Oglądając muzykę: Lipiec - Sierpień 2008Doda, zespół z przyrodzeniem w nazwie i tytule piosenki oraz roznegliżowana Ukrainka i chłopaki, którzy chyba za bardzo zapatrzyli się w Bono. To chyba wystarczy, żeby zachęcić do lektury „Oglądając muzykę” w wakacje?
Jacek SobczyńskiOglądając muzykę: Lipiec - Sierpień 2008Doda, zespół z przyrodzeniem w nazwie i tytule piosenki oraz roznegliżowana Ukrainka i chłopaki, którzy chyba za bardzo zapatrzyli się w Bono. To chyba wystarczy, żeby zachęcić do lektury „Oglądając muzykę” w wakacje? DICK4DICK – ANOTHER DICK Obok Mitch and Mitch z całą pewnością najzabawniejsza koncertowo kapela w kraju. Kiedyś na scenie tarzali się w kefirze i wspinali na głośniki; na starość ich vis vitalis zelżała, przez co panowie z reguły ograniczają się do spontanicznych okrzyków w rodzaju „O, Adonisie!”. Sam klip został nakręcony animacją poklatkową, a każdy, kto wie, jak żmudna i czasochłonna to robota, nie może nie chylić czoła przed twórcami. Jeśli mierzi Cię nagość i rozpusta – nie idź na ich koncert i nie oglądaj ich klipu. Jeśli uważasz, że facet z pomalowanymi oczami to jednak nie jest to – nie idź na koncert, nie oglądaj klipu i trzymaj się z daleka od zespołu Hariasen. A cała reszta dobrze wie, co ma robić. Ekstrakt: 70% RUSŁANA – MOON OF DREAMS Pani ongiś wygrała Eurowizję, więc nie ma bata – piosenka musi być straszna. Niemniej jednak żywię nienazwaną, dziką przyjemność z oglądania tego słabego wszak teledysku. Obrazek do „Moon of Dreams” to ogólna postmoderna – mamy i plemienne wygibasy, i scenerię wyglądającą jak połączenie „Podróży na Księżyc” Meliesa z fragmentami „Źródła” Aronofsky’ego, mamy w końcu apetyczną Rusłanę we wdzianku częściowo pożartym przez mole, jej partnera wyglądającego jak techniczny Burzum oraz kuriozalnego quasi-rapera wyglądającego i nawijającego niczym nakręcany plastikowy manekin. Z tej mieszanki nie ma prawa powstać nic ciekawego, co nie znaczy, że efekt nie jest interesujący. Ponadto klip Rusłany mimowolnie kojarzy mi się z absolutnie najśmieszniejszym teledyskiem ever – dziełem „Blashyrkh” ponoć znanej w metalowym świecie kapeli Immortal. Tak, dobrze myślicie – z całą pewnością WARTO poszukać tego wiekopomnego dzieła w odmętach Sieci. Ekstrakt: 50% COLDPLAY – VIOLET HILL Szkoda gadać. Dobry zespół odkrył, że koncertowanie na stadionach przy kilkudziesięciotysięcznej widowni ma swoje niezaprzeczalne uroki, poszedł zatem w stronę nagrywania kawałków sprawdzających się wyłącznie w takich okolicznościach przyrody. W efekcie ich najnowszy album jest nudny, singiel „Violet Hill” jest nudny i – niespodzianka – teledysk do tego utworu nudny jest tym bardziej. Dobranoc. Ekstrakt: 30% DODA – NIE DAJ SIĘ OSOBY: MATKA, OJCIEC, GABRYSIA, KRZYSIO, PŁYTA DODY AKT I: Typowe mieszkanie polskiej rodziny – blok, trzy schludnie urządzone pokoje. Kuchnia pomalowana na ożywczy żółty kolor, duży pokój zastawiony meblami z Ikei, sypialnia rodziców, w której naczelne miejsce zajmuje duże łóżko, wreszcie pokój dzieci – 12-letniej Gabrysi i 7-letniego Krzysia. Czwartek rano, cała rodzina zbiera się przy śniadaniu. Matka nasypuje dzieciom płatki i stawia przed każdym talerzem kubek z mlekiem, ojciec jedną ręką przytrzymuje kanapkę, drugą wiąże krawat – widać, że bardzo się spieszy. Piękny, wiosenny dzień, za otwartym oknem radośnie poćwierkują wróble. Z radia dobiega pierwsza zwrotka „Szczęście jest blisko” Piaska. MATKA: Dzieci, szybciej, tato podwiezie was do szkoły. Krzysiu, jedz płateczki, to zdrowe. No, czemu nie chcesz pić mleka? KRZYSIO (z obrzydzeniem): Mamo, kożuch! MATKA: Pokaż (chwyta za kubek). No, zdarzyło się, trzeba pić szybko, to kożuch się nie zrobi, a i mleczko ciepłe będzie. Andrzej, uważaj, wsadzisz sobie rękaw do dżemu. Gabrysiu, słoneczko, skończyłaś? GABRYSIA: Tak. Mamo, mam prośbę… MATKA: Słucham, córeczko. GABRYSIA: Potrzebowałabym trzydziestu złotych. MATKA: To dużo pieniążków. A na co? GABRYSIA: Przybory szkolne. Piórnik, kolorowe zeszyty… Nie lubię się uczyć matematyki w tym burym. OJCIEC: Ależ Gabrysiu, ten zeszyt to pamiątka po pradziadku. GABRYSIA: Koleżanki śmieją się z tego… tego kleksa na okładce. OJCIEC (załamuje ręce i wznosi oczy ku niebu): Jak można śmiać się z oryginalnej pieczęci Generalnej Guberni na okładce? MATKA: Ona ma rację, to już stary zeszyt. Sama nie rozumiem, jak dziecko może uczyć się z takiego starocia, czym jest silnia. Proszę, oto pieniążki. GABRYSIA: Dziękuję, na pewno nie wydam wszystkiego. Tak tylko… na wszelki wypadek. MATKA: Dobrze, dobrze, córeczko. A teraz pędem do szkoły. Gabrysiu, poucz się jeszcze w samochodzie na biologię. Krzysiu, pamiętaj, nie masz się czepiać tego biednego Alcesta z pierwszej ławki. Nie chcę znowu świecić oczyma na wywiadówce. KRZYSIO: Ale on jest gruby i śmierdzi. MATKA: Twojemu wujkowi nie przeszkodziło to w zostaniu posłem. No, dzieci, migiem! AKT II: Późne popołudnie. Cała rodzina kończy obiad. Na talerzu zupa ogórkowa, schabowy z ziemniakami i kompot. Ojciec już skończył i wyleguje się w pokoju z gazetą. Gabrysia ukradkiem przemyka do pokoju. Krzysio dłubie ze skupieniem w nosie. MATKA: Gabrysiu! GABRYSIA: Tak, mamo? MATKA: Daj mi resztę z tych pieniążków, które dostałaś rano. Muszę iść po jabłka, a pan Jerzy na straganie nie przyjmuje karty. GABRYSIA (z przestrachem): Pie-niążków? MATKA: Tak, na przybory. Czemu tak się patrzysz, mowę ci odebrało? GABRYSIA: Ale ja… MATKA: Co? GABRYSIA: Ale ja nie mam tych pieniążków. MATKA: Jak to nie masz? GABRYSIA: Nie mam, wydałam wszystko. MATKA: Gabrielo! Spójrz mi prosto w oczy i powiedz prawdę! O ile wiem, drobne przybory nie kosztują trzydziestu złotych? Co stało się z pieniędzmi? GABRYSIA (łykając łzy): Wydałam… MATKA: Pokaż plecak! GABRYSIA: Ale mamo… MATKA: Pokaż plecak, powtarzam. GABRYSIA (wyjmując plecak i szlochając): Och, mamo… MATKA wysypuje zawartość plecaka na podłogę. Z bocznej kieszeni wypada drugie śniadanie i płyta „Diamond Bitch” Dody. MATKA (przerażona): Gabrysiu! GABRYSIA: Nie zdążyłam zjeść… Pani kazała podlewać kwiaty na korytarzu… MATKA: Gabrysiu, co w Twoim plecaku robi ta szkodliwa płyta? GABRYSIA: Ale to Doda. MATKA: Przecież widzę, że nie Koncerty Brandenburskie! Jak możesz wydawać pieniądze na tak obrzydliwe i ohydne rzeczy? Jak ta kobieta wygląda na okładce? Jak najgorsza, najgorsza… GABRYSIA (płacze): To moja idolka… MATKA: Jeszcze tylko tego brakowało! Andrzej! Andrzej! Chodź tu czym prędzej! OJCIEC (ściskając w dłoni gazetę): Idę, po co te krzyki, głowa mnie boli. MATKA: Popatrz tylko, czego słucha twoje dziecko! OJCIEC (nakłada okulary i spogląda na okładkę): Uhm, hum, hm. Hm, hm MATKA: Andrzej, tylko tyle masz do powiedzenia? OJCIEC: Krzysiu, to bardzo nieładnie. Bardzo, bardzo nieładnie. KRZYSIO: To nie ja! MATKA: To płyta Gabrysi! Powiedziała, że potrzebuje na piórnik! OJCIEC: Gabrysiu, to bardzo nieładnie kłamać. Bardzo, bardzo nieładnie. MATKA: Ubieraj się. W tej chwili idziemy do sklepu, w którym ci to sprzedano. GABRYSIA: Mamo! OJCIEC (pod nosem): A może ta płyta nie jest taka zła? Przyjrzyjmy się zawartości… MATKA: Jak możesz wydawać nasze ciężko zarobione pieniądze na coś tak wulgarnego? I ten tytuł, z błędem. Przecież wszyscy wiedzą, że w kurort w Bułgarii nosi nazwę Złote Piaski, a nie Diamentowa Plaża! A potem jest ta nędzna trójczyna z plusem z angielskiego… GABRYSIA: Proszę… Zostaw moją płytę. Proszę… MATKA: Moje dziecko nie będzie oglądać gołej… KRZYSIO (radośnie): Dupy! MATKA: Krzysiu! KRZYSIO (przepraszającym tonem): Eee, pupy! GABRYSIA (głosem typu „tonący brzytwy się chwyta”): Pieniążki zgubiłam! To prezent od kolegi! MATKA: Co takiego? GABRYSIA: Od Kuby! KRZYSIO (cichym głosem): Kupy, kupy, kupy z dupy MATKA: Czy mam przez to rozumieć, że sprezentował Ci tę płytę? Skąd miał na to fundusze? GABRYSIA: Ale… MATKA: Czy oferowałaś mu coś w zamian? GABRYSIA: Nie, ale… MATKA (podniesionym głosem): Czy rozpoczęliście praktyki seksualne? GABRYSIA: Mamo! MATKA: Kim są jego rodzice? KRZYSIO: Fiuty z pupy, kupy z dupy MATKA: Jezus Maria, anieli święci, to przechodzi ludzkie pojęcie! Gabrielo! W tej chwili zaprowadzisz mnie do rodziców tego chłopaka! GABRYSIA (szlochając): Mamo, nie! Zrobię z siebie pośmiewisko w całej szkole! OJCIEC: A może ciążę da się jeszcze przerwać? GABRYSIA: Tato, nie jestem… (urywa płaczem) MATKA (otwiera drzwi): Wychodzimy! Krzysiu, idziesz z nami. Przeprosisz pana dozorcę za ten brzydki napis na ścianie. KRZYSIO: Ale to Piotrek! MATKA: Już, już! W tej chwili! (wychodzą) Nagle w mieszkaniu robi się cicho, słychać tylko tumult na schodach. Na korytarzu zostaje skołowany ojciec. Nie wie, czy ma iść z rodziną, czy zostać w domu. Nagle jego wzrok pada na leżącą na szafce na buty płytę Dody. Sięga po nią i zakłada okulary – na nowo. OJCIEC (oglądając okładkę): Ciekawe… Bardzo sympatyczna osoba, doprawdy. Niezwykle sympatyczna… Ekstrakt: 10% 7 sierpnia 2008 |
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Subiektywna lista najlepszych teledysków 2008 roku
— Jacek Sobczyński
Wrzesień 2008
— Jacek Sobczyński
Maj – Czerwiec 2008
— Jacek Sobczyński
marzec-kwiecień 2008
— Jacek Sobczyński
Luty 2008
— Jacek Sobczyński
Styczeń 2008
— Jacek Sobczyński
Subiektywna lista najlepszych teledysków 2007 roku
— Jacek Sobczyński
Grudzień 2007
— Jacek Sobczyński
Listopad 2007
— Jacek Sobczyński
Podsumowanie muzyczne roku 2008 (3)
— Rafał Maćkowski, Jacek Sobczyński
Prezenty świąteczne: Prezentuj, broń!
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński, Mieszko B. Wandowicz
Zły i Niegłupi: Podróż sentymentalna
— Paweł Franczak, Jacek Sobczyński
Do nieba, do piekła
— Jacek Sobczyński
Między pasją a lansem - Off Festival 2008
— Jacek Sobczyński
ENH 08: Muzyka na Nowych Horyzontach
— Jacek Sobczyński
Zły i Niegłupi: Po bandzie jechać czas!
— Paweł Franczak, Jacek Sobczyński
50 najbardziej obciachowych momentów polskiego hip-hopu
— Jacek Sobczyński
40 najlepszych soundtracków wszech czasów
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Wojciech Gołąbowski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński, Konrad Wągrowski
Najgłupsze okładki płyt 2007
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński