Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Nazywał się Lemmy i grał rock’n’roll

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 6 7 »

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Nazywał się Lemmy i grał rock’n’roll

Możliwości nowego wcielenia zespołu można dziś posłuchać dzięki reedycji albumu „Orgasmatron” z 2006 roku, który w dwupłytowej wersji deluxe zawierał zapis występu z 13 października 1984 roku na imprezie Kerrang! Wooargh Weekend w angielskiej, nadmorskiej miejscowości Caister. Na pewno jest to ciekawa pamiątka, uzupełniająca biała plamę w historii Motörhead, niemniej sam show nie należy do specjalnie udanych. Panowie sprawiają wrażenie nierozgrzanych i ich grze brakuje werwy. Odbioru nie poprawia przytłumione, bootlegowe brzmienie, przez co wszystko brzmi, jakby było wykonywane na pół gwizdka. Szkoda, bo podobno w tamtym czasie kwartet dokładał ostro do pieca. Znamiennym jest, że w setliście nie pojawił się żaden reprezentant „Another Perfect Day”. Zamiast tego wróciła klasyka z „Ace of Spades”, „Overkill” i „Motörhead” na czele. Mamy również zapowiedź albumu, na który trzeba było jeszcze sporo poczekać, a mianowicie „Nothing Up My Sleeve”, co świadczy o tym, że panowie byli już wtedy gotowi wejść do studia z zamiarem rejestracji nowego materiału.
Spór prawny jednak się przedłużał. Zespół nie mógł nagrywać nic nowego, do tego Pete Gill bił się o tantiemy z Saxon, a Phil Campbell wciąż był związany kontraktem z Persian Risk. Nie pozostało nic, jak granie koncertów, co Motörhead intensywnie realizował. W przerwach Lemmy udzielał się w projektach gościnnych i charytatywnych, jak wzięcie udziału w sesji Hear ’n Aid, czyli metalowym odpowiedniku USA for Africa, czy wspólne nagranie hymnu „You’ll Never Walk Alone” na rzecz ofiar pożaru stadionu Valley Parade w czasie którego zginęło 56 osób, a 265 zostało rannych.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Motörhead nie omieszkał jednak hucznie świętować swoich 10 urodzin. Jubileuszowy koncert z 26 czerwca 1985 roku w londyńskim Hammersmith Odeon był filmowany z myślą o wydaniu go na kasecie video, ale w 1990 roku, wbrew sprzeciwom Lemmy’ego, Enigma Records wypuściła go również na CD. Nie jest to może tak porywający materiał, jak „No Sleep ’till Hammersmith”, niemniej czuć uroczystą, luzacką atmosferę i fakt, że panowie świetnie się w tamtym czasie bawili. Nie wszystkie wykonania wypadły równie udanie (patrz „(We Are) The Road Crew”), ale mamy także kilka niewątpliwych smaczków, jak żywiołowa wersja „No Class”, zaśpiewana z towarzyszeniem Wendy O. Williams, czy wieńczący show „Motörhead”, który wkrótce wyleciał z koncertowego repertuaru grupy. W jego trakcie, obok obecnego składu na scenie pojawili się poprzedni muzycy zespołu: Fast Eddie, Philthy Animal, Robbo, a także Larry Wallis i Lucas Fox. Wspierał ich sam Phil Lynott, lider Thin Lizzy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Ostatecznie firma Bronze zwolniła Motörhead z kontraktu i ten podpisał nowy z GWR. Pod tym szyldem w 1986 roku ukazał się album „Orgasmatron”, który zwiastował powrót do formy sprzed zawirowań personalnych związanych z odejściem Eddiego Clarke’a. Mimo niewątpliwych zalet, nie do końca wykorzystano możliwości poszerzonego składu, a spłaszczony miks, sprawił, że materiał brzmi mniej potężnie, niż chociażby nagrane w trzyosobowej konfiguracji „Iron Fist”, czy „Bomber”.
Chciałbym napisać, że pamiątką po trasie promującej „Orgasmatron” jest zapis występu z 16 sierpnia 1986 roku z festiwalu Monsters of Rock w angielskim Donington Park, jaki otrzymaliśmy w ramach bonusu w reedycji albumu „Rock’n’roll” z 2006 roku. Niestety nie jest to pozycja godna polecenia. W czasie jej słuchania nie tylko doskwierają dziwne przestery, które sprawiają, że brzmienie jest nieczytelne (przy „Ace of Spades” zorientowałem się, że to on dopiero gdy Lemmy wywrzeszczał „I don’t want to live forever”), ale przede wszystkim wyraźna niedyspozycja Kilmistera. Trudno orzec, czy to wina nagłośnienia, czy jakiś problemów z gardłem, ale najlepiej wypadają momenty, kiedy nie słychać jak się męczy. A szkoda, bo chociażby posępny, motoryczny riff „Orgasmatron” został zapodany jeszcze ciekawiej, niż na albumie studyjnym. Warto też dodać, że same sceniczne wyczyny kwartetu posiadały imponującą oprawę. Nie kończyło się tylko na rusztowaniu-bombowcu, bo na scenę wjeżdżał piekielny pociąg z okładki albumu.
Mimo, że Motörhead był bardzo imprezową załogą, jeden z jej członków okazał się o wiele bardziej niezdyscyplinowany od pozostałych. Był nim Pete Gill, którego dziwne poczucie humoru zadziwiało nawet Lemmy’ego. Jednak za jego usunięciem ze składu stało coś więcej, niż tylko potrzeba paradowania z obnażonym penisem za stewardessą w samolocie. Jego opieszałość i egocentryzm sprawiał, że zespół nie mógł prawidłowo funkcjonować. Notorycznie się spóźniał i wydłużał niepotrzebne czynności. Wreszcie w dniu, kiedy Lemmy i spółka mieli zagrać scenę do filmu „Eat the Rich”, a Gill kolejny raz ociągał się z opuszczeniem swojego mieszkania w momencie, kiedy pozostali czekali w samochodzie, lider powiedział dość. Choć Pete pojawił się jeszcze na kilku koncertach, formalnie za perkusję w Motörhead wrócił Philthy Animal.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
To właśnie z nim w składzie zespół nagrał w 1987 roku kolejny krążek „Rock’n’roll”. Choć jego brzmienie jest lepsze i bardziej klarowne od „Orgasmatron”, to jednak coś poszło nie tak. Materiał nie ma charakterystycznej dla zespołu energii i sprawia wrażenie wymuszonego. Kwartet wciąż intensywnie koncertował, ale wena go nie rozpieszczała, co zaowocowało najdłuższą – bo aż czteroletnią – przerwą między kolejnymi studyjnymi nagraniami zespołu w całej jego historii.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Okres ten podsumowują dwie koncertówki: „Nö Sleep at All” wydana w 1988 roku i „Live at Brixton ’87” z 1994 roku. W pewien sposób można je nazwać bliźniaczymi, ponieważ reprezentują podobny materiał i jednocześnie doskwiera im ten sam problem – ponieważ pochodzą z trasy promującej „Rock’n’roll”, skupiają się na ogrywaniu świeżych kompozycji, które wypadają blado przy klasykach w rodzaju „Stay Clean”, „Killed by Death”, czy „Ace of Spades”. A jednak klimat samych nagrań jest nieco inny.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jeśli lubicie szorstki, przesterowany Motörhead i bardzo chrypiącego Lemmy’ego, sięgnijcie po „Live at Brixton ’87”. Jest to zapis występu z 23 grudnia 1987 roku w londyńskim Brixton Academy, który nie został poddany specjalnej obróbce w studio. Miejscami gitary są za głośne, innym razem Lemmy, a perkusja może drażnić pogłosem. Niestety lwia część repertuaru to reprezentanci „Rock’n’roll” i „Orgasmatron” z czego w przypadku tego drugiego kwestią sporną jest, czy najlepsi. Choć „Deaf Forever” jest przyjemnie napędzany dwoma gitarami, to już „Doctor Rock” i „Built for Speed” nie robią specjalnego wrażenia. Z nowszych rzeczy nieźle wypadają „Traitor”, „Eat the Rich” i zakończony szalonymi, gitarowymi solówkami „Just ’Cos You Got the Power”. Osiem minut to w przypadku Motörhead rozbudowana suita. Pozytywne wrażenie psuje jednak nagły koniec albumu, jakby urywał się w połowie.
O tym, że coś było później można się przekonać, sięgając po „Nö Sleep at All”, który po siedmioipółminutowym „Just ’Cos You Got the Power” zawiera jeszcze rewelacyjne wersje „Killed by Death” i „Overkill”. Tym razem jest to rejestracja występu z finlandzkiego festiwalu Giants of Rock z 2 lipca 1988 roku, która została nieco podrasowana w studiu. Nie chodzi o dogrywki, ale lepiej zbalansowano instrumenty i zadbano o klarowność brzmienia. Problem jednak pozostał ten sam, co wyżej – w zestawieniu z klasykami, nowości sprawiają wrażenie zapchajdziur. Dlatego też jeśli miałbym polecić któryś z powyższych albumów, zdecydowanie wskazałbym na „Nö Sleep at All”, który nie jest wcale tak zły, jak się przyjęło o nim mówić. Trzeba tylko nie próbować zestawiać go z „No Sleep ’till Hammersmith”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Na dziesiąty krążek Motörhead fani musieli czekać rekordowo długo w przypadku tego zespołu, a mianowicie cztery lata i jest to bodajże rekord w całej karierze zespołu. W tym czasie Lemmy przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, nawiązał liczne znajomości biznesowe i zaczął zbierać pamiątki z czasów II Wojny Światowej. Nastąpiła również zmiana wytwórni płytowej na giganta w osobie podległej Sony WTG/Epic. Cierpliwość jednak się opłacała, ponieważ w 1991 roku otrzymaliśmy jeden z najlepszych dokonań Motörhead „1916”. Rzecz świetnie brzmiącą i różnorodną – znajdziemy tu zarówno petardy, jak i power balladę, elementy bluesa, a także podniosłą pieśń tytułową, którą Lemmy zaśpiewał z towarzyszeniem instrumentów klawiszowych i wiolonczeli.
« 1 2 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Płyń, Pavel, płyń!
Sebastian Chosiński

18 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay, tym razem wydany w RFN, na którym Orkiestra Gustava Broma wykonuje utwory Pavla Blatnego.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
Sebastian Chosiński

11 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Pot i Kreff: Strzelając z bombowca
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po płytę marsz: Maj 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

50 najlepszych płyt 2015 roku
— Esensja

Po płytę marsz: Sierpień 2015
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

50 najlepszych płyt 2013 roku
— Esensja

Po płytę marsz: Październik 2013 (2)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Sześćdziesiąt lat minęło…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Napoleon i jego cień
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.