Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Theo Schumann

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTheo Schumann
Wykonawca / KompozytorTheo Schumann
Data wydania1981
Wydawca Amiga
NośnikWinyl
Czas trwania37:39
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Theo Schumann, Friwi (Friedrich-Wilhelm) Sternberg, Andreas Bicking, Henry Walther, Kiril Wlatschkow, Joachim Graswurm, Jochen Kittan, Frank-Endrik Moll
Utwory
Winyl1
1) Navarra03:55
2) Poll04:37
3) Billy’s Bounce03:51
4) Grünes Gewölbe06:01
5) Honolulu04:55
6) Honky-Tonky04:57
7) Kentucky04:10
8) Totila05:16
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Od Kentucky po Honolulu

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj solowe wydawnictwo enerdowskiego klawiszowca Theo Schumanna.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Od Kentucky po Honolulu

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj solowe wydawnictwo enerdowskiego klawiszowca Theo Schumanna.

Theo Schumann

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTheo Schumann
Wykonawca / KompozytorTheo Schumann
Data wydania1981
Wydawca Amiga
NośnikWinyl
Czas trwania37:39
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Theo Schumann, Friwi (Friedrich-Wilhelm) Sternberg, Andreas Bicking, Henry Walther, Kiril Wlatschkow, Joachim Graswurm, Jochen Kittan, Frank-Endrik Moll
Utwory
Winyl1
1) Navarra03:55
2) Poll04:37
3) Billy’s Bounce03:51
4) Grünes Gewölbe06:01
5) Honolulu04:55
6) Honky-Tonky04:57
7) Kentucky04:10
8) Totila05:16
Wyszukaj / Kup
Pisząc o znanych z przeszłości muzykach, aktorach czy literatach, niejednokrotnie trafiałem na wątpliwości związane z datami ich urodzenia, zwłaszcza jeśli było to w czasach przedwojennych. Czasami dotyczyły one kilku dni, czasami błędnie notowano miesiące, a zdarzało się nawet, że i lata. Rozbieżności najczęściej dotyczyły roku, dwóch. Ale w przypadku (wschodnio)niemieckiego jazzmana Theo Schunanna sprawa wydaje się dużo poważniejsza. O ile bowiem źródła są zgodne co do tego, że przyszedł on na świat w oddalonym około czterdziestu kilometrów od Drezna (w kierunku granicy z Czechami) saksońskim Altenbergu, o tyle – i to dość mocno – rozjeżdżają się w kwestii roku, w którym do tego doszło. Jedne podają 1928, inne natomiast – 1935. Spory rozstrzał, prawda? Aż trudno uwierzyć w to, że sam zainteresowany tego nie wiedział. Dzisiaj go już o to nie zapytamy, zmarł bowiem trzy dekady tematu (nie ma przynajmniej wątpliwości co do tego, że stało się to w 1990 roku). W każdym razie, skoro podawał tak różne daty – musiało to z czegoś konkretnego wynikać. Na przykład z chęci wymigania się od służby w Wehrmachcie w ostatnich latach drugiej wojny światowej.
Ojciec Theo był rzemieślnikiem, mistrzem krawieckim. Szybko dostrzegł jednak w synu talent muzyczny i zdecydował, że po ukończeniu ósmej klasy powinien uczyć się w Dreźnie muzyki. W efekcie chłopak trafił do stolicy Saksonii, gdzie w konserwatorium studiował muzykę klasyczną (dyrygenturę i kompozycję, ale jednocześnie szkolił się w grze na saksofonie i klarnecie). Dużo bardziej interesował go jednak zdobywający w tym czasie coraz większą popularność w krajach bloku wschodniego jazz. W 1957 roku założył swój pierwszy zespół – Theo Schumann Jazz Formation, z którym jako pianista i organista co tydzień grał koncerty w drezdeńskim Parkhotel. Towarzyszyli mu w tym: skrzypek i puzonista Hubert Katzenbeier, saksofonista tenorowy i flecista Konrad Körner, kontrabasista Jochen Kittan oraz perkusista Frank-Endrik Moll. Na początku lat 60. jednak, dostrzegając płynącą z Zachodu wielką falę beatu i muzyki rozrywkowej, Theo podąży w nieco inną stronę, a dowodem tej zmiany stanie się powołanie nowej formacji – Theo Schumann Combo.
Działała ona mnie więcej dekadę, grając z jednej strony przeróbki beatowych, popowych i tanecznych przebojów, z drugiej – wzbogacając repertuar o własne kompozycje utrzymane w tej stylistyce. Pierwszy skład grupy prezentował się następująco: Schumann – fortepian, organy, saksofon, Achim Gutsche – gitara, śpiew, Günter Füschner – gitara, śpiew, Klaus Berger – gitara basowa oraz Gerd Schönfelder – perkusja; później jednak często się zmieniał, na posterunku do samego końca wytrwał jedynie lider. Po działalności zespołu pozostało kilkanaście singli (z lat 1963-1973) i trzy longplaye: „Theo Schumann Combo” (1969), „Für junge Leute” (1970) oraz „Guten Abend Carolina” (1971). W połowie lat 70. lider najprawdopodobniej uznał, że formuła wyczerpała się i postanowił wrócić do grania jazzu. Reaktywował więc swój stary band, nieco tylko skracając jego nazwę do Theo Schumann Formation. Na albumie „Tanz in Theo′s Beat-Bar” (1977) dominowała muzyka fusion, którą Schumann (grający tu na organach, syntezatorach i fortepianie elektrycznym) nagrał z dwoma przyjaciółmi sprzed lat – Kittanem i Mollem – oraz nowym towarzyszem artystycznej podróży, klarnecistą i saksofonistę Friwim (to skrót od Friedrich-Wilhelm) Sternbergiem.
Cztery lata później ukazała się – w serii Amiga Jazz – kolejna płyta artysty, tym razem pierwsza solowa, sygnowana tylko jego imieniem i nazwiskiem oraz zatytułowana po prostu „Theo Schumann”. Sesja do niej odbyła się we wschodnioberlińskim studiu wytwórni Amiga pomiędzy 5 a 16 stycznia 1981 roku. U boku lidera, obok muzyków znanych już z „Tanz in Theo′s Beat-Bar”, pojawiła się dodatkowa czteroosobowa sekcja dęta w składzie: Kiril Wlatschkow – trąbka, Henry Walther – puzon, Joachim Graswurm – trąbka, skrzydłówka (znany między innymi z SOK, Klaus Lenz Big Band, Sekstetu Günthera Fischera) oraz Andreas Bicking – flet, saksofon tenorowy. Na longplay trafiło osiem kompozycji o bardzo różnym obliczu stylistycznym, w efekcie płyta ma bardzo eklektyczny charakter, w pewnym sensie można ją chyba uznać nawet za podsumowanie całej dotychczasowej twórczości Schumanna, któremu w tym momencie pozostało przecież jedynie tylko dziewięć lat życia, średnio aktywnych zawodowo.
Album otwiera niemal czterominutowa orkiestrowo-taneczna „Navarra” – na pierwszym planie pojawiają się dęciaki, w tle natomiast przewodzi fortepian akustyczny. Niezwykle istotną rolę odgrywają też jednak pulsujące instrumenty perkusyjne, to głównie dzięki nim utwór ten tak zachęca do pląsów. W drugiej jego części więcej za to jest jazzu. A to za sprawą solowych partii saksofonu oraz organów. Stricte jazzowy charakter ma także otwarcie „Poll”, wybrzmiewające duetem saksofonowo-fortepianowym (ale tym razem przy użyciu instrumentu elektrycznego), który prostą drogą prowadzi cały zespół do krainy fusion. Zwłaszcza gdy pojawiają syntezatory. W dalszej części, następującej po całkowitym wyciszeniu, grupa gra z jeszcze większym rozmachem, a całość zamyka solówka perkusji. Zaskoczeniem może być obecność na krążku numeru „Billy′s Bounce” – jedynego, którego autorem nie był Schumann. Jest to bowiem klasyczna kompozycja amerykańskiego saksofonisty Charliego Parkera (1920-1955), którą ten wydał na singlu w 1945 roku. W wykonaniu Theo wyszedł z tego bardzo stylowy blues s organami w roli głównej.
Bardzo melodyjny charakter ma także zamykający stronę A longplaya „Grünes Gewölbe”. Zaczyna się, dzięki dęciakom, orkiestrowo; później jest dużo bardziej nastrojowo, na co wpływ mają rozmarzone syntezatory w tle i nostalgiczna trąbka na planie pierwszym. Można by uznać, że to smooth jazz, ale bez typowego dla niego pościelowego klimatu. W podobnym tonie utrzymane jest otwierające drugą stronę krążka „Honolulu”, w którym najpierw mamy do czynienia z dialogiem dwóch saksofonów – tenorowego i altowego – a następnie z kolejnym krótkim solowym popisem Franka-Endrika Molla. Klamrą spina ten numer jednak fortepian elektryczny Schumanna. „Honky-Tonky” to z kolei easy listening, ale zagrany z dużym zacięciem, mimo melancholijnej partii fletu. W „Kentucky” natomiast zespół miesza ze sobą knajpianego bluesa (vide fortepian elektryczny) ze swingiem, cze3go efekt nie jest może zachwycający, ale na pewno ciekawy. Na koniec Schumann wybrał utwór „Totila”, w którym szanse wykazania się ma cały ośmioosobowy skład. Przynajmniej w części pierwszej, w której z sekcją rytmiczną o rząd dusz rywalizują dęciaki. W ostatnich dwóch minutach na placu boją pozostają jedynie fortepian akustyczny i saksofon – dwa ulubione instrumenty Schumanna (choć na tym drugim tym razem nie zagrał).
Nie jest to wybitna płyta, ale na pewno dobrze portretująca zapomnianego już dzisiaj enerdowskiego jazzmana, który, gdyby żył w innym kraju, zapewne osiągnąłby znacznie więcej. W każdym razie do tego predestynował go talent, jaki posiadał.
koniec
21 marca 2020
Skład:
Theo Schumann – fortepian, fortepian elektryczny, organy, syntezatory, muzyka, aranżacja
Friwi (Friedrich-Wilhelm) Sternberg – klarnet, saksofon altowy
Andreas Bicking – fler, saksofon tenorowy
Henry Walther – puzon
Kiril Wlatschkow – trąbka
Joachim Graswurm – trąbka, skrzydłówka
Jochen Kittan – kontrabas, gitara basowa
Frank-Endrik Moll – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: I jeszcze raaaz… i jeszcze dwaaa…
Sebastian Chosiński

24 VI 2024

Coś w tym musi być! Ukazujące się w serii „Can Live” angielskie koncerty Can wybijają się zdecydowanie ponad inne. Wydany trzy lata temu „Live in Brighton 1975” to prawdziwe arcydzieło, a tegoroczny „Live in Aston 1977” niewiele mu ustępuje. Ale czy może być inaczej, skoro muzycy biorą na warsztat między innymi tak wspaniały utwór, jak „Vitamin C”?

więcej »

Non omnis moriar: Narodziny legendy
Sebastian Chosiński

22 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay czechosłowackiej formacji Studio 5 wibrafonisty Karela Velebnego, na której gruzach powstał zespół SHQ.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów
Sebastian Chosiński

17 VI 2024

Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.