Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Esensja na wakacje: Wakacje z duchami

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2
Jezioro Łekneńskie, w tle kościół<br/>Fot. www.srodawlkp.org
Jezioro Łekneńskie, w tle kościół
Fot. www.srodawlkp.org
Nie wszystkim zapewne chłopom układ taki się podobał. Nie dość, że nie mogli oni już bez pozwolenia polować, to na dodatek także urządzać połowów ryb w okolicznych – należących do klasztoru – jeziorach. Jeśli ktokolwiek został na tym procederze przyłapany, traktowany był jak zwykły złodziej; a że klątwę mógł nań rzucić sam opat, ryzyko było bardzo duże. Chłopi jednak – czy to tylko z biedy, czy też dlatego, że ryby po prostu bardzo im smakowały – łamali niekiedy zakonne zakazy. Legenda głosi, że pewnego dnia kulawy brat Izydor przyłapał na łowieniu bez pozwolenia chłopa imieniem Jaksa, który na dodatek w niecny ów występek wplątał swego syna Spicygniewa. Obu złodziei sumienny braciszek doprowadził przed surowe oblicze opata Hugona. Opat zrugał Jaksę, a gdy ten podniósł nań głos, wypominając niegodziwości czynione przez zakonników, skazał go na noc w ciemnicy, by następnego dnia jeszcze dodatkowo publicznie wychłostać.
Nauczka była sroga, ale skuteczna. Wystraszeni mieszkańcy Łekna od tej pory nie przejawiali już większej ochoty łaszenia się na dobra zakonne, a i podatki – podymne, jak i dziesięcinę – oddawali zawsze w terminie i w przewidzianej prawem wielkości (czy też ilości). Jedyną osobą w całym Łeknie, która tego nie uczyniła, była wdowa Weronika, mieszkająca – wraz z dwiema dorosłymi córkami – w domu położonym nad samym brzegiem jeziora. Powiadano, że tam właśnie zakonnicy urządzili sobie dom schadzek; darów zaś od samotnych kobiet nie żądali, odwdzięczając się im tym samym za świadczone „usługi”. Nie w smak to było innym, więc pewnej nocy „nieznani sprawcy” zepsuli most i podłożyli ogień pod klasztor. Zaalarmowani zakonnicy w pośpiechu opuszczali dom Weroniki i… topili się w jeziorze. Ocalał jedynie brat Izydor, który – kulejąc – pozostał na końcu niechlubnego pochodu. On to później przekląć miał Łekno aż na dziesięć pokoleń. Ile w tym prawdy? Pewne jest jedno: w posępne noce po dziś dzień usłyszeć można dobiegające z dna jeziora jęki pokutujących zakonników.
5. Danabór – pałucki Janosik
O zbóju Danaborze nie donoszą żadne dostępne źródła historyczne. A jednak w świadomości mieszkańców Danaborza – i nieodległego Grylewa – postać ta istnieje po dziś dzień i istnieć pewnie będzie jeszcze przez stulecia. Dane historyczne na temat osady i kościoła są bardzo skąpe. Pierwsze informacje o nich pochodzą z 1520 roku. Zapisano je w „Liber Beneficiorum Archidiecezji Gnieźnieńskiej” kanclerza Jana Łaskiego. Według zawartego tam opisu, kościół (kaplica) został ufundowany w 1444 roku przez arcybiskupa gnieźnieńskiego, Wincentego Kota z Dębna, na prośbę ówczesnego dziedzica Łekna, Trojana. Mówi się tam też o tym, że Trojan zalecił również wzniesienie hospicjum (a wraz z nim także szpitala i przytułku dla biednych i chorych). Pewne jednak jest, że w 1520 roku szpital taki jeszcze nie istniał; wzniesiono go dopiero w późniejszym czasie. Na utrzymanie kościoła i przyszłego hospicjum zarządzający nim duchowny otrzymał ziemię z ogrodem koło kościoła, włókę ziemi „między polami mieszczan łekneńskich”, przywilej łowienia ryb w jeziorze i stawie przed miastem (prawdopodobnie w Jeziorze Łekneńskim) oraz dziesięciny pieniężne ze wsi „Zathkowo” w ziemi nakielskiej. Mieszkańcy tej wsi płacili na rzecz kościoła Świętego Krzyża po sześć groszy z każdej włóki. Kolejne informacje na ten temat pochodzą dopiero z początku XVII wieku, a pozostawili je wizytujący kościół duchowni dekanatu wągrowieckiego. Po latach „tłustych” nastały jednak „chude”. Jak wynika z dokumentów pochodzących z początku XIX wieku, dewastacja kościoła posunęła się do tego stopnia, że w 1828 roku postanowiono go rozebrać, a pochodzące z niego deski sprzedano folwarkowi w Micharzewie.
Grodzisko wczesnośredniowieczne w Danaborzu<br/>Fot. www.muzarp.poznan.pl
Grodzisko wczesnośredniowieczne w Danaborzu
Fot. www.muzarp.poznan.pl
Kiedy na horyzoncie dziejów pojawił się zbój Danabór, który, podobnie jak równie legendarny Janosik, miał okradać bogaczy z bydła, po czym rozdawał je najbiedniejszym mieszkańcom w całej okolicy – dokładnie nie wiadomo. Wiadomo natomiast na pewno, że takie praktyki mogły podobać się tylko biednym chłopom, którzy jednak niewiele mieli w dawnych czasach do powiedzenia. Bogacze postanowili zatem ukrócić poczynania Danabora i – odkrywszy jego kryjówkę w ruinach kościoła (zamku) – urządzili nań polowanie. Zbójnik zginął męczeńską śmiercią, a wieś na jego cześć nazwano Danaborzem. Kościół, owszem, odbudowano, ale po drugiej stronie jeziora – w Grylewie. Choć i to wcale nie jest takie pewne. Legenda głosi bowiem, że kościół grylewski jest tą samą świątynią, która wcześniej stała w Danaborzu, tyle że został przeniesiony do sąsiedniej wsi na skrzydłach przez aniołów.
6. Sierpień to w Niemczynie miesiąc cudów
Wiele pałuckich legend związanych jest z religią. Nie bez powodu, wszak to w kościołach i pod przydrożnymi krzyżami działo się zazwyczaj najwięcej cudów – tak przynajmniej zapewniali ich świadkowie. Nie inaczej było w Niemczynie, gdzie „sprawcą” niezwykłego wydarzenia okazał się… obraz świętej rodzicielki. Legenda głosi, że 15 sierpnia 1777 roku (warto zwrócić uwagę na datę owego wydarzenia: 15 sierpnia to zwyczajowe święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, trzy siódemki w roku w numerologii świadczą zaś o wyjątkowym szczęściu) obraz Matki Boskiej Częstochowskiej uroczyście przewożono z klasztoru cysterskiego – którego notabene już być tam dawno nie powinno – do niedaleko położonego Kozielska. Umieszczono go na wozie zaprzęgniętym w woły. Obraz jednakże, choć zapewne mieszkańcy Kozielska wyczekiwali go z utęsknieniem, na miejsce nie dotarł; woły zatrzymały się bowiem na dobre w Niemczynie i kroku dalej zrobić nie chciały. Okoliczni chłopi uznali to za cud, w czym utwierdził ich również przeor łekneńskiego klasztoru. W każdym razie – ku wielkiemu zadowoleniu miejscowych – zdecydował o tym, by obraz zawiesić na rosnącej w pobliżu gruszy.
Wkrótce w miejscu tym stanął okazały drewniany kościół, wzniesiony za pieniądze czterech dziedziczek z okolicznych wsi. Każda była równie ważna i bogata, więc architekt zadbał o to, aby każda miała swój prywatny ołtarz; w piątym ołtarzu umieszczono z kolei rzecz najważniejszą, czyli wspomniany już obraz Matki Boskiej. Kościół piękniał z roku na rok, czym cieszył oczy polskich gospodarzy; denerwował za to niemiłosiernie coraz większe grono osadników niemieckich, sprowadzanych do Wielkopolski w ramach polityki Kulturkampfu. Gdy więc pewnej sierpniowej nocy 1888 roku kościół stanął w płomieniach, Polacy o czyn ten posądzili ludność niemiecką. Ze świątyni pozostały tylko zgliszcza; ocalał jedynie cudowny obraz. Świadkowie po latach jeszcze wspominali, jak to przed wieczorem obraz, bez niczyjej pomocy, uniósł się w powietrze na wysokość kilku metrów i wyleciał z kościoła, by, po minięciu całej wsi, zniknąć w chmurach. Co więc ocalało w zgliszczach kościoła?
Sanktuarium Maryjne w Niemczynie z XVI w.<br/>Fot. www.wagrowiec.pl
Sanktuarium Maryjne w Niemczynie z XVI w.
Fot. www.wagrowiec.pl
Mieszkańcy Niemczyna nie odbudowali świątyni. Proboszcz z Kozielska doszedł bowiem do wniosku, że dla tak małej liczby katolików nie ma sensu rzucać się na tak poważną inwestycję. Jednocześnie postanowił przygarnąć osierocony obraz i nakazał chłopom przewiezienie go do swojej parafii. Mieszkańcy wsi utworzyli kondukt żałobny i ruszyli w ślad za wozem niejakiego Andrzeja Bartkowiaka, który podjął się spełnienia tej niemiłej wszystkim posługi. Gdy tylko jednak dotarł do skraju wsi, drogę zastąpił mu anioł. Uznano to oczywiście za kolejny cud, dochodząc do wniosku, że Matka Boska wcale nie chce poddać się woli kozielskiego proboszcza i pragnie pozostać w Niemczynie. Zwabiony wieściami o cudzie, pojawił się we wsi nawet właściciel majątku w Kopaninie, który – skruszony – przyznał się, że w rzeczywistości jest Żydem, a majątek ów wygrał, zapewne niezbyt legalnie, w karty. W ramach pokuty zobowiązał się przekazać mieszkańcom Niemczyna cegłę pod budowę nowego kościoła. Świątynię tę poświęconą w roku 1897 w – to już nikogo dziwić w tej historii nie powinno – sierpniu.
7. Pies Baskerville’ów w Skokach
Choć najsłynniejszy czarny psi charakter żył w odległej od powiatu wągrowieckiego Anglii, a stworzyła go bogata wyobraźnia sir Arthura Conan-Doyle’a, także Pałuki mogą poszczycić się psim duchem, w niczym nie ustępującym zakale słynnego rodu Baskerville’ów. Kto wie, może to wcale nie legenda, chociaż za takową od wielu lat jest uważana. W każdym razie pewne jest jedno: w Skokach, nieopodal starego kościoła, znajdował się niegdyś drewniany most łączący dwa brzegi rzeki Wełny. Miejscowi powiadali – z nieodłącznym drżeniem w głosie – jakoby codziennie o północy złym ludziom pokazywał się na tym moście wielki czarny pies. O dziwo jednak, bestia krzywdy fizycznej nikomu nie czyniła. Wręcz przeciwnie: samym swym pojawieniem się tak oddziaływała na delikwentów, że ci od razu stawali się nader grzecznymi.
Z legendą o czarnym psie wiąże się pewna historia, która zresztą wydarzyć by się mogła nie tylko w Skokach, ale pod każdą szerokością i długością geograficzną. Otóż w grodzie nad Wełną żyła swego czasu samotna matka z synem. Syn sprawiał biednej kobiecie niemało problemów, albowiem jedyne, co miał w głowie, to… wino, kobiety i śpiew. Cały niemal czas spędzał w gospodzie, za nic mając matczyny ból i łzy. Matka – kobieta cicha i nikomu nie wadząca – jednego dnia jednak nie wytrzymała i przeklęła wyrodka następującymi słowy: „Ażeby cię coś też kiedyś wystraszyło, żebyś stał się znowu porządnym człowiekiem!” Chłopak, jak należało się spodziewać, zbył matkę litościwym uśmieszkiem i pomaszerował, jak co dzień, do karczmy. Gdy jednak w nocy (mocno wstawiony) wracał do domu, oczom jego ukazał się wielki czarny pies. Stał na drodze i nijak nie było można go ominąć.
Ileż strachu najadł się tej nocy młodzian! I jak to często bywa, prosił o pomoc wszystkich świętych i wznosił modły, a kiedy pies nie odstępował, w chwili słabości obiecał sobie w duchu poprawę. Pies tymczasem tylko na to czekał. W tym samym bowiem momencie zszedł z drogi, przepuszczając chłopaka dalej. Nie zniknął jednak, lecz – jak wierny towarzysz (a może wyrzut sumienia?) – odprowadził młodzieńca aż do domu. Gdy ten zapukał we wrota, zerwał się nagle silny wiatr, wyrywając okiennice i drzwi z zawiasów. Czy było to ostatnie ostrzeżenie? W każdym razie od tej pory syn więcej kłopotów matce już nie przysparzał.
koniec
« 1 2
28 lipca 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.