Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

McCoy Tyner
‹Sama Layuca›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSama Layuca
Wykonawca / KompozytorMcCoy Tyner
Data wydania1974
Wydawca Milestone
NośnikWinyl
Czas trwania43:29
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
McCoy Tyner, Azar Lawrence, Gary Bartz, John Stubblefield, Robert Hutcherson, Guilherme Franco, James Mtume, Buster Williams, Billy Hart
Utwory
Winyl1
1) Sama Layuca08:38
2) Above the Rainbow03:03
3) La Cubaña10:27
4) Desert Cry04:57
5) Paradox16:27
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Nowa twarz starych kumpli

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj piąte podejście do dyskografii amerykańskiego pianisty jazzowego McCoya Tynera.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Nowa twarz starych kumpli

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj piąte podejście do dyskografii amerykańskiego pianisty jazzowego McCoya Tynera.

McCoy Tyner
‹Sama Layuca›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSama Layuca
Wykonawca / KompozytorMcCoy Tyner
Data wydania1974
Wydawca Milestone
NośnikWinyl
Czas trwania43:29
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
McCoy Tyner, Azar Lawrence, Gary Bartz, John Stubblefield, Robert Hutcherson, Guilherme Franco, James Mtume, Buster Williams, Billy Hart
Utwory
Winyl1
1) Sama Layuca08:38
2) Above the Rainbow03:03
3) La Cubaña10:27
4) Desert Cry04:57
5) Paradox16:27
Wyszukaj / Kup
Po powrocie z wypadu do Europy – między innymi na prestiżowy festiwal jazzowy w Montreux (który został udokumentowany podwójnym koncertowym albumem zatytułowanym „Enlightenment”) – McCoy Tyner przebudował skład towarzyszącego mu zespołu. Odeszli kontrabasista Jooney Booth, a przede wszystkim perkusista Alphonse Mouzon, który zdecydował się na rozpoczęcie kariery solowej. Jeszcze przed nimi – „z tarczą”, ponieważ po wydaniu znakomitego longplaya „Song of the New World” (1973) – z zespołem pożegnał się saksofonista Sonny Fortune, którego miejsce zajął Azar Lawrence. Szukając nowych współpracowników, Tyner postanowił nie ryzykować i, przynajmniej częściowo, sięgnąć po artystów, których już znał. I tak do ponownej kooperacji zaprosił chociażby saksofonistę Gary’ego Bartza (rocznik 1940), którego można było wcześniej usłyszeć na płytach „Expansions” (rok nagrania: 1968, rok publikacji: 1970), „Extensions” (1970/1973) oraz „Asante” (1970/1974).
Na tym ostatnim wydawnictwie pojawili się również perkusjonalista James Mtume (rocznik 1946) oraz perkusista Billy Hart (rocznik 1940). Z kolei wibrafonista, grający także na marimbie, Robert „Bobby” Hutcherson (1941-2016) wziął udział w nagraniu „Time for Tyner” (1968/1969). Jak więc widać, McCoy ryzykował tylko nieznacznie, otaczając się głównie muzykami, których mógł być pewien. Ale pojawiły się wokół niego także zupełnie nowe twarze, jak na przykład flecista i oboista John Stubblefield (1945-2005), kontrabasista Buster Williams (rocznik 1942), który jako muzyk sesyjny wziął udział w realizacji kilkuset płyt, oraz drugi, obok Mtumego, perkusjonalista – Brazylijczyk Guilherme Franco (1946-2016). I to właśnie ten skład – poszerzony do nonetu – wziął udział w nagraniu materiału, jaki w drugiej połowie 1974 roku ukazał się na longplayu „Sama Layuca”. Sesja trwała trzy dni (od 26 do 28 marca), a odbyła się w studiu Generation Sound na nowojorskim Broadwayu. Płytę, podobnie jak wszystkie inne zarejestrowane przez Tynera w latach 70. XX wieku, wydała natomiast wytwórnia Milestone.
Pod względem stylistycznym „Sama Layuca” to kontynuacja tego, co wcześniej znalazło się na albumach „Sahara” (1972), „Song for My Lady” oraz „Song of the New World” (oba z 1973 roku). Jazz mieszał się więc tutaj głównie z muzyką etniczną (w większym) i rockiem (w mniejszym stopniu), co wciąż brzmiało bardzo ekscytująco, ale nikogo już specjalnie nie zaskakiwało. Także konstrukcja płyty była zbliżona do poprzednich: obok kompozycji (notabene wszystkie wyszły tym razem spod ręki lidera) rozbudowanych (tym razem trafiły się trzy takie) pojawił się również, znacznie od nich krótszy, solowy popis na fortepianie. Oczywiście to nic złego powielać sprawdzony patenty, jednak pod warunkiem, że ciągle ma się coś istotnego do powiedzenia i że schematy wypełnia się wartościową treścią. A tak było właśnie – na szczęście! – w przypadku „Sama Layuca”.
Longplay otwiera utwór tytułowy – i wybór ten był jak najbardziej przemyślany. „Sama Layuca” to bowiem ekscytująca, prawie dziewięciominutowa porcja melodyjnego i dynamicznego ethno-fusion, z transową sekcją rytmiczną, monumentalnymi dęciakami (często grającymi unisono) i solówkami fortepianu oraz wibrafonu. Wszystko to składa się na początek marzeń. Każdy klient, który wybrał się do sklepu płytowego i podejmował decyzję na temat kupna najnowszej produkcji McCoya Tynera po przesłuchaniu choćby tylko kilkudziesięciu sekund pierwszego utworu – musiał być na „tak”. Inną sytuację naprawdę trudno jest sobie wyobrazić. Po tym energetycznym, elektryzującym początku lider postanawia ukoić emocje i serwuje zagrany solo „Above the Rainbow”. I chociaż mamy tu do czynienia z wirtuozerskim popisem pianisty, to jednak instrument wycofany jest na drugi plan, co po rozdzierającym bębenki uszne „Sama Layuca” wydaje się jak najbardziej słusznym posunięciem.
Zamykający stronę A ponad dziesięciominutowy „La Cubaña” to z kolei nawiązanie do fenomenalnego „Afro Blue” – utworu autorstwa Kubańczyka Mongo Santamarii, jaki znalazł się na „Song of the New World”. Jest to jednak jak najbardziej twórcze, nie niewolnicze, rozwinięcie. Główne role w „La Cubaña” odgrywają bowiem, pojawiające się na tle wszechobecnych perkusjonaliów, improwizacje: fortepianu, saksofonu, w końcu marimby. Fragmenty melodyjne i radosne przeplatane są natomiast bardziej niepokojącymi i motorycznymi. Wszystko zaś w szybkim tempie, które sprawia, że niełatwo byłoby do tej kompozycji zatańczyć. W pojawiającym się na stronie B „Desert Cry” zaskakiwać może natomiast wszechobecny smutek, który potęguje wykorzystanie – obok fortepianu, wibrafonu i szczególnie wyeksponowanego kontrabasu – oboju. To właśnie instrument Johna Stubblefielda sprawia, że utwór ten nabiera niemal elegijnego charakteru.
Całość zamyka najdłuższy fragment całej opowieści – „Paradox”. Otwiera go dialog fortepianu i marimby, który poniekąd zapowiada, kto tutaj będzie miał najwięcej do powiedzenia. I rzeczywiście, praktycznie do samego końca „Bobby” Hutcherson jest tu pełnoprawnym partnerem dla Tynera. Nawet kiedy z marimby przerzuca się na wibrafon. Niejako obok snują swoją opowieść dęciaki, grające unisono, to znów wypuszczające którego z saksofonistów na plan pierwszy, by wspomógł McCoya bądź Roberta i przy okazji wprowadził trochę słońca do ich nieco chmurnej narracji. Jak już wspomniałem wcześniej, longplay „Sama Layuca” nie mógł być dla nikogo, kto uważnie śledził rozwój kariery Tynera w latach 70., zaskoczeniem. Ale przecież nie wszyscy i nie zawsze chcą być zaskakiwani. McCoyowi w tamtym okresie taka właśnie muzyka grała w sercu i taką muzyką chciał się dzielić ze swoimi wielbicielami, otwierając ich tym samym na nowe prądy w jazzie i jazz-rocku. I za to również należy mu się chwała!
koniec
9 maja 2020
Skład:
McCoy Tyner – muzyka, fortepian
Azar Lawrence – saksofon sopranowy, saksofon tenorowy
Gary Bartz – saksofon altowy
John Stubblefield – flet, obój
Robert Hutcherson – wibrafon, marimba
Guilherme Franco – instrumenty perkusyjne
James Mtume – instrumenty perkusyjne
Buster Williams – kontrabas
Billy Hart – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.