Esensja.pl Esensja.pl Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz trzeci – Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego. Tym razem jednak jako zespół akompaniujący Lilianie Urbańskiej.
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz trzeci – Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego. Tym razem jednak jako zespół akompaniujący Lilianie Urbańskiej.
Liliana Urbańska, Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego ‹Liliana›Utwory | | Winyl1 | | 1) Ten nasz zwyczajny świat | 06:44 | 2) Powiedz mi, gdzie zielony brzeg | 03:48 | 3) Kto dogoni wiatr | 04:25 | 4) Szare kwiaty | 05:27 | 5) Ballada o życiu | 03:08 | 6) Do lipowych lasów przyjedź | 03:28 | 7) Cała jestem w twoich rękach | 03:27 | 8) Noc sierpniowa | 03:16 | 9) Gonitwa | 01:15 | 10) Jedno rozstanie | 03:19 | 11) Dzień dobry dniu | 02:32 |
Poprzednie dwie edycje „Non Omnis Moriar” poświęciliśmy jazzrockowej Grupie Organowej Krzysztofa Sadowskiego, której dwa klasyczne albumy z pierwszej połowy lat 70. ubiegłego wieku – „ Na kosmodromie” (1972) oraz „ Three Thousands Points” (1975) – zostały nie tak dawno przypomniane przez GAD Records. Oprócz lidera formacji, grającego głównie na organach Hammonda (ale też innych instrumentach klawiszowych), czołową rolę odgrywała w niej jego żona – wokalistka i flecistka Liliana Urbańska, która na marginesie działalności w Grupie Organowej rozwijała w tamtym czasie również swoją karierę solową, czysto piosenkarską. W której zresztą mąż i jego zespół wydatnie ją wspomagali, czego efektem między innymi była, nagrana wspólnymi siłami (pomiędzy dwoma wymienionymi wyżej albumami), płyta długogrająca „Liliana”. Krążek ujrzał światło dzienne – nakładem Pronitu – w 1974 roku i do dzisiaj nie został wznowiony; jest więc (niemal kompletnie) zapomnianym rarytasem, „białym krukiem”, który zdecydowanie na taki los nie zasłużył. A przynajmniej nie zasłużyły na to kompozycje, które trafiły na stronę A winylu. Liliana Urbańska urodziła się w styczniu 1939 roku w Bydgoszczy. Na początku lat 60. podjęła studia na wydziale instrumentalnym warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Jako studentka zaczęła też karierę estradową, trafiając w 1964 roku do prowadzonego przez Krzysztofa Sadowskiego (jej przyszłego męża) zespołu Bossa Nova Combo. Z nim dokonała pierwszych nagrań radiowych i płytowych. Rok później, nie rezygnując ze współpracy z Sadowskim, związała się z Żeńskim Kwartetem Wokalnym Meteory, w którym – poza Urbańską – wtedy śpiewały jeszcze Elżbieta Celejewska, Danuta Olkuska-Orlando oraz Krystyna Szymańska. Po Meteorach pozostała tylko jedna EP-ka, zarejestrowana z akompaniamentem zespołu Tajfuny. Wyszła ona w marcu 1966 roku pod tytułem „Muzyka jazzowa” i zawierała cztery utwory skomponowane przez Sadowskiego, w tym między innymi… „Na kosmodromie” – jak można się domyślać, bardzo, ale to bardzo wczesną wersję motywu, który parę lat później został rozbudowany do rozmiarów suity i opublikowany na tak właśnie zatytułowanym longplayu. Pod koniec lat 60. wokalistka trafiła do kompletowanego przez męża zespołu, który ostatecznie ochrzczony został Grupą Organową (choć pierwotnie nazywano go po prostu Grupą). Z nią aż trzykrotnie – w latach 1970-1972 – pojawiła się na festiwalu Jazz Jamboree. Urbańska nie wzięła udziału w sesji, która zaowocowała albumem „Krzysztof Sadowski and his Hammond Organ” (1970); usłyszeć można ją natomiast na zrealizowanej z udziałem perkusisty i wokalisty Andrzeja Dąbrowskiego (tak! tego od „Do zakochania jeden krok”) EP-ce „Blues X” (1971), na którą trafiła między innymi – zaśpiewana przez Lilianę – słynna już wtedy „Kołysanka” Krzysztofa Komedy z filmu Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary” (1969). Rok później Grupa Organowa dała o sobie znać jazzrockowym krążkiem „ Na kosmodromie”, na którym Urbańska zagrała na flecie i odpowiadała za wszystkie wokalizy. Niestety, niebawem formacja praktycznie się rozpadła; Sadowski, chcąc kontynuować działalność, musiał skompletować go od nowa. W tym samym czasie odbywała się także sesja do kolejnej płyty, która jednak – zgodnie z założeniem – miała zawierać nieco lżejszy repertuar i być solowym produktem Urbańskiej. Ostatecznie zyskała tytuł „Liliana”. W jakim nagrano ją składzie? Z tym jest mały problem. Urbańska nie tylko śpiewała, ale również grała na flecie i… lutni; w chórkach wspomagał ją zespół wokalny Partita; wszystkie pozostałe partie instrumentalne zarejestrowali muzycy Grupy Organowej. I tyle! Na okładce nie zostało bowiem wyszczególnione, jacy to byli artyści. O ile nie ma problemu z ustaleniem organisty i pianisty, którym musiał być lider, czyli Krzysztof Sadowski, otwarte pozostają pytania: Kto zagrał na gitarze (Winicjusz Chróst? – zapytany o to, odpowiedział, że w ogóle nie pamięta takiej sesji, co jednak wcale nie musi wykluczać jego obecności w studiu), kto na basie (Wojciech Bruślik?), kto na perkusji (Wojciech Morawski?), kto na congach (Bożena Bruszewska? a może sama Urbańska, choć wtedy powinno to zostać uwzględnione na obwolucie), kto na saksofonach (Tomasz Szukalski?), wreszcie – kto na smyczkach (tu w ogóle nie ma pomysłu)? Na płytę trafiło jedenaście utworów; dziewięć z nich wyszło spod ręki Sadowskiego, jeden („Ballada o życiu”) oparty został na tradycyjnej melodii, jeden („Cała jestem w twoich rękach”) skomponowała zapomniana już dzisiaj Alina Piechowska. W tym samym okresie, kiedy powstawała „Liliana” twórca Grupy Organowej pracował nad kolejną jazzrockową suitą, której nadał tytuł „Ten nasz zwyczajny świat”, zaczerpnięty z wiersza Romana Sadowskiego. Składała się ona z trzech części: dwóch instrumentalnych (otwierającej i zamykającej) oraz środkowej, w której Urbańska śpiewała tekst warszawskiego poety. Z czasem Sadowski doszedł jednak do wniosku, że nie pasują one do siebie i „wykroił” ze suity część drugą, piosenkową, którą podarował żonie na album solowy. To, co pozostało z tego rozbudowanego utworu, trafiło natomiast na „ Three Thousands Points”. Wilk był syty i owca cała; nic się też nie zmarnowało. I bardzo dobrze, ponieważ rozpoczynający longplay „Liliana” „Ten nasz zwyczajny świat” to prawdziwy majstersztyk w stylu bijących w tamtym czasie rekordy popularności, zahaczających o stylistykę jazzrockową, songów Marka Grechuty i grupy WIEM. Sadowski zbudował ten utwór na zasadzie przeciwieństwa: dynamiczna, oparta na brzmieniach Hammondów i potężnej (niemal hardrockowej) perkusji, część instrumentalna mocno kontrastuje z liryczno-poetycką częścią wokalną. Co najistotniejsze, pozostają one ze sobą w ścisłej koegzystencji, nie gryząc się wcale. Duża w tym zasługa samej Urbańskiej i wspomagających ją pań z Partity. „Powiedz mi, gdzie zielony brzeg” ma zupełnie inny charakter – więcej w nim popu, ale bardzo szlachetnego, by nie rzec: dystyngowanego. Poniekąd jest to wymuszone poetyckim tekstem Jacka Bukowskiego, ale swoje dokładają również solówka gitary elektrycznej oraz grające unisono dęciaki. Kapitalna jest również aranżacja Sadowskiego, po której znać prawdziwego mistrza. „Kto dogoni wiatr” (słowa napisał Jerzy Czuraj) ujmuje funkowym groove’em, jednocześnie zachwycając piękną partią fletu oraz dialogiem gitary i organów (w wersji stereo instrumenty te słychać w różnych kanałach). W dalszej części Sadowski gra jeszcze kapitalne solo na Hammondach, z kolei Urbańska w finale śpiewa z taką mocą, że po plecach aż przebiegają ciarki. Stronę A longplaya zamykają „Szare kwiaty” (do wiersza poety Marka Głogowskiego) – piękny jazzrockowy song, którego nie powstydziliby się ani Czesław Niemen, ani Stan Borys. Podobnie jak w przypadku „Tego naszego zwyczajnego świata”, również tutaj fragmenty nostalgiczne sąsiadują z prawdziwie rockowym czadem. Tym większym zaskoczeniem – ba! szokiem – może być dla słuchaczy utwór otwierający stronę B. „Ballada o życiu” to, wbrew tytułowi, dość banalna piosenka country – tak bardzo odbiegająca od wszystkich pozostałych kompozycji na albumie, że trudno zrozumieć, dlaczego na niego trafiła. Piosenkowy charakter, przynajmniej na początku, ma również „Do lipowych lasów przyjedź” (kolejny wiersz Głogowskiego). Dopiero później, gdy Urbańska sięga po flet, a Sadowski wyczarowuje pulsujący rytm na swoich organach (wspomagany jeszcze przez sekcję dętą) – robi się dużo ambitniej. Ciekawa historia jest związana z przepiękną miłosną balladą „Cała jestem w twoich rękach”. Alina Piechowska skomponowała ją na potrzeby filmu fabularnego „Anatomia miłości” (1972) Romana Załuskiego, w którym zaśpiewała ją (choć pewnie trafniej byłoby stwierdzić: wydeklamowała) Barbara Brylska. Tekstem opatrzył ją zaś scenarzysta obrazu (który zresztą odżegnywał się od tego publicznie) – prozaik, dramaturg i poeta Ireneusz Iredyński. W wykonaniu Urbańskiej utwór ten nabrał mocno swingującego charakteru, czego w wersji oryginalnej nie było. Dalszym ciągiem poetyckich eksploracji wokalistki i jej męża jest kolejna ballada – oparta na wierszu Jarosława Iwaszkiewicza „Noc sierpniowa”, w której Sadowski, zamiast na Hammondach, gra na fortepianie. Urzeka lekkością i urokiem, opatrzona wokalizą Urbańskiej oraz subtelnymi partiami gitary i smyczków, miniaturowa „Gonitwa”, będąca motywem zaczerpniętym ze ścieżki dźwiękowej noszącego ten sam tytuł telewizyjnego melodramatu Zygmunta Hübnera z 1971 roku. Nie mniej wrażeń przynosi melancholijne „Jedno rozstanie” – poetycka piosenka w stylu Magdy Umer, która bliżej końca nabiera jazzowego kolorytu. Niestety, zawodzi finał albumu – „Dzień dobry dniu” to błaha popowa kompozycja, którą od całkowitej katastrofy ratuje wtręt charakterystyczny dla muzyki gospel, dobija natomiast – tak samo jak w przypadku „Ballady o życiu” – skoczny country’owy rytm. O ile stronie A winylu trudno cokolwiek zarzucić, strona B płyty jest już bardzo niejednorodna, zarówno stylistycznie, jak i jakościowo. Bronią się jeszcze utwory poetyckie, pozostałe jednak trącą na odległość typową dla czasów Gierkowskich kiczowatą komercją. Szkoda, bez nich ocena „Liliany” byłaby na pewno wyższa. Rok po solowym albumie Urbańskiej ukazała się kolejna produkcja Grupy Organowej – „ Three Thousands Points”, będąca jej opus magnum. Później zespół zaistniał na płycie już tylko raz – na krążku „Swing & Blues” (1977). Skład: Liliana Urbańska – śpiew, flet, lutnia oraz Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego Zespół wokalny Partita
|