Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Black Moon Circle
‹Andromeda›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAndromeda
Wykonawca / KompozytorBlack Moon Circle
Data wydania20 października 2014
NośnikCD
Czas trwania46:14
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Øyvin Engan, Vemund Engan, Per Andreas Gulbrandsen, Scott (Dr. Space) Heller
Utwory
CD1
1) The Machine on the Hill09:27
2) Jack’s Cold Sweat06:21
3) Supernova06:29
4) Dragon08:49
5) Andromeda15:07
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Z odległego gwiazdozbioru
[Black Moon Circle „Andromeda” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Przeszli dość zaskakującą drogę – od punka do psychodelicznego space rocka z zacięciem stonerowym. Warto jednak było, ponieważ wydany w październiku ubiegłego roku debiutancki pełnowymiarowy album norweskiej formacji Black Moon Circle to jedno z najciekawszych odkryć na scenie muzycznej. Co to oznacza dla Państwa? Wewnętrzny imperatyw, aby jak najszybciej wejść w posiadanie „Andromedy”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Z odległego gwiazdozbioru
[Black Moon Circle „Andromeda” - recenzja]

Przeszli dość zaskakującą drogę – od punka do psychodelicznego space rocka z zacięciem stonerowym. Warto jednak było, ponieważ wydany w październiku ubiegłego roku debiutancki pełnowymiarowy album norweskiej formacji Black Moon Circle to jedno z najciekawszych odkryć na scenie muzycznej. Co to oznacza dla Państwa? Wewnętrzny imperatyw, aby jak najszybciej wejść w posiadanie „Andromedy”.

Black Moon Circle
‹Andromeda›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAndromeda
Wykonawca / KompozytorBlack Moon Circle
Data wydania20 października 2014
NośnikCD
Czas trwania46:14
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Øyvin Engan, Vemund Engan, Per Andreas Gulbrandsen, Scott (Dr. Space) Heller
Utwory
CD1
1) The Machine on the Hill09:27
2) Jack’s Cold Sweat06:21
3) Supernova06:29
4) Dragon08:49
5) Andromeda15:07
Wyszukaj / Kup
Dlatego nie przepadam za podsumowaniami! Tymi wszystkimi rankingami najlepszych płyt, najciekawszych wykonawców (i co tam jeszcze da się wymyśleć) za dany rok. Zawsze bowiem przegapi się coś istotnego i wartościowego. Dotrze to do człowieka już po sporządzeniu zestawienia i wywołuje potem ogromne wyrzuty sumienia, bo nie załapało się do pięćdziesiątki, dwudziestki czy nawet – w ekstremalnych sytuacjach – dziesiątki. Tak jest chociażby z debiutem Black Moon Circle, którą to płytę odkryłem dopiero w styczniu, nie miała więc szansy załapać się do „esensyjnego” bilansu za 2014 rok. Ze szkodą dla zespołu i redakcyjnego rankingu. Gorzej, że podobnych wydawnictw jest – już to wiem – znacznie więcej. Ale trudno! Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Warto za to nadrobić zaległości. Dzisiaj nadrabiamy pierwszą, zachęcając do zapoznania się z debiutanckim wydawnictwem norweskiego tria Black Moon Circle. Choć grupa powstała dopiero przed niespełna trzema laty, tworzący ją muzycy – dwaj, pochodzący z Trondheim, bracia i zarazem liderzy formacji: wokalista i basista Øyvin Engan oraz gitarzysta Vemund Engan – wcale nie są żółtodziobami na rockowej scenie.
Wcześniej udzielali się w alternatywno-punkowej grupie The Reilly Express, z którą wydali nawet dwa albumy: „Ways of Feeling” (2004) i „Howl, Shake & Boogie” (2009). Zespół nie odniósł jednak sukcesu – ani artystycznego, ani tym bardziej komercyjnego – dlatego też bracia Enganowie zdecydowali się pójść inną drogą. Skaptowali perkusistę Pera Andreasa Gubrandsena i wraz z nim stworzyli nową jakość – Black Moon Circle. Postanowili tym samym odejść od schematycznego rocka i – inspirując się takimi wykonawcami, jak Hawkwind czy Øresund Space Collective – rozpocząć zupełnie nowy rozdział w swojej karierze. Jeszcze w 2013 nagrali cztery utwory, które w lutym następnego roku ukazały się na EP-ce zatytułowanej po prostu „Black Moon Circle”. Jak się okazało, zawarta na niej muzyka spotkała się z pozytywnym oddźwiękiem, co zachęciło Enganów i Gubrandsena do skomponowania i jak najszybszego zarejestrowania kolejnych utworów. W kwietniu zamknęli się na jeden dzień w studiu i „na setkę” nagrali pięć numerów, które pół roku później opublikowane zostały na debiutanckim longplayu (zarówno w wersji winylowej, jak i kompaktowej).
O jakości poczynań zespołu niech świadczy fakt, że na podpisanie kontraktu z nim zdecydowała się prestiżowa norweska wytwórnia Crispin Glover Records, wydająca także między innymi Motorpsycho i Spidergawd. „Andromeda” zaczyna się od potężnej dawki czadu pod postacią „The Machine on the Hill”. Skrzecząca gitara (z syntezatorowym tłem, za które odpowiada zaproszony do studia Scott Heller, znany też pod pseudonimem Dr. Space) i spacerockowy wokal świetnie wprowadzają w zawartość całego albumu. Mimo że Black Moon Circle tworzy zaledwie trzech muzyków, potrafią zagrać z takim rozmachem, że czapki z głów! Słychać poza tym, że zasłuchani są w dokonania klasyków z lat 70. XX wieku – dużo w ich twórczości zarówno hard, jak i blues rocka; od siebie dodają jeszcze motoryczny stonerowy rytm i spacerockową lekkość. Co ciekawe, Vemund Engan nie stroni również od solówek gitarowych, a w tym konkretnym kawałku gra nawet dwie. I chociaż nie są to wirtuozerskie popisy w stylu Joe Satrianiego czy Steve’a Vaia, idealnie spełniają swoje zadanie.
Końcówka zaś dosłownie wgniata w fotel (względnie krzesło, jeżeli akurat ktoś jest w stanie wysiedzieć, słuchając Black Moon Circle) – improwizacyjne szaleństwo sięga w niej bowiem zenitu, a gitara albo rozdziera uszy, albo akurat zgrzytami rozłupuje czaszkę od środka. Zdając sobie sprawę ze stopnia dewastacji poczynionego za sprawą „The Machine on the Hill”, kolejny utwór – „Jack’s Cold Sweat” – zespół przezornie zaczyna trochę spokojniej. Ale za to zdecydowanie mroczniej. Wyeksponowany bas i punktowe akordy gitary wywołują uczucie niepokoju i nie zmienia tego nawet bardziej przyjaźnie brzmiący wokal Øyvina. Zresztą po dwóch minutach Norwegowie i tak wskakują na swoje normalne obroty, udowadniając przy okazji, że lekcje ze znajomości dokonań Monster Magnet i Alice in Chains także odrobili. Olbrzymia ekspresja łączy się od tego momentu z przejmującym smutkiem obecnym w głosie frontmana – tak samo wzruszał nas przed laty świętej pamięci Layne Staley. W podobnym klimacie utrzymana jest „Supernova”, w której psychodelia miesza się ze spacerockową improwizacją. Dzięki temu utwór „płynie” sobie spokojnie przez ponad sześć minut, choć równie dobrze mógłby trwać dwa razy tyle, a i tak nie zdążyłby się znudzić.
Znacznie bardziej zróżnicowany stylistycznie jest za to „Dragon”. Otwiera go śpiew Øyvina, któremu akompaniuje na gitarze akustycznej, grając lekko orientalizującą melodię, Vemund. Kiedy z czasem do braci Enganów dołącza Per Andreas, robi się motorycznie, choć muzycy wciąż grają „unplugged”. Zapętlone rytm bębnów i motyw gitary wprowadzają słuchacza w trans, głównie po to, by po chwili zespół mógł zastosować prawdziwą terapię szokową – uderzenie stronerowych ścieżek gitary (co zdradza, że trochę chyba jednak grzebano nad zarejestrowanym materiałem w fazie miksowania i masteringu) przewala się przez umysł jak lawina. Pełna psychodelicznych improwizacji końcówka łagodzi co prawda przeżyty wstrząs, ale do ukojenia skołatanych nerwów wciąż jest daleko. Całość zamyka kompozycja tytułowa, w której poznajemy jeszcze jedno oblicze Black Moon Circle. Muzycy tym razem rezygnują z potężnego brzmienia na rzecz budowania odpowiedniego nostalgicznego klimatu. Rozkręcają się powoli – także z tego powodu, że po drodze pozwalają sobie na masę drobnych improwizowanych wtrętów. Za to finał jest już imponujący. Choć trochę zaskakiwać może surowe, garażowe brzmienie, ponownie przywodzące na myśl pierwsze lata grunge’owej rewolucji.
„Andromeda” to album, który – bez dwóch zdań – powinien spodobać się wszystkim wielbicielom sceny skandynawskiej spod znaku vintage. Po który bez najmniejszych obaw mogą sięgnąć ci, którzy w poprzednich miesiącach zasłuchiwali się w płytach takich formacji, jak Motorpsycho, D’accorD, Three Seasons, Kaukasus, Agusa, The Graviators, Amaxa czy My Brother the Wind. Radosna wiadomość brzmi tak: Przybyła Wam kolejna grupa, której poczynania warto śledzić ze szczególną uwagą!
koniec
20 stycznia 2015
Skład:
Øyvin Engan – śpiew, gitara basowa
Vemund Engan – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Per Andreas Gubrandsen – perkusja
gościnnie:
Scott Heller – syntezatory

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
Sebastian Chosiński

10 V 2024

Po reinterpretacji dokonań twórczych Krzysztofa Komedy i Sun Ra panowie z EABS postanowili zmierzyć się z kolejną jazzową legendą – utworami zmarłego przed sześcioma laty trębacza Tomasza Stańki. Tym razem jednak wrocławski kwintet zdecydował się zmierzyć z konkretną płytą. Tak narodził się album „Reflections of Purple Sun”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mroczne zaułki Malmö
Sebastian Chosiński

9 V 2024

To najbardziej nietypowa płyta pochodzącej z Malmö Agusy. Nietypowa, ponieważ zawierająca muzykę skomponowaną do niezależnego filmu kryminalnego autorstwa Augustina Sjöberga, który jest znajomym lidera zespołu, gitarzysty Mikaela Ödesjö. I chociaż wypełnia ją ten sam co zawsze progresywny folk, musicie przygotować się na jedną, ale za to zasadniczą zmianę – utwory są znacznie krótsze, niż bywało dotąd.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Wpływ tykwy na rozwój światowej muzyki
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Będący wirtuozem kory Dawda Jobarteh przybył do Europy z Gambii. Duńczyk Stefan Pasborg to z kolei jazzman, którego fascynują rytmy afrykańskie. Mieszkając w Kopenhadze, prędzej czy później – musieli się spotkać. Po kilku latach od wydania albumu „Duo” odnowili współpracę, by pograć razem „na żywo”. Efektem tego stał się najnowszy krążek tego niezwykłego jazzowo-folkowo-rockowego duetu – „Live in Turku”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.