EKSTRAKT: | 70% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Oktagon |
Wykonawca / Kompozytor | Oktagon |
Data wydania | 1980 |
Wydawca | Weryton |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 45:27 |
Gatunek | jazz, rock |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Wesley Plass, Berthold Weindorf, Hermann Weindorf, Litschie Hrdlička, Harry Buckl, Curt Cress |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Future Games | 04:38 |
2) Surrounding [S’schließt mi ei] | 06:18 |
3) Times in Fall | 10:27 |
4) Romantic Gorilla | 05:56 |
5) Reflection [Ruhig wird’s] | 08:02 |
6) Silent Words You’ve Said | 02:11 |
7) Vulcan Dance | 07:58 |
Non omnis moriar: Romantyczny goryl tańczy na wulkanieMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pierwsza (z dwóch) płyt jazzrockowej grupy Oktagon niemieckiego klawiszowca Hermanna Weindorfa.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Romantyczny goryl tańczy na wulkanieMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pierwsza (z dwóch) płyt jazzrockowej grupy Oktagon niemieckiego klawiszowca Hermanna Weindorfa. Oktagon
Wyszukaj / Kup W drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku wielu niemieckich twórców krautrockowych i jazzrockowych mogło cierpieć na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony wciąż bowiem starali się być wierni młodzieńczym ideałom i grać muzykę ambitną i wartościową (która jednak cieszyła się coraz mniejszym zainteresowaniem słuchaczy, w efekcie czego poświęcanie się jej bez reszty sprawiało, że skazywali się na klepanie biedy), z drugiej – chcąc godnie zarabiać angażowali się, jako artyści sesyjni, podgrywając nierzadko mało zdolnym wokalistkom i wokalistom popowym i dyskotekowym. Taką drogę utrzymania się na powierzchni wybrali chociażby instrumentaliści znani z tak zasłużonych formacji, jak 2066 & Then, Emergency czy The Bridge. A to jedynie wierzchołek góry lodowej! Byli wśród nich i tacy, którzy z biegiem czasu zupełnie odchodzili od rocka. Inni natomiast, jak na przykład niezwykle ceniony perkusista Curt Cress, próbowali, jak tylko długo się dało, łączyć ogień z wodą. Cress (gwiazda grup Orange Peel i Sincerely P.T.) wykonał w swej karierze całkiem sporo stylistycznych wolt. Od połowy lat 70. dało się dostrzec jego powolny marsz ku muzyce znacznie lżejszej i bardziej przebojowej, implementującej elementy funku, soulu i smooth jazzu, a niekiedy nawet – tak, to prawda! – disco. Jest to słyszalne na longplayach kolejnych współtworzonych przez niego zespołów: Curt Cress Clan („CCC”, 1975), Das Waldemar Wunderbar Syndikat („I Make You Feel Good”, 1976), wreszcie Snowball („Defroster”, 1978; „Cold Heat”, 1979; „Follow the White Line”, 1980). Co ciekawe, w tym samym czasie bębnił on również na albumach dzisiaj kompletnie już zapomnianych wykonawców, jak Harry Thumann, Waves, Chime, Incognito Five, Bundesverwaltungsorchester, Tender Aggression czy – to wcale nie żart – Dwa plus Jeden („Easy Come, Easy Go”, 1980). A dlaczego „zapomnianych”? Odpowiedzcie sobie sami. Być może właśnie aby nie zwariować, Curt od czasu do czasu poszukiwał możliwości włączenia się w jakiś ambitniejszy projekt. W 1978 roku między innymi z wokalistą i basistą Johnem Wettonem (Mogul Thrash, King Crimson, UK, Asia), gitarzystą Richardem Palmerem-Jamesem (Supertramp, Emergency) oraz swoim starym znajomym, klawiszowcem Kristianem Schultzem, stworzył efemeryczną grupę Jack-Knife, która pozostawiła po sobie tylko jeden krążek („I Wish You Would”, 1979), natomiast w 1980 roku, gdy pewne już było, że kwintet Snowball za moment przejdzie do historii, przyjął propozycję innego kolegi, keyboardzisty Hermanna Weindorfa, i przystał do nowo tworzonego zespołu Oktagon (Ośmiokąt). Hermann nie był w tym momencie zbyt doświadczonym muzykiem. Jedynym istotniejszym rozdziałem jego dotychczasowego artystycznego curriculum vitae była współpraca z poprockową grupą Munich („Munich”, 1978; „Sideshow”, 1979). A marzył o czymś poważniejszym… Kolejną osobą znajdującą się wówczas na życiowym rozdrożu był czeski basista Litschie Hrdlička (na okładce płyty jego nazwisko zapisano w nieco innej formie: Herdlicka). W połowie lat 70. opuścił on komunistyczną ojczyznę i przeniósł się do Austrii. Po dwóch latach spędzonych w Salzburgu, szukając szczęścia przeprowadził się po raz kolejny – tym razem do Monachium. W 1977 roku został stałym bywalcem klubu Domicile, w którym próby odbywał między innymi zespół Departure, kierowany przez Hermanna Weindorfa. To z niego parę lat później – po dołączeniu Cressa – wyłonił się Oktagon. Skład uzupełnili jeszcze: gitarzysta Wesley Plass (z poprockowego Tax), grający na saksofonie i klarnecie młodszy brat Hermanna, Berthold Weindorf, oraz perkusjonista Harry Buckl, wzięty muzyk sesyjny. Jak widać, nie licząc Curta, brakowało tu znaczących nazwisk. Na dodatek czasy były takie, że formacjom fusion coraz trudniej było się przebić. Mimo to Oktagon podjął próbę. I poległ. Pozostały po nim jednak dwa winylowe krążki, które na pewno zasługują na uwagę. Debiutancki „Oktagon” został nagrany w monachijskim studiu Country Lane i wydany przez nowo powstałą wytwórnię Weryton (nazwa to akronim od imienia i nazwiska Wernera Rygoli, pierwszego jej właściciela i głównego producenta) w 1980 roku. Na album trafiło siedem kompozycji, wśród których nie zabrakło także tych nieco dłuższych, zdecydowanie niepasujących do formatu radiowego. Co było wystarczającą deklaracją „ambitności”. Głównym twórcą repertuaru był Hermann Weindorf (jego autorstwa jest pięć utworów), dwa numery wyszły zaś spod ręki Litschiego Hrdlički. Wszystkie utrzymane są w stylistyce klasycznego jazz-rocka z elementami progresu. Słychać to już bardzo wyraźnie w otwierającym krążek „Future Games”, w którym od pierwszych sekund na czoło wybija się duet gitarzysty i klawiszowca (z mocnym basem w tle). W dalszej części prezentują się poszczególni instrumentaliści; swoje partie solowe mają więc kolejno: Hermann, Wesley i Berthold. Na koniec następuje natomiast powrót do motywu wprowadzającego. Trzeba przyznać, że ten energetyczny początek robi nadzwyczaj dobre wrażenie i zachęca do zagłębienia się w całość. Jako drugi numer otrzymujemy nieco zaskakujący „Surrounding (S’schließt mi Ei)”. Co w nim nietypowego? Fakt, że podkład instrumentalny, zagrany z rozmachem i przestrzennymi syntezatorami, bardzo mocno kontrastuje z partią wokalną Hermanna – lekką, zwiewną, niemal… kobiecą. By jednak tę zwiewność podkreślić, pojawiają się także dźwięki gitary akustycznej i fortepianu. W balladowym „Times in Fall” również nie brakuje ładnych melodii, za które odpowiedzialni są głównie saksofonista i gitarzysta. W drugiej części utwory muzycy zaczynają nieco kombinować; na plan pierwszy wysuwa się gitara basowa, która wchodzi w dialogi najpierw z syntezatorem, a następnie saksofonem. To ciepłe brzmienie basu i piękny motyw zagrany na dęciaku sprawiają zaś, że słuchacz zostaje ukołysany do snu. Jeśli jednak uda mu się po zakończeniu „Times in Fall” rozbudzić na tyle, by przełożyć longplay na stronę B – czeka go ostra pobudka. A to za sprawą… „romantycznego goryla”, to znaczy kompozycji Hrdlički „Romantic Gorilla”. Początek jest jeszcze dość spokojny, ale od czterdziestej sekundy zaczyna się „jazda bez trzymanki”. Klasyczne, energetyczne fusion zostaje wzbogacone improwizacją saksofonu i porywającą partią gitary. Fragmenty ostrzejsze są wprawdzie przerywane bardziej stonowanymi, ale oznacza to tyle, że po każdym następuje kolejny dźwiękowy atak. W „Reflection (Ruhig wird’s)” ponownie odzywa się – dosłownie! – Hermann Weindorf. I znów jest to wokaliza, a potem śpiew delikatne i eteryczne, trochę odbiegające od tego, co w tym samym czasie proponują koledzy instrumentaliści. W tym dysonansie tkwi jednak najważniejszy urok piosenki. „Silent Words You’ve Said” to nieco ponad dwuminutowa miniatura oparta na duecie fortepianu i gitary akustycznej, której podstawowym zadaniem jest wprowadzenie do wieńczącego dzieło „Vulcan Dance” (autorstwa Hrdlički). Jak sugeruje to już sam tytuł, można spodziewać się ostrzejszych brzmień. Fusion znów miesza się tu z progresem, ale dochodzą także elementy… world music. Kompozycja ma też nieco luźniejszy charakter – zarówno Hermann Weindorf, jak i Harry Buckl pozwalają sobie na improwizowane wtręty. Wsłuchując się w „Oktagon” niełatwo pozbyć się wrażenia, że to w pewnym sensie „łabędzi śpiew” niemieckiego jazz-rocka. Owszem, podobne płyty ukazywały się jeszcze w latach 80., ale ich los był z góry przesądzony. Podobnie jak los formacji braci Weindorfów. Do której zresztą powrócimy. 23 marca 2019 Skład: Wesley Plass – gitara elektryczna, gitara akustyczna Berthold Weindorf – saksofon, klarnet basowy Hermann Weindorf – śpiew, instrumenty klawiszowe Litschie Hrdlička – gitara basowa Harry Buckl – instrumenty perkusyjne Curt Cress – perkusja, instrumenty perkusyjne |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.
więcej »Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Siła jazzowych orkiestr
— Sebastian Chosiński
Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński
Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński
Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Nie bądź jak kura w Wołominie!
— Sebastian Chosiński
W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
— Sebastian Chosiński