Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Zgryźliwi prorocy: Edycja 3, luty 2006

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski
« 1 2

Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Zgryźliwi prorocy: Edycja 3, luty 2006

Z zeszłego miesiąca:
Różowa pantera
Piotr Dobry (5)
Po zapowiedziach widać, że 2006 będzie rokiem remake’ów, sequeli i ekranizacji literatury. W większości oczywiście niepotrzebnych, a „Różowa Pantera” nie jest w tym względzie wyjątkiem. Steve Martin najlepsze lata ma już za sobą, a nawet w swych najlepszych latach trudno mu było się równać vis comicą z Peterem Sellersem. Niemniej trailer zawiera kilka nawet przyzwoitych slapstickowych gagów i jeśli tylko nie okaże się, że to były wszystkie przyzwoite gagi z zanadrza twórców, da się nową „Różową Panterę” obejrzeć bez bólu. No a z pewnością – mając świeżo w pamięci „Transportera 2” – miło będzie zobaczyć, jak Jason Statham ginie tutaj już w pierwszych minutach.
Bartek Sztybor (4)
Steve Martin tak strasznie nie pasuje do tej roli, że nawet uroda Beyonce Knowles może nie pomóc. Starą „Różową Panterę” oraz samego Petera Sellersa lubiłem bardzo. Nawet oglądana niedawno, śmieszy jak za młodu. Zazwyczaj nie jestem jakoś nadmiernie negatywnie nastawiony do remaków, tak tutaj trochę się irytuje. Jest ziarnko nadziei, że się mylę. Ale jest to raczej pragnienie szczerego śmiechu, który ostatnio tak rzadko pojawia się w naszych kinach.
Konrad Wągrowski (6)
Oczywiście, że niczego wielkiego po tym tytule nie ma sensu oczekiwać. Ale z zajawek wynika, że może być trochę absolutniego odmóżdżającej, idiotycznej, kretyńskiej zabawy i niezobowiązującego śmiechu. I tego dokładnie nam życzę.
Capote
Piotr Dobry (8)
Wygląda na to, że Amerykanie przypomnieli sobie, jak fascynującą postacią był Truman Capote (uwielbiam jego rolę Lionela Twaina w „Zabitym na śmierć” Roberta Moore’a), aż nadto – dwie kolejne filmowe biografie pisarza już w przygotowaniu. O tej wersji wiem tylko tyle, że nakręcił ją reżyser, który do tej pory w dorobku miał jedynie ciepło przyjęty dokument o Speedzie Levitchu, i że Capote’a gra Philip Seymour Hoffman, a Harper Lee (autorkę m.in. „Zabić drozda”) – Catherine Keener. Cóż, spodziewam się po prostu kolejnej solidnej biografii.
Bartek Sztybor (8)
Pewnie Philip Seymour Hoffman zgarnie Oscara, bo już w samych reklamówkach jego aktorstwo robi ogromne wrażenie. Moje obawy związane są natomiast z osobą reżysera, dla którego jest to przecież fabularny debiut. Oczekuję, że „Capote” będzie trochę takim „Niebezpiecznym umysłem”, ale z o wiele większymi emocjami. Sam Truman Capote jest postacią interesującą, gorzej z jego biografią. Dlatego przydałaby się tutaj zręczna przeplatanka między historycznym podejściem do życia pisarza, a fikcją jego tworów. Chce się dowiedzieć, kiedy w „Z zimną krwią” przeważał dokument zbrodni, a w którym momencie był to zwykły kryminał i dlaczego. Boję się cały czas o ten brak doświadczenia u Bennetta Millera, ale mocno w niego wierzę. Chcę wierzyć.
Wyznania gejszy
Piotr Dobry (6)
Japonia w hollywoodzkim wydaniu. Bliższe to będzie chyba „Ostatniemu samurajowi” niż „Domowi Latających Sztyletów”, ale zawsze chętnie popatrzę na ładne azjatyckie aktorki. Oby tylko konieczność wypowiadania przez nie kwestii po angielsku nie zmieniła tego melodramatu w farsę.
Bartek Sztybor (5)
„Chicago” było dla mnie objawieniem 2003 roku, bo odkryłem gatunek, który nawet pod skrzydłami Boba Fosse’a absolutnie mnie nie kręcił. Dzięki temu Rob Marshall ma u mnie duży zapas zaufania. Jestem jednak pewny, że zmarnuje go całkowicie „Wyznaniami gejszy”. Nawet nie rusza mnie ta, chciałoby się powiedzieć, wybitna azjatycka obsada. Lubię Kena Watanabe jako postać, chociaż nigdy nie zrobił na mnie wrażenia jako aktor. Jestem też fanem urody Michelle Yeoh, Gong Li i Zhang Ziyi, ale mógłbym zamienić je wszystkie na jedną Bai Ling. Cieszy tylko możliwość zobaczenia Mako, który od czasu „Conana Barbarzyńcy” jest dla mnie najsympatyczniejszym Japończykiem. W samą historię o stłamszonej kobiecie i świetnej gejszy chyba raczej nie uwierzę.
Zestawienie typów z zeszłego miesiąca i ostatecznych ocen
Najpierw, pochyłą czcionką przedstawiamy nasz typ z zeszłego miesiąca, następnie prezentujemy notkę z tetryków po obejrzanym filmie

Monachium

Piotr Dobry

Gdybym nie wiedział, że to Spielberg robi, po samym zwiastunie pomyślałbym, że to nowy political fiction Olivera Stone’a! Jasne, że troche mnie mierzi z jednej strony ten przedoskarowy pośpiech, a z drugiej buńczuczne wypowiedzi reżysera, że „Monachium” nie będzie miało promocji (co samo w sobie jest już najlepszą promocją), ale nie zmienia to faktu, że film zapowiada się na poruszający dreszczowiec, zrealizowany w odmiennym stylu od wcześniejszych dokonań Spielberga, ale wciąż z tą samą „playbility”. Jeśli tylko Steve przezwycięży swą skłonność do nadmiernie optymistycznych zakończeń, będzie świetnie. (8)

Rany Julek, właśnie zdałem sobie sprawę, że jest dopiero początek lutego, a ja obdzieliłem już dziewiątkami tyle filmów, co przez cały zeszły rok! I tym razem nie mogę inaczej. Ciekawe, że jedni mają to za wadę, drudzy za zaletę, ale wszyscy zgodnie biorą „Monachium” za film niespielbergowski. A przecież mamy tu cały zestaw firmowych tematów Spielberga – dom, rodzina, korzenie, dojrzewanie, odpowiedzialność – tyle że umieszczonych w fabule dla dorosłych i rozegranych przy użyciu figur z poważnego kina. Zamiast E.T. czy Toma Cruise’a chroniącego dzieci przed kosmitami mamy więc płatnych zabójców, mafiosów, polityków, ale w gruncie rzeczy chodzi o przekazanie widzowi tych samych wartości – tyle że w tragicznej historii na faktach nabierają one nieporównywalnie więcej głębi, ambiwalencji niż w familijnych opowiastkach SF – tym bardziej, że do swego stałego zestawu reżyser dorzuca jeszcze pytania i wnioski podobne do tych, które niedawno podejmował Cronenberg w „Historii przemocy”. A że jest też Spielberg wciąż tym samym znakomitym storytellerem, prócz zaangażowanego dramatu otrzymujemy również dobry, emocjonujący thriller. Oklaski dla tego pana. (9)

Bartek Sztybor

Wielka niewiadoma, zapewne nie tylko dla mnie. Na „nie” przemawia tempo, które narzucił Spielberg, żeby zdążyć z „Monachium” przed Oscarami. Ale Bana, Craig i Kassovitz są gwarantem dobrego aktorstwa. Spielberg w tematyce historycznej zawsze spisywał się idealnie, ale mam dziwne przeczucie, że na tym filmie się jednak wyłoży. Ale nawet „wyłożony” Steven jest na wyższym poziomie, niż wielu reżyserów w najlepszej formie. (7)

Odzyskałem wiarę w Spielberga. Tak szczerze mówiąc, to nigdy jej nie straciłem, ale takie teksty zawsze nieźle brzmią. Spielbergowski czy niespielbergowski, fałszujący historię czy z nią zgodny, emocjonujący czy nudny? Odpowiedzi nie są tak ważne, jak stawianie samych pytań, bo jest to chyba pierwszy film Spielberga prowokujący taką dyskusję i wzbudzający tyle wątpliwości. Mnie urzekło tutaj wiele rzeczy. Świetna jest relacja między obrazem a zamierzeniami reżysera. Jest taka znakomita scena, gdzie w jednym momencie widzimy rzeczywistą telewizyjną relację z negocjacji monachijskich i jednego z terrorystów zachowującego się analogicznie do ekranowego odpowiednika. Spielberg jakby mówi, że jego historia nie wykracza poza tą telewizyjną relację i na pewno nie ma zamiaru ubarwiać prawdy. Stąd też dokumentalny styl kręcenia (pełen transwokacji i szybkich szwenków) i ciągła obecność któregoś z bohaterów w kadrze. Nie wiemy nic, czego nie dowiedziałby się Avner albo jeden z jego towarzyszy. Krążąca opinia, że „Monachium” jest filmem anty-żydowskim jest absolutną nieprawdą. Mogę się zgodzić, że pokazuje się tutaj Żydów trochę stereotypowo, ale na pewno nie negatywnie. Są oni strasznymi chytrusami, co widać w bardzo zabawnym motywie z „kolekcjonowaniem” rachunków. Ale stanowią też monolit i zamiast uciekać, wolą zostać, by zginąć, pomagając swoim braciom. Nieprzeciętne jest także aktorstwo, ze wskazaniem na kwartet Bana-Craig-Hinds-Kassovitz oraz pobocznymi Rushem i Lonsdalem. Ascetyczna muzyka Williamsa, chociaż pozbawiona kolejnego motywu przewodniego wszech czasów, jest najlepszym dokonaniem w karierze wiekowego już muzyka. Wszystko jest tutaj bliskie perfekcji, ale niestety drażni montaż. Nie wiem tylko, czy to przez pośpiech w edycji, czy może brak wystarczającej ilości materiału? Może nie powinienem obniżać oceny za taką głupotę, ale montowanie kilkunastogodzinnego materiału z wesela uczy pokory, zmusza do perfekcji i otwiera oczy na wcześniej niezauważalne rzeczy. Dlatego mam dziwne podejrzenia, że wszyscy ci, którzy zjechali „Monachium”, musieli wcześniej montować nawet kilkanaście imprez ślubnych. (8)

Konrad Wągrowski

Temat niesamowicie ważny i niesamowicie aktualny. Materiał na film sensacyjny i na dramat polityczny jednocześnie. Inaczej mówiąc ogromne możliwość, za kamerą reżyser, na którego filmy jednak czekam zawsze z utęsknieniem, na dodatek głodny pochwał krytyków po kilku ostatnich chłodniej przyjętych projektach. Może być dobrze. (8)

Rany, jakich czasów dożyliśmy! Spielberg, który stawia w filmie więcej pytań niż daje odpowiedzi. Spielberg, który każe widzom myśleć, zamiast wyłożyć w rozbudowanej końcówce wszystko, co powinni sądzić o danym filmie. Spielberg, który wprowadza do filmu dwie istotne dla fabuły, nietypowe sceny erotyczne. Spielberg, który pokazuje scenę egzekucji jaką wykonują pozytywni bohaterowie na nagiej, bezbronnej kobiecie. A jednak nie zapomina tego, czego był mistrzem – sceny egzekucji palestyńskich przywódców są bardzo silne emocjonalnie i perfekcyjnie sfilmowane. Znakomite pomysły montażowe, świetne zdjęcia Janusza Kamińskiego (zwróćcie uwagę jak inaczej filmowane są sceny w Izraelu), nietypowa muzyka Johna Williamsa, mistrzowska scenografia Europy lat 70. Tyle zachwytów, a jeszcze nie dotarłem do przesłania… Przemoc rodzi przemoc, więc czy warto tak walczyć o ten skrawek pustyni z kilkoma wyschniętymi drzewami oliwnymi? Czy właśny dom jest naprawdę wart tego wszystkiego, tak dużych kosztów? Nie ma prostej odpowiedzi, ale być nie może. Dawno nie było filmu, który aż tak prowokowałby do przemyśleń. (10)

Tajemnica Brokeback Mountain

Piotr Dobry

Bartek Bełc z Kino Świat zarzekał się podczas jakiegoś pokazu prasowego, że wbrew różnym plotkom „Brokeback Mountain” na pewno wejdzie do kin pod swym oryginalnym tytułem. A jednak dystrybutor dorzucił tę „tajemnicę”. Po co? Chyba tylko po to, by jeszcze bardziej rozsierdzić bojówkarzy Radia Maryja. Pikiety przed kinami oczywiście będą, ale mnie bardziej niż temat homoseksualnej miłości kowbojów interesuje aktorski pojedynek dwóch młodych, utalentowanych gwiazdorów. Stawiam na Gyllenhaala. (7)

W światowym kinie niezależnym wszelakie outsiderstwo jest obecnie numerem jeden spośród podejmowanych tematów. Przy czym konstrukcja wszystkich tych filmów opiera się niemal zawsze na schemacie tego typu, że pokazuje się nam nieszczęśliwego dziwaka, odmieńca lub po prostu nieudacznika, któremu należy współczuć i który w finale okazuje się lepszy od wszystkich normalsów, w jakiś tam sposób wyjątkowy, czy to bogatszy wewnętrznie, czy obdarzony jakąś ukrytą do tej pory cechą stawiającą go ponad szarą masą. W ten oto fałszywy sposób podbudowuje się różnej maści outsiderów. Ang Lee jak wszyscy ci pocieszyciele wie, że inny nie znaczy gorszy, ale już jak niewielu wie też, że inny nie znaczy lepszy. W jego filmie mamy więc dwóch wyobcowanych bohaterów, z których jeden traktuje swoje wyobcowanie jako rzecz naturalną i bardzo chciałby przejść z nim do porządku dziennego, drugi zaś miota się bezustannie między normalnością a outsiderstwem, zdając sobie sprawę, że jakiej drogi by nie wybrał, skazany jest na porażkę. Bo żyjemy niestety w tak okrutnym świecie – co udowadniał już m.in. Tim Burton w „Edwardzie Nożycorękim” – że bycie outsiderem, nieważne czy z wyboru, czy mimo woli, popłaca rzadko i częściej jest przekleństwem niźli błogosławieństwem. Piękny i mądry film, przynoszący prócz wartościowego materiału do rozważań także – za sprawą wybitnej reżyserii, znakomitych zdjęć, muzyki oraz najlepszych ról w dorobku Ledgera i Gyllenhaala – radość dla zmysłów. (9)

Good night and good luck

Piotr Dobry

Clooney po „Niebezpiecznym umyśle” znacznie urósł w moich oczach. Teraz ma szanse osiągnąć rozmiary King Konga. Już teraz ma u mnie plusy za obsadzenie w głównych rolach, zamiast swoich utytułowanych kolegów z gangu Oceana, aktorów raczej lekceważonych – Davida Strathairna, Jeffa Danielsa czy Ray’a Wise’a – oraz za realizację w czerni i bieli. Wyczuwam w tym projekcie jeden z niewielu jak do tej pory dobrych filmów o mediach, a że temat jest mi, rzecz jasna, dość bliski, już nie mogę się doczekać premiery. (8)

To niewiarygodne, ile w tym skromnym filmie udało się Clooney’owi zmieścić treści. Hołd dla dziennikarstwa z prawdziwego zdarzenia; obraz amerykańskiej telewizji lat 50.; obraz mediów jako władzy, która z równą łatwością wynosi na szczyty, co niszczy; przypomnienie, że jeden człowiek może zmienić bieg historii; a nade wszystko komentarz społeczno-polityczny do paranoi, jaka miała wtedy miejsce w USA i jaka niedawno przeżyła renesans już nie tylko w Stanach. Rzecz niebywała – wziąć kawałek skrajnie amerykańskiej historii sprzed półwiecza i wydobyć z niej przekaz znajdujący dziś zastosowanie pod każdą szerokością geograficzną. Może wyciągną z niego odpowiednie wnioski np. ci, co to w warszawskim metrze zaczynają rozglądać się wkoło i nerwowo przestępować z nogi na nogę, gdy tylko do wagonu wejdzie arab, cygan, ktokolwiek o ciemniejszej karnacji? Oczarował mnie ten film bardzo, również formą – czarno-biała fotografia i wplecenie między sceny fabularne archiwalnych materiałów przydaje mu maksymalnego realizmu, jazzowe piosenki wprawiają w błogi, melancholijny nastrój, a zachwytu dopełnia jeden z najlepszych zespołów aktorskich w dziejach kina (tak dobry, że za najsłabsze jego ogniwo, najbardziej przeszarżowaną rolę część uczestników pokazów przedpremierowych w USA uznała aktora grającego McCarthy’ego, nie orientując się, że to McCarthy we własnej osobie!). (9)

koniec
« 1 2
16 lutego 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Porażki i sukcesy A.D. 2006
— Esensja

Człowiek, który chciał za dużo
— Urszula Lipińska

Rebus Copperfielda
— Ewa Drab

Halo, chciałbym nawiązać dialog: Plan doskonały
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor

Z tego cyklu

Edycja 7, wakacje 2006
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Edycja 6, maj 2006
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Edycja 5, kwiecień 2006
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Edycja 4, marzec 2006
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Edycja 2, styczeń 2006
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Edycja 1, grudzień 2005
— Piotr Dobry, Bartosz Sztybor, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Good comic gone bad, czyli space opera rom-com
— Michał Kubalski

Esensja ogląda: Lipiec 2016 (3)
— Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Eklektyczna Adela
— Jarosław Loretz

Esensja ogląda: Wrzesień 2014 (1)
— Piotr Dobry, Jarosław Robak, Kamil Witek

Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
— Sebastian Chosiński

Małe jest piękne, każdy z nas to wie…
— Agnieszka Szady

Z romansem im do twarzy
— Ewa Drab

Rzeźnia nr 2
— Dawid Klimczak

Rocky Mountains Picture Show
— Przemysław Ćwik

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.