Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Great Scott!

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Człowiek w ogniu (2004)
Historia zemsty i odzyskiwania dawno utraconej godności. Było? Było, ale rzadko kiedy z takim ładunkiem emocjonalnym, takim realizmem i chyba jeszcze nigdy w tak mistrzowskiej formie (Scott eksperymentował z nią po raz pierwszy w krótkometrażówce „Beat the Devil” z produkowanego przez BMW cyklu „Hire” z Clivem Owenem – warto zobaczyć). Do tego aktorscy geniusze trzech pokoleń: na pierwszym planie Denzel Washington i Dakota Fanning (ależ między tym dwojgiem iskrzy!), na drugim Christopher Walken (w rzadkiej dla siebie roli pozytywnej). Prawdziwy majstersztyk kina sensacyjnego.
Piotr Dobry
Domino (2005)
Wyobraźcie sobie, że nadpobudliwe ruchowo dziecko dorywa się do blendera, wrzuca do niego kilogram różnokolorowych cekinów, garść tiktaków, dwie żaby oraz zwój podpalonych kapiszonów, po czym podłącza ustrojstwo do prądu. To, co zaczyna w środku wirować, przypomina właśnie „Domino”. Ten film to taki kolorowy kipisz, melanż na granicy oczopląsu, rodzaj aktorskiego komiksu przeznaczonego dla pokolenia wychowanego na MTV, nawykłego do chłonięcia poszatkowanego, skaczącego obrazu muzycznych klipów. W tym filmie nic nie stoi w miejscu. Montażysta, który najwyraźniej zerwał się ze smyczy Scottowi, rzucił się z pasją do cięcia i przemontowywania obrazu tak, by nie zostało bodaj jedno nieprzerwane ujęcie trwające dłużej niż sekundę. W efekcie sceny przesłuchania zasypywane są utopionymi w sepiowej żółci obrazami retrospekcyjnymi, które w konwulsyjnych podrygach są spychane z ekranu sinozielonymi sekwencjami różnych akcji przeprowadzanych przez bohaterkę, sławną najemniczkę, Domino Harvey, po których to sekwencjach znowu wskakuje żółć retrospekcji i rollercoaster wspomnień. Do tego dochodzą skoki obrazu, zwolnione bądź przyspieszone ujęcia, a swoje trzy grosze dorzuca kamerzysta, machając obiektywem z prawa na lewo, z góry na dół i bawiąc się ogniskową obrazu. A przecież jeszcze są rozliczne, podawane pisemnie informacje, wyskakujące w najdziwniejszych momentach i znikające w takim pośpiechu, że wystarczy na pół sekundy odwrócić wzrok, i już kawałek fabuły ucieka, i już można się pogubić. A mimo to, jak się już wsiąknie w fabułę, trudno oderwać wzrok od obrazu. Ten film ma jakąś hipnotyczną moc. Jego rozedrgana forma, poniekąd stanowiąca surogat wartkiej akcji, potrafi w magiczny sposób przykuć do ekranu, wcisnąć w fotel, zachwycić niesamowitymi zdjęciami i ułożoną z malutkich klocuszków, drobiazgowo przemyślaną fabułą. Przekonać, że obcujemy oto z dziełem wysokiej klasy. Szkoda tylko, że dzieło to w istocie rzeczy jest po prostu szurniętym eksperymentem, który wymknął się spod kontroli i zgubił gdzieś po drodze myśl przewodnią. Bo ani to solidna biografia, ani dynamiczny film akcji, ani przejmujący dramat. Szczególnie że Keira Knightley niespecjalnie sobie radzi jako twarda baba pełna seksu.
Jarosław Loretz
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Deja Vu (2006)
Każdego miłośnika fantastyki „Deja Vu” powinno przyprawić o ból zębów, tymczasem jednak trudno było mi powiedzieć, że żałowałem seansu. Bo film Scotta po prostu „fajnie się oglądało”. Właściwie dlaczego? Przede wszystkim ze względu na Denzela Washingtona, który jest dość rzadkim typem świetnego aktora, sprawiającym przy tym wciąż wrażenie niezwykle sympatycznego gościa. Po prostu trudno go nie lubić – nawet gdy ma tak prostą, schematyczną rolę jak w „Deja Vu”, jego przemiana z cynicznego, zdystansowanego agenta w człowieka zaangażowanego i zdeterminowanego wygląda jak najbardziej wiarygodnie. Po drugie – bo Tony Scott znów okazał się być rzemieślnikiem pierwszej klasy. Początkowa sekwencja eksplozji na promie, w miejskim porcie, w słoneczny dzień, po prostu wciskała w kinowy fotel, film potem przez prawie dwie godziny nie zwalnia tempa ani na chwilę Cóż, dzięki temu nie mamy czasu zastanawiać się nad logiką. Szacunek budzi oryginalny pomysł samochodowego pościgu „w dwóch czasach”: bohater jadący samochodem jednym okiem śledzi sytuację sprzed czterech dni i ściganego terrorystę, a drugim – obecny ruch na szosie. Nie ma też problemu z emocjonalnym zaangażowaniem się w historię – być może zdjęcia dzieci na promie to chwyt banalny, ale niezwykle skuteczny. Choć przyznać jednak trzeba, że po „Spy game” i „Człowieku w ogniu” „Deja vu” dla Tony’ego Scotta to był jednak pewien krok wstecz.
Konrad Wągrowski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Metro strachu (2009)
Tym razem niewypał. Film zupełnie bez jaj i bez pazura, niebezpiecznie przypominający pozostałe kaszanki (np: „Kod dostępu”), w których Travolta próbował być zły, zepsuty i twardzielski – tak fabułą jak i kiepską grą aktorską, tutaj jeszcze podkreślaną przez idiotyczną, „bandziorską” charakteryzację. Zupełnie nie wygrano napięcia i dylematów związanych z tym, że protagonista, zwykły, szary człowieczek (dobry na tle Travolty Washington) też ma grzeszki na sumieniu. Napięcia zresztą nie ma też w samym porwanym wagonie – niby kogoś zabijają, niby pędzi ten wagon na złamanie karku, ale widza niewiele to obchodzi. Może dlatego, że ten rozpędzony wagon zostaje uratowany ot tak sobie, nie wiedzieć czemu? Równie bezpłciowa i zupełnie niesatysfakcjonująca, rozegrana na zasadzie deus ex machina, jest scena finałowa. Dobry jest tu tylko pomysł na całą intrygę bandziora – z gruntu współczesny, opierający się na popularnych ostatnio machlojkach finansowych, a co ważniejsze realny i niegłupi. Ale to było za mało na choćby przyzwoity thriller.
Jakub Gałka
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Niepowstrzymany (2010)
Nie było w ostatnim filmie Tony′ego Scotta wielkich fajerwerków. Wielka w tym chyba odwaga scenarzysty, który oparł się wszelkim współczesnym pokusom, by na pokład pociągu („dla podkręcenia napięcia”) wpuścić grupę terrorystów, a w jednym z wagonów ukryć co najmniej bombę atomową. Nie, tym razem mieliśmy w miarę zwykły pociąg, zawierający co prawda łatwopalne chemikalia (realne zagrożenie musi być), ale uciekający nie na skutek wielkiego spisku, ale niedbalstwa i głupoty. I ten pociąg trzeba było zatrzymać, którego to zadania podjął się niezawodny (i jak zwykle bardzo charyzmatyczny, nawet w roli kolejowego maszynisty z 28-letnim stażem) Denzel Washington, któremu towarzyszył nieco stłamszony, choć nadal sympatyczny Chris Pine. I choć od początku wiedzieliśmy, jak to się skończy, reżyserska precyzja Scotta i ciekawe przeplatanie kina akcji z quasi-dokumentalną relacją telewizyjną doskonale trzymała w napięciu do samego końca. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Ostatni film Tony′ego Scotta konfrontuje odważny, kreatywny i budzący sympatię ciężko pracujący lud Ameryki z biznesmenami, którzy podczas golfa podejmują błędne decyzje. Taki znak naszych czasów, szkoda, że nie dowiedzieliśmy się, czy mający na dłużej zagościć w twórczości Scotta. Filmem o uciekającym pociągu zamknął swą reżyserską drogę.
Konrad Wągrowski
koniec
« 1 2 3
12 września 2012

Komentarze

12 IX 2012   11:48:04

Szkoda. Dla mnie największa strata kina w tym roku. Kręcił mało i nierówno ale zawsze czekałem z nadzieją że będzie kolejny "ostatni skaut". A "Niepowstrzymany" był zaskakująco dobrym finałem kariery.

12 IX 2012   14:18:04

Jedna drobna uwaga. Wesley Snipes w "Strefie zrzutu" był pozytywnym, a nie czarnym charakterem.

12 IX 2012   14:41:47

Podobnie w "Pasażer 57" - był agentem ochrony, próbującym powstrzymać psychopatę przejmującego samolot.

12 IX 2012   15:31:23

"Prawdziwy romans" pierwszy raz widziałem w "złotych czasach" VHS - wersja co prawda "nieco" odbiegała jakością od jakiegokolwiek standardu (z racji którejś tam z kolei kopii) ale wrażenie jakie wywarł na mnie ten film było ogromne. W dodatku, jako że wersja była tłumaczona amatorsko nikt się nie oglądał na to, co wypada a co nie wypada przetłumaczyć więc słychać było wszystko bez "motylonogiego" filtru - znakomicie wpasowane w klimat filmu mięsko bryzgało aż miło ;) Poza tym w filmie jest taka obsada że podobnej w jednym obrazie już nie dałby rady dziś chyba nikt zebrać... Gwiazdy (albo wschodzące gwiazdy ;) ) grają nawet w krótkich epizodach. Ech, cały ten film to cudeńko i katalog pamiętnych scen - jak choćby ta cudowna riposta jaką Floyd rzuca ze swej ulubionej kanapy za morderczym zimnym mafijnym cynglem ;)

"Ostatni skaut" jest zaś w moim osobistym rankingu najlepszym filmem z Brucem WiIlisem i kropka :)

Szkoda, że przedwcześnie odszedł ktoś, kto potrafił tak czarować na rozrywkowym srebrnym ekranie...

12 IX 2012   15:34:52

Ale tam jest napisane:

coraz częściej w tamtym czasie pojawiał się jako czarny – dosłownie i w przenośni – charakter w kinie akcji,

co nie znaczy, że zawsze.

12 IX 2012   15:36:16

Z tym "czarnym" charakterem to się poniekąd zgadza. :D

16 IX 2012   15:17:12

Spy Game najlepszy. Uwielbiam.

27 V 2017   16:51:23

Szkoda, że podsumowanie dokonań Tony'ego Scotta to jedynie zlepek krótkich recenzyjek, które w kilku przypadkach rażą wręcz ignorancją. Pan Chosiński nazwaniem "Odwetu" koszmarkiem odwalił nieprawdopodobną kompromitację, a jego argumentacja przypomina wypociny z cyklu "ta płyta producenta muzyki techno jest fatalna, bo nie ma w niej gitar". Nie lepiej mu poszło z podsumowaniem "Ostatniego skauta", który jest filmem może mniej znanym od "Szklanej pułapki", ale ikonicznym w swoim gatunku. No i tekst o tym, że w "Domino" Tony nie przypilnował montażysty woła o pomstę do nieba. Robicie podsumowanie działalności reżysera, a nie wiecie, że gość uczestniczył przy montażu każdego swojego filmu, a często go sam przemontowywał? Mało tego - rozstawiał kamery, ustawiał oświetlenie, przygotowywał plan zdjęciowy na wiele godzin przed przybyciem reszty ekipy. Nazwaliście tekst "Great Scott!", a nie potraficie nawet w jednym zdaniu ukazać tej "wielkości". Więc po cholerę ten tekst? Chyba tylko na potrzeby pozycjonowania w Google.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.