Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

McCoy Tyner
‹Sahara›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSahara
Wykonawca / KompozytorMcCoy Tyner
Data wydania1972
NośnikWinyl
Czas trwania47:46
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
McCoy Tyner, Sonny Fortune, Calvin Hill, Alphonse Mouzon
Utwory
Winyl1
1) Ebony Queen08:59
2) A Prayer for My Family04:48
3) Valley of Life05:19
4) Rebirth05:20
5) Sahara23:25
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Modlitwa na pustyni

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedna z najsłynniejszych solowych produkcji amerykańskiego pianisty jazzowego McCoya Tynera.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Modlitwa na pustyni

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedna z najsłynniejszych solowych produkcji amerykańskiego pianisty jazzowego McCoya Tynera.

McCoy Tyner
‹Sahara›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSahara
Wykonawca / KompozytorMcCoy Tyner
Data wydania1972
NośnikWinyl
Czas trwania47:46
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
McCoy Tyner, Sonny Fortune, Calvin Hill, Alphonse Mouzon
Utwory
Winyl1
1) Ebony Queen08:59
2) A Prayer for My Family04:48
3) Valley of Life05:19
4) Rebirth05:20
5) Sahara23:25
Wyszukaj / Kup
Był najdłużej żyjącym członkiem legendarnego Kwartetu Johna Coltrane’a. Pianistą wybitnym, bez którego współczesny jazz – zarówno ten modalny, postbopowy, jak i improwizowany – miałby zupełnie inne, zdecydowanie mniej bogate, oblicze. Po śmierci Coltrane’a zintensyfikował działalność solową, pozostając aktywnym artystą aż do końca pierwszej dekady XXI wieku. Zmarł 6 marca tego roku w rodzinnej Filadelfii, w której przyszedł na świat ponad osiemdziesiąt jeden lat wcześniej (dokładnie 11 grudnia 1938 roku). Naprawdę nazywał się Alfred McCoy Tyner, ale gdy rozpoczął zawodową działalność artystyczną, odrzucił pierwsze imię. Od najmłodszych lat, za sprawą matki, uczył się grać na fortepianie. Kiedy zainteresował się jazzem, szybko zyskał uznanie na rodzimej, filadelfijskiej scenie. Ukoronowaniem pierwszego rozdziału jego kariery był angaż do zespołu Johna Coltrane’a, z którym występował i nagrywał od połowy 1960 do końca 1965 roku.
W tym czasie powstały tak znaczące dla światowej muzyki albumy, jak (to tylko subiektywny wybór): „My Favorite Things” (1960), „Africa/Brass” (1961), „Olé” (1961), „Coltrane Plays the Blues” (1962), „Impressions” (1963), „Coltrane’s Sound” (1964), „Crescent” (1964), „A Love Supreme” (1965), „Ascension” (1965-1966), „Kulu Sé Mama” (1966), „Meditations” (1966) czy – wydane dopiero po latach, już po śmierci lidera – „Sun Ship” (1965/1971), „Both Directions at Once: The Lost Album” (1963/2018) i „Blue World” (1964/2019). Już tylko ten dorobek, sygnowany nazwiskiem Coltrane’a, wystarczyłby, aby zaliczyć Tynera w poczet najbardziej wpływowych jazzowych pianistów w dziejach światowego jazzu. Ale to oczywiście jedna strona medalu; drugą jest jego twórczość solowa, na którą składa się… ponad siedemdziesiąt płyt długogrających. Pierwszą była, zarejestrowana dla kalifornijskiego Impulse! Records (tego samego, który wydał najsłynniejsze dzieła Kwartetu), „Inception” (1962).
Kolejny rozdział w karierze Tynera – można go określić mianem post-coltrane’owskiego – otworzył longplay „The Real McCoy” (1967) – pierwszy opublikowany przez wytwórnię Blue Note, z którą pianista blisko współpracował przez kolejne trzy lata. A potem ponownie zmienił wydawcę, przechodząc – na całą dekadę – pod skrzydła nowojorskiego Milestone. Kooperacja z tą oficyną zaczęła się od publikacji winylowego krążka „Sahara”, na którym McCoy dał wyraz swojej nowej fascynacji – world music. Ale czy na pewno nowej? W pewnym sensie przecież „Sahara” jest rozwinięciem wątków obecnych już na albumie „Africa/Brass”. Materiał ten, który następnie został nawet nominowany do nagrody Grammy, zarejestrowano w styczniu 1972 roku w nowojorskim studiu należącym do wytwórni Decca. Do jego nagrania Turner zaprosił trzech muzyków i tym samym powielił, bliską mu mentalnie, formułę coltrane’owskiego Kwartetu. A co to byli za artyści?
Bez wątpliwości – patrząc z perspektywy czasu – wybitni! Saksofonista i flecista Sonny Fortune (1939-2018), który grywał między innymi z trębaczem Natem Adderleyem, pianistą Malem Waldronem oraz perkusistą Elvinem Jonesem (swego czasu również członkiem Kwartetu Coltrane’a). Perkusista Alphonse Mouzon (1948-2016), który za sobą miał już wtedy współpracę z Weather Report („Weather Report”, 1971) i Wayne’em Shorterem („Odyssey of Iska”, 1971), a przed sobą chociażby wspólne działania z niemieckim pianistą Joachimem Kühnem („Hip Elegy”). Wreszcie, w tamtym czasie najmniej znany, kontrabasista Calvin Hill (rocznik 1945). Lider zagrał nie tylko na fortepianie, ale sięgnął również po flet (by w jednym utworze stworzyć duet z Sonnym) oraz po koto, japoński instrument strunowy, będący rodzajem cytry. Jeśli dodamy do tego jeszcze liczne perkusjonalia, będziemy mieć w miarę pełen obraz tego, czego można spodziewać się po „Saharze”.
Ale nawet słuchacz uzbrojony w taką wiedzę zostanie najprawdopodobniej mocno zaskoczony zawartą na tej płycie muzyką. To chyba nie przypadek, że często jest ona wymieniana jako najlepszy solowy produkt Tynera. O takie drobiazgi można się oczywiście sprzeczać, lecz w niczym nie zmienia to faktu, iż „Sahara” jest dziełem znakomitym! Do dzisiaj, choć od jej powstania minęło już prawie pół wieku, brzmiącym nadzwyczaj świeżo. W czym oczywiście wielką zasługę ma właśnie McCoy, grający bardzo ekspresyjnie i emocjonalnie, z wielkim rozmachem, ale i z zacięciem… romantycznym. Na krążek trafiło pięć kompozycji (wszystkie autorstwa Tynera), w tym wypełniająca całą stronę B winylowego krążka ponad dwudziestotrzyminutowa suita tytułowa. Nazwać ją opus magnum tego wydawnictwa to mało. To – w pewnym sensie – opus magnum całej solowej twórczości zmarłego przed miesiącem pianisty. Choć przecież i na innych swoich albumach umieszczał równie rozbudowane utwory.
„Sahara” nie ma ani jednego słabego momentu. Począwszy od otwierającej ją „Ebony Queen” aż po wychwalaną już powyżej kompozycję tytułową. „Ebony Queen” to dziewięć minut klasycznego jazzu modalnego zagranego na najwyższych obrotach, opartego na dynamicznej partii fortepianu, wspomaganego przez potężnie brzmiącą sekcję rytmiczną. Do tego dochodzą jeszcze solówki Sonny’ego na saksofonie sopranowym, w których przewija się charakterystyczny motyw, wykorzystany później w formie repryzy w „Saharze”. Swoje „pięć minut” (w rzeczywistości trochę krócej) ma tu także sam Tyner, którego wirtuozerski popis jest w stanie przyprawić o szybsze bicie serca. A im bliżej końca, tym artyści poczynają sobie swobodniej, udowadniając przy tym, że free jazz również nie ma przed nimi tajemnic. W innym kierunku podąża wyobraźnia McCoya w „A Prayer for My Family” – więcej tu romantycznej zadumy, ale nie brakuje też pozytywnej energii. W przeciwieństwie do „Ebony Queen”, z czasem pianista jednak tonuje emocje.
„Valley of Life” to przepiękna wyprawa na Daleki Wschód. Ten zachwycający subtelnością utwór oparty jest głównie na rozbudowanym dialogu koto (Tyner) i fletu (Fortune); pojawiające się w tle perkusjonalia (Hill) i bębny (Jones) pełnią zaś jedynie rolę służebną. Komu zdarzyłoby się w tym czasie odpłynąć myślami w zaświaty (uwierzcie, jest to realne!), zostanie jednak szybko sprowadzony na ziemię za sprawą „Rebirth” i otwierającej tę kompozycję solówki perkusji. To powrót do narracji obecnej w „Ebony Queen” – z rozpędzonym do granic możliwości kontrabasem Calvina Hilla i nadzwyczaj energetycznym, improwizującym fortepianem. W opowieść McCoya uważnie wsłuchuje się też Fortune, który rozwija jego partię, tym razem sięgając po saksofon altowy. Największe wrażenie robią jednak pojawiające się w końcówce utworu nałożone na siebie dwie – jakże odmienne w nastroju – ścieżki instrumentu klawiszowego.
I tak oto dotarliśmy do momentu najważniejszego, czyli do „Sahary” – monumentalnego dzieła, w którym jazz miesza się z muzyką etniczną, a wszystko podane jest z taką potęgą i mocą, że nawet wielbiciele rocka i fusion znajdą w tej kompozycji (jak i na całej płycie) coś dla siebie. Początek jest delikatny, gdzieś w tle rozbrzmiewają dwa flety (Tyner, Fortune), później dołącza fortepian (McCoy), a po kolejnych ponad dwóch minutach improwizujący saksofon sopranowy (Sonny). W tym momencie kwartet gra już na pełnych obrotach, aż do monumentalnej partii fortepianu, po której następuje otwarcie nowego wątku spod znaku world music. To powrót do pierwszych sekund „Sahary”, z tą różnicą, że teraz na plan pierwszy przebija się kontrabas Hilla, a potem z kolei do głosu dochodzą bębny Mouzona. Intrygujące rzeczy dzieją się też jednak w tle, gdzie szaleją perkusjonalia i przeróżne etniczne instrumenty dęte. Dopiero w finale kwartet wraca na stricte jazzowe tory, a całość spina klamrą Fortune, przypominając motyw zagrany już przez niego w „Ebony Queen”.
Album „Sahara” zawiera muzykę, która korzeniami wyrasta z dokonań Kwartetu Johna Coltrane’a, ale nadzwyczaj twórczo je rozwija, poszerzając chociażby o elementy charakterystyczne dla stylistyki fusion, którego narodzin Coltrane wprawdzie nie dożył. Biorąc jednak pod uwagę jego otwartość i skłonność do eksperymentowania, można podejrzewać, że nie pozostałby na ten gatunek obojętny. Dla McCoya Tynera płyta ta stanowiła mocne wejście w kolejną dekadę, na której również, choć już w inny sposób niż w latach 60. XX wieku, odcisnął niezaprzeczalne piętno.
koniec
11 kwietnia 2020
Skład:
McCoy Tyner – muzyka, fortepian, koto (3), flet (5), instrumenty perkusyjne (5)
Sonny Fortune – saksofon sopranowy (1,5), saksofon altowy (4), flet (3,5)
Calvin Hill – kontrabas, instrumenty perkusyjne (3,5), instrumenty dęte (3,5)
Alphonse Mouzon – perkusja, trąbka (5), instrumenty perkusyjne (5)

Komentarze

11 IV 2020   15:53:50

McCoy Turner?

11 IV 2020   21:52:19

Dzięki za poprawkę - jeszcze w tekście się Turner pojawia.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.