WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
50 najlepszych płyt 2012 rokuEsensja50 najlepszych płyt 2012 roku„Susanne to jednak artystka zupełnie innego kalibru niż choćby Lana Del Rey. Napisać, że zwyczajnie potrafi przykuwać uwagę śpiewem, to mało. Młoda piosenkarka ma przede wszystkim wiele aktorskich cech, stawia na klasyczne instrumenty, a do tego nie ma problemu z mówieniem o trudnych i gorzkich sprawach.” Czytaj więcej w recenzji. „To już zdecydowane opuszczenie doom-stonerowego „podwórka” i podróż w stronę mekki. Pomimo tak bogatych rozwiązań muzycznych panuje na tym albumie niesamowity spokój i hipnotyczna aura.” Czytaj więcej w recenzji. „Od albumu tej formacji tradycyjnie już oczekiwano wysokiego poziomu artystycznego i najprawdopodobniej żaden ze słuchaczy się nie zawiódł. „Koi No Yokan” to płyta bardzo spójna i zarazem absolutnie niemonotonna, przyjemnie zadziwiająca w wielu momentach, potwierdzająca klasę Deftones i ich chyba niczym nieograniczone muzyczne wizjonerstwo.” Czytaj więcej w recenzji. Podczas gdy opisywany niżej Tales of Murder and Dust składa hołd Jefferson Airplane, szwedzki Goat swoim funkowym rytmem ucieka w rejony Funkadelic oraz MC5 z przesterowanymi maksymalnie gitarami. „World Music”, jak sam tytuł sugeruje, to fascynująca podróż po światowych gatunkach, począwszy od psychodelii, poprzez afrobeat, krautrock, na starym disco kończąc. Przy takiej mieszance pierwsze, co przychodzi na myśl, to pytanie, jak to wszystko można wymieszać w jednym tyglu, przy zachowaniu jednolitej konsystencji całości? O dziwo, Goat nie mają z tym najmniejszego problemu i radzą sobie w tym miksie bardzo dobrze. Duża w tym zasługa trybalnej perkusji, która zdecydowanie jest spoiwem zgrabnie łączącym całość. Jedynym mankamentem wydaje się długość trwania utworów. 4-5 minut na tak szerokie spektrum gatunkowe to raptem zasygnalizowanie ciekawych aranżacyjnie pomysłów, ale z drugiej strony dzieje się na tej płycie tak dużo, że próba rozpisania większych struktur skończyłaby się zapewne wydaniem co najmniej pięciopłytowym. Goat przyciągają i mamią dźwiękiem. Niczym wytrawny szaman, zapraszają nas do uczestnictwa w tanecznych, rytualnych obrzędach. Ich debiutancki krążek to zdecydowanie jeden z najlepiej wyprodukowanych albumów tego roku, a przy okazji muzyczna retrospekcja w 37-minutowej pigułce. Urzekająco piękny album. Nawet jeśli za jego wadę wielu słuchaczy uzna przytępienie rockowego pazura, to na pierwszy plan wysuwają się wspaniałe melodie, które na długo po przesłuchaniu zostają w głowie. Spory wpływ na odbiór płyty ma większy udział wokalny Lee Douglas, której partie może nieco zmiękczają muzykę zespołu, ale z drugiej strony dodają do niej nowych barw, czyniąc ją jeszcze bardziej urozmaiconą. „Poprzez specyficzne brzmienie, zatopione w psychodelii lat 70., zespół wypracował sobie styl, który stał się inspiracją chociażby dla Sungrazer czy Causa Sui. Nowy krążek z pewnością będzie kolejnym wyznacznikiem dla młodych adeptów stonerowej ornamentyki, a dla bohaterów tematu jest to kolejny krok w doskonaleniu własnego niesamowitego warsztatu.” Czytaj więcej w recenzji. „Trudno w ostatnich miesiącach, nawet latach, znaleźć płytę utrzymującą wysoki poziom przy tak długim czasie trwania – jednocześnie mocno zróżnicowaną, zrobioną z rozmachem godnym ambitnego kina, zachowującą przy tym spójność i kameralność. „Kill for Love” to jedna z najlepszych płyt tego roku!” Czytaj więcej w recenzji. „Prawdopodobnie gdyby ten album nagrał Coldplay, to wylądowałby on na półkach obok ostatniego dorobku Muse – czyli jako coś, co wyrosło z rocka, ale skierowało się w średnio zrozumiałą, choć fascynującą stronę. „Violeta Violeta vol. III” brzmi jak inspirowany jakimś filmem soundtrack – soundtrack świetnie nagrany, pełen pomysłów, podchodzący w bezkompromisowy sposób do pojęcia muzyki. Zespół wyraźnie doszedł do wniosku, że w dobie wszechobecnych udziwnień pójdzie w trochę innym kierunku – również będzie udziwniał, ale nie kosztem melodii.” Czytaj więcej w recenzji. „Począwszy od lat 80. Swans zainspirowali wiele form muzycznych: od awangardy poprzez industrial, noise-rock czy drone, i choć na „The Seer” wszystkie te elementy są mocno zaakcentowane, to nie wpadają w sidła „powrotu do korzeni”. Dla Giry to nowa karta w historii i dowód na to, że 30 lat ciężkiej pracy nadal owocuje nieszablonowym podejściem do muzycznej metalurgii.” Czytaj więcej w recenzji.
Wyszukaj / Kup 1. Godspeed You! Black Emperor „’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” Trudno w kilku zdaniach opisać, jak Godspeed You! Black Emperor wpłynęli na muzykę i zmienili jej oblicze. Wydając zaledwie cztery albumy, zrewolucjonizowali pojęcie komunikacji ze słuchaczami samymi dźwiękami, bez użycia wokaliz, stawiając tylko na dramaturgię kompozycji. Ostatnie wydawnictwo, wydane po 10 latach, to kontynuacja drogi obranej wcześniej, tyle że bardziej dosadnej i bezpośredniej. „’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” może prezentuje wszystkie karty na początku, ale z drugiej strony pokazuje, że grupa świetnie zdaje sobie sprawę, jak przez dekadę nieobecności zmienił się post-rock i jak wyeksploatowany został ten gatunek. Zespół odradza się niczym Feniks z popiołów i udowadnia, że nadal sporo jest do odkrycia, o czym wielu innych epigonów chyba sobie sprawy nie zdaje. Godspeed You! Black Emperor, choć czerpią ze swoich starszych dokonań, na nowej płycie zachowują dużą aktualność. Sama okładka to wręcz odzwierciedlenie emocji zawartych w tylko czterech utworach. To opowieść o nadchodzącej apokalipsie, o ludzkim cierpieniu, wojnach, które wcale nie musiały się wydarzyć. Sam utwór otwierający płytę nawiązuje przecież do Ratko Mladića, który był odpowiedzialny za egzekucje w Srebrenicy 1995 roku. Kanadyjczycy w kreowaniu napięcia nie mają sobie równych. Wspomniany „Mladic” jest tego doskonałym przykładem. Początkowe improwizowane partie smyczków z czasem zastępowane są szarpanymi muśnięciami gitar, które mogą kojarzyć się z kwileniem ptaków o poranku. Ale już wtedy czuć u nich znowu tę charakterystyczną inspirację Glennem Brancą, która będzie obecna już praktycznie do końca albumu. Potem zespół wyraźnie przyspiesza i przy akompaniamencie rytmicznej perkusji pozwala sobie na wielokrotne nawiązania nawet do specyficznej „psychodelii” The Stooges, co jest również potwierdzeniem bezpośredniości wydawnictwa. Może to nieco przeszkadzać, ale dość częste powtórzenia służą bardziej podtrzymaniu klimatu niż idei transowej muzyki samej w sobie. Ta powtarzalność kojarzyć się może z ostatnim albumem Swans (który nawiasem mówiąc, był dosłownie o ułamek punktu od zwycięstwa w podsumowaniu), ale widać doskonale, jak dwa różne muzyczne światy mogą się wzajemnie przenikać. „’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” to powrót ze wszech miar udany, który brzmi niczym ostatni utwór ścieżki dźwiękowej końca świata, kiedy w tle widoczne są już tylko napisy. Przerażający i porażający zarazem, ale co najważniejsze – autentyczny. |
@goandrewgo: no jak takie Chromatics, Goat, albo Anathema jest skomplikowana to ja wysiadam. Poza tym, co to za dziwne kryterium: "skomplikowanie"? Wytypowane płyty wygrały zasłużenie, bo wniosły coś nowego do muzyki.
Lubię GY!BE, Swans, Chromatics ale nie wkręcaj że te płyty wniosły coś nowego do muzyki.. Takie rzeczy już były i to tworzone przez właśnie te zespoły. Boli mnie masa eksperymentalnych albumów które tu się znajdują, a brak płyt (albo niskie pozycje) które zachwycają melodią albo zwyczajnym uczuciem braku sztuczności, bezpretensjonalności. Albumy które trzymają się przy ziemi a nie próbują rozwikłać sensu istnienia wszech świata. Nie ważne jest czy dany album wprowadza coś nowego do muzyki, ważne jest by dobrze się go słuchało a nie by miał fantastyczne brzmienie i zmianę tempa co 30 minut... Brak Fiony Apple, Boba Dylana, Bruca Springsteena, Leo Cohena, Sharon Van Etten, Dexys, Mac De Marco, Japandroids, Cloud Nothings, Grizzly Bear i niskie pozycje Jacka White'a i Beach House. Smutno mi, ale to wasza decyzja i niech tak będzie a ja mogłem napisać że mi się to nie podoba i tak też niech będzie.
A jak już chcieliście coś co wprowadza nowe rzeczy do muzyki to polecam Dirty Projectors.
Lubię eksperymentalny i progresywny rock. SBB to mój ulubiony polski zespół itd, itp
Ale ta płyta Swans to dla mnie już kociokwik i rzępolenie ;)
Ale ja tam nie znam się na muzyce i na nutkach, więc wolno mi pohańbić się szukaniem jednak w muzyce jakiejś melodii :P
No dobra. Trzy grosze ode mnie. Ta lista choć ciekawa to pomieszanie z poplątaniem. Powinna być przedstawiona bez wartościowania. Zbyt dużo tu różnych stylów muzycznych by je porównywać ze sobą.
wiadomo, że każdy wartościuje płyty po swojemu - miejsca konkretnych albumów tutaj wyniknęły tylko i wyłącznie z naszego głosowania ;)
@Gadba
W zeszłym roku przy okazji indywidualnych podsumowań pojawiały się zarzuty o monotonii i skupieniu tylko na pojedynczych gatunkach czy rejonach muzycznych. Nie ma złotego środka dla takich zestawień :) a wiadomo też, że wartościowanie jest tutaj rzeczą baaardzo umowną i chyba mniej istotną.
Chociaż wygląda na to, że najlepiej będzie prezentować i takie i takie zestawienie :P
@michalp
bardzo chętnie zobaczę Wasze indywidualne preferencje co do albumu roku w danych, zbliżonych do siebie rejonach muzycznych. Jeśli tylko macie czas i ochotę, proszę publikujcie.
Tak dla zachęty podam swoją dziesiątkę;)
1. STEVE HACKETT - GENESIS REVISITED II
2. RED SAND - BEHIND THE MASK
3. ANATHEMA - WEATHER SYSTEMS
4. THRESHOLD - MARCH OF PROGRESS
5. ARJEN ANTHONY LUCASSEN - LOST IN THE NEW REAL
6. RIVAL SONS - HEAD DOWN
7. ARCHIVE - WITH US UNTIL YOU'RE DEAD
8. ULVER - CHILDHOOD'S END
9. GALAHAD - BATTLE SCARS
10.BLACK COUNTRY COMMUNION - AFTERGLOW
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.
więcej »Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Weekendowa Bezsensja: 50 najgorszych okładek płyt 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
50 utworów z 50 najlepszych płyt 2012 roku
— Esensja
Po amerykańsku, po męsku
— Michał Perzyna
Odrodzenie po holendersku
— Dawid Josz
O śmierci z chirurgiczną precyzją
— Michał Perzyna
Topniejące disco
— Michał Perzyna
Esensja słucha: Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski
Eteryczna agresja
— Dawid Josz
Powrót w świetnym stylu
— Dawid Josz
Esensja słucha: Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak
Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński
Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński
Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński
Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Ocean smutku z nutą optymizmu
— Sebastian Chosiński
Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński
SilnaPłyta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wetknij dłoń w swoje oko!
— Jakub Dzióbek
Co się tu dzieje?!
— Jakub Dzióbek
Tu miejsce na labirynt…: Światłość, która przenika przez mrok
— Sebastian Chosiński
Wybierz najlepsze utwory Kazika!
— Esensja
50 najlepszych płyt 2018 roku
— Esensja
50 najlepszych płyt muzycznych 2017 roku
— Esensja
Zmarł Zbigniew Wodecki
— Esensja
Chris Cornell nie żyje
— Esensja
Music For Mr. Fortuna - konferencja prasowa
— Esensja
50 najlepszych płyt 2014
— Esensja
Moda na Castle Party
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Black Sabbath bez Ozzy’ego!
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Metalliki!
— Esensja
No i jak można się było spodziewać - im bardziej skomplikowana jest muzyka, tym lepsza dla Esensji.