Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Pixie Ninja
‹Colours Out of Space›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułColours Out of Space
Wykonawca / KompozytorPixie Ninja
Data wydania3 lipca 2020
Wydawca Apollon Records: PROG
NośnikCD
Czas trwania43:44
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Marius Leirånes, Jostein Haugen, Mattias Olsson, Fredrik Klingwall, Tiger Olsson, Åsa Carild, Tobias Ljungkvist, Hampus Nordgren Hemlin, Leo Svensson Sander, Fredrik Carlzon
Utwory
CD1
1) Colours Out of Space10:07
2) Leng Plateau09:47
3) Cosmik06:00
4) Hutchinson Cipher11:31
5) Strange Days06:19
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Kto ty jesteś? – Cthulhu mały!
[Pixie Ninja „Colours Out of Space” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Howard Phillips Lovecraft inspiruje nie tylko pisarzy, ale – jak się okazuje – również muzyków rockowych. Tym razem do natchnienia wywołanego opowiadaniami „samotnika z Providence” przyznają się członkowie norwesko-szwedzkiego zespołu Pixie Ninja, którzy swoje wrażenia po lekturze „Koloru z przestworzy” przekuli na progresywno-instrumentalny album „Colours Out of Space”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Kto ty jesteś? – Cthulhu mały!
[Pixie Ninja „Colours Out of Space” - recenzja]

Howard Phillips Lovecraft inspiruje nie tylko pisarzy, ale – jak się okazuje – również muzyków rockowych. Tym razem do natchnienia wywołanego opowiadaniami „samotnika z Providence” przyznają się członkowie norwesko-szwedzkiego zespołu Pixie Ninja, którzy swoje wrażenia po lekturze „Koloru z przestworzy” przekuli na progresywno-instrumentalny album „Colours Out of Space”.

Pixie Ninja
‹Colours Out of Space›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułColours Out of Space
Wykonawca / KompozytorPixie Ninja
Data wydania3 lipca 2020
Wydawca Apollon Records: PROG
NośnikCD
Czas trwania43:44
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Marius Leirånes, Jostein Haugen, Mattias Olsson, Fredrik Klingwall, Tiger Olsson, Åsa Carild, Tobias Ljungkvist, Hampus Nordgren Hemlin, Leo Svensson Sander, Fredrik Carlzon
Utwory
CD1
1) Colours Out of Space10:07
2) Leng Plateau09:47
3) Cosmik06:00
4) Hutchinson Cipher11:31
5) Strange Days06:19
Wyszukaj / Kup
A już wydawało się, że Pixie Ninja okażą się kolejną w progresywnym światku efemerydą. Do takiej refleksji skłaniało przedłużające się milczenie, jakie nastąpiło po wydaniu przed trzema laty albumu „Ultrasound”. Tymczasem w miniony piątek światło dzienne ujrzała druga płyta tej skandynawskiej formacji – podobnie jak poprzednia wydana przez norweską (rodem z Bergen) wytwórnię Apollon Records – zatytułowana „Colours Out of Space”. Można to przetłumaczyć jako „Kolory z przestworzy”, co jest oczywistym nawiązaniem do jednego z najsłynniejszych opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta, opublikowanego w 1927 roku i stanowiącego filar „mitologii Cthulhu”.
Przypomnę tylko, że założycielami Pixie Ninja są dwaj Norwegowie (pochodzący z Rognan na północy kraju) – grający na gitarach i syntezatorach Marius Leirånes i Jostein Haugen. Wcześniej udzielali się oni w alternatywnej formacji Rusty Crown („Tellus Inc.”, 2014), ale nie osiągnąwszy sukcesu, przebili jej trupa osikowym kołkiem i podjęli kolejną próbę – tym razem pod nowym szyldem i w nowej stylistyce. Choć całkiem możliwe, że na to ostatnie największy wpływ miał akurat zaproszony przez nich do współpracy szwedzki perkusista Mattias Olsson (patrz: Gösta Berlings Saga, Weserbergland, White Willow, Änglagǻrd, Necromonkey, Galasphere 347, Molesome czy Kaukasus).
Wydawało się, że po publikacji „Ultrasound” drogi Josteina i Mariusa oraz Mattiasa definitywnie rozejdą się (zwłaszcza gdy nie znalazł się on w koncertowym składzie Pixie Ninja), ale jednak – jak widać – Haugen i Leirånes nie wyobrażają sobie pracy w studiu bez niego. Na „Colours Out of Space” zespół oficjalnie rozrósł się do rozmiarów kwartetu; skład uzupełnił jeszcze grający na instrumentach klawiszowych Szwed Fredrik Klingwall (znany między innymi z Anima Morte i Loch Vostok). Nie zabrakło też jednak gości, w większości (albo i nawet w stu procentach) zaordynowanych przez Olssona. W każdym razie z wieloma z nich Mattias spotykał się w licznych współtworzonych przez siebie projektach.
Pracowano nad „Colours Out of Space” na raty: Leirånes i Haugen nagrywali swoje partie w studiu Nobø w Rognan, natomiast Olsson i Klingwall oraz goście – w należącym do Mattiasa Roth Händle Studios w Sollentuna pod Sztokholmem. A tych ostatnich było całkiem sporo. Jak chociażby odpowiadający za chórki Tiger Olsson (to córka perkusisty), Åsa Carild i Tobias Ljungkvist (dwoje ostatnich z grupy Akaba), organista i gitarzysta Hampus Nordgren Hemlin (Döskalle), kornecista Fredrik Carlzon oraz wiolonczelista Leo Svensson-Zander (Walrus, Fire! Orchestra). Można się zastanawiać, czy było to konieczne, skoro wielkie wrażenie robi już instrumentarium czwórki podstawowych muzyków. Ale Olsson prawdopodobnie nie byłby sobą, gdyby nie starał się dopiąć wszystkiego na ostatni guzik i na dodatek z typowym dla siebie rozmachem.
Na „Kolory z przestworzy” składa się pięć instrumentalnych kompozycji, w których absolutnie dominują syntezatory (grają na nich, w zależności od potrzeb, wszyscy muzycy podstawowego składu). A to przecież wcale nie pełen zestaw wykorzystanych keyboardów – do tego dochodzą jeszcze fortepiany (akustyczny i elektryczny) oraz organy. Pozostałe instrumenty, pomijając perkusję, pełnią rolę czysto służebną, często zresztą giną w natłoku dźwięków i trzeba mieć wyjątkowo zaprawione w bojach ucho, aby je wychwycić. Pojawiające się głosy ludzkie (wokalizy) też tak naprawdę traktowane są jak kolejny instrument – poddane obróbce elektronicznej, brzmią bardzo syntetycznie. Wszystko to sprawia wrażenie, jak byśmy mieli do czynienia z cudem odnalezionym nagraniem pochodzącym z drugiej połowy lat 70. ubiegłego wieku.
To oczywiście nie jest zarzut. Nie brakuje przecież dzisiaj doskonałych zespołów, które identyfikują się z tamtymi czasami do tego stopnia, że w stu procentach imitują styl i brzmienie sprzed – mniej więcej – półwiecza. W przypadku Pixie Ninja mamy jednak do czynienia z czym innym – krój materii jest (nieco) retro, ale sposób myślenia o muzyce czy kompozycji jak najbardziej współczesny. Na początek wydawnictwa muzycy wybrali utwór tytułowy, w którym majestatyczna forma (wiadomo, syntezatory, niekiedy także gitara!) wsparta jest eksperymentalnymi wstawkami ambientowo-industrialnymi rodem z XXI wieku. W drugim w kolejności „Leng Plateau” pojawiają się nawet fragmenty, które zahaczają o harsh-electro. O dziwo, wcale nie wywracają one do góry nogami nastroju, lecz całkiem zgrabnie wpisują się w – tym razem progmetalową – narrację. Nie zapominajmy bowiem ani przez moment, kto jest literackim „ojcem chrzestnym” tego dzieła.
W „CosmiK” – zgodnie z tytułem – króluje elektronika. „Kosmiczne” syntezatory są obecne i na pierwszym, i na drugim planie. Jedne urzekają melodyjnością, inne burzą spokój i wywołują strach. Całość brzmi zaś tak, jakby została wyjęta ze ścieżki dźwiękowej jakiegoś horroru science fiction (pokroju „Coś” Johna Carpentera). Dla odmiany w „Hutchinson Cipher” pojawiają się odniesienia do space-rocka, z jego inklinacjami hardrockowymi. Nieco więcej jest tu „żywych” instrumentów, chociaż najważniejszą rolę pełnią majestatyczne organy. Zamykająca płytę kompozycja „Strange Days” na tle poprzedników brzmi zaskakująco delikatnie; zapewne dlatego, że trop artystycznych eksploracji wskazuje tu pojawiający się we wstępie fortepian. Zastępujące go w dalszej części syntezatory i organy nabierają wprawdzie rozmachu, ale aż do wyciszonego finału nie zbaczają z wytyczonej ścieżki.
Myślę, że po wydaniu „Colours Out of Space” o przyszły los Pixie Ninja możemy być spokojni. Grupa okrzepła, zyskała fanów, wyrobiła sobie własny styl. Raczej, jeśli oczywiście nie wydarzy się coś nieprzewidzianego, nie zniknie w najbliższym czasie ze sceny. Choć, biorąc pod uwagę zaangażowanie Mattiasa Olssona w różnorakie projekty, powinniśmy przyzwyczaić się do myśli, że na kolejne albumy formacji przyjdzie nam czekać zawsze kilka lat.
koniec
7 lipca 2020
Skład:
Jostein Haugen – syntezatory, gitara elektryczna
Marius Leirånes – syntezatory, gitara basowa
Fredrik Klingwall – fortepian, fortepian elektryczny, organy Hammonda, syntezatory, mellotron
Mattias Olsson – perkusja, instrumenty perkusyjne, dzwonki, mellotron, mandocello, syntezatory, gitara elektryczna, chórki

gościnnie:
Tiger Olsson – chórki
Åsa Carild – chórki
Tobias Ljungkvist – chórki
Hampus Nordgren Hemlin – chórki, organy, gitara elektryczna
Leo Svensson Sander – wiolonczela
Fredrik Carlzon – róg

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.