EKSTRAKT: | 70% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Friedhelm Schönfeld |
Wykonawca / Kompozytor | Friedhelm Schönfeld |
Data wydania | 1978 |
Wydawca | Amiga |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 42:45 |
Gatunek | jazz |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Friedhelm Schönfeld, Aladár Pege, Dieter Keitel, Wolfgang Weber |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Heimweh | 10:56 |
2) Solmas | 04:39 |
3) Achterbahn | 07:02 |
4) Für Gipsy | 20:08 |
Non omnis moriar: Węgierski Paganini w Berlinie WschodnimMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pełnowymiarowy longplay tria Friedhelma Schönfelda.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Węgierski Paganini w Berlinie WschodnimMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj pełnowymiarowy longplay tria Friedhelma Schönfelda. Friedhelm Schönfeld
Wyszukaj / Kup O wschodnioniemieckim saksofoniście, klarneciście i fleciście Friedhelmie Schönfeldzie była już mowa w tej rubryce – przy okazji prezentowanego cztery tygodnie temu longplaya „Jazz”, który jego trio dzieliło na pół z Kwintetem Huberta Katzenbeiera. Nie był to oczywiście płytowy debiut tego artysty, ale za to jego pierwszy album, który zawierał muzykę freejazzową. I jej właśnie Schönfeld pozostał wierny także w kolejnych latach, a przynajmniej do końca dekady. Choć, co niestety było przypadłością rynku enerdowskiego, muzyk nie rozpieszczał słuchaczy nowymi produktami. Dopiero po pięciu latach ukazały się dwa winylowe krążki, w powstaniu których brał udział. Były to „Number Six (Two Compositions for Improvisers)” (1978) oktetu Hansa Rempela oraz solowy „Friedhelm Schönfeld”. Dzisiaj zajmiemy się tym drugim. Schönfeld – jako lider – lubił kameralne składy. Najchętniej stał na czele tria. W tym pierwszym, z początku lat 70., grali obok niego kontrabasista Klaus Koch (1936-2000) oraz perkusista Günter Sommer. Później zaprosił do współpracy pianistę Reinharda Waltera i bębniarza Dietera Keitla (z którymi dokonał jedynie nagrań radiowych), w końcu sięgnął po – mieszkającego w tamtym czasie w Berlinie i w miarę swobodnie przemieszczającego się pomiędzy wschodnią i zachodnią częścią miasta – węgierskiego kontrabasistę Aladára Pege, który zastąpił Waltera. To z tą dwójką spędził cztery ostatnie dni stycznia 1978 roku w studiu nagraniowym wytwórni Amiga i zarejestrował materiał, który parę miesięcy później ukazał się na albumie zatytułowanym po prostu „Friedhelm Schönfeld” (trzeba przyznać, że enerdowscy jazzmani kompletnie nie mieli polotu w wymyślaniu atrakcyjnych szyldów dla swoich dzieł). Dieter Keitel karierę zaczął w latach 60. XX wieku, ale niczego nadzwyczajnego nie osiągnął; gdy przyłączał się do Schönfelda do swego curriculum vitae mógł dołączyć co najwyżej nagrania zrealizowane z Orchester Schwarz-Weiß. Za to Pege… tak, ten był już na Węgrzech legendą. Urodził się w Budapeszcie w 1939 roku i tam też zmarł trzynaście lat temu. Najpierw uczył się w szkole muzycznej w Miszkolcu, a następnie studiował w budapesztańskiej Akademii Muzycznej, którą ukończył jako trzydziestolatek. W tym czasie założył swój pierwszy kwartet jazzowy. Nie był jednak zadowolony z rozwoju swojej kariery w ojczyźnie i w połowie lat 70. przeniósł się na trzy lata do Berlina. Tam na propozycje pracy narzekać nie mógł. I zresztą trudno się temu dziwić, skoro krytycy nierzadko nazywali go „Paganinim kontrabasu”. W 1978 roku wrócił jednak do Budapesztu, otrzymał bowiem posadę wykładowcy w akademii, którą wcześniej ukończył. Poświęcenie się pracy pedagogicznej nie oznaczało jednak wcale zaprzestania muzykowania – i to na światowym poziomie. W latach 80. z jego usług korzystał bowiem między innymi klawiszowiec Herbie Hancock. Trzeba więc przyznać, że Schönfeldowi trafił się – trochę przypadkiem – prawdziwy skarb. Bez udziału Węgra ten album nie byłby aż tak dobry. Choć nie zmienia to faktu, że mógł być jeszcze lepszy. Na longplay trafiły cztery improwizowane kompozycje, z których jedna wypełniła całą stronę B. Jak widać, trio – w tym konkretnym przypadku za sprawą wiolonczelisty Wolfganga Webera poszerzone jednak do rozmiarów kwartetu – miało spory rozmach. A że nie zawsze potrafiło wypełnić rozbudowaną formę odpowiednio atrakcyjną treścią – mogło wynikać z, mimo wszystko, niewielkiego doświadczenia lidera na polu free jazzu. Słychać to wyraźnie właśnie w dwudziestominutowym „Für Gipsy”, w którym fragmenty świetne przeplatane są nie do końca przemyślanymi. Zaczniemy jednak – po bożemu – od strony A albumu, na którą trafiły trzy utwory. Prawie jedenastominutowy, a więc również niczego sobie, „Heimweh” znaczony jest przede wszystkim dynamicznymi, ale jednocześnie melodyjnymi popisami lidera grającego na saksofonie tenorowym, którego brzmienie idealnie wpisuje się w nieco niepokojący klimat kompozycji. Po pierwszym przesileniu do głosu dochodzi Aladár Pege, który wykorzystuje daną mu szansę i udowadnia, że porównania do Paganiniego, aczkolwiek odrobinę przesadzone, mają w sobie jednak ziarno prawdy. Węgier gra wirtuozersko, a swój warsztat wzbogaca jeszcze o partię smyczkową. Onieśmielony jego artyzmem Schönfeld powraca nieśmiało i dopiero po paru minutach odzyskuje wigor i szlachetność. Akurat w takiej chwili, by mocnym akcentem spuentować całość. W przeuroczym „Solmas” Friedhelm sięga natomiast po flet, z jednej strony grając bardzo klasycznie (w stylu holenderskiego mistrza Chrisa Hinzego czy Polaka Krzysztofa Zgrai), z drugiej – serwując słuchaczom prawdziwie freejazzową „ścieżkę zdrowia”. Jak się okazuje, nawet tak delikatny instrument może posłużyć do budowania nad wyraz dramatycznej narracji. W „Achterbahn” ponownie mamy do czynienia z energetyczną improwizacją, chociaż – to wrażenie bywa czasami dojmujące – Schönfeld zdaje się grać na pół gwizdka, jakby czuł się skrępowany, bał się zrobić odważniejszy krok. Nie ma w nim tej swobody, jaka cechowała wcześniejsze o dekadę nagrania Johna Coltrane’a czy Ornette’a Colemana. To samo odczucie wywołuje wspomniane już „Für Gipsy”, które zaczyna się wspaniale – od przepięknej ilustracyjnej partii fletu (i dobiegającymi z oddali dźwiękami wiolonczeli Wolfganga Webera). Z czasem numer ten znacząco ewoluuje – rockowa perkusja miesza się z pełnym szaleństwa popisem na dęciaku, który w końcowej fazie przechodzi w… krzyki. To jednak dopiero połowa utworu. Ta ciekawsza. Później zespół jakby traci koncept, kolejne wątki są rwane – i chociaż nic szczególnego zarzucić im nie można, to mimo wszystko wywołują wrażenie nadmiernie chaotycznych. Ostatnie minuty płyty pozostawiają więc słuchacza nieco zdezorientowanego i – co by nie mówić – psują obraz całości. Żal jest tym większy, że otwarcie „Für Gipsy” obiecywało więcej. Znacznie więcej! 5 października 2019 Składy: Friedhelm Schönfeld – saksofon tenorowy, flet, klarnet altowy Aladár Pege – kontrabas Dieter Keitel – perkusja, instrumenty perkusyjne gościnnie: Wolfgang Weber – wiolonczela (4) |
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj solowy debiut słowackiego pianisty jazzowego Gabriela Jonáša.
więcej »Przed tygodniem zachwycałem się w tym miejscu koncertowym albumem Can „Live in Brighton 1975”. Dzisiaj chronologicznie przyszła kolej na zarejestrowany mniej więcej pół roku później „Live in Stuttgart 1975”. Niestety, tym razem zachwytów nie będzie. Zwłaszcza nad drugim dyskiem w tym dwupłytowym zestawie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavela Blatnego w wykonaniu Orkiestra Jazzowa Radia Czechosłowackiego.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Gdyby Corea urodził się w Słowacji…
— Sebastian Chosiński
„Praska Wiosna”, praska jesień
— Sebastian Chosiński
Płyń, Pavel, płyń!
— Sebastian Chosiński
Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
— Sebastian Chosiński
Siła jazzowych orkiestr
— Sebastian Chosiński
Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Geniusz prowokacji
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Poezja otwieranych drzwi percepcji
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co ta wojna z nami zrobiła!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Podróż w nieznane
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Gipsowe okruchy rzeczywistości
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Odlicz jeszcze raz: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
— Sebastian Chosiński
Perły ze skazą: Co to jest ta miłość, „rybia cholera”!
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Na końcu czai się Śmierć
— Sebastian Chosiński
Nad piękną i modrą Odrą
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Polowanie na „towarzysza Bohdana”
— Sebastian Chosiński