Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Testament samobójcy›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTestament samobójcy
Data wydania1972
Autor
Wydawca Czytelnik
CyklMecenas Mieczysław Ruszyński
SeriaZ jamnikiem
Gatunekleksykon / poradnik
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Niebezpiecznie jest być rzemieślnikiem
[Jerzy Edigey „Testament samobójcy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Minęło już pół wieku od premiery „Testamentu samobójcy” Jerzego Edigeya – „powieści milicyjnej”, której głównym bohaterem jest bardzo lubiany przez czytelników adwokat Mieczysław Ruszyński. Choć każde jego pojawienie się na kartach książki wiąże się z odpowiednią dawką humoru, sama historia zabawna na pewno nie jest. Jeden trup zostaje znaleziony pod Mostem Poniatowskiego, inny wyłowiony z Wisły…

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Niebezpiecznie jest być rzemieślnikiem
[Jerzy Edigey „Testament samobójcy” - recenzja]

Minęło już pół wieku od premiery „Testamentu samobójcy” Jerzego Edigeya – „powieści milicyjnej”, której głównym bohaterem jest bardzo lubiany przez czytelników adwokat Mieczysław Ruszyński. Choć każde jego pojawienie się na kartach książki wiąże się z odpowiednią dawką humoru, sama historia zabawna na pewno nie jest. Jeden trup zostaje znaleziony pod Mostem Poniatowskiego, inny wyłowiony z Wisły…

Jerzy Edigey
‹Testament samobójcy›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTestament samobójcy
Data wydania1972
Autor
Wydawca Czytelnik
CyklMecenas Mieczysław Ruszyński
SeriaZ jamnikiem
Gatunekleksykon / poradnik
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Jest taka kategoria klasycznych kryminałów peerelowskich, których fabuła nie miałaby dzisiaj racji bytu. Nie dlatego, że od upadku PRL-u minęło już kilkadziesiąt lat i zmienił się ustrój. Chodzi raczej o względy… technologiczne. W przypadku opublikowanego w czerwcu 1972 roku przez wydawnictwo Czytelnik w serii „Z jamnikiem” „Testamentu samobójcy” Jerzego Edigeya wszystko rozbiłoby się współcześnie o bardzo prostą i drobną rzecz. Chodzi o nieograniczony dostęp do mediów społecznościowych, które przed półwieczem przecież – przynajmniej w takiej formie, jak to ma miejsce obecnie – nie istniały. Wystarczyłoby, że mający pewne podejrzenia co do tożsamości jednej z osób pozytywny bohater opowieści zerknąłby do Facebooka, Twittera czy TikToka, wpisując do wyszukiwarki odpowiednie nazwisko – i Jerzy Edigey mógłby zwijać swój bazar. Zagadka zostałaby rozwiązana pod koniec pierwszego – no dobra, drugiego! – rozdziału. Na szczęście w czasach Edwarda Gierka, choć oczywiście – jak przekonywała telewizja właśnie od 1972 roku kierowana przez Macieja Szczepańskiego – „ojczyzna rosła w siłę, a Polakom żyło się dostatniej”, to jednak takich nieziemskich wynalazków jeszcze w powszechnym obiegu nie było…
Akcja powieści rozpoczyna się w kwietniu 1970 roku; jej głównym, a w zasadzie jednym z dwóch pierwszoplanowych bohaterów jest dobrze znany wielbicielom prozy Edigeya warszawski mecenas Mieczysław Ruszyński, który w kolejnych latach pojawi się jeszcze między innymi w takich powieściach autorstwa swojego kolegi po fachu, jak „Najgorszy jest poniedziałek” (1975), „Dwie twarze Krystyny” (1976) czy „Zdjęcie z profilu” (1984). W każdej z nich za konkurenta, ale i najbliższego współpracownika mieć będzie majora, a następnie podpułkownika Komendy Stołecznej MO Janusza Kaczanowskiego. Mogłoby się więc wydawać, że i we wcześniejszym „Testamencie samobójcy” musi być dokładnie tak samo. A jednak nie! Choć Kaczanowski zaistniał już w wydanym rok wcześniej „Błękitnym szafirze” i za chwilę powróci w „Śmierci jubilera” (1973) – tutaj miejsca dla niego zabrakło. Zaistniał za to jego kolega z Pałacu Mostowskich, major Leszek Kalinowicz (gwoli ścisłości to Edigey nigdzie nie wspomina, by funkcjonariusze mieli się znać, ale skoro obaj pracują w tym samym wydziale…).
„Miecio” Ruszyński to nie tylko znany i ceniony w stolicy adwokat (swoiste alter ego Jerzego Edigeya), ale przede wszystkim kobieciarz do potęgi n-tej. Zazwyczaj gdy tylko kończy pracę, biegnie do którejś z restauracji bądź knajp (najbliżej jego biura jest „Szanghaj”), gdzie czeka na niego dużo młodsza, najczęściej rudowłosa kobieta. Tego kwietniowego dnia miało być tak samo. Miało, ale nie było. Krótko przed zakończeniem dyżuru, w zespole adwokackim pojawia się bowiem dziwny klient. Wydaje się bardzo zdeterminowany; w każdym razie wygląda na takiego, który jest gotów dorzucić co nieco od siebie pod warunkiem, że zostanie z miejsca przyjęty. Stary woźny Franciszek, licząc na jego finansową wdzięczność, usilnie namawia mecenasa, aby go mimo wszystko przyjął. Gdyby tylko wiedział, w co tym samym pakuje swojego przełożonego! Klientem okazuje się warszawski rzemieślnik, mający warsztat wyrabiający dewocjonalia, Włodzimierz Jarecki, który zjawia się u Ruszyńskiego z własnym testamentem.
Zapis wydaje się mecenasowi osobliwy, ale przecież w swojej długiej prawniczej karierze spotykał się już nie z takimi dziwactwami. Jarecki, sarkając przy okazji spisywania dokumentu na swoją młodszą o dwadzieścia lat żonę Małgorzatę (w dalszej części powieści, nie wiedzieć czemu, zostaje ona przechrzczona ni stąd, ni zowąd na Barbarę), przekazuje jej zagraniczny samochód, książeczkę PKO i mieszkanie spółdzielcze; resztę majątku – dochodowy zakład rzemieślniczy – oddaje natomiast swemu towarzyszowi broni z czasów powstania warszawskiego, który miał go uratować przed pewną śmiercią pod gruzami zniszczonego przez Niemców domu. Jest nim mieszkający w Wołominie Stanisław Kowalski. Co wydaje się adwokatowi zaskakujące, Jarecki ma przy sobie dwie wersje testamentu – jedną sporządzoną pismem kaligraficznym, drugą na maszynie. Tłumaczy to swoim wyjątkowo brzydkim i nieczytelnym pismem. Jeszcze bardziej nietypową prośbę klient wyraża na zakończenie swojej wizyty – oddaje w ręce Ruszyńskiego kopertę z adnotacją, by po jego śmierci została przekazana Milicji Obywatelskiej. I tu również prawnikowi coś zgrzyta, ale gdy tylko przypomina sobie o czekającej na niego w knajpce rudowłosej dziewczynie – lody puszczają. Przyjmuje pismo jako depozyt.
Kilkanaście dni później, przebywając na wypoczynku w Nałęczowie, mecenas zauważa w „Życiu Warszawy” notatkę o śmierci Włodzimierza Jareckiego. Jego ciało znaleziono pod Mostem Poniatowskiego. Nie miał przy sobie dokumentów, a twarz była zmasakrowana, ale pracownicy jego zakładu i krwawiec rozpoznali ubranie. Przyjęta przez milicję wersja mówi o samobójstwie. Ruszyński nie ma powodu, by sądzić, że stało się inaczej, ale tknięty przeczuciem, przerywa urlop i wraca do Warszawy, by oddać śledczemu prowadzącemu dochodzenie „depozyt” ofiary. Tym oficerem okazuje się właśnie major Kalinowicz. Jak się okazuje, w pozostawionej u prawnika kopercie jest list, w którym Jarecki wyjaśnia, że jest chory na raka i nie chcąc cierpieć, popełnia samobójstwo, które pozoruje na zbrodnię. Dlaczego? Ponieważ obawia się, iż gdyby rozeszło się wśród proboszczów, że rzemieślnik wytwarzający dla nich dewocjonalia sam rozstał się z życiem, popełniając tym sposobem ciężki grzech, mógłby doprowadzić do bankructwa swojej dawnej firmy. Pokrętne, ale dające się usprawiedliwić wyjaśnienie. Na tyle składające się w całość, że Kalinowicz jest gotów przyjąć je za dobrą monetę i zamknąć śledztwo.
I pewnie tak by zrobiono, gdyby wkrótce nie zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze sekcja zwłok Jareckiego wykazała, że wcale nie chorował na raka. Po drugie Ruszyńskiego odwiedził obdarowany przez samobójcę Kowalski, który wyglądał na wyjątkowo młodego jak na swój wiek i na dodatek prezentował się jak – cytuję – „łajza”, „prosto z więzienia albo z cyrku”. Ktoś taki mógł w czasie wojny uratować Jareckiego? Zwłaszcza że, jak zaznacza Andrzej Leśniak, przyjaciel zmarłego, który w powstaniu walczył z nim w tym samym oddziale, ich dowódca – Stanisław Kowalski, pseudonim „Sęp” – nie mieszkał w Wołominie, lecz w Warszawie, a poza tym, co najistotniejsze, zmarł przed trzema laty i Jarecki dobrze o tym wiedział, albowiem był na jego pogrzebie. Albo więc pod koniec życia Włodzimierz oszalał, albo… ktoś tu w coś podstępnie pogrywa. Jak wspomniałem na wstępie, dzisiaj wyjaśnienie tej sprawy byłoby banalnie proste, wtedy trochę bardziej skomplikowane, ale również wykonalne w ciągu godziny.
Tyle że gdyby Edigey zdecydował się na odpowiednie rozwiązanie, zburzyłby od razu cały fundament swojej opowieści. Chowa więc autor w tym jednym miejscu głowę w piasek, względnie przeskakuje nad czyhającą na niego mielizną – i dłubie dalej. I w sumie dobrze się stało, bo pomijając tę jedną nieścisłość, „Testament samobójcy” okazuje się sprawnie i ciekawie napisaną „powieścią milicyjną” z rozbudowanym, jak na tego pisarza przystało, wątkiem obyczajowym. Pojawia się więc na kartach książki obowiązkowa „piękna pani” (Edigey zdecydowanie nadużywa tej frazy), w którą wciela się Barbara – sic! nie Małgorzata – Jarecka, wdowa po rzemieślniku, kobieta o tak zachwycającej urodzie, że nie jest w stanie oprzeć się jej nawet oficer MO. W „Testamencie…” mamy do czynienia z jeszcze jedną ciekawostką: na początku rozdziału jedenastego autor pisze o innej sprawie, jaką zajmuje się major Kalinowicz, a dotyczy ona gangu, który zajmuje się kradzieżami jasnych samochodów marki Warszawa. Historię tę Edigey opisał w „gazetowcu” „Tajemnica jasnych Warszaw” (1971), który dwa lata później wydany został w serii „Ewa wzywa 07…” pod tytułem „Gang i dziewczyna”. Z tą różnicą, że tam dochodzenie prowadzi nie Kalinowicz, lecz major Adam Krzyżewski z Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu.
koniec
9 czerwca 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.