Tak jak na torze wyścigowym, tak w życiu jest dużo zakrętów, trudności i niebezpieczeństw. Trzeba zmierzyć się nie tylko z przeciwnikami i przeszkodami, ale także z własnymi ograniczeniami. “Ta Ra Rum Pum” wykorzystuje zręcznie tę metaforę, stawiając głównego bohatera i na torze wyścigowym, i na torze życia, łącząc przesłanie z rozrywką. I właśnie tym jest nowy film Siddharta Ananda – niezłą zabawą z nutą refleksji.
Pociąg do Bollywood: Na torze życia
[Siddharth Anand „Ta Ra Rum Pum” - recenzja]
Tak jak na torze wyścigowym, tak w życiu jest dużo zakrętów, trudności i niebezpieczeństw. Trzeba zmierzyć się nie tylko z przeciwnikami i przeszkodami, ale także z własnymi ograniczeniami. “Ta Ra Rum Pum” wykorzystuje zręcznie tę metaforę, stawiając głównego bohatera i na torze wyścigowym, i na torze życia, łącząc przesłanie z rozrywką. I właśnie tym jest nowy film Siddharta Ananda – niezłą zabawą z nutą refleksji.
Siddharth Anand
‹Ta Ra Rum Pum›
Reżyser znanego przeboju bollywoodzkiego “Salaam Namaste” ponownie podejmuje temat niełatwej codzienności, jednocześnie próbując rozjaśnić go humorem, a nawet zabarwić kolorami radosnej rozrywki. Efekt nie jest może aż tak błyskotliwy jak w wypadku poprzedniego filmu, ale nadal interesujący i wyważony. Anand ma ambicje, by nie tylko bawić i zachwycać widzów wizualno-muzyczną perfekcją, ale także by zachęcić ich do osądzenia postępowania bohaterów, a także by z owej interakcji widz-bohater wypłynęły wnioski dotyczące rzeczywistości, nie tylko umownego, przerysowanego i uproszczonego świata filmowego. Anand wybiera ryzykowny sposób, by to osiągnąć: przedstawia zachowania bohaterów z całą ich nierozwagą i desperacją, przez co przestają być heroicznymi figurami, a zaczynają funkcjonować jako postaci bardziej ludzkie, niepozbawione skłonności do złego. Problem w tym, że widownia woli kibicować mądrym bohaterom, którzy szybko zauważają własne błędy. Reżyser zawierza tymczasem publiczności i jej pozostawia ocenę postaci. Ryzykowne, ale odważne.
Pierwsza część filmu pełni rolę wprowadzenia, retrospekcyjnego preludium do kluczowego dla fabuły wydarzenia, będącego punktem wyjściowym dla wszystkich pozostałych. Zaprezentowane zostają postaci – Rajveer Singh pracuje jako mechanik, ale marzy o karierze rajdowca; Radhika Banerjee jest córką bogatego biznesmena i przyszłą pianistką. Jak łatwo można przewidzieć, drogi tych dwojga zejdą się już na początku opowieści, w tym samym dniu, w którym Rajveer otrzyma propozycję ścigania się na torze. Ta część filmu to nic innego, jak przyjemna w oglądaniu, lekka i zabawna historia miłosna z sukcesem sportowym w tle. Dopiero wtedy, gdy Rajveer ulega wypadkowi i wypada z gry o najwyższe samochodowe trofea, rozpocznie się zupełnie inna historia i zupełnie inny wyścig. Wyścig o przetrwanie w miejskiej dżungli Nowego Jorku, w sytuacji, w której spadło się z piedestału i straciło wszystko, a dla bliskich trzeba żyć dalej. Twórcy starają się nie popadać w tani sentymentalizm, o który łatwo przy temacie rodzinnym, chcą się zdystansować, ale i pozwolić widzowi utożsamiać się z bohaterami i im współczuć. Druga połowa filmu nie jest już tak ugrzeczniona jak pierwsza – pojawiają się liczne kontrowersje, bo bieda wydobywa z Rajveera i Radhiki wiele negatywnych cech obnażających ich słabości. Reżyser nie tępi ich postępowania, stąd zapytanie o kwestię moralności w “Ta Ra Rum Pum”. Jednak dzięki tym wątpliwościom i ambiwalencji bohaterów film nie jest jedynie płaską, oczywistą rozrywką. Po seansie w pamięci nie pozostają tylko piękne ujęcia i udana ścieżka dźwiękowa, ale właśnie owe wątpliwości, które stanowią podstawowy sukces twórcy filmowego, artysty, a nie wyrobnika.
Film Ananda to przede wszystkim opowieść o celebracji życia, triumfie rodziny, gloryfikacji miłości. “Ta Ra Rum Pum” bawi i jednocześnie próbuje coś przekazać, bez szablonowych, emocjonalnych chwytów. Oczywiście podczas filmu można się powzruszać i pośmiać, ale także skrytykować bohaterów bądź ich zrozumieć. Gama reakcji wpasowuje się w odbiór prostej rozrywki i jednocześnie wychodzi poza niego. Lepiej jednak potraktować film Ananda jak zabawę z ambicjami niż wchodzić w temat głębiej, bo tam z kolei czekają niezbyt radosne wnioski. Postać Rajveera dowodzi, że w rzeczywistości nie ma rycerskich bohaterów gotowych do nadstawienia drugiego policzka, że życiowy kryzys wypiera przytomne myślenie, że zło rodzi zło, a egoizm i bezkompromisowość przejęta od wroga zastępują uczciwość. Znamy to z codzienności, ale brudy codzienności w letnim bollywoodzkim mainstreamie jednej z największych indyjskich wytwórni filmowych Yash Raj Films to duże zaskoczenie. Anand podkreśla tę gorszą stronę swoich bohaterów i jednocześnie zyskuje dla nich sympatię widza. Na tym właśnie polega jego talent.
Rani Mukherji i Saif Ali Khan w rolach głównych tworzą zgrany duet, choć niczym nie zaskakują. Rani z pierwszej połowy to trzpiotka typu Babli z innego znanego hitu aktorki “Bunty i Babli”; w drugiej połowie gwiazda gra już dojrzalej, stosownie do okoliczności fabularnych, bliżej jej w tym do roli z “Chalte Chalte – Blisko siebie”. Saif wygrywa już wyćwiczony typ roli – lekkomyślnego, sympatycznego chłopaka z “Salaam Namaste” czy “Gdyby jutra nie było”. Oboje, będąc bardzo dobrymi aktorami, może nie zaskakują, ale po prostu przekonują. A to w tego typu kinie najważniejsze.
“Ta Ra Rum Pum”, jak na dobrą rozrywkę przystało, ma świetne dynamiczne sceny, obrazy o pięknej palecie barw i klimatyczne piosenki, które wyszły spod ręki muzycznego duetu Vishal & Shekar. Sekwencje wyścigów, pojawiających się w filmie dość często, zrobiono z rozmachem. Samochody mkną, tłumy na widowni skandują imię swoich faworytów, jazda kamery podkreśla pęd aut, rwane ujęcia pompują w obraz adrenalinę. Ten sam dynamizm dotyczy scen muzycznych. Najszybciej zapada w pamięć pierwszy kawałek o tytule “Ab Toh Forever”, w którym połączono klimaty latino, r’n’b, bollydisco i muzyki ulicznej. Ilustracja z tancerzami na tyłach nowojorskich kamienic, rytmem wybijanym pokrywami od koszy i wodą syczącą z hydrantów, wpasowuje się idealnie w schemat dźwięków. Tak jest z większością utworów wykorzystanych w filmie. Jedynym zgrzytem wydaje się animowana piosenka z bajkowymi misiami. Za dużo w niej lukru i przesadzonej słodyczy, choć sam pomysł bardzo sympatyczny.
Czyli jednak “Ta Ra Rum Pum” to tylko niezła rozrywka? Niezupełnie. Zależnie od oczekiwań widza, można w filmie Ananda zobaczyć tylko idealny na lato rozrywkowy przebój, ale równie dobrze dynamiczne kino z drugim dnem obyczajowym. Pytanie tylko, czy wolimy się bawić, czy przygnębić refleksją nad decyzjami losu i bezwzględnością człowieka. Może lepiej po prostu przyjąć, że Anand stworzył film z optymistycznym wydźwiękiem, by widz mógł odprężyć się po ciężkim dniu? Nie jest to określenie idealnie pasujące do “Ta Ra Rum Pum”, ale wygodne, jeśli w grę wchodzi bollywoodzki blockbuster z happy endem.