Nazywał się Lemmy i grał rock’n’rollPiotr ‘Pi’ GołębiewskiNazywał się Lemmy i grał rock’n’rollMożliwości nowego wcielenia zespołu można dziś posłuchać dzięki reedycji albumu „Orgasmatron” z 2006 roku, który w dwupłytowej wersji deluxe zawierał zapis występu z 13 października 1984 roku na imprezie Kerrang! Wooargh Weekend w angielskiej, nadmorskiej miejscowości Caister. Na pewno jest to ciekawa pamiątka, uzupełniająca biała plamę w historii Motörhead, niemniej sam show nie należy do specjalnie udanych. Panowie sprawiają wrażenie nierozgrzanych i ich grze brakuje werwy. Odbioru nie poprawia przytłumione, bootlegowe brzmienie, przez co wszystko brzmi, jakby było wykonywane na pół gwizdka. Szkoda, bo podobno w tamtym czasie kwartet dokładał ostro do pieca. Znamiennym jest, że w setliście nie pojawił się żaden reprezentant „Another Perfect Day”. Zamiast tego wróciła klasyka z „Ace of Spades”, „Overkill” i „Motörhead” na czele. Mamy również zapowiedź albumu, na który trzeba było jeszcze sporo poczekać, a mianowicie „Nothing Up My Sleeve”, co świadczy o tym, że panowie byli już wtedy gotowi wejść do studia z zamiarem rejestracji nowego materiału. Spór prawny jednak się przedłużał. Zespół nie mógł nagrywać nic nowego, do tego Pete Gill bił się o tantiemy z Saxon, a Phil Campbell wciąż był związany kontraktem z Persian Risk. Nie pozostało nic, jak granie koncertów, co Motörhead intensywnie realizował. W przerwach Lemmy udzielał się w projektach gościnnych i charytatywnych, jak wzięcie udziału w sesji Hear ’n Aid, czyli metalowym odpowiedniku USA for Africa, czy wspólne nagranie hymnu „You’ll Never Walk Alone” na rzecz ofiar pożaru stadionu Valley Parade w czasie którego zginęło 56 osób, a 265 zostało rannych.
Wyszukaj / Kup
Wyszukaj / Kup Chciałbym napisać, że pamiątką po trasie promującej „Orgasmatron” jest zapis występu z 16 sierpnia 1986 roku z festiwalu Monsters of Rock w angielskim Donington Park, jaki otrzymaliśmy w ramach bonusu w reedycji albumu „Rock’n’roll” z 2006 roku. Niestety nie jest to pozycja godna polecenia. W czasie jej słuchania nie tylko doskwierają dziwne przestery, które sprawiają, że brzmienie jest nieczytelne (przy „Ace of Spades” zorientowałem się, że to on dopiero gdy Lemmy wywrzeszczał „I don’t want to live forever”), ale przede wszystkim wyraźna niedyspozycja Kilmistera. Trudno orzec, czy to wina nagłośnienia, czy jakiś problemów z gardłem, ale najlepiej wypadają momenty, kiedy nie słychać jak się męczy. A szkoda, bo chociażby posępny, motoryczny riff „Orgasmatron” został zapodany jeszcze ciekawiej, niż na albumie studyjnym. Warto też dodać, że same sceniczne wyczyny kwartetu posiadały imponującą oprawę. Nie kończyło się tylko na rusztowaniu-bombowcu, bo na scenę wjeżdżał piekielny pociąg z okładki albumu. Mimo, że Motörhead był bardzo imprezową załogą, jeden z jej członków okazał się o wiele bardziej niezdyscyplinowany od pozostałych. Był nim Pete Gill, którego dziwne poczucie humoru zadziwiało nawet Lemmy’ego. Jednak za jego usunięciem ze składu stało coś więcej, niż tylko potrzeba paradowania z obnażonym penisem za stewardessą w samolocie. Jego opieszałość i egocentryzm sprawiał, że zespół nie mógł prawidłowo funkcjonować. Notorycznie się spóźniał i wydłużał niepotrzebne czynności. Wreszcie w dniu, kiedy Lemmy i spółka mieli zagrać scenę do filmu „Eat the Rich”, a Gill kolejny raz ociągał się z opuszczeniem swojego mieszkania w momencie, kiedy pozostali czekali w samochodzie, lider powiedział dość. Choć Pete pojawił się jeszcze na kilku koncertach, formalnie za perkusję w Motörhead wrócił Philthy Animal.
Wyszukaj / Kup
Wyszukaj / Kup
Wyszukaj / Kup O tym, że coś było później można się przekonać, sięgając po „Nö Sleep at All”, który po siedmioipółminutowym „Just ’Cos You Got the Power” zawiera jeszcze rewelacyjne wersje „Killed by Death” i „Overkill”. Tym razem jest to rejestracja występu z finlandzkiego festiwalu Giants of Rock z 2 lipca 1988 roku, która została nieco podrasowana w studiu. Nie chodzi o dogrywki, ale lepiej zbalansowano instrumenty i zadbano o klarowność brzmienia. Problem jednak pozostał ten sam, co wyżej – w zestawieniu z klasykami, nowości sprawiają wrażenie zapchajdziur. Dlatego też jeśli miałbym polecić któryś z powyższych albumów, zdecydowanie wskazałbym na „Nö Sleep at All”, który nie jest wcale tak zły, jak się przyjęło o nim mówić. Trzeba tylko nie próbować zestawiać go z „No Sleep ’till Hammersmith”.
Wyszukaj / Kup |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejny longplay, tym razem wydany w RFN, na którym Orkiestra Gustava Broma wykonuje utwory Pavla Blatnego.
więcej »W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Pot i Kreff: Strzelając z bombowca
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Maj 2016
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
50 najlepszych płyt 2015 roku
— Esensja
Po płytę marsz: Sierpień 2015
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
50 najlepszych płyt 2013 roku
— Esensja
Po płytę marsz: Październik 2013 (2)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Tu miejsce na labirynt…: Co tam, panie, w innym świecie?!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Człowiek z innego świata
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: (Bez)senność we trzech
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Pięćdziesiąt lat minęło jak jeden dzień…
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Jastrzębie wciąż w locie
— Sebastian Chosiński
Esensja słucha: Czerwiec 2012 (2)
— Sebastian Chosiński, Michał Perzyna
Sześćdziesiąt lat minęło…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Napoleon i jego cień
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski