Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Martin Campbell
‹Casino Royale›

WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCasino Royale
Dystrybutor UIP
Data premiery17 listopada 2006
ReżyseriaMartin Campbell
ZdjęciaPhil Meheux
Scenariusz
ObsadaDaniel Craig, Eva Green, Mads Mikkelsen, Judi Dench, Caterina Murino, Jeffrey Wright, Giancarlo Giannini, Ivana Milicevic, Isaach De Bankolé, Claudio Santamaria
MuzykaDavid Arnold
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiCzechy, USA, Wielka Brytania
CyklJames Bond
WWW
Gatuneksensacja
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Zdolność regeneracji po degeneracji

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

Zdolność regeneracji po degeneracji

MCh: To ja może trochę mniej bezkrytycznie. Film jest dobry jako film, a świetny jako Bond na nowe czasy, ale wyziera z niego bezradność Martina Campbella w scenach, które miały szansę wynieść tego Bonda na ponadbondowski poziom. Mówię przede wszystkim o romansowych scenach między Vesper i Jamesem. W żadnym Bondzie poza pierwszymi nie da się uwierzyć w romansowe emocje – po części z powodu rytualizacji motywu (wiadomo było, że Bond panienkę zaliczy, a ona mu się odda), po części z powodu założenia serii (Bond się nie angażuje – „zrobiłem to dla Anglii”). Tutaj była szansa pokazać, że facet naprawdę coś czuje i spotkał postać, która na początku jego agentowskiej kariery jest w stanie naprawdę zmusić go do zadania pytania, czy wybrał dobrą drogę. A tymczasem wszystkie sceny niby-miłosne wychodzą groteskowo i nieprzekonująco. Dopiero śmierć bohaterki rusza jak cholera (ale głównie za sprawą realizacji sceny i pokazania twarzy tonącej kobiety). To za późno. Trochę też żałuję, że Campbell ma za mały zestaw reżyserskich środków, żeby ekscytująco pokazać grę w karty. W książce panowie naprawdę napierniczają przy stole przez kilkadziesiąt stron i Fleming opisuje to kapitalnie sprawnie. Tutaj muszą wstać, pójść się trochę poprać po mordach z drugoplanowymi postaciami, po czym wrócić i dokończyć grę. Do tego scenarzyści nie skorzystali z okazji zażartowania z faktu, że obaj wracają zmasakrowani (a realizatorzy bez sensu pokazują ich prawie bez szwanku, jakby nic się nie stało). To przecież była świetna okazja do komentarza a propos pobytu obu w swoich pokojach z damami i powrotu w stanie poważnego zużycia :) Ale poza tym to jedyny Bond od lat, którego miałem ochotę obejrzeć ponownie kilka dni po seansie.
KW: Mnie zabrakło w kartach momentu zaskoczenia. Przecież moment, gdy Bond przegrywa jest doskonałą szansą na to, aby niesztampowym rozwiązaniem zaskoczyć widza (który oczywiście spodziewa się sukcesu JB). A tu jako ostatni karty wykłada Le Chiffre, a, jak wiadomo, ten kto jest sprawdzany w filmie, ten wygrywa. Ech, gdyby to odkręcili… Le Chiffre wykłada karty, czekamy na karetę w ręku Bonda, a on ma tylko trójkę…?
Poza tym przesadziłeś. Gra w karty w książce to tylko 8 stron, dużo krócej niż w filmie.
MRW: Chłopaki, chciałbym tylko przyziemnie zauważyć, że przeciętny widz raczej nie ma pojęcia o grze w karty.
KW: A tym bardziej o „idei kamuflażu optycznego”.
Bond widział czarno na białym, że jego przeciwnik ma złe zamiary.
Bond widział czarno na białym, że jego przeciwnik ma złe zamiary.
UL: Chyba trzeba nam było tych wszystkich „Die Another Dayów”, żeby w pełni docenić „Casino Royale”. Bo oto okazało się, że Bond może być – w dobie komputerowych Gollumów – filmem przede wszystkim zrobionym z sensem. I wcale nie trzeba się silić na pokazywanie Bóg wie czego i szperaniem w Internecie za jakimiś wynalazkami w rodzaju pelerynek niewidek – solidna obsada, klasyczny urok, ciekawie rozegrane sceny akcji (zwłaszcza pierwsza i ostatnia) i patrzcie – nagle wszyscy jesteśmy w bondowskim raju. I to jest sukces twórców „Casino Royale” – udowodnili, że w czasach, kiedy można pokazać wszystko, wygrywa szpieg, którego jedynym gadżetem jest samochodowy zestaw reanimacyjny…
MRW: I wypasiony GPS z wirtualną rzeczywistością w komórce.
KW: Daniel Craig…
ED: Bardzo dobry. Trudno go w ogóle porównywać z wcześniejszymi Bondami, a to dlatego, że i formuła jest zupełnie inna. A Craig do tego nowego Bonda pasuje, ze swoim szorstkim stylem bycia, arogancją i ryzykanctwem. Okazuje się nie być ani tak przystojny jak Brosnan, ani tak elegancki jak Connery, ale bardzo charyzmatyczny i wiarygodny.
KW: Znając go z „Sylwii”, gdzie zaprezentował ekranową charyzmę braci Mroczków, byłem pełen najgorszych przeczuć. Ale już po bondowskiej nominacji zobaczyłem „Monachium” i się uspokoiłem. Jak się okazało, słusznie. Craig to Bond nieukształtowany, robiący błędy, ale charyzmatyczny i bezwzględny. Poza tym żaden dotychczasowy Bond nie chodził tak często zakrwawiony.
UL: Daniel Craig idealnie pasuje do ścieżki obranej przez „Casino Royale” – na żadnym wcześniejszym odtwórcy tej roli, a już na Brosnanie zwłaszcza, tak dobrze nie leżałby ubabrany krwią smoking. W rzędzie pozostałych Bondów jest o tyle nietypowy, że więcej w nim szorstkości niż elegancji, co uwiarygodnia 007 jako zimnokrwistego zabijakę, który bez skrupułów i dla samej przyjemności czerpanej z mordowania jest w stanie palnąć przeciwnikowi w łeb.
PD: Na jakiej podstawie to, Ulu, wywnioskowałaś? Nie róbmy z Bonda mordercy, kiedy on zimną krew zachowuje w pracy, gdzie jest mu to po prostu niezbędne do przeżycia, a prywatnie (świetna scena pod prysznicem) potrafi być przecież całkiem czułym facetem. Muszę osobiście przeprosić Craiga (ma ktoś maila?), że tak nisko oceniałem go przed seansem. Okazało się, że nie wylądował w moim rankingu ani w grupie słabszych, ani – co jeszcze bardziej zaskakujące – lepszych podróbek jak Brosnan, a od razu wskoczył na poziom Connery’ego. Craig zagrał Bonda na podobnej nucie, co Bale Batmana. A więc nie nudny niezniszczalny superman, ale gość, który czasem obrywa po dupie, a żeby pokonać innych, musi najpierw zmierzyć się z własnymi słabościami. W ogóle analogii z „Batmanem: Początkiem” jest w całym „Casino Royale” sporo i ogromnie się cieszę, że twórcy poszli ścieżką wydeptaną przez Nolana. To właściwa droga.
UL: A to rozkładamy charakter Bonda na jego zachowanie w pracy i życie prywatne? Zimnego zabijakę miałam na myśli mówiąc o jego pracy, oczywiście. Ale już sam fakt, Piotrze, że wprowadzasz takie rozróżnienie w kwestii postaci filmu sensacyjnego świadczy o tym, jak wielowymiarowego Bonda w wykonaniu Craiga obejrzeliśmy.
Niewidzialne samochody bywają przydatne na randkach z mężatkami. Niestety ten model okazał się być wadliwy, o czym para boleśnie przekonała się podczas seansu w kinie samochodowym.
Niewidzialne samochody bywają przydatne na randkach z mężatkami. Niestety ten model okazał się być wadliwy, o czym para boleśnie przekonała się podczas seansu w kinie samochodowym.
ED: Nie przyszło mi do głowy porównanie z Batmanem, a bardzo trafne. Craig jest postacią wielowymiarową: przejawiającą uczucia w życiu prywatnym i nie potrafiącą poradzić sobie z nimi w życiu zawodowym. Czy któryś z wcześniejszych Bondów to miał?
MRW: Craig mniej przystojny od Brosnana? Może jeszcze od DiCaprio? Ewo, jestem zszokowany Twoim plebejskim gustem! Owszem, nie jest metroseksualny jak ostatnie wcielenie 007, ale ta przybrużdżona (jak to się pisze?), ciekawie wyrzeźbiona twarz twardziela jest pełna piękna, które potrafi docenić nawet taki żonaty heteryk jak ja (no i z tej pozycji głupio mi również zwracać uwagę na jego tyłek, który wzbudził zachwyt moich koleżanek). Brosnan jest ładny, ale to piękno lalki Kena – Craig to facet z jajami. (Jak ktoś jest ciekaw, to w znakomitym „Some Voices” robi full frontal, ale nie za to go cenimy).
KW: O tym, że Craig to facet z jajami mogliśmy się boleśnie przekonać podczas sceny tortur…
ED: Michale, jestem szczerze wzruszona Twoją troskliwością o mój gust. Podczas seansu „Casino” starałam się zwracać uwagę na film jako całość i na Craiga jako całość, a nie na poszczególne części jego ciała (chociaż klatę ma niezłą, zwłaszcza jak się wynurza z morza na Bahamach:P). Ale cóż, jak widać, prawdą jest, że mężczyźni to wzrokowcy. Poza tym nie powiedziałam, że Brosnan jest przystojny, tylko że jest przystojniejszy (w sensie generalnego pojmowania urody) od Craiga. Jakoś dla mnie liczy się bardziej to, że facet jest charyzmatyczny i jak to trafnie określiłeś – z jajami – niż jego przystojność. Dlatego coś chybiłeś ze swoim elaboratem o barbiowatości Brosnana. Skoro już Cię tak fascynuje mój gust, to najbardziej lubię Clive’a Owena, ale może nie będziemy się zagłębiać w ten temat, bo chyba nie chcesz robić za psychoanalityka? Czyli: Craig bardzo dobry. A w ogóle to co chcesz od DiCaprio?!
MRW: Ach, generalnego pojmowania urody. Może popełnię nadużycie semantyczne, ale „generalne pojmowanie” jawi mi się synonimem „plebejskiego gustu”. Jako zblazowane snoby z pisma popkulturalnego powinniśmy być ponad to. Clive Owen? Dobrze, że nie dostał tej roli! Tak się składa, że zagrał bondoida (Nigel Boswell aka. agent 006) w remake’u „Różowej pantery” i wypadł bardzo słabo. Twarz zbitego spaniela nie pasuje do roli superagenta.
UL: Zanim wyjdzie na jaw wielki, dotąd skrywany i nieodwzajemniony afekt Michała do Leonardo DiCaprio, dodam, że zawsze miałam wrażenie, iż Brosnan w Bondach zwyczajnie marnował talent. Kapitalnie grał choćby w „Kumplach na zabój” czy „Krawcu z Panamy” i, paradoksalnie, w tym pierwszym np. pokazał, że potrafi być odrażający, a jak go zapuścili w „Die Another Day” to wyglądał jak Robinson Cruzoe. Właściwie ujmujący był chyba tylko Connery, Brosnan – raczej wymuskany. Co nie zmienia faktu, że żaden z dotychczasowych aktorów grających 007 typem urody nie odnalazłby się w tej części serii. I co najważniejsze to Craig jest pierwszym od czasów Connery’ ego Bondem, który współgra ze wspomnianym przez Michała typem współczesnego kina akcji i konsekwentnie do tej postaci dopasowanym stylem filmu. Bo wszyscy czterej środkowi odtwórcy jakoś nie mieli szczęścia – jak klasycznej urody Brosnan mógł być nowym Connerym to seria była kuriozalnym pokazem komputerowych efektów. I wyszła primabalerina w garniturze między eksplozjami. Jak „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” miało przedstawić ludzki wymiar Bonda to wzięli Lazenby’ ego. Nie miał urody, charakteru, talentu i z taką twarzą nadawał się tylko do roli prowincjonalnego pastora. O Moorze nie chce mi się nawet gadać, ale chyba w „Ośmiorniczce” była taka wymowna scena, gdzie był przebrany za klowna…
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.

więcej »

Z filmu wyjęte: Nurkujący kopytny
Jarosław Loretz

13 V 2024

Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja

James Bond: Ranking filmów z Jamesem Bondem
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Krystian Fred, Jakub Gałka, Łukasz Gręda, Gabriel Krawczyk, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

100 najlepszych filmów dekady
— Esensja

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

007: Wielki Ranking Filmów z Jamesem Bondem
— Konrad Wągrowski

„Babel” i „Casino Royale” najlepszymi filmami IV kwartału w polskich kinach
— Esensja

Porażki i sukcesy A.D. 2006
— Esensja

As w rękawie
— Ewa Drab

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.