Tu miejsce na labirynt…: W pochodzie codzienności… warto przystanąć i posłuchać [Theo Travis’ Double Talk „Transgression” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Theo Travis to nie tylko znakomity – i rozchwytywany przez artystów z różnych światów – muzyk sesyjny, ale i lider własnych formacji, w których gra muzykę z okolic jazzu i fusion. Jedną z nich jest Double Talk, która po siedmiu latach milczenia powróciła na rynek albumem „Trangression”. Zawiera on oryginalne kompozycje Travisa, lecz także utwory z repertuaru innych wykonawców oraz stworzone dla grup, w których Theo przez lata grywał.
Tu miejsce na labirynt…: W pochodzie codzienności… warto przystanąć i posłuchać [Theo Travis’ Double Talk „Transgression” - recenzja]Theo Travis to nie tylko znakomity – i rozchwytywany przez artystów z różnych światów – muzyk sesyjny, ale i lider własnych formacji, w których gra muzykę z okolic jazzu i fusion. Jedną z nich jest Double Talk, która po siedmiu latach milczenia powróciła na rynek albumem „Trangression”. Zawiera on oryginalne kompozycje Travisa, lecz także utwory z repertuaru innych wykonawców oraz stworzone dla grup, w których Theo przez lata grywał.
Theo Travis’ Double Talk ‹Transgression›Utwory | | CD1 | | 1) Fire Mountain | 06:06 | 2) Transgression | 12:26 | 3) Smokin’ at Klooks | 04:18 | 4) Song for Samuel | 05:32 | 5) Everything I Feared | 05:35 | 6) Maryan | 07:47 | 7) A Place in the Queue | 10:00 | 8) The Call | 02:55 |
Urodzony w angielskim Birmigham, Theo Travis przed rokiem obchodził pięćdziesiątą rocznicę urodzin. Być może to właśnie z tego okazji zdecydował się zrobić sobie prezent i po kilku latach milczenia przywrócić do życia jazzrockowy projekt Double Talk. Po raz pierwszy zaistniał on – jako zespół akompaniujący Travisowi – w 2008 roku, kiedy to najpierw ukazał się album studyjny zatytułowany po prostu „Double Talk”, a następnie koncertowa płyta „Ascending: Live at the Pizza”. Obok lidera w jego składzie znaleźli się jeszcze: gitarzysta Mike Outram, organista Pete Whittaker oraz perkusista Roy Dodds; w studiu dodatkowo wzmocnił ich sam Robert Fripp z King Crimson. Grupa jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła; głównie z tego powodu, że Theo nie narzekał – ani wcześniej, ani później – na brak zajęć. Nie tylko nagrywał płyty solowe, ale również – w mniejszym lub większym zakresie – udzielał się w wielu rockowych i jazzowych formacjach. Usłyszeć można go chociażby na krążkach Porcupine Tree, No-Man, Bass Communion i Stevena Wilsona („ Grace for Drowning”, „ The Raven That Refused to Sing (and Other Stories)”), Gongu, The Tangent („ COMM”) i Soft Machine Legacy („ Burden of Proof”) oraz w duetach z Johnem Foxxem i wspomnianym już Robertem Frippem. Skład Double Talk po reaktywacji zmienił się nieznacznie. Travis ponownie zaprosił do współpracy Mike’a Outrama (znanego z jazzrockowego projektu Asaf Sirkis & The Inner Noise i artrockowo-jazzowego Snow Giants) oraz Pete’a Whittakera (udzielającego się również w jazzowo-soulowym The Filthy Six). Nową postacią jest natomiast perkusista Nic France, którego lista dokonań jest jednak co najmniej tak długa, jak dyskografia samego lidera. Już w latach 80. i 90. ubiegłego wieku dał się on poznać jako muzyk łączącego rock progresywny z fusion Nucleus Iana Carra, jazzowego The Whitehead Band oraz grającego celtycki folk zespołu Cármina; poza tym – w studiu bądź na scenie – wspierał swym talentem takie tuzy sceny rockowej, jak David Gilmour, Robert Wyatt, Kate Bush i Steven Wilson (przy tej ostatniej okazji los zetknął go właśnie z Travisem). Jak więc widać, w składzie Double Talk znaleźli się artyści może nie o „najgorętszych” nazwiskach w branży, lecz na pewno będący wielkimi specjalistami w swoim fachu. Praca w studiu trwała przez dwa dni, a jej efektem okazał się materiał, który otrzymał tytuł „Transgression”; na płycie kompaktowej opublikowała go na początku lipca londyńska wytwórnia Esoteric Recordings, która w swoim katalogu ma między innymi albumy Camela, Hawkwind, Egg, Barclay James Harvest, FM, Man czy East of Eden i wielu innych wykonawców, których okres świetności przypadł na lat 70. XX wieku. Co przyświecało Travisowi, kiedy po kilku latach milczenia na powrót kompletował skład Double Talk? Sam przyznawał, że chciał stworzyć muzykę w klimacie King Crimson, Mahavishnu Orchestra, Terjego Rypdala i Talk Talk, a więc będącą wypadkową dwóch ukochanych przez niego stylów muzycznych: rocka progresywnego i fusion. I taka właśnie jest zawartość „Transgression” – nieustannie miesza się na niej jazz z progresem; zmienia się jedynie dawka poszczególnych składników: raz więcej jest rockowej energii, innym znów razem – jazzowej sublimacji. Na album trafiło ostatecznie osiem kompozycji. Pierwszą w kolejności jest – zaliczająca się zdecydowanie do tych progresywnych – „Fire Mountain”. Jej początek może zaskakiwać ciężkością rytmu; choć kiedy do Nika France’a i Pete’a Whittakera dołącza grający na saksofonie Travis, robi się nieco lżej, a przynajmniej takie odnosi się wrażenie, ponieważ przez następnych kilka minut uwagę przykuwa przede wszystkim improwizujący lider, a pozostałe instrumenty w tym czasie schodzą na dalszy plan. Gdy jednak uważniej wsłuchać się w to, co dzieje się „za” saksofonem, można się zdziwić. W każdym razie żaden z muzyków nie próżnuje, a już najmniej Mike Outram, który wkrótce zresztą wybija się ze swą gitarą na plan pierwszy. I gra solówkę, jakiej nie powstydziliby się tacy wirtuozi, jak Steve Vai czy Joe Satriani. Tytułowy „Transgression”, biorąc pod uwagę zmieniające się tempa i nastroje, to w zasadzie dwunastominutowa minisuita. Otwiera ją krótka, dość frywolna partia saksofonu, którą wieńczy wejście organów Hammonda. Intonują one subtelną melodię, którą rozbudowuje na saksofonie Travis. W tym momencie można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia nie z rasowym składem jazzrockowym, ale małym combo grającym smooth jazz do kotleta. Theo prawdopodobnie celowo wprowadza ten knajpiany klimat, aby tym większy szok przeżył słuchacz, kiedy pod koniec czwartej minuty do kolegów dołącza France. Potężne uderzenie w stopę i werble daje sygnał do nowego otwarcia. Najpierw Outram serwuje porywające, pełne odniesień do muzyki orientalnej, solo na gitarze, następnie ster przejmuje Travis i robi wszystko, by udowodnić, że w formacji freejazzowej też mógłby zagrzać miejsce. Pod koniec muzycy spinają całość klamrą: Mike udaje się na spoczynek, Pete ponownie przygrywa do snu, a Theo koi nerwy uroczą, romantyczną melodyjką. Równie subtelny nastrój ma „Smokin’ at Klooks” – utwór poświęcony legendarnemu londyńskiemu klubowi Klooks Kleek, w którym w latach 60. i 70. grywali artyści tej miary co Jimi Hendrix, Keith Richards, Peter Green i Eric Clapton. Trudno się więc dziwić, że w kompozycji tej dominuje mieszanka bluesa i jazzu, a na finał lider Double Talk dorzuca jeszcze przepiękny, nostalgiczny motyw zagrany na flecie. „Song for Samuel” momentami ociera się wręcz o pop, ale energetyczna sekcja rytmiczna (czyli France i wspomagający go w tej roli Outram) nie pozwala zapomnieć, że mimo wszystko mamy do czynienia z muzykami o proweniencji rockowej. Dużo przyjemności daje też słuchaczowi duet gitary i saksofonu, które gaworzą sobie jak starzy dobrzy znajomi. Kompozycja „Everything I Feared” powstała we współpracy z basistą Dave’em Sturtem, z którym Travis gra w zespole Cipher; pierwotnie przeznaczona była dla grupy Gong, w której także obaj panowie swego czasu występowali. Ostatecznie trafiła jednak na „Transgression”. I dobrze się stało, bo jest jedną z ciekawszych na płycie. Rasowo brzmiące Hammondy idealnie wpisują się w stonowaną partię gitary i królujący nad wszystkim flet. Gdzieś w oddali pobrzmiewają tu echa dokonań Jade Warrior. Z kolei „Maryan” to utwór stworzony przez Roberta Wyatta (i opublikowany przez niego na krążku „Shleep” z 1997 roku). Theo przerobił go na wersję instrumentalną, eksponując – w miejsce wokalu – flet i dodając nie mniej delikatną solówkę na Hammondach. W efekcie ten prawie ośmiominutowy numer stał się urzekającą urodą impresją z pogranicza jazzu i folku. Jeśli ktoś obawia się, że w tym czasie mógłby przysnąć znużony nazbyt delikatnymi dźwiękami, na pewno obudzi go kolejna kompozycja – „A Place in the Queue”. W jej powstaniu, oprócz Travisa, maczał jeszcze palce wokalista i klawiszowiec The Tangent, Andy Tillison. Co nie powinno dziwić, bo przecież jest to tytułowy utwór z trzeciego studyjnego krążka tej formacji (który ukazał się w 2006 roku). Wersja Double Talk jest oczywiście odmienna w stylu; znacznie więcej miejsca zajmuje w niej saksofon (trafia się nawet kapitalna solówka na tym instrumencie), ale i pozostali muzycy dają upust swoim umiejętnościom – zarówno gitarzysta, jak i klawiszowiec. Nie brakuje energetycznych wstawek jazzrockowych, ale także powłóczystych progresywnych dźwięków, które na pewno będą miłe dla ucha dla każdego wielbiciela The Tangent. Album „Transgression” zamyka najkrótszy w całym zestawie, bo zaledwie (niespełna) trzyminutowy „The Call”. Nie dzieje się w nim wiele, ale to skutek zadania, jakie wyznaczyli mu członkowie kwartetu – ma on być przede wszystkim zwieńczeniem kilkudziesięciominutowej muzycznej podróży, ma wyciszyć emocje i pozostawić słuchacza w kontemplacyjnym nastroju. Stąd najpierw delikatne organy, które z czasem oddają pola klasycznie zaaranżowanemu saksofonowi. I tak – z każdą sekundą grając coraz wolniej i coraz ciszej – Theo Travis żegna się ze swoimi fanami. A nam zostaje jedynie ukłonić się przed nim (i jego towarzyszami) nisko i podziękować za porcję nie zawsze może optymistycznej, ale na pewno bardzo przyjemnej muzyki. Skład: Theo Travis – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, flet, loops Mike Outram – gitara elektryczna Pete Whittaker – organy Hammonda Nic France – perkusja, instrumenty perkusyjne
|