Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tie Break
‹Nagrania archiwalne›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNagrania archiwalne
Wykonawca / KompozytorTie Break
Data wydania2014
NośnikCD
Czas trwania40:10
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Janusz ‘Yanina’ Iwański, Mateusz „Mateo” Pospieszalski, Antoni „Ziut” Gralak, Włodzimierz „Kinior” Kiniorski, Marcin Pospieszalski, Zbigniew „Uhuru” Brysiak, Sarandis Juwanudis
Utwory
CD1
1) Pieśń [pieśń pierwsza]07:16
2) Leila04:08
3) Sztywna ręka05:04
4) Mateo w Krainie Czarów03:35
5) Ukośny człowiek z Colemana02:33
6) Czerwone światła St. Paola04:43
7) W deszczu04:17
8) Joa Czeke [Yoaczeke]04:08
9) Rozchulantyna04:25
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Portret artysty po reaktywacji

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj polska formacja Tie Break.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Portret artysty po reaktywacji

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj polska formacja Tie Break.

Tie Break
‹Nagrania archiwalne›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNagrania archiwalne
Wykonawca / KompozytorTie Break
Data wydania2014
NośnikCD
Czas trwania40:10
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Janusz ‘Yanina’ Iwański, Mateusz „Mateo” Pospieszalski, Antoni „Ziut” Gralak, Włodzimierz „Kinior” Kiniorski, Marcin Pospieszalski, Zbigniew „Uhuru” Brysiak, Sarandis Juwanudis
Utwory
CD1
1) Pieśń [pieśń pierwsza]07:16
2) Leila04:08
3) Sztywna ręka05:04
4) Mateo w Krainie Czarów03:35
5) Ukośny człowiek z Colemana02:33
6) Czerwone światła St. Paola04:43
7) W deszczu04:17
8) Joa Czeke [Yoaczeke]04:08
9) Rozchulantyna04:25
Wyszukaj / Kup
W grudniu ubiegłego roku jazzowo-rockowy częstochowski kolektyw Tie Break powrócił triumfalnie na polskie sceny klubowe. Na końcówkę tego roku natomiast zapowiadana jest płyta z zupełnie nowym materiałem zespołu. Zanim jednak pojawi się ona w sklepach i trafi do odtwarzaczy, warto sięgnąć po wydany przed sześcioma miesiącami siedmiopłytowy box, zbierający dokonania wszystkich wcieleń tej grupy. Także takie, których wcześniej nie opublikowano, a które – co można z czystym sumieniem stwierdzić z perspektywy czasu – zasługiwały na to jak mało co. Początki Tie Breaku sięgają wiosny 1977 roku, a jednym z jego ojców założycieli był gitarzysta Janusz Iwański, zwany potocznie „Yaniną”, który wcześniej udzielał się w innych formacjach z miasta spod Jasnej Góry: Delfiny, Kalejdoskop, Filar Ton, & Cerm oraz Reverberator. Skład początkowo był dość płynny; muzycy przychodzi i odchodzili, by później – po jakimś czasie (krótszym lub dłuższym) – wrócić. Nazwa zespołu pojawiła się pod koniec 1979 roku w związku z jego występem na krakowskim festiwalu „Jazz Juniors ’80”, który zresztą częstochowianie wygrali. Ówczesny Tie Break był kwartetem, który – poza Iwańskim – tworzyli: basista Krzysztof Majchrzak, perkusista Czesław Łęk (zmarły w 1997 roku) oraz trębacz Antoni Gralak (czyli „Ziut”), który dołączył do kolegów w listopadzie 1978 roku.
Pomimo sukcesu i propozycji koncertowych (a może właśnie z ich powodu), skład wciąż ulegał rotacjom: na przełomie kwietnia i maja 1980 roku w poczet tiebreakowców przyjęty został saksofonista Włodzimierz Kiniorski „Kinior”, który pożegnał się z nim we wrześniu, aby wrócić równo dwa lata później. Przerwa w stażu nie ominęła także „Ziuta”, który opuścił szeregi formacji w grudniu 1980, aby ponownie zameldować się na pokładzie w październiku 1981 roku. Latem następnego roku zespół zasilił mający greckie korzenie perkusista Sarandis Juwanudis, a kilka tygodni po nim – drugi (po „Kiniorze”) saksofonista Mateusz Pospieszalski „Mateo”. Pół roku po Mateuszu z Tie Breakiem związał się jego starszy brat – grający na basie Marcin Pospieszalski. Wiosną 1983 roku natomiast stałym członkiem formacji został perkusjonalista Zbigniew Brysiak „Uhuru”. Łapiecie się w tym jeszcze? Z trudem? To zrozumiałe, tym bardziej że nie wytrzymując tempa życia koncertowego, wkrótce – latem tego samego roku – odpadają kolejno „Mateo” i „Uhuru”; w końcu w grudniu 1983 roku zespół praktycznie przestaje istnieć. Głównie z powodu niechęci środowiska jazzowego w Polsce i braku nadziei na zrobienie kariery z prawdziwego zdarzenia.
Nie oznacza to jednak, że muzycy Tie Breaku pozostali bezczynni. W ekspresowym tempie „zagospodarowali” ich inni wykonawcy; „Ziut” i „Mateo” zaczęli udzielać się w punkowej Śmierci Klinicznej, a wraz z Iwańskim, Aleksandrem Koreckim (który też przewinął się przez częstochowską grupę) oraz Marcinem Pospieszalskim trafili do Free Cooperation. Poza tym sami, przygarniając innych osieroconych w tym samym czasie muzyków – gitarzystę Andrzeja Urnego i perkusistę Andrzeja Ryszkę – stworzyli do spółki ze Stanisławem Sojką grupę Svora (1984), która po odejściu znakomitego wokalisty płynnie przekształciła się w zespół WooBooDoo (1985). Obie próby, choć artystycznie bardzo wartościowe, z różnych przyczyn zakończyły się niepowodzeniami; w efekcie w 1986 roku częstochowianie zdecydowali się reaktywować… Tie Break. I to w składzie najmocniejszym z możliwych, w którym już wcześniej przez kilka miesięcy zdarzało im się koncertować: Iwański, Pospieszalscy, Gralak, Kiniorski, Brysiak i Juwanudis.
Trudno przewidzieć, jak skończyłoby się to podejście, gdyby nie Jan Borkowski, dziennikarz radiowej „Trójki”, autor kultowej w środowisku audycji „Trzy kwadranse jazzu”, który zamówił nagrania Tie Breaku, umożliwiając tym samym grupie wejście do studia M-1 przy ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Grupa odwiedziła je dwukrotnie: 21 sierpnia i 30 listopada 1986 roku, rejestrując w tym czasie dziewięć kompozycji, które – po prawie trzydziestu latach – trafiły na album „Nagrania archiwalne”. I ogromnie należy się z tego faktu cieszyć, ponieważ obie sesje portretują formację w najlepszym okresie, kiedy – po ponad dwuletniej przerwie w działalności – miała ona sporo do udowodnienia tym, którzy nie wierzyli w odrodzenie Tie Breaku. Na szczęście minione dwa lata nie były straconymi, muzycy zyskali w tym czasie ogromne doświadczenie, które procentowało – i w studiu, i na estradach. Otwierająca płytę „Pieśń (pieśń pierwsza)” to prawdziwa petarda – i wcale nie decyduje o tym potęga brzmienia czy rockowy czad. Przeciwnie, zaczyna się ten utwór akustycznie, od gitary Iwańskiego i egzotycznych śpiewów „Yaniny”, „Mateo” i „Ziuta” w wymyślonym przez muzyków języku. Potem zespół wprowadza słuchaczy w psychodeliczny trans (co jest zasługą sekcji rytmicznej), by w końcu obudzić ich potężną dawką dęciaków, których improwizacje są w stanie zadowolić nawet wielbicieli free jazzu.
Od instrumentów dętych zaczyna się też kolejna kompozycja – „Leila” (należy założyć, że nawiązanie w tytule do legendarnego utworu Erica Claptona jest jak najbardziej zamierzone), w której mamy do czynienia z niecodziennym dialogiem saksofonu ze sprzeżoną gitarą. W tle zaś wybrzmiewa rozpędzona, motoryczna perkusja Juwanudisa, która wprowadza iście bluesowe podziały. Iwański z kolei po raz kolejny przenosi zespół do świata psychodelii, wszystkich natomiast godzi Gralak, którego subtelna partia trąbki prowadzi do stopniowego wyciszenia emocji. W „Sztywnej ręce” przykuwa uwagę przede wszystkim klangujący bas Marcina Pospieszalskiego oraz wokalista (tylko który?), wykrzykujący – z prawdziwie punkową energią – kolejne słowa, co można chyba uznać za pozostałości po stażu części muzyków w Śmierci Klinicznej. Wrażenie robią również improwizacje na dęciakach, które udowadniają, że Tie Break był nadzwyczaj zgranym i rozumiejącym się kolektywem, który nawet grając całkiem na poważnie, potrafił świetnie się bawić. Po tak potężnej porcji czadu chwilę wytchnienia zapewnia „Mateo w Krainie Czarów” – utwór w sennym nastroju, który rozkręca się tak wolno, że zanim w końcu się to dzieje, następuje finał. A po nim – swingowy, roztańczony „Ukośny człowiek z Colemana”, będący nie tylko nawiązaniem do stylu, ale wręcz rodzajem hołdu złożonego legendarnemu amerykańskiemu saksofoniście freejazzowemu Ornette’owi Colemanowi.
O szybsze bicie serca mogą przyprawić „Czerwone światła St. Paola”, w których rockowy podkład fenomenalnie zderza się z orkiestrowo zaaranżowanymi dęciakami, czyli trąbką „Ziuta” oraz saksofonami „Mateo” i „Kiniora”. Nieco spokoju przynosi za to kompozycja numer siedem, czyli udanie łączące stylistykę jazzu, reggae i rocka psychodelicznego „W deszczu”. Nie brak tu ani stylowego przekomarzania się trąbki z saksofonem, ani ducha punkowo-reggae’owej rewolty charakterystycznej dla polskiej muzyki undergroundowej (czytaj: jarocińskiej) połowy lat 80. XX wieku. Całość przywodzi zaś na myśl zarejestrowany rok wcześniej przez Free Cooperation (w poznańskim studiu „Giełda”) utwór Wojciecha Czajkowskiego „Convergence”. I raczej nie jest to przypadkowe nawiązanie, skoro w jego nagraniu wzięło udział aż czterech muzyków odrodzonego Tie Breaku. Nie mniejsze wrażenie robi „Joa Czeke (Yoaczeke)”, w którym rockowa energia (vide gitara elektryczna) miesza się z nostalgią (saksofon). Album z archiwaliami Tie Breaku zamyka „Rozchulantyna” (sic!), który to utwór nie ma nic wspólnego z wydaną w tym samym roku na składance Tonpressu „Jeszcze młodsza generacja” „Rozhulantyną” Fortu BS (z tekstem Witkacego). Numer częstochowian znaczony jest radosnymi, chóralnymi przyśpiewkami i rockową gitarą w tle, co do znudzenia (choć bez negatywnych konotacji) przypomina stylistykę Voo Voo, tyle że z lat 90., a więc dekady, która dopiero nadejdzie. Co też nie powinno dziwić, skoro w przyszłości etatowym członkiem grupy Wojciecha Waglewskiego zostanie Mateusz Pospieszalski, a okazjonalnie grywać z nią będzie Antoni Gralak.
„Nagrania archiwalne” to fascynujący portret zespołu dokonany tuż po jego reaktywowaniu. Tym wartościowszy, że kolejny materiał – „Live” – został zarejestrowany dopiero w styczniu 1988, a na płycie – jako pierwszy oficjalny album formacji – pojawił się rok później. Trafiły nań zresztą trzy kompozycje znane z warszawskiej sesji: „Pieśń pierwsza”, „Sztywna ręka” i „Yoaczeke”.
koniec
13 czerwca 2015
Skład:
Janusz Iwański „Yanina” – gitara elektryczna, gitara akustyczna, śpiew
Mateusz Pospieszalski „Mateo” – saksofon, śpiew
Antoni Gralak „Ziut” – trąbka, śpiew
Włodzimierz Kiniorski „Kinior” – saksofon
Marcin Pospieszalski – gitara basowa
Zbigniew Brysiak „Uhuru” – instrumenty perkusyjne
Sarandis Juwanudis – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.