Za dużo kalkulacji [Marcin Koszałka „Czerwony pająk” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Pełnometrażowy debiut fabularny Marcina Koszałki – dotąd znanego przede wszystkim z filmów dokumentalnych – na pewno zasługuje na uwagę. Czy jednak jest w stanie rozgrzać umysły wielbicieli psychologicznych thrillerów o seryjnych zabójcach – wątpliwe. Mimo że w „Czerwonym pająku” pojawiają się aż dwaj legendarni (jeden w dosłownym znaczeniu) zwyrodnialcy: Karol Kot i Lucjan Staniak.
Za dużo kalkulacji [Marcin Koszałka „Czerwony pająk” - recenzja]Pełnometrażowy debiut fabularny Marcina Koszałki – dotąd znanego przede wszystkim z filmów dokumentalnych – na pewno zasługuje na uwagę. Czy jednak jest w stanie rozgrzać umysły wielbicieli psychologicznych thrillerów o seryjnych zabójcach – wątpliwe. Mimo że w „Czerwonym pająku” pojawiają się aż dwaj legendarni (jeden w dosłownym znaczeniu) zwyrodnialcy: Karol Kot i Lucjan Staniak.
Marcin Koszałka ‹Czerwony pająk›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Czerwony pająk | Dystrybutor | Kino Świat | Data premiery | 21 kwietnia 2016 | Reżyseria | Marcin Koszałka | Zdjęcia | Marcin Koszałka | Scenariusz | Marcin Koszałka, Łukasz M. Maciejewski | Obsada | Filip Pławiak, Adam Woronowicz, Julia Kijowska, Wojciech Zieliński, Małgorzata Foremniak, Marek Kalita, Przemysław Bluszcz, Piotr Głowacki | Muzyka | Petr Ostrouchov | Rok produkcji | 2015 | Kraj produkcji | Czechy, Polska, Słowacja | Dźwięk (format) | angielski, polski | Napisy | angielskie, polskie | Parametry | Dolby Digital 5.1 | Gatunek | thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Gdy ponad dwie dekady temu ukazała się debiutancka płyta krakowskich Świetlików „Ogród koncentracyjny (dwa dni później)”, mało kto już o nim pamiętał. Z niebytu wyciągnął go właśnie wiersz Marcina Świetlickiego, w którym czytamy między innymi: „Śnieg w kościołach / Śnieg w bramach / Śnieg pod Kopcem Kościuszki / Mam cień / widziałem / obejrzałem się / mam cień siny na śniegu / mam płaszcz za duży / ciemniejszy od spodni / mam w płaszczu narzędzie (…) Trener sekcji strzeleckiej stwierdził / że nie mogę reprezentować / wziąłem duży rozmach / i ściąłem jednocześnie / chłopca / śnieg / powietrze / swój kręgosłup / łodygę”. Zarówno jego tytuł – „Karol Kot” – jak i treść mogły wydawać się dość abstrakcyjne. Ale były do bólu realistyczne. Opisana przez poetę postać istniała bowiem naprawdę. Cała Polska poznała go w połowie lat 60. ubiegłego wieku jako „Wampira z Krakowa”, mordercę siedemdziesięciosiedmioletniej kobiety (którą zadźgał nożem w kościele) i jedenastoletniego chłopca (który wyszedł na dwór, aby pojeździć na sankach). Próbował zabić kolejne osoby, ale na szczęście mu się nie udało. Aresztowany, przyznał się do wszystkiego. Skazano go na karę śmierci; wyrok wykonano – przez powieszenie – w maju 1968 roku. Prawie pół wieku po śmierci Karola Kota do kin trafił film inspirowany jego historią. Ale tylko „inspirowany”, „Czerwony pająk” nie opowiada bowiem ani o popełnianych przez niego morderstwach, ani o śledztwie, które ostatecznie doprowadziło dwudziestodwulatka na szubienicę. To raczej opowieść o tym, co mogło skłonić młodego chłopca z inteligenckiej rodziny (kiedy popełnił pierwszą zbrodnię, miał niespełna osiemnaście lat) do przeobrażenia się w bestię. Też zresztą jest ona daleka od rzeczywistości. Co może dziwić o tyle, że odpowiada za nią ceniony dokumentalista. Marcin Koszałka (rocznik 1970) dał się poznać zwłaszcza dzięki dwóm filmom: powstałemu z okazji rozgrywanych na boiskach Polski i Ukrainy piłkarskich Mistrzostw Europy „Będziesz legendą, człowieku” (2012) oraz „Zabójca z lubieżności” (2012). Drugi z wymienionych nawiązywał do sprawy innego polskiego seryjnego mordercy – nazywanego „Wampirem z Bytomia” bądź „Frankensteinem” – Joachima Knychały, którego na przełomie lat 70. i 80. porównywano nawet ze Zdzisławem Marchwickim. Uporawszy się z dokumentem o Knychale, Koszałka zabrał się za fabułę o Karolu Kocie. Zdjęcia ruszyły w 2012 roku, a do powstania filmu dorzucili się także producenci z Czech i Słowacji. Akcja „Czerwonego pająka” zaczyna się wiosną 1967, a kończy latem 1969 roku. Głównym bohaterem jest Karol Kremer (w tej roli Filip Pławiak, znany z „ Pokłosia”, „ Kamieni na szaniec” i „ Wołynia”), który pewnego dnia, podczas wizyty w wesołym miasteczku, staje się nieomal świadkiem zabójstwa. Znajduje zwłoki dziecka i widzi oddalającego się z miejsca zdarzenia mężczyznę (którego gra Adam Woronowicz, bohater „ Generała Nila”, „ Drogówki” i „ Fotografa”). Nie podnosi jednak rabanu, nie wzywa milicji, nie próbuje łapać zbrodniarza na własną rękę, ale… zaczyna go śledzić. Z biegiem czasu staje się nim coraz bardziej zafascynowany, zwłaszcza gdy przekonuje się, że jest on człowiekiem lubianym i szanowanym, w niczym tak naprawdę nie różniącym się od jego ojca, lekarza, ba! od niego samego. A skoro tak, to co stoi na przeszkodzie, aby i on spróbował przekroczyć granicę. Konstruując scenariusz – do spółki z Łukaszem Maciejewskim (i w oparciu o tekst Marty Szreder) – Koszałka wykorzystał jeszcze jeden wątek, którym posłużył się zresztą w tytule filmu. To legenda miejska o „komunistycznym Kubie Rozpruwaczu”, który miał działać w latach 60. i zabijać w dni ważnych państwowych świąt. Nazywał się Lucjan Staniak i zapracował sobie na pseudonim „Czerwony Pająk”. Tyle że… nigdy nie istniał. Nie ma też żadnych dowodów na to, by postać ta miała w jakiś sposób zainspirować prawdziwego Karola Kota. Ale w filmie fabularnym, który nie aspiruje do zgodności z faktami, podobne spotkanie i fascynacja są realne. Co na pewno Koszałce się udało, to odzwierciedlenie ponurej rzeczywistości drugiej połowy lat 60. Ulice Krakowa są, jak w wierszach Świetlickiego z tego samego okresu co „Karol Kot”, szare i odpychające, z kamienic sypie się tynk, a uliczne latarnie więcej skrywają, niż oświetlają. W budowaniu nastroju reżyser poszedł jednak o krok za daleko. Nie zauważył granicy, po przekroczeniu której film zaczyna zwyczajnie nużyć. I nie ratuje go nawet niezłe aktorstwo – ani Małgorzaty Foremniak (w roli matki Karola), ani Wojciecha Zielińskiego (jako porucznika Florka badającego sprawę zabójstwa fotoreporterki Danki). Za mało jest w nim napięcia, za dużo kalkulacji i stylizacji.
|