Tu miejsce na labirynt…: Dźwiękowe voodoo [John Zorn „In a Convex Mirror” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Choć każdego roku ukazuje się przynajmniej kilka albumów sygnowanych nazwiskiem Johna Zorna, rzadko można go na nich usłyszeć jako muzyka; najczęściej zadowala się bowiem rolami kompozytora, aranżera i producenta. Tym razem jednak postanowił sięgnąć po swój sztandarowy instrument, czyli saksofon altowy, i – dodatkowo – fortepian elektryczny. Niezwykle musiał go więc zaintrygować projekt oparty na ludowych rytmach haitańskich, który zatytułował „In a Convex Mirror”.
Tu miejsce na labirynt…: Dźwiękowe voodoo [John Zorn „In a Convex Mirror” - recenzja]Choć każdego roku ukazuje się przynajmniej kilka albumów sygnowanych nazwiskiem Johna Zorna, rzadko można go na nich usłyszeć jako muzyka; najczęściej zadowala się bowiem rolami kompozytora, aranżera i producenta. Tym razem jednak postanowił sięgnąć po swój sztandarowy instrument, czyli saksofon altowy, i – dodatkowo – fortepian elektryczny. Niezwykle musiał go więc zaintrygować projekt oparty na ludowych rytmach haitańskich, który zatytułował „In a Convex Mirror”.
John Zorn ‹In a Convex Mirror›Utwory | | CD1 | | 1) Veve | 18:29 | 2) Through a Glass, Darkly | 16:03 | 3) Le Tourbillon | 09:46 |
John Zorn lubi otaczać się muzykami, których dobrze zna i z którymi współpracował już wielokrotnie. Od czasu do czasu zaprasza jednak do wspólnego grania artystów młodych, których tym samym wprowadza – najczęściej już na długie lata – do stajni Tzadik Records. Takim młodym twórcą był niegdyś (w 2003 roku) perkusista Ches Smith – jak dotąd nie tak aż bardzo eksploatowany przez Zorna jak wielu innych. Chociaż w ostatnim czasie nowojorczyk sięga po niego częściej. Zaprosił go między innymi do realizacji albumu „ The Painted Bird” (2016), opartego na głośnej, stylizowanej na autobiograficzną, powieści Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”. W tym roku natomiast wydał płytę „The Urmuz Epigrams”, poświęconą postaci rumuńskiego pisarza surrealisty Urmuza, a właściwie Demetru Demetrescu-Bulăua, który w 1923 roku – w wieku zaledwie czterdziestu lat – rozstał się z tym światem, popełniając samobójstwo. Zorn nagrał ją jedynie w duecie, właśnie ze Smithem – i był z niej tak bardzo zadowolony, że niejako z rozpędu zaprosił go na kolejną sesję, której owocem stał się krążek „In a Convex Mirror”. Ches Smith, poza kooperacją z Johnem Zornem, dał się poznać również jako muzyk akompaniujący tak wybitnym artystom, jak saksofoniści Tim Berne, John Tchicai i Elliott Sharp, gitarzyści Mary Halvorson, Nick Millevoi i Marc Ribot czy (kontra)basista Trevor Dunn. Przewinął się też przez składy awangardowo-eksperymentalnych grup Xiu Xiu i Secret Chiefs 3. Mimo dość młodego wieku, jego dorobek jest już olbrzymi; Zorn niczym więc nie ryzykował, dając mu odegrania na swych dwóch kolejnych płytach tak istotną rolę. Choć akurat w jednym utworze na „In a Convex Mirror” mieli jeszcze żeńskie towarzystwa. Wsparła ich Japonka Ikue Mori, która karierę zaczynała w latach 80. ubiegłego wieku jako perkusistka nowojorskiej nowave’owej formacji DNA, by później przerzucić się na elektronikę. Jako specjalistkę od syntetycznych, ale niekoniecznie wpływających łagodząco na zmysły dźwięków Zorn wykorzystał ją w swoich dwóch projektach – Hemophiliac i Electric Masada. Tym razem jej rola była ograniczona, ale i tak trudno wyobrazić sobie osiemnastominutowy „Veve” bez jej udziału. Na stronie internetowej wytwórni Tzadik Records nowy album Zorna i Smitha reklamowany jest jako „dźwiękowe voodoo na miarę XXI wieku”. Skąd to porównanie? Wcale nie jest przypadkowe ani – tym bardziej – przesadzone. John, przygotowując się do pracy nad „In a Convex Mirror”, postanowił bowiem wykorzystać zainteresowanie Chesa rytualną muzyką haitańską, graną przez mieszkańców pochodzących z tego karaibskiego kraju od Nowego Jorku po Port-au-Prince. Materiał, który zdecydowali się ostatecznie udostępnić słuchaczom, to trzy rozbudowane kompozycje, które w sumie trwają ponad czterdzieści cztery minuty. Dominują w nich etniczne, hipnotyczno-polirytmiczne rytmy, które Zorn potraktował jako punkt wyjścia do swoich freejazzowych peregrynacji, wzbogacając je jeszcze o jazzrockowe dźwięki piana Fendera, instrumentu kultowego dla muzyki fusion z lat 70. ubiegłego wieku. Całość dała prawdziwie wybuchową mieszankę, potrafiącą wprowadzić w trans, który jest przecież jednym z elementów najważniejszego rytuału religii voodoo – opętania. Płytę otwiera kompozycja najdłuższa, zarówno aranżacyjnie i brzmieniowo najbogatsza, czyli wspomniane już „Veve”. Pierwsze dźwięki, które do nas docierają to perkusjonalia Chesa Smitha – przede wszystkim bęben haitański, który słyszymy praktycznie przez cały czas. Po kilkudziesięciu sekundach do bębniarza dołącza jednak grający na saksofonie altowym Zorn – i z miejsca robi się bardzo free (sposób, w jaki gra nowojorczyk, przypomina to, co od lat proponuje swoim fanom rodak Johna, Ken Vandermark). Partia dęciaka pod wieloma względami kontrastuje z tym, co słychać w tle. Owszem, Ches pozwala sobie na zmiany rytmu, ale stara się grać delikatnie i melodyjnie, równoważąc w ten sposób nieokiełznaną dynamikę saksofonisty. Pod koniec ósmej minuty z tła wyłaniają się natomiast powoli elektroniczne szumy. To oczywiście Ikue Mori, która stara się połączyć odmienne muzyczne światy reprezentowane przez swoich kolegów po fachu. Podobnie jak obaj Amerykanie, ona również improwizuje, ale robi to w sposób stonowany, wypełniając drugi plan. Od czasu do czasu jakimś odważniejszym dźwiękiem przebija się przez bębny i saksofon, co wcale nie jest łatwe, ale nawet wówczas nie ma ambicji, by odebrać im palmę pierwszeństwa. „Veve” urywa się nagle, pozostawiając słuchacza z poczuciem pustki. Ta jednak wkrótce zostaje zapełniona przez drugi w kolejności utwór – „Through a Glass, Darkly” (tytuł nawiązuje do frazy z biblijnego „Hymnu o Miłości”, aczkolwiek inspiracje Zorna i Smitha mogły być inne). W porównaniu z poprzednikiem zmiana jest diametralna. John tym razem sięga po fortepian elektryczny, który służy mu przede wszystkim do zbudowania odpowiedniego nastroju; później – w tym samym celu – bierze do ręki saksofon. Ścieżki obu instrumentów przenikają się, współtworząc bardzo klimatyczną i delikatną melodię. Ches przygląda się temu z oddali, pogodzony ze swoją rolą akompaniatora. W ciągu kilkunastu minut historia natomiast zatacza koło i Zorn powraca do punktu wyjścia, kończąc tak, jak zaczął – od stonowanego piana Fendera. Zamykającemu album „Le Tourbillon”, co chyba dla nikogo nie będzie specjalnym zaskoczeniem, znacznie bliżej jest do „Veve”. Perkusyjno-saksofonowy duet ponownie wkracza odważnie na freejazzowe poletko. I ponownie tym, który pędzi naprzód na złamanie karku jest… starszy i doświadczony Zorn. Tym razem jednak w jego grze jest więcej lekkości i frywolności; korzysta też z różnych efektów, dzięki czemu wydatnie wzbogaca brzmienie. Smith z kolei, tak jak w „Veve”, skupia się na polirytmicznej skoczności, przydając tym sposobem swoim bębenkom etnicznego posmaku. I jakby nie było, to do niego należy ostatnie – stanowcze – słowo. Oba tegoroczne albumy Zorna i Smitha – „The Urmuz Epigrams” i „In a Convex Mirror” – nie należą do łatwych w odbiorze. Ba! Pierwszy jest pod tym względem zdecydowanie trudniejszy do „przełknięcia”, głównie z uwagi na swoją awangardową surrealistyczność. Drugi, choć najbliższy stylistyce free jazzu, wydaje się mimo wszystko bardziej przewidywalny. Zapewne dlatego, że podobnych płyt – nagranych w duecie przez perkusistę i saksofonistę (tu jeszcze z dodatkiem elektroniki) – powstało już całkiem sporo. Mieliśmy więc okazję się z taką muzyką osłuchać. Jeśli zatem zastanawiacie się, czy warto zapoznać się bliżej z owocami kooperacji Johna i Chesa – odpowiadam: Tak, jak najbardziej. Aczkolwiek należałoby to zrobić w odwrotnej, niż chronologiczna, kolejności, czyli zacząć od tego, co bardziej przyswajalne (to znaczy wyprawić się na dawną Hispaniolę), a dopiero potem zanurzyć się w modernistyczno-nihilistyczny świat Urmuza. Za szkody powstałe z powodu niedostosowania się do powyższej rady – nie odpowiadam! Skład: John Zorn – saksofon altowy, fortepian elektryczny Ches Smith – perkusja, instrument perkusyjne Gościnnie: Ikue Mori – efekty elektroniczne (1)
|