Iwan Sosnin – filmowiec-amator – rozpoczął swój ambitny projekt serii krótkometrażówek realizowanych pod wspólnym hasłem „Iwanowie, pamięć pochodzenia” przed dwoma laty, a wspomogła go w tym firma o nazwie… Wujaszek Wania, która na co dzień zajmuje się produkcją konserwowych i marynowanych warzyw i owoców. Dzisiaj przyjrzymy się dwóm pierwszym filmom cyklu: „Żegnaj, Ameryko!” oraz „Głos morza”.
East Side Story: Jak to jest być niedostosowanym Iwanem
[Iwan Sosnin „Żegnaj, Ameryko!”, Iwan Sosnin „Głos morza” - recenzja]
Iwan Sosnin – filmowiec-amator – rozpoczął swój ambitny projekt serii krótkometrażówek realizowanych pod wspólnym hasłem „Iwanowie, pamięć pochodzenia” przed dwoma laty, a wspomogła go w tym firma o nazwie… Wujaszek Wania, która na co dzień zajmuje się produkcją konserwowych i marynowanych warzyw i owoców. Dzisiaj przyjrzymy się dwóm pierwszym filmom cyklu: „Żegnaj, Ameryko!” oraz „Głos morza”.
Iwan Sosnin
‹Żegnaj, Ameryko!›
EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Żegnaj, Ameryko! |
Tytuł oryginalny | Гудбай, Америка! |
Reżyseria | Iwan Sosnin |
Zdjęcia | Iwan Sołomatin |
Scenariusz | Jana Todierika, Kirył Bierchozin, Jelena Pronina |
Obsada | Zakarija Al-Jazidi, Natalia Cygankowa, Iwan Sawinow, Igor Kożewin, Ksenia Drałowa |
Muzyka | Wład Kistner |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 12 minut |
Gatunek | obyczajowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
To dziwna, ale i niosąca pozytywny przekaz opowieść. O tym, jak będąc zdolnym amatorem, można zacząć realizować swoje marzenia i z roku na rok osiągać coraz większe sukcesy. By ostatecznie przebić się do mainstreamu. Iwan Sosnin urodził się w 1990 roku w Kirowgradzie, mieście położonym nieopodal Jekaterynburga (na Uralu). Tam zresztą, od momentu rozpoczęcia studiów na wydziale metalurgicznym Uralskiego Uniwersytetu Federalnego, mieszka i pracuje. Chociaż w ostatnich latach dzieli czas między dawny Swierdłowsk a Moskwę, gdzie zahaczył się w agencji Red Pepper Film (początkowo na stanowisku dyrektora kreatywnego w filii jekaterynburskiej, następnie jako reżyser w centralni). Mimo że nie ma specjalistycznego wykształcenia, Sosnin postanowił zająć się realizacją filmów – na początek oczywiście krótkometrażowych. Zaczął od siedmiominutowego dramatu „List” (2016), potem powstały dwa – równie krótkie – powiązane tematycznie dokumenty: „Za horyzontem” (2017) oraz „Za horyzontem. Ogień olimpijski” (2018). W 2018 roku powstała kolejna króciutka fabuła – „Wizyta”.
Ale nie z powodu tych teledyskowych – z uwagi na długość – filmików dzisiaj będzie mowa w „East Side Story” o Iwanie Sosninie. W 2017 roku rozpoczął on bowiem znacznie ambitniejszy projekt, w którym postanowił opowiedzieć historię pojedynczych ludzi – samotników, znajdujących się na zakręcie życiowym, poszukujących własnej tożsamości. Ich głównymi bohaterami zawsze byli mężczyźni, na dodatek obdarzeni tym samym imieniem, pożyczonym od reżysera. Stąd też trochę dziwnie brzmiący w języku polskim tytuł projektu: „Iwanowie, pamięć pochodzenia”. Jeszcze dziwniejszy może wydawać się fakt, że do sfinansowania tego ambitnego projektu Sosninowi udało się przekonać, mającą siedzibę w podmoskiewskich Lubercach, firmę Wujaszek Wania (Дядя Ваня), która od dwóch dekad zajmuje się produkcją konserwowych warzyw i owoców (sprzedawanych w słoikach o charakterystycznym i niepowtarzalnym kształcie). W zamian praktycznie w każdym filmie pojawia się reklama jej wyrobów (wcale nie ukryta).
Od 2017 roku w ramach wspomnianego projektu powstało pięć obrazów (wszystkie w reżyserii Iwana Sosnina): „Żegnaj, Ameryko!” (2017), „Głos morza” (2018), „Wywiad” (2018), „Światełka” (2018) oraz „Moskwa – Władywostok” (2019). Szósty, „Liubow” (2019), co jest imieniem głównej bohaterki, chociaż nakręcony przez tę samą ekipę, wszedł w skład innego filmowego przedsięwzięcia – zbioru czterech nowel, które weszły w tym roku do kin rosyjskich pod wspólnym tytułem „Główny księgowy. Historia jednej firmy” (2019). W kolejnych tygodniach przyjrzymy się wszystkim dziełkom Sosnina, tym bardziej że twórca ten rozwijał się z obrazu na obraz, a poza tym – dzięki finansowemu wsparciu sponsora – udawało mu się z czasem zatrudniać cenionych zawodowych aktorów, którzy sprawiali, że jego krótkometrażówki zasługiwały na coraz większą uwagę.
„Żegnaj, Ameryko!” to pierwszy, najkrótszy i jednocześnie najsłabszy artystycznie film z pięciu dotychczasowych. Sosnin uczył się dopiero fachu, podobnie zresztą jak niektórzy z jego współpracowników. Nie miał też możliwości zatrudnienia na planie aktora, który przydałby tej krótkometrażówce zawodowego sznytu. Ale zrobił chyba wszystko, co było możliwe, aby otworzyć sobie wrota do dalszej kariery. Punktem wyjścia był oparty na faktach scenariusz – historia młodego… Juana, który przyjeżdża do Rosji z Kuby, mając nadzieję, że tu łatwiej będzie mu zdobyć wizę do upragnionych Stanów Zjednoczonych, z którymi pragnie związać swe dalsze losy. Juan (czy też Iwan) jest bowiem synem Kubanki i Rosjanina, który był stacjonującym na wyspie rządzonej przez Fidela Castro oficerem Armii Radzieckiej. Czekając na decyzję ambasady amerykańskiej, chłopak nie traci czasu i podróżuje po ojczyźnie swego ojca, przy czym nie interesują go jedynie wielkie miasta i wspaniałe zabytki.
Dociera także do zabitych dechami wsi, czyli tam, gdzie wciąż mieszkają ludzie obdarzeni tak zwaną „rosyjską duszą”. Choć początkowo niełatwo jest mu nawiązać z nimi kontakt, z czasem jednak uznają go za swojego. Ba! poznana przypadkowo dziewczyna sprawia, że Iwan z Karaibów przewartościowuje swój dotychczasowych światopogląd i plany życiowe. Sosnin w bardzo skondensowanej formie postanowił przedstawić wyższość ducha nad konsumpcjonizmem, ogólnoludzkich wartości nad mamoną. Owszem, można biadolić, że to wszystko jest bardzo naiwne (i być może nawet nieco podszyte propagandą), ale jeżeli podobna historia wydarzyła się naprawdę – a nie mamy przecież powodu nie wierzyć reżyserowi – warto zastanowić się, dlaczego tak właśnie się stało. I postawić sobie pytanie: Co tak fascynującego jest w Rosji XXI wieku? Rosji rządzonej przez Władimira Putina i skupionych wokół niego oligarchów. Rosji nieustannie oskarżanej o łamanie praw człowieka, ekspansję polityczną i terytorialną, o dążenia do dyktatury… Może odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać, i brzmi po prostu: ludzie!
Premiera „Żegnaj, Ameryko!” odbyła się 10 grudnia 2017 roku, za zdjęcia odpowiadał Iwan Sołomatin, który jako operator pracuje od 2010 roku, a obecnie jest stałym kooperantem Sosnina. W pół-Kubańczyka i pół-Rosjanina wcielił się natomiast stuprocentowy amator, dwudziestosześcioletni Uzbek, urodzony w Taszkencie, Zakarija Al-Jazidi, któremu całkiem zgrabnie wyszło wcielenie się w człowieka zafascynowanego „rosyjską duszą”. Gdy odbywała się premiera tej historii, Sosnin miał już gotowy drugi film – „Głos morza”, który po raz pierwszy pokazano 8 marca 2018 roku. Wybór daty nie był zapewne przypadkowy, ponieważ jest to klasyczny melodramat (na dodatek z happy endem). Główna postać to mieszkający gdzieś na dalekiej północy Rosji rybak, któremu na imię… Iwan. W młodości służył w marynarce wojennej jako zawodowy żołnierz, ale w wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił całkowicie słuch w jednym uchu, a w drugim słyszy jedynie, jeśli ma aparat. Po zwolnieniu z wojska zaczął zarabiać na życie, wypływając z kolegami w morze. Kalectwo sprawiło jednak, że nie założył rodziny.
Mieszka w pobliżu portu rybackiego i praktycznie całe jego życie sprowadza się do pracy. Poznajemy go w dniu, w którym z powodu nieuwagi wpada do wody. Koledzy wyciągają go z niej, ale niestety w morskiej toni pozostaje jego aparat słuchowy. Jako że na przysłanie nowego będzie musiał długo czekać, na razie pozostaje praktycznie głuchy. Mimo to daje się namówić kumplom na wizytę w barze, w którym, o czym wcześniej nie wiedział, dla rozrywki gości śpiewa Amina, imigrantka z Uzbekistanu. Jej uroda robi na Iwanie wielkie wrażenie; na dodatek czytając z jej ust, zachwyca się śpiewem kobiety. Po występie prosi ją o rozmowę, co staje się początkiem bliższej zażyłości. Dwoje ludzi, skazanych na życie na marginesie (ona, opuszczona przez męża, zostawiła w ojczyźnie dziecko i wyjechała do Rosji na zarobek), odnajduje w sobie przyjazne dusze i wychodzi z założenia, że razem może być im łatwiej przezwyciężać przeciwności losu.
Skondensowana do piętnastu minut opowieść musi być nieco uproszczona, ale najważniejsze, że wypada przekonująco. Duża w tym zasługa zawodowych i na dodatek doświadczonych aktorów, których tym razem udało się zaprosić na plan. Dość powiedzieć, że w Iwana wcielił się Kirył Kiaro („
Gwiazda”, „
Ucieczka z Moskwabadu”, „
Rubież”), a w Aminę – Olga Sutułowa („
Miłość ON/OFF”, „
Skorpion na dłoni”). Swoje dorzuciła natura – groźne morze i ostry północny klimat – umiejętnie przedstawiona przez Sołomatina. Ciekawiej też, niż w przypadku „Żegnaj, Ameryko!”, wypadła ścieżka dźwiękowa (może poza nazbyt popową piosenką śpiewaną przez Aminę w barze), pod którą podpisał się Lew Sokołowski, od tego momentu kolejny stały współpracownik Sosnina. A to dopiero tak naprawdę zapowiedź całego cyklu.