Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Terje Rypdal
‹Odyssey in Studio & in Concert: Unfinished Highballs›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOdyssey in Studio & in Concert: Unfinished Highballs
Wykonawca / KompozytorTerje Rypdal
Data wydania2012
Wydawca ECM Records
NośnikCD
Czas trwania57:58
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Terje Rypdal, Brynjulf Blix, Sveinung Hovensjø, Svein Christiansen, Ulf Adåker, Bertil Lövgren, Americo Beliotto, Håkan Nyquist, Ivar Olsen, Claes Rosendahl, Ulf Andersson, Lennart Åberg, Erik Nilsson, Sven Larson, Torgny Nilson, Bengt Hallberg, Georg Riedel, Stefan Brolund, Egil Johansen
Utwory
CD1
1) Unfinished Highballs03:52
2) The Golden Eye14:04
3) Scarlet Mistress12:25
4) Dawn12:30
5) Dine and Dance to the Music of the Waves11:40
6) Talking Back07:11
7) Bright Lights – Big City06:16
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Arcydzieło wykopane z archiwów

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj trzecia – opublikowana 36 lat po nagraniu – część projektu „Odyssey” Terjego Rypdala.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Arcydzieło wykopane z archiwów

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj trzecia – opublikowana 36 lat po nagraniu – część projektu „Odyssey” Terjego Rypdala.

Terje Rypdal
‹Odyssey in Studio & in Concert: Unfinished Highballs›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOdyssey in Studio & in Concert: Unfinished Highballs
Wykonawca / KompozytorTerje Rypdal
Data wydania2012
Wydawca ECM Records
NośnikCD
Czas trwania57:58
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Terje Rypdal, Brynjulf Blix, Sveinung Hovensjø, Svein Christiansen, Ulf Adåker, Bertil Lövgren, Americo Beliotto, Håkan Nyquist, Ivar Olsen, Claes Rosendahl, Ulf Andersson, Lennart Åberg, Erik Nilsson, Sven Larson, Torgny Nilson, Bengt Hallberg, Georg Riedel, Stefan Brolund, Egil Johansen
Utwory
CD1
1) Unfinished Highballs03:52
2) The Golden Eye14:04
3) Scarlet Mistress12:25
4) Dawn12:30
5) Dine and Dance to the Music of the Waves11:40
6) Talking Back07:11
7) Bright Lights – Big City06:16
Wyszukaj / Kup
Kiedy w 2012 roku monachijska wytwórnia ECM Records postanowiła (po niemal czterech dekadach) dokonać reedycji „Odyssey” – klasycznego albumu Terjego Rypdala z połowy lat 70. ubiegłego wieku – miała w zanadrzu dla wielbicieli norweskiego artysty nadzwyczajny prezent: dodatkowe, niepublikowane wcześniej nagrania koncertowe, których wartość była tym większa, iż materiał ten okazał się… premierowym. Na dodatek zarejestrowanym „na żywo” w niezwykłym zestawieniu personalnym, ponieważ z udziałem piętnastoosobowej szwedzkiej Radiojazzgruppen, czyli big bandu radia sztokholmskiego. Dla Rypdala współpraca z nim była jak wehikuł czasu, który przenosił go w – wcale nie tak zamierzchłą – przeszłość. Sześć lat wcześniej bowiem, będąc członkiem zespołu George’a Russella, Terje (wraz z między innymi Janem Garbarkiem, Arildem Andersenem i Jonem Christensenem), razem z tą formacją grywał słynną kompozycję Amerykanina „Electronic Sonata for Souls Loved by Nature” (ślad po tym pozostał na przykład na kompaktowym bootlegu „On Air”).
Krążek „Odyssey” był pierwszym dwupłytowym wydawnictwem w dorobku Norwega, na jakim na dodatek zaprezentował on swój zupełnie nowy zespół (kwintet). Jedynym jego muzykiem, z którym Terje współpracował już wcześniej, był (kontra)basista Sveinung Hovensjø; puzonista Torbjørn Sunde, klawiszowiec Brynjulf Blix oraz perkusista Svein Christiansen byli – przynajmniej u boku Rypdala – debiutantami. Lider zaufał im jednak i na pewno źle na tym nie wyszedł. Wręcz przeciwnie! Wszak obie części „Odysei” – pierwsza i druga – okazały się jazzrockowym arcydziełem, mocno zahaczającym o bardzo wtedy popularną za sprawą Tangerine Dream czy Klausa Schulzego progresywną elektronikę. Tym większym zaskoczeniem – przynajmniej z perspektywy czasu – mógł wydawać się fakt, że nowa formacja Terjego (co prawda uszczuplona o Sundego) zdecydowała się kooperować z jazzowym big bandem.
Koncert, jaki odbył się w czerwcu 1976 roku w sztokholmskiej siedzibie Szwedzkiego Radia (Sveriges Radio), został zarejestrowany, ale światło dzienne ujrzał – przynajmniej oficjalnie – dopiero po trzydziestu sześciu latach na dodanym do reedycji „Odyssey” bonusowym krążku zatytułowanym „Unfinished Highballs”. Jeszcze większą niespodzianką mógł być fakt, że w repertuarze występu nie znalazły się wcale utwory wykonywane przez Rypdala wcześniej, ale same premiery, których był zresztą kompozytorem. Co istotne, Radiojazzgruppen nie okazała się jedynie „kwiatkiem do kożucha”, ale bardzo realnym wsparciem dla kwartetu Rypdala, nade wszystko zaś – jedenastoosobowa sekcja dęta (z trąbkami, saksofonami, rogami, fletami, klarnetami i puzonami!), której udział w całym przedsięwzięciu przeniósł je na jeszcze wyższy poziom artystyczny. Ton całości wciąż jednak konsekwentnie nadawał Terje, który poza tym, że zagrał na gitarach (elektrycznej i akustycznej), syntezatorach i saksofonie sopranowym – pełnił także (do spółki z Georgiem Riedelem) rolę dyrygenta tej barwnej orkiestry.
„Unfinished Highballs” zaplanowane zostało przez Rypdala jako suita (i może dlatego w późniejszych latach jej fragmenty nie były przez niego wykorzystywane jako oddzielne utwory). Otwierający ją utwór tytułowy, choć trwa zaledwie cztery minuty, mieni się wieloma barwami i nastrojami: od mocnego, podniosłego, wręcz dramatycznego otwarcia (z dominującą perkusją, zgrzytliwymi syntezatorami i czelestą Bengta Hallberga oraz sekcją dętą grającą unisono), poprzez wyciszenie (dzięki któremu do głosu dochodzą flety), aż po spinający kompozycję klamrą powrót do pierwotnego wątku. To naprawdę mocne otwarcie, po którym publiczność zebrana w sali koncertowej mogła poczuć się wbita w fotele. Czternastominutowy „The Golden Eye” to – dla odmiany – najdłuższa kompozycja na płycie. I dzięki temu jeszcze bardziej zróżnicowana. Pierwsze minuty upływają pod znakiem improwizacji, podczas których na plan pierwszy wybijają się kolejno fortepian elektryczny, puzon, wreszcie syntezatory. Ważne jest jednak także to, co dzieje się w tle. Tam z kolei niepodzielnie panuje sekcja dęta Radiojazzgruppen, która z czasem przydaje utworowi coraz większego rozmachu.
Mniej więcej w połowie „The Golden Eye” pojawia się zupełnie nowy wątek – gitarowy. Jakby to wszystko, co słyszeliśmy wcześniej, było jedynie introdukcją do popisu lidera projektu. Ale za to jakiego popisu! Dźwięki, jakimi raczy uczestników koncertu Rypdal – to najprawdziwsza magia, poziom wręcz niebotyczny. A jeśli dodamy do tego jeszcze tworzące za jego plecami ścianę dźwięku dęciaki… – wyobraźcie sobie sami, jaki może być efekt. Nic zatem dziwnego, że po takiej dawce emocji konieczne jest ich ostudzenie. Temu służy stonowany organowy początek „Scarlet Mistress”, po którym pojawiają się zaskakująco frywolne dęciaki. Ale i ten numer ostatecznie ewoluuje w stronę klasycznego jazzu wzbogaconego kunsztownymi improwizacjami (gitary, fortepianu elektrycznego i trąbki). Bogactwo sekcji dętej pozwala na dodatek na to, że podzielona na dwie grupy snuje ona na drugim planie dwie niezależne od siebie opowieści. Trzeba się trochę wysilić, aby wyłapać obie, odmienne w nastroju, nakładające się na siebie narracje. Całość zamykają natomiast subtelne dźwięki gitary akustycznej, za sprawą której Rypdal płynnie przechodzi do kolejnej kompozycji – „Dawn”.
Utwór tak zatytułowany ukazał się wprawdzie w 2020 roku na ostatnim, jak na razie, albumie Terjego – „Conspiracy”. Czy mają one ze sobą cokolwiek wspólnego? Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. „Dawn” sprzed dwóch lat to niespełna trzyminutowa miniatura zagrana jedynie na klawiszach przez Stålego Storløkkena, podczas gdy noszący to samo miano utwór z „Unfinished Highballs” jest ponad dwunastominutowym popisem całego zespołu, na dodatek ze wsparciem big bandu. Aczkolwiek nie da się ukryć, że w większym niż dotychczas stopniu wykorzystane zostały w nim instrumenty klawiszowe. Może więc nowa wersja jest odpowiednio przyciętym i przearanżowanym fragmentem tej z połowy lat 70. XX wieku? Poza tym jednak wyróżnia ją kolejna bardzo rozbudowana solówka gitarowa Rypdala, podczas której w tle ponownie powoli rośnie potężna ściana zbudowana przez sekcję dętą. Przed szereg wychodzą one z kolei w mającym charakter ilustracyjny „Dine and Dance to the Music of the Waves”, którego podstawową cechą jest… powłóczystość dźwięków. Dzięki temu utwór ten wyrasta na najbardziej nastrojowy w całym zestawie.
Na koniec Rypdal wybrał dwie krótsze, bardziej skondensowane w przekazie kompozycje. „Talking Back” zaczyna się od energetycznego wstępu perkusyjnego Sveina Christiansena, któremu na fortepianie elektrycznym towarzyszy Brynjulf Blix. Przed upływem minuty jednak wybijają się potężnie brzmiące dęciaki, które wraz z organami podkręcają moc do granic wytrzymałości. Nic zatem dziwnego, że ten właśnie utwór okazuje się najbardziej freejazzowym – także za sprawą popisu saksofonisty – spośród całej siódemki. Nadzwyczaj urokliwym zwieńczeniem całości okazuje się natomiast nastrojowo-kontemplacyjny „Bright Lights – Big City”, znaczony jeszcze jedną (żal, że ostatnią), wspaniale ewoluującą solówką Terjego na gitarze. Przyznam, że nie znajduję żadnego logicznego wytłumaczenia na to, że materiał ten nie ujrzał światła dziennego jeszcze w latach 70. Podobno było to związane z tym, że po rozpadzie grupy, z którą nagrał „Odyssey”, Rypdal postanowił zacząć nowy rozdział w swojej karierze i tym samym to, co go poprzedzało, odkreślić grubą kreską.
koniec
21 maja 2022
Skład:
Terje Rypdal – gitara elektryczna, gitara akustyczna, syntezatory, saksofon sopranowy, muzyka, dyrygentura
Brynjulf Blix – syntezator, organy, fortepian elektryczny
Sveinung Hovensjø – gitara basowa
Svein Christiansen – perkusja

oraz
RADIOJAZZGRUPPEN:
Ulf Adåker – trąbka, skrzydłówka (solista)
Bertil Lövgren – trąbka, skrzydłówka
Americo Beliotto – trąbka, skrzydłówka (solista)
Håkan Nyquist – róg, trąbka
Ivar Olsen – róg
Claes Rosendahl – saksofon altowy, klarnet
Ulf Andersson – saksofon tenorowy, flet, flet altowy, flet piccolo (solista)
Lennart Åberg – saksofon sopranowy, flet (solista)
Erik Nilsson – klarnet basowy, flet
Sven Larson – puzon basowy, tuba
Torgny Nilson – puzon (solista)
Bengt Hallberg – czelesta, klawesyn, mellotron
Georg Riedel – kontrabas, dyrygentura
Stefan Brolund – kontrabas
Egil Johansen – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Nie przegap: Maj 2022
— Esensja

Z tego cyklu

Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński

Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński

Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński

Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński

Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński

Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński

Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński

Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński

Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński

W cieniu tragedii
— Sebastian Chosiński

Tegoż twórcy

Tu miejsce na labirynt…: W konspiracji z Terjem
— Sebastian Chosiński

Esensja słucha: Październik 2011
— Sebastian Chosiński, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Bartosz Makświej, Michał Perzyna

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.