na temat tego, jak sprawić, żeby informacja o książce trafiła na pierwsze strony gazet (napisać kontrowersyjnie o Żydach). To jest stwierdzenie na pewno krzywdzące, zapewne naciągane, niepełne, tym bardziej nie będę go uparcie bronił – no ale takie odczytanie też się pojawia na obrzeżach szumu wokół „Łaskawych”. Wzięta z teologii Jerzego Nowosielskiego interpretacja świata jako niekończącego się obozu koncentracyjnego – metafizycznie jak najbardziej wstrząsająca – byłaby tu wtedy jednak wtórna, jeśli zamieszczona w tekście, to raczej nieintencjonalnie. Tu zresztą spotykałby się Littel z Palahniukiem – na początku obaj chcieli zaszokować.
MF: Tu się nie mogę zgodzić. W „Łaskawych” widzę raczej literacką realizację filozofii Waltera Benjamina, Michela Foulcaulta czy – kontynuującego ich dzieło – Giorgio Agambena. Marzeniem głównego bohatera jest idealny nadzór, doskonały panoptykon.
MC: Natomiast to, co piszesz o horrorze jako kluczu do porządkowania rzeczywistości, pochodnej poszukiwania sensu w morzu bezsensu – to jest stwierdzenie świetne. Ja przy tym mam na ten temat jeszcze jedną teorię, a nawet dwie (a jakże). Pierwsza tłumaczyłaby rzecz w duchu swoiście rozumianego „literackiego materializmu dialektycznego” (czyli utylitarnie): autorzy wybierają konwencję horroru, bo tylko w niej w literaturze popularnej można jeszcze pisać fabuły bez happy endów. Literatura popularna została zdominowana przez schematy umożliwiające sequele i przez rozwiązania fabularne, które nie spowodują zbyt dużego niepokoju u czytelnika (zgodnie z uwagą poczynioną przez Eco w „Supermanie w literaturze masowej”). Poplit ma głaskać, emocjonalnie uspokajać, rozprężać ułudą porządku (życie w ujęciu scjentystycznym nie zna pojęcia puenty); nie dopuszczać do czytelnika myśli o beznamiętnym okrucieństwie bądź surowej niezwykłości świata. Horror również nie jest wolny od podobnych naleciałości – ale tu łatwiej o zrobienie kroku w bok, anarchistyczne wyłamanie się z dyktatu zachowawczości. Najlepszym przykładem byłyby tu wtedy teksty Łukasza Orbitowskiego czy niektóre opowiadania Kuby Małeckiego (np. „Za godzinę powinna tu być”) – scenograficznie (zwłaszcza u Orbitowskiego) mocno zapożyczone w plastikowym bestiariuszu klasycznego kingowskiego horroru, ale na poziomie emocji, warstwy psychologiczno-obyczajowej – podążające zupełnie osobnymi ścieżkami.
Druga hipoteza – niesprzeczna z pierwszą – związana jest z teorią horroru jako konwencji, w której „pierwiastek straszący” ma związek z metafizyczną rysą świata, nadprzyrodzonym pęknięciem, przez które do naszego życia przedostaje się nieznane. Dziś to definicja nieco już niewystarczająca (większość slasherów czy filmów gore ucieka od pierwiastków metafizycznych w fabule – choć przecież taki Jigsaw z „Piły” nosi jak najbardziej znamiona gnostyckiego, zdeprawowanego demiurga), niemniej niebezpodstawnie mocno zakorzeniona w myśleniu o horrorze. Czy zatem rosnąca wykładniczo popularność horroru nie byłaby negatywem tęsknot metafizycznych ludzi, żyjących w coraz bardziej materialistycznej cywilizacji konsumpcji, nastawionej tylko na tu i teraz, mamiącej obietnicą doczesnej nieśmiertelności? (Zgodnie z tym paradygmatem 70-letni Al Pacino farbuje siwe włosy, żeby wciąż grać przed swoimi fankami rolę „Ala Pacino”, jurnego amanta.) Nie umiemy już nie tylko rozmawiać, ale i myśleć w wymiarze eschatologicznym; przestaliśmy rozumieć język religii, odrąbaliśmy się od korzenia mitu – ale być może na dłuższą metę duszy oszukać się nie da. (Horror byłby wtedy ersatzem wykpiwanej religii.) Stąd nowe krwawe mitologie i wynikające z tęsknoty za odpowiedziami, przefiltrowane przez estetykę koszmaru – sny o nienazwanym.
koniec
« 1 2 3
8 marca 2010

Komentarze

09 III 2010   12:18:06

W kwestii Lovecrafta... Wydaje mi się, że siłą Lovecrafta był dystans do opisu. Jego opisy są właściwie raptem wskazaniem, rzuceniem hasła. Nie mają w sobie nic epatującego dosłownością. Co to znaczy "ohydna deformacja"? Jak wygląda plugawy rytuał"? Czym jest "bluźniercza potworność zrodzona pod nienazwanymi gwiazdami"? Lub "niewypowiedziany koszmar przywołany z kosmicznych otchłani"?(frazy wymyślane są przeze mnie teraz ad hoc). Sedno w tym, że on tymi frazami jedynie "trącał struny" podświadomości, która generowała odpowiednie emocje.
Odwołam się w tym miejscu do Lumley'a, lecz wbrew pozorom nie do jego Titusa Crowa, lecz do tytułu całkowicie pozbawionego "lovecraftyzmu" - do "Domu pełnego drzwi". To jedyny horror, który po przeczytaniu wywołał u mnie koszmary senne. A powód był prosty - Lumley podstępnie zmusił mnie do zadania sobie jednego pytania: czym byłoby TWOJE piekło?
Mięso, krew, podroby, cały gore nie mogą straszyć. Mają brzydzić, wywoływać grymas. Żeby wywołać strach, trzeba zmusić do myślenia.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Burza nad fikcją. Historia w fantastyce
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster, Radosław Wiśniewski

Kongres lemologiczny albo fiasko, czyli podróż czwarta
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Tegoż twórcy

To czego nie można odtworzyć
— Dawid Kantor

Parental Advisory Explicit Content
— Jacek Jaciubek

Mniej grozy, więcej refleksji
— Jacek Jaciubek

O świecie, gdzie na co dzień gwałci się arbuzy
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Październik 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Cudzego nie znacie: Świat na żywo jest nie do przyjęcia
— Mieszko B. Wandowicz

Nie ma takich na świecie, ale bywają w nas
— Mieszko B. Wandowicz

W tym dobrym świecie żyli źli ludzie
— Mieszko B. Wandowicz

Banalność zła
— Jędrzej Burszta

Cudzego nie znacie: Sowy płaczą nad okrutnym światem
— Mieszko B. Wandowicz

Tegoż autora

Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster

Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster

Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster

Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.