Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Collage
‹Over and Out›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOver and Out
Wykonawca / KompozytorCollage
Data wydania2 grudnia 2022
Wydawca Mystic Production
NośnikCD
Czas trwania58:27
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Bartosz Kossowicz, Michał Kirmuć, Krzysztof Palczewski, Piotr Witkowski, Wojciech Szadkowski, Steve Rothery
Utwory
CD1
1) Over and Out21:51
2) What About the Pain [A Family Album]08:46
3) One Empty Hand05:17
4) A Moment of Feeling13:22
5) Man in the Middle09:10
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: W starym ciele nowy duch
[Collage „Over and Out” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Po dwudziestu sześciu latach oczekiwania – nie, to nie przejęzyczenie ani błąd w obliczeniach – wielbiciele rocka progresywnego (nie tylko ci pomiędzy Odrą a Bugiem) doczekali się wreszcie nowej studyjnej płyty zespołu Collage. Czas, jaki minął od wydania legendarnych już dzisiaj albumów „Moonshine” i „Safe”, sprawił, że apetyty słuchaczy urosły do monstrualnych rozmiarów. Czy „Over and Out” je zaspokoi? Spójrzcie na ocenę!

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: W starym ciele nowy duch
[Collage „Over and Out” - recenzja]

Po dwudziestu sześciu latach oczekiwania – nie, to nie przejęzyczenie ani błąd w obliczeniach – wielbiciele rocka progresywnego (nie tylko ci pomiędzy Odrą a Bugiem) doczekali się wreszcie nowej studyjnej płyty zespołu Collage. Czas, jaki minął od wydania legendarnych już dzisiaj albumów „Moonshine” i „Safe”, sprawił, że apetyty słuchaczy urosły do monstrualnych rozmiarów. Czy „Over and Out” je zaspokoi? Spójrzcie na ocenę!

Collage
‹Over and Out›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOver and Out
Wykonawca / KompozytorCollage
Data wydania2 grudnia 2022
Wydawca Mystic Production
NośnikCD
Czas trwania58:27
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Bartosz Kossowicz, Michał Kirmuć, Krzysztof Palczewski, Piotr Witkowski, Wojciech Szadkowski, Steve Rothery
Utwory
CD1
1) Over and Out21:51
2) What About the Pain [A Family Album]08:46
3) One Empty Hand05:17
4) A Moment of Feeling13:22
5) Man in the Middle09:10
Wyszukaj / Kup
Jest całkiem prawdopodobny fakt, że od czasów, kiedy na polskich scenach największe triumfy święcili Czerwono- i Niebiesko-Czarni, to właśnie zespół Collage jest tym, który może pochwalić się największą liczbą wokalistów (wprawdzie nie w tym samym czasie, lecz na przestrzeni kilku lat). Grupa, której początki sięgają 1984 roku, do teraz korzystała z usług – jeśli dobrze policzyłem – siedmiu śpiewaków: Jarosława Wajka (w latach 1984-1985 i krótko w 1992 roku), Jarosława Majki (1986), Tomasza Różyckiego (1987-1990), Zbigniewa Bieniaka (1990-1991), Roberta Amiriana (1992-2003), Karola Wróblewskiego (2013-2017) oraz – obecnie – Bartosza Kossowicza (od 2017 roku), który wcześniej dał się poznać jako wokalista Quidam. Niestety, częste zmiany personalne odbiły się na aktywności zespołu. Dość powiedzieć, że w ciągu niemal czterdziestu lat funkcjonowania (aż trudno w to uwierzyć, prawda?), grupa Collage wydała, wliczając w to najnowszy album, zaledwie cztery albumy z premierowym, oryginalnym materiałem; są to: „Baśnie” (1990), „Moonshine” (1994), „Safe” (1996) oraz – opublikowany po dwudziestu sześciu latach oczekiwania – „Over and Out” (2022).
Do tego należy dorzucić jeszcze wypełnioną coverami płytę „Nine Songs of John Lennon” (1993) i składankowe kasetowe „Zmiany” (1994), wydane również na kompakcie jako „Changes” (1995), oraz koncertowe DVD „Living in the Moonlight” (2004). To wciąż jednak mało. Mimo to od trzech dekad Collage cieszy się wielkim uznaniem wielbicieli rocka (neo)progresywnego nie tylko w Polsce, ale także w Europie Zachodniej i Japonii. Zawdzięcza to przede wszystkim dwóm ozdobionym na okładce reprodukcjami obrazów Zdzisława Beksińskiego anglojęzycznym (zaśpiewanym przez Roberta Amiriana) produkcjom: „Moonshine” oraz „Safe”. One wyniosły warszawską formację na szczyt i one też poniekąd sprawiły, że przez kolejne lata jej muzycy milczeli, poniekąd zapewne z obawy o to, czy kolejny materiał okaże się tak dobry, iż podtrzyma legendę. Po 1996 roku grupa w zasadzie popadła w stan hibernacji (choć okazjonalnie pojawiała się na koncertach), ale pamięć o niej trwała.
Przyczyniał się do tego nade wszystko lider Collage, perkusista Wojciech Szadkowski, który pozostał aktywnym muzykiem. Tworzył kolejne zespoły, wydawał z nimi płyty, ale żadnej z nowych grup bębniarza nie udało się chociażby zbliżyć się do popularności macierzystego zespołu. Najbliżej tego był Satellite (vide albumy: „A Street Between Sunrise and Sunset”, 2003; „Evening Games”, 2005; koncertowy „Evening Dreams”, 2005; „Into the Night”, 2007; „Nostalgia”, 2009); o pozostałych formacjach – takich jak Peter Pan („Days”, 2007), Strawberry Fields („Rivers Gone Dry”, 2009) czy Travellers („A Journey into the Sun Within”, 2011) – dzisiaj pamiętają już chyba tylko najwierniejsi fani Szadkowskiego. I to oni głównie oczekiwali nie następnych – mniej lub bardziej udanych – eksperymentów, lecz reaktywowania Collage. Takiego z przytupem. Które zakończyłoby się publikacją nowej płyty. Szansa na to pojawiła się, kiedy za mikrofonem stanął Karol Wróblewski, wcześniej śpiewający w zespołach Believe i Mr Gil, którym liderował, względnie wciąż lideruje Mirosław Gil, były gitarzysta solowy Collage.
Ostatecznie nic jednak z tego nie wyszło. Po czteroletniej współpracy z Karolem Wróblewskim nie pozostało żadne wydawnictwo. Kolejną nadzieją Collage okazał się więc Bartosz Kossowicz, który dołączył do grupy w 2017 roku, czyli w momencie kiedy nadzieje na dalsze funkcjonowanie Quidam legły w gruzach (z uwagi na zaangażowanie gitarzysty Macieja Mellera w działalność Lunatic Soul, a następnie, po śmierci Piotra Grudzińskiego, także dołączenie do składu Riverside). Po dojściu Kossowicza do Collage co jakiś czas dochodziły informacje, że muzycy – czyli, oprócz Bartosza i Wojciecha, gitarzysta Michał Kirmuć (wcześniej między innymi Talath Dirner, Red Box), klawiszowiec Krzysztof Palczewski oraz basista Piotr Witkowski (obaj współpracujący z Szadkowskim również w innych jego projektach) – pracują nad zupełnie nowym materiałem. Przyznam, że znając wcześniejsze perypetie grupy, podchodziłem do tych wieści sceptycznie. Ba! kiedy mniej więcej rok temu na Facebooku Kossowicz zadał pytanie, jaki tytuł powinien mieć przygotowywany nowy krążek warszawskiej formacji, odpowiedziałem nieco złośliwie: „Zebra”. Bo pojawia się i znika. Jest o nim mowa – że już, że za chwilę – a potem mijają miesiące… i nic.
Dziś przychodzi ten moment, kiedy powinienem wszystkie swoje ironiczne uwagi na ten temat „odszczekać”. Nie tylko dlatego, że wreszcie 2 grudnia ubiegłego roku płyta ujrzała światło dzienne (nakładem Mystic Productions), ale że jest to dzieło WYBITNE! W niczym nie ustępujące ani „Moonshine”, ani „Safe”. Przeciwnie, w niektórych momentach wybijające się nawet ponad tamte wydawnictwa. Niemożliwe? Cóż, po kilku pierwszych odsłuchach sam starałem się tonować swoje wrażenia, szukać dziury w całym, „rozglądać” się za słabszymi momentami (owszem, znalazłem taki i jeszcze o nim wspomnę), ale finalnie – musiałem się poddać. Obcując z „Over and Out” od miesiąca, nie mogę na temat nowego krążka Collage napisać ani jednego (no prawie!) złego słowa. Owszem, z jednej strony to wciąż jest ta sama grupa, co w latach 90. ubiegłego wieku (wystarczy kilka pierwszych taktów każdej z kompozycji i ucho wytrawnego fana od razu rozpozna kompozytorski sznyt Szadkowskiego), ale z drugiej – obecność nowych twarzy w zespole, czyli Kossowicza i Kirmucia (od 2015 roku), sprawiła, że w zmartwychwstałe ciało wstąpił nowy duch.
To zapewne nie jest przypadek, że pierwszymi i ostatnimi dźwiękami, jakie rozlegają się na „Over and Out” jest „pikanie” kardiomonitora, czyli urządzenia, które służy między innymi do nadzoru i diagnostyki pracy serca. Różnica jest tylko taka, że na otwarcie tytułowej suity z czasem „pikanie” zamienia się w dźwięk ciągły, oznaczający zatrzymanie pracy serca, natomiast na zakończenie „Man in the Middle” wszystko dzieje się tak, jak powinno. Zabieg zakończył się sukcesem – pacjent przeżył! I, mam nadzieję, będzie żył długo i uraduje nas jeszcze wieloma wartościowymi płytami. A przynajmniej nie gorszymi od „Over and Out”, która – jak już wiemy – zalicza się do najlepszych. Ok, czas udowodnić te wszystkie „ochy” i „achy”. Wojciech Szadkowski na otwarcie płyty wybrał kompozycję z najwyższej półki. Po jej wysłuchaniu zauroczony słuchacz nie będzie miał już wyboru – musi pozostać z Collage do samego końca, a więc przez kolejnych niemal czterdzieści minut. To rozpoczynające album opus magnum (wiem, wiem, że w teorii stwierdzenie to stoi ze sobą w sprzeczności, lecz nie mam zamiaru tym się szczególnie przejmować) to sześcioczęściowa suita tytułowa. Prawie dwadzieścia dwie minuty rocka (neo)progresywnego na najwyższym, światowym poziomie.
Suita „Over and Out” to typowy Collage. W najlepszym znaczeniu tego słowa. Wielowątkowy utwór zachwyca zmiana nastroju i progresywnym rozmachem, ale również rockową mocą. W czym wielką zasługę ma nie tylko Michał Kirmuć, lecz także „krzeszący” ze swych syntezatorów prawdziwy ogień Krzysztof Palczewski. To zresztą muzycy, którzy, co zresztą zrozumiałe, najczęściej ozdabiają zawarte na płycie kompozycje swoimi solówkami bądź duetami. Każda z części suity niesie ze sobą coś nowego: pełne energii „Here We Are” przeradza się w oparte głównie na brzmieniach klawiszy „This Lonely Place”, po czym przechodzi w bardziej stonowany i melodyjny „Moon is the Mirror of the Sun”. Z kolei w „Somewhere Under the Rainbow” zespół nawiązuje do swoich „przebojowych” początków (vide wciąż chętnie słuchane na koncertach „Baśnie”, „Ja i ty”, „Kołysanka”), w „Dreamers” wycisza emocje (melodeklamacja Kossowicza na tle dźwięków fortepianu), natomiast w końcowym „Can You See the Light?” powraca do powłóczystych progresywnych brzmień, łącząc w sobie zarazem moc i piękno.
Drugi w kolejności „What About the Pain (A Family Album)” prezentuje nieco odmienne oblicze Collage. Raz, że Kirmuć sięga tu również po gitarę akustyczną; dwa, że Kossowicza wspomaga wokalnie… chórek dziecięcy (choć może trafniej byłoby stwierdzić, że dziecięco-młodzieżowy), udanie kontrastujący z mocnym wokalem Bartosza. Tło wypełniają głównie syntezatory, które z czasem wchodzą w – nomen omen – elektryzującą interakcję z gitarą elektryczną, co z kolei doprowadza do finałowej solówki Kirmucia. Dzieje się tu naprawdę sporo. Ktokolwiek zaś wpadł na pomysł wykorzystania chórku, należą mu się za to wielkie brawa. „One Empty Hand” to nie tylko najkrótszy, ale także najsubtelniejszy, biorąc pod uwagę fortepianową introdukcję, fragment płyty. Z czasem zespół nabiera mocy, w czym niemała zasługa mocno pracującej sekcji rytmicznej, budującej potężny fundament pod kolejne popisy gitarowe i syntezatorowe. Nie będę ukrywał, że niesamowitą pracę wykonuje nie tylko w tym numerze, ale na całej płycie Michał Kirmuć, który tym samym – świadomie czy nie, to już mniej istotne – zgłasza akces do najlepszych polskich gitarzystów rockowych ostatnich lat.
Obiecałem wcześniej, że przyjdzie taki moment, kiedy trochę – z naciskiem na „trochę” – ponarzekam. Zrobię to właśnie przy okazji „A Moment of Feeling”. Ten trwający ponad trzynaście minut utwór sprawia bowiem wrażenie najmniej jednorodnego ze wszystkich pięciu. Z jednej strony jest zbyt krótki, aby uznać go za suitę, z drugiej – zbyt wiele poruszono w nim różnych wątków, którym nie jest dane wybrzmieć. Co kilkadziesiąt sekund, względnie co kilka minut pojawia się więc nowe otwarcie, które niekoniecznie jest naturalnym rozwinięciem poprzedniej części. Powstaje zatem wrażenie pewnego chaosu, muzycznego patchworku skrojonego z różnych muzycznych i gatunkowych „szmatek”. Całkiem możliwe, że jest to skutkiem tego, iż utwór ten jest wspólną kompozycją wszystkich czterech instrumentalistów. A skoro każdy ciągnął w swoją stronę, to i taki powstał efekt. Może gdyby przyciąć go o kilka minut, zyskałby na tym? Jak „What About the Pain (A Family Album)”, który też jest przecież dziełem zbiorowym.
Na zwieńczenie swojego najnowszego wydawnictwa zespół wybrał dziewięciominutowy „Man in the Middle” – kawałek, który najprawdopodobniej na długo zagości w sercach wielbicieli Collage z powodu gościnnego udziału w jego nagraniu gitarzysty Steve’a Rothery’ego (patrz: Marillion, The Wishing Tree, The Steve Rothery Band). Rozbudowana solówka Brytyjczyka to clou tego numeru, który, biorąc pod uwagę jego konstrukcję, będzie idealnie nadawał się albo na utwór zamykający podstawową część koncertów, albo będący ostatnim bisem. Właśnie z uwagi na gitarowe solo z gatunku tych, które niesie ze sobą olbrzymie możliwości improwizatorskie. Na płycie trwa ono bodajże ponad pięć minut, w czasie występów na żywo może trwać nawet piętnaście i pewnie nikt nie będzie z tego powodu niezadowolony. Czy przedstawiłem wystarczająco dużo dowodów na wielkość „Over and Out”? Wierzę, że tak. A skoro… to pozostał mi do spełnienia jeszcze jeden obowiązek, który odwlekałem do samego końca. Muszę odszczekać. Zatem: hau, hau, hau! Chapeau bas, panowie!
koniec
3 stycznia 2023
Skład:
Bartosz Kossowicz – śpiew
Michał Kirmuć – gitara elektryczna, gitara akustyczna, syntezator gitarowy
Krzysztof Palczewski – instrumenty klawiszowe
Piotr Witkowski – gitara basowa
Wojciech Szadkowski – perkusja, muzyka, teksty

gościnnie:
chór dziecięcy (2)
Steve Rothery – gitara elektryczna (5)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mityczna rzeka w jaskini lwa
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Po trzech latach oczekiwania wreszcie zostały spełnione marzenia wielbicieli norweskiego tria Elephant9. Nakładem Rune Grammofon ukazała się dziesiąta, wliczając w to także albumy koncertowe, płyta formacji prowadzonej przez klawiszowca Stålego Storløkkena – „Mythical River”. Dla fanów skandynawskiego jazz-rocka to pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z zespołem – szansa na nowy związek, którego nie da się zerwać.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.