Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych płyt 2012 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 3 4 5

Esensja

50 najlepszych płyt 2012 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Susanne Sundfør ‎„The Silicone Veil”
„Susanne to jednak artystka zupełnie innego kalibru niż choćby Lana Del Rey. Napisać, że zwyczajnie potrafi przykuwać uwagę śpiewem, to mało. Młoda piosenkarka ma przede wszystkim wiele aktorskich cech, stawia na klasyczne instrumenty, a do tego nie ma problemu z mówieniem o trudnych i gorzkich sprawach.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. OM „Advaitic Songs”
„To już zdecydowane opuszczenie doom-stonerowego „podwórka” i podróż w stronę mekki. Pomimo tak bogatych rozwiązań muzycznych panuje na tym albumie niesamowity spokój i hipnotyczna aura.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. Deftones „Koi No Yokan”
„Od albumu tej formacji tradycyjnie już oczekiwano wysokiego poziomu artystycznego i najprawdopodobniej żaden ze słuchaczy się nie zawiódł. „Koi No Yokan” to płyta bardzo spójna i zarazem absolutnie niemonotonna, przyjemnie zadziwiająca w wielu momentach, potwierdzająca klasę Deftones i ich chyba niczym nieograniczone muzyczne wizjonerstwo.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Goat „World Music”
Podczas gdy opisywany niżej Tales of Murder and Dust składa hołd Jefferson Airplane, szwedzki Goat swoim funkowym rytmem ucieka w rejony Funkadelic oraz MC5 z przesterowanymi maksymalnie gitarami. „World Music”, jak sam tytuł sugeruje, to fascynująca podróż po światowych gatunkach, począwszy od psychodelii, poprzez afrobeat, krautrock, na starym disco kończąc. Przy takiej mieszance pierwsze, co przychodzi na myśl, to pytanie, jak to wszystko można wymieszać w jednym tyglu, przy zachowaniu jednolitej konsystencji całości? O dziwo, Goat nie mają z tym najmniejszego problemu i radzą sobie w tym miksie bardzo dobrze. Duża w tym zasługa trybalnej perkusji, która zdecydowanie jest spoiwem zgrabnie łączącym całość. Jedynym mankamentem wydaje się długość trwania utworów. 4-5 minut na tak szerokie spektrum gatunkowe to raptem zasygnalizowanie ciekawych aranżacyjnie pomysłów, ale z drugiej strony dzieje się na tej płycie tak dużo, że próba rozpisania większych struktur skończyłaby się zapewne wydaniem co najmniej pięciopłytowym. Goat przyciągają i mamią dźwiękiem. Niczym wytrawny szaman, zapraszają nas do uczestnictwa w tanecznych, rytualnych obrzędach. Ich debiutancki krążek to zdecydowanie jeden z najlepiej wyprodukowanych albumów tego roku, a przy okazji muzyczna retrospekcja w 37-minutowej pigułce.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. Anathema „Weather Systems”
Urzekająco piękny album. Nawet jeśli za jego wadę wielu słuchaczy uzna przytępienie rockowego pazura, to na pierwszy plan wysuwają się wspaniałe melodie, które na długo po przesłuchaniu zostają w głowie. Spory wpływ na odbiór płyty ma większy udział wokalny Lee Douglas, której partie może nieco zmiękczają muzykę zespołu, ale z drugiej strony dodają do niej nowych barw, czyniąc ją jeszcze bardziej urozmaiconą.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. Colour Haze „She Said”
„Poprzez specyficzne brzmienie, zatopione w psychodelii lat 70., zespół wypracował sobie styl, który stał się inspiracją chociażby dla Sungrazer czy Causa Sui. Nowy krążek z pewnością będzie kolejnym wyznacznikiem dla młodych adeptów stonerowej ornamentyki, a dla bohaterów tematu jest to kolejny krok w doskonaleniu własnego niesamowitego warsztatu.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Chromatics „Kill For Love”
„Trudno w ostatnich miesiącach, nawet latach, znaleźć płytę utrzymującą wysoki poziom przy tak długim czasie trwania – jednocześnie mocno zróżnicowaną, zrobioną z rozmachem godnym ambitnego kina, zachowującą przy tym spójność i kameralność. „Kill for Love” to jedna z najlepszych płyt tego roku!”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Kaizers Orchestra „Violeta Violeta vol. III”
„Prawdopodobnie gdyby ten album nagrał Coldplay, to wylądowałby on na półkach obok ostatniego dorobku Muse – czyli jako coś, co wyrosło z rocka, ale skierowało się w średnio zrozumiałą, choć fascynującą stronę. „Violeta Violeta vol. III” brzmi jak inspirowany jakimś filmem soundtrack – soundtrack świetnie nagrany, pełen pomysłów, podchodzący w bezkompromisowy sposób do pojęcia muzyki. Zespół wyraźnie doszedł do wniosku, że w dobie wszechobecnych udziwnień pójdzie w trochę innym kierunku – również będzie udziwniał, ale nie kosztem melodii.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Swans „The Seer”
„Począwszy od lat 80. Swans zainspirowali wiele form muzycznych: od awangardy poprzez industrial, noise-rock czy drone, i choć na „The Seer” wszystkie te elementy są mocno zaakcentowane, to nie wpadają w sidła „powrotu do korzeni”. Dla Giry to nowa karta w historii i dowód na to, że 30 lat ciężkiej pracy nadal owocuje nieszablonowym podejściem do muzycznej metalurgii.”
Czytaj więcej w recenzji.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Godspeed You! Black Emperor „’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!”
Trudno w kilku zdaniach opisać, jak Godspeed You! Black Emperor wpłynęli na muzykę i zmienili jej oblicze. Wydając zaledwie cztery albumy, zrewolucjonizowali pojęcie komunikacji ze słuchaczami samymi dźwiękami, bez użycia wokaliz, stawiając tylko na dramaturgię kompozycji. Ostatnie wydawnictwo, wydane po 10 latach, to kontynuacja drogi obranej wcześniej, tyle że bardziej dosadnej i bezpośredniej.
„’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” może prezentuje wszystkie karty na początku, ale z drugiej strony pokazuje, że grupa świetnie zdaje sobie sprawę, jak przez dekadę nieobecności zmienił się post-rock i jak wyeksploatowany został ten gatunek. Zespół odradza się niczym Feniks z popiołów i udowadnia, że nadal sporo jest do odkrycia, o czym wielu innych epigonów chyba sobie sprawy nie zdaje. Godspeed You! Black Emperor, choć czerpią ze swoich starszych dokonań, na nowej płycie zachowują dużą aktualność. Sama okładka to wręcz odzwierciedlenie emocji zawartych w tylko czterech utworach. To opowieść o nadchodzącej apokalipsie, o ludzkim cierpieniu, wojnach, które wcale nie musiały się wydarzyć. Sam utwór otwierający płytę nawiązuje przecież do Ratko Mladića, który był odpowiedzialny za egzekucje w Srebrenicy 1995 roku.
Kanadyjczycy w kreowaniu napięcia nie mają sobie równych. Wspomniany „Mladic” jest tego doskonałym przykładem. Początkowe improwizowane partie smyczków z czasem zastępowane są szarpanymi muśnięciami gitar, które mogą kojarzyć się z kwileniem ptaków o poranku. Ale już wtedy czuć u nich znowu tę charakterystyczną inspirację Glennem Brancą, która będzie obecna już praktycznie do końca albumu. Potem zespół wyraźnie przyspiesza i przy akompaniamencie rytmicznej perkusji pozwala sobie na wielokrotne nawiązania nawet do specyficznej „psychodelii” The Stooges, co jest również potwierdzeniem bezpośredniości wydawnictwa. Może to nieco przeszkadzać, ale dość częste powtórzenia służą bardziej podtrzymaniu klimatu niż idei transowej muzyki samej w sobie. Ta powtarzalność kojarzyć się może z ostatnim albumem Swans (który nawiasem mówiąc, był dosłownie o ułamek punktu od zwycięstwa w podsumowaniu), ale widać doskonale, jak dwa różne muzyczne światy mogą się wzajemnie przenikać.
„’Allelujah! Don’t Bend! Ascend!” to powrót ze wszech miar udany, który brzmi niczym ostatni utwór ścieżki dźwiękowej końca świata, kiedy w tle widoczne są już tylko napisy. Przerażający i porażający zarazem, ale co najważniejsze – autentyczny.
koniec
« 1 3 4 5
6 stycznia 2013

Komentarze

« 1 2 3
06 I 2013   16:53:22

No i jak można się było spodziewać - im bardziej skomplikowana jest muzyka, tym lepsza dla Esensji.

06 I 2013   17:45:17

@goandrewgo: no jak takie Chromatics, Goat, albo Anathema jest skomplikowana to ja wysiadam. Poza tym, co to za dziwne kryterium: "skomplikowanie"? Wytypowane płyty wygrały zasłużenie, bo wniosły coś nowego do muzyki.

06 I 2013   19:14:35

Lubię GY!BE, Swans, Chromatics ale nie wkręcaj że te płyty wniosły coś nowego do muzyki.. Takie rzeczy już były i to tworzone przez właśnie te zespoły. Boli mnie masa eksperymentalnych albumów które tu się znajdują, a brak płyt (albo niskie pozycje) które zachwycają melodią albo zwyczajnym uczuciem braku sztuczności, bezpretensjonalności. Albumy które trzymają się przy ziemi a nie próbują rozwikłać sensu istnienia wszech świata. Nie ważne jest czy dany album wprowadza coś nowego do muzyki, ważne jest by dobrze się go słuchało a nie by miał fantastyczne brzmienie i zmianę tempa co 30 minut... Brak Fiony Apple, Boba Dylana, Bruca Springsteena, Leo Cohena, Sharon Van Etten, Dexys, Mac De Marco, Japandroids, Cloud Nothings, Grizzly Bear i niskie pozycje Jacka White'a i Beach House. Smutno mi, ale to wasza decyzja i niech tak będzie a ja mogłem napisać że mi się to nie podoba i tak też niech będzie.
A jak już chcieliście coś co wprowadza nowe rzeczy do muzyki to polecam Dirty Projectors.

06 I 2013   19:45:05

Lubię eksperymentalny i progresywny rock. SBB to mój ulubiony polski zespół itd, itp
Ale ta płyta Swans to dla mnie już kociokwik i rzępolenie ;)

Ale ja tam nie znam się na muzyce i na nutkach, więc wolno mi pohańbić się szukaniem jednak w muzyce jakiejś melodii :P

07 I 2013   13:59:35

No dobra. Trzy grosze ode mnie. Ta lista choć ciekawa to pomieszanie z poplątaniem. Powinna być przedstawiona bez wartościowania. Zbyt dużo tu różnych stylów muzycznych by je porównywać ze sobą.

07 I 2013   17:02:40

wiadomo, że każdy wartościuje płyty po swojemu - miejsca konkretnych albumów tutaj wyniknęły tylko i wyłącznie z naszego głosowania ;)

07 I 2013   18:19:54

@Gadba
W zeszłym roku przy okazji indywidualnych podsumowań pojawiały się zarzuty o monotonii i skupieniu tylko na pojedynczych gatunkach czy rejonach muzycznych. Nie ma złotego środka dla takich zestawień :) a wiadomo też, że wartościowanie jest tutaj rzeczą baaardzo umowną i chyba mniej istotną.

07 I 2013   22:40:47

Chociaż wygląda na to, że najlepiej będzie prezentować i takie i takie zestawienie :P

07 I 2013   23:31:59

@michalp
bardzo chętnie zobaczę Wasze indywidualne preferencje co do albumu roku w danych, zbliżonych do siebie rejonach muzycznych. Jeśli tylko macie czas i ochotę, proszę publikujcie.

07 I 2013   23:38:19

Tak dla zachęty podam swoją dziesiątkę;)

1. STEVE HACKETT - GENESIS REVISITED II
2. RED SAND - BEHIND THE MASK
3. ANATHEMA - WEATHER SYSTEMS
4. THRESHOLD - MARCH OF PROGRESS
5. ARJEN ANTHONY LUCASSEN - LOST IN THE NEW REAL
6. RIVAL SONS - HEAD DOWN
7. ARCHIVE - WITH US UNTIL YOU'RE DEAD
8. ULVER - CHILDHOOD'S END
9. GALAHAD - BATTLE SCARS
10.BLACK COUNTRY COMMUNION - AFTERGLOW

« 1 2 3

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Weekendowa Bezsensja: 50 najgorszych okładek płyt 2012 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

50 utworów z 50 najlepszych płyt 2012 roku
— Esensja

Po amerykańsku, po męsku
— Michał Perzyna

Odrodzenie po holendersku
— Dawid Josz

O śmierci z chirurgiczną precyzją
— Michał Perzyna

Topniejące disco
— Michał Perzyna

Esensja słucha: Grudzień 2012 (2)
— Łukasz Izbiński, Dawid Josz, Mateusz Kowalski, Michał Perzyna, Przemysław Pietruszewski

Eteryczna agresja
— Dawid Josz

Powrót w świetnym stylu
— Dawid Josz

Esensja słucha: Grudzień 2012
— Mateusz Kowalski, Paweł Lasiuk, Michał Perzyna, Bartosz Polak

Tegoż twórcy

Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński

Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński

Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński

Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Ocean smutku z nutą optymizmu
— Sebastian Chosiński

Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński

SilnaPłyta
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wetknij dłoń w swoje oko!
— Jakub Dzióbek

Co się tu dzieje?!
— Jakub Dzióbek

Tu miejsce na labirynt…: Światłość, która przenika przez mrok
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.