Tu miejsce na labirynt…: Nasze dni są już policzone! [Anekdoten „Until All the Ghosts are Gone” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Osiem lat! Tyle kazali swoim fanom czekać na nowy album studyjny muzycy szwedzkiego Anekdoten. Ale wreszcie jest. Następca średnio udanego „A Time of Day” otrzymał tytuł „Until All the Ghosts are Gone” i okazał się… jednym z najlepszych wydawnictw w dyskografii Skandynawów. Jak widać, czasami warto zamilknąć na dłużej, aby później powstać i krzyknąć pełnym głosem.
Tu miejsce na labirynt…: Nasze dni są już policzone! [Anekdoten „Until All the Ghosts are Gone” - recenzja]Osiem lat! Tyle kazali swoim fanom czekać na nowy album studyjny muzycy szwedzkiego Anekdoten. Ale wreszcie jest. Następca średnio udanego „A Time of Day” otrzymał tytuł „Until All the Ghosts are Gone” i okazał się… jednym z najlepszych wydawnictw w dyskografii Skandynawów. Jak widać, czasami warto zamilknąć na dłużej, aby później powstać i krzyknąć pełnym głosem.
Anekdoten ‹Until All the Ghosts are Gone›Utwory | | CD1 | | 1) Shooting Star | 10:10 | 2) Get out Alive | 07:32 | 3) If It All Comes Down to You | 05:52 | 4) Writing on the Wall | 09:03 | 5) Until All the Ghosts are Gone | 05:07 | 6) Our Days are Numbered | 08:36 |
Nie ma co ukrywać, że wielu fanów pogrzebało ich już głęboko w ziemi, a na nich symbolicznym grobie posadziło kwiatki. Tymczasem przed paroma miesiącami progresywny światek obiegła zaskakująca wiadomość, że wcale nie umarli. Że wręcz przeciwnie – szykują nową płytę. Co zresztą okazało się prawdą. Najnowsze studyjne wydawnictwo Szwedów z Anekdoten – zatytułowane „Until All the Ghosts are Gone” – ujrzało światło dzienne 10 kwietnia nakładem należącej do grupy wytwórni Virta. Co ciekawe, stało się ćwierć wieku po tym, jak wokalista i gitarzysta Nicklas Barker (wtedy jeszcze noszący nazwisko Berg), basista Jan Erik Liljeström oraz perkusista Peter Nordins założyli pierwszy wspólny zespół. Nosił on nazwę King Edward i specjalizował się w graniu utworów z repertuaru King Crimson (zwłaszcza tych z pierwszej połowy lat 70. XX wieku). Rok później do tria dołączyła skrzypaczka (grająca także na instrumentach klawiszowych) Anna Sofi Dahlberg i wtedy też formacja postanowiła „pójść na swoje”, czyli zająć się tworzeniem własnych kompozycji. Aby odciąć się od przeszłości, postanowiono również zmienić szyld – na Anekdoten (mimo że muzyka nadal naznaczona była piętnem dokonań grupy Roberta Frippa). W latach 90. zespół wydał trzy studyjne krążki: świetnie przyjęty debiutancki „Vemod” (1993), potwierdzający pozycję Skandynawów na scenie progresywnej „Nucleus” (1995) oraz – stanowiący swoiste opus magnum – „From Within” (1999). W następnej dekadzie powstały dwie kolejne płyty – „Gravity” (2003) i „A Time of Day” (2007) – które w coraz większym stopniu kierowały się w stronę post-rocka i psychodelii. Niby nie zmieniło się wiele, ale muzyka Szwedów stała się trochę przyciężkawa i w większych dawkach zwyczajnie nużąca; brakowało jej przede wszystkim świeżości, więcej natomiast było kalkulowania. Nic więc dziwnego, że po 2007 roku aktywność Anekdoten osłabła (dwa lata później ukazał się jeszcze składankowy album „Chapters”), a część muzyków poszła własnymi drogami (mieli zresztą już w tym pewne doświadczenie, czego dowodzi znakomita płyta projektu Morte Macabre „ Symphonic Holocaust”, w której powstaniu brali udział Barker i Nordins). Dahlberg pojawiła się gościnnie na debiutanckiej produkcji postmetalowego A Swarm of the Sun – „Zenith” (2010), natomiast Barker zaangażował się na całego w swój nowy zespół – My Brother the Wind („Twilight In the Crystal Cabinet”, 2010; „ I Wash My Soul in the Stream of Infinity”, 2011; „ Once There Was a Time When Time and Space Were One”, 2014; „Live at Roadburn 2013”, 2014). Biorąc pod uwagę świetnie rozwijającą się karierę My Brother the Wind, nie dziwiło zepchnięcie Anekdoten przez Barkera na daleki plan. Na szczęście jednak o grupie, która kiedyś nagrała „Vemod” i „From Within” nie zapomnieli jej wielbiciele, wciąż wierzący w to, że przyjdzie jeszcze chwila, kiedy kwartet wejdzie ponownie do studia. I ten moment nadszedł. Poza Barkerem, Dahlberg, Liljeströmem i Nordinsem w nagraniu „Until All the Ghosts are Gone” wzięło udział jeszcze czterech muzyków: klawiszowiec Per Wiberg (którego można było usłyszeć przed ponad dwudziestu laty na debiucie Anekdoten, a który później udzielał się w Opeth i Spiritual Beggars), flecista Theo Travis (współpracujący z King Crimson, Robertem Frippem, The Tangent, Gongiem, Soft Machine Legacy i Stevenem Wilsonem), saksofonista Gustav Nygren (znany między innymi z indierockowego New Rose) oraz gitarzysta Marty Wilson-Piper (związany z takimi zespołami, jak The Church, All About Eve, Noctorum i The Saints). Grono było zatem zacne i w tym kontekście absolutnie nie powinien dziwić fakt, że materiał, który zarejestrowano, prezentuje tak wysoki poziom. Płyta, jak na współczesne standardy, nie jest długa, ale może to i lepiej – przynajmniej nie ma możliwości, aby w trakcie jej słuchania poczuć znużenie. Krążek otwiera dziesięciominutowa kompozycja „Shooting Star”, w której Anekdoten udowadniają, że nie zapomnieli, jak grać rocka progresywnego z metalowym zacięciem. Dlatego też motorycznej perkusji towarzyszy ostra gitara elektryczna; na drugim planie natomiast słyszalna jest postrockowa ściana dźwięku „budowana” przez skrzypce Dahlberg (co z miejsca przywodzi na myśl inspiracje Kanadyjczykami z Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra oraz Godspeed You! Black Emperor). Po mocnym otwarciu następuje jednak moment wyciszenia, kiedy śpiewowi Barkera towarzyszy delikatna barwa mellotronu. Zmienne nastroje towarzyszą zresztą temu utworowi do końca, wieńczy go zaś zapadająca w pamięć syntezatorowa solówka. W podobnym klimacie utrzymane jest także, przynajmniej w części pierwszej, „Get out Alive”, w którym psychodelia miesza się z post-rockiem. Z biegiem czasu jednak pojawia się coraz więcej elementów charakterystycznych dla rocka progresywnego, włącznie z powłóczystą, pełną rozmachu i melodii solówką gitary. Ostatnie minuty służą z kolei wyciszeniu emocji, czemu służy kołysząca do snu partia skrzypiec. Zakończenie „Get out Alive” idealnie też wprowadza w „If It All Comes Down to You”, którego akustyczny początek – gitara unplugged oraz flet Theo Travisa – stanowi świetną bazę do tworzenia odpowiedniego nastroju. A jest to możliwe przede wszystkim dzięki wykorzystaniu, imitujących brzmienie orkiestry, syntezatorów oraz kolejnych urokliwych solówek na klawiszach i gitarze. Swoje dorzuca też oczywiście Travis, przydając całej kompozycji niezwykłego ducha lat 70. ubiegłego wieku, a więc czasów, kiedy Karmazynowy Król zachwycał takimi utworami, jak „I Talk to the Wind”, „Islands” czy „Starless and Bible Black”. Nie mniej uroku ma w sobie „Writing on the Wall”, który otwiera progresywna część instrumentalna, przełamana po dwóch minutach stonowanym wokalem i akompaniującą Barkerowi gitarą akustyczną. Kto wie, czy nie jest to również najsmutniejszy i najbardziej niepokojący numer na płycie – w każdym razie takiej atmosfery przydają mu dźwięki klawiszy oraz rozbudowane solo gitarowe. Nie mniej nostalgiczny, ale za to na pewno utrzymany w jaśniejszej tonacji, jest za to utwór tytułowy. Ponownie przeważają w nim brzmienia akustyczne (vide flet, gitara), chociaż na zakończenie po raz kolejny słuchacze zostają uraczeni partią solową gitary elektrycznej. Po „Until All the Ghosts are Gone” następuje finał w postaci „Our Days are Numbered”. Jak należy rozumieć tytuł tego utworu? Jako zapowiedź kresu istnienia zespołu? A może – w znaczeniu czysto symbolicznym – jako swoiste memento mori, przypomnienie tego, że wszyscy kiedyś zejdziemy z tego świata? Obojętnie jednak, co mieli na myśli szwedzcy muzycy, trzeba im oddać, że postanowili zamknąć swoją najnowszą produkcję mocnym uderzeniem. I nie chodzi tu jedynie o kolejne nawiązania do progresywnego metalu, ale sam fakt, że mamy do czynienia z kompozycją przypominającą najlepsze płyty Anekdoten z lat 90. Zaskakiwać może natomiast wykorzystanie w niej saksofonu (kłania się Gustav Nygren), instrumentu, po który dotąd kwartet nie sięgał (chociaż od innych dęciaków nie stronił). Eksperyment okazuje się zresztą nadzwyczaj udany; Nygren najpierw bowiem wprowadza nastrój wyciszenia, by następnie z każdą sekundą podbijać temperaturę. W finale – mocnym, rockowym – stoi już w jednym rzędzie z gitarzystą i sekcją rytmiczną, dorzucając od siebie odpowiednią porcję energii. Powrót szwedzkiej formacji jest tym milszy dla każdego wielbiciela rocka progresywnego, że niespodziewany (ręka do góry, kto był pewien, że Barker, Dahlberg, Liljeström i Nordins jeszcze coś razem nagrają!). Ale sam fakt zmartwychwstania i tak nie miałby większego znaczenia, gdyby „Until All the Ghosts are Gone” okazał się wtopą. Tak – na szczęście – nie jest. Ufff! Skład: Nicklas Barker – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, mellotron, instrumenty klawiszowe Anna Sofi Dahlberg – skrzypce, mellotron, syntezatory, śpiew Jan Erik Liljeström – gitara basowa, śpiew Peter Nordins – perkusja, instrumenty perkusyjne gościnnie: Per Wiberg – instrumenty klawiszowe Theo Travis – flet Gustav Nygren – saksofon Marty Wilson-Piper – gitara elektryczna
|