Nie pan, więc ja: Gdynia, dogrywkaJurorzy z Gdyni na czworakach nie chodzą i byle komu się nie kłaniają. Marzycielom powiedzieli stanowcze „nie”. Organizatorzy festiwalu zgromadzili wszystkich, którzy w polskie instytucje filmowe jeszcze nie zwątpili, rozbudzili ich nadzieję na lepsze jutro, a jury dosoliło im Waldemarem Krzystkiem.
Michał WalkiewiczNie pan, więc ja: Gdynia, dogrywkaJurorzy z Gdyni na czworakach nie chodzą i byle komu się nie kłaniają. Marzycielom powiedzieli stanowcze „nie”. Organizatorzy festiwalu zgromadzili wszystkich, którzy w polskie instytucje filmowe jeszcze nie zwątpili, rozbudzili ich nadzieję na lepsze jutro, a jury dosoliło im Waldemarem Krzystkiem. Nie pan, więc ja Felietony Michała Walkiewicza. Biedny nasz Naczelny, nie wiedział, co czyni, oznajmiając: „Dobrze się składa, że jedziesz do Gdyni. W felietonie, z którym zalegasz, liczę na jakieś festiwalowe reminiscencje”. Życzenie spełnione, oto ostatnia porcja moich minorowych wspominek, które rozsiałem po prasie drukowanej i elektronicznej w nadziei, iż ktoś podzieli mój żal i potwierdzi, że to, co się stało, stało się naprawdę. Niezorientowanym przypominam: zwyciężył Krzystek Waldemar albo, mówiąc ściślej, nie zwyciężyła Małgosia Szumowska. Złote Lwy zostały zagonione w kagańcach do złej budy. Wygrała „Mała Moskwa”, film anachroniczny w formie i treści, bazujący na nostalgii (tutaj odsyłam do felietonu „Bój się wspomnień”) i nakręcony za wystarczające pieniądze, żeby realizacyjnie trzymać się kupy. Nie wygrały „33 sceny z życia”, kino europejskiego formatu bez naszych wstydliwych, zaściankowych przypadłości, z pierwszym bohaterem polskiego kina po transformacji (notabene granym przez Duńczyka), który przed stosunkiem zdejmuje nie tylko spodnie, ale nawet majtki. Mała Moskwa Plotka o werdykcie stanęła mi kością w gardle już przedostatniego dnia festiwalu. W kuluarach temperatura podniosła się o kilka stopni. Dziwnym trafem zbiegło się to wszystko w czasie z przyjazdem naszej zwarzonej śmietanki towarzyskiej. Serialowa brać szybko postanowiła sprostać obiegowym opiniom o festiwalu jako targowisku próżności. Gwiazdy przepędziły z pubów młodzież, wlały się jedną masą do przytulnych kafejek. Powrócił cekinowy dyktat. Podczas uroczystej gali blichtr walił po oczach, złego smaku było więcej, niż ustawa przewiduje. Jak Boga kocham, widziałem w tym mrożkowskie tango, nawet nie La Cumparsitę, tylko tego polskiego kujawiaczka, gdzie każdy z każdym za rączkę, tu błyśnie złotka kiecka Cieleckiej, tam Chyra uśmiechnięty, a w środku nieszczęsny Krzystek, którego mi szkoda, bo skończył jako antybohater z przypadku. I pomyśleć, że zaczęło się tak pięknie: z Maciejem Orłosiem, bez szumnych obietnic, z filmami na dobrym poziomie. Z przyjemnością obejrzałem przereklamowaną „Rysę” Rosy, kończące sezonową modę na quasi-realizm magiczny „Lekcje Pana Kuki” Gajewskiego, mocną polemikę z proponowanym w kinie wizerunkiem pop-starości, czyli „Jeszcze nie wieczór” Bławuta. Nie wybaczę kapitule argumentów, którymi broniła „Małą Moskwę”. Jest w tym werdykcie coś z gestu inteligencji obrażonej na chłopstwo, która wyciąga swój tłusty paluch w stronę widza i mówi: „A masz tu Krzystka, czyli to, na co zasługujesz. Teraz idź i zrób nam prędko kasę w kinach”. Zaatakowani jurorzy podkreślali, że Szumowska była najlepsza, ale trzeba było nagrodzić film, który zgromadzi dużą widownię. Przywrócili przestarzałą opozycję „sztuka dla mas – sztuka dla elit”, w której nie ma miejsca na żaden środek, na kino atrakcyjne, lecz grające na innych emocjonalnych nutach niż klasyczny melodramat. Komentatorzy podchwycili ten podział i już mamy kłótnię o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. O szkodliwości rzeczonego werdyktu dopiero się przekonamy. „Mała Moskwa” stanie się pewnym punktem wigilijnej ramówki, a Szumowską odkryją po niedzielnym „Tańcu z gwiazdami” zappingujące niedobitki. Szczęśliwcy, którzy zboczą z kursu w godzinach północnych i wylądują na TVP Kultura. 33 sceny z życia Ponoć nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pokładając wiarę w ludowych przysłowiach, mam dla PISF-u propozycję. Niech tę porażkę obróci w coś dobrego, niech chociaż sfinansuje mój projekt. Mam już nawet eksplikację eksplikacji. Oto młody dziennikarz jedzie na (wciąż) najważniejszy festiwal filmowy w kraju. Jest pełen nadziei i trochę naiwny. Wydaje mu się, że prasa przesadza, bo przecież prasa zawsze przesadza. W jednej z pierwszych scen dostaje worek materiałów prasowych z PISF-u. Wpada na pomysł, żeby rozpalić z nich wielkie ognisko w centrum miasta, gdyż jest połowa września i nad morzem już konkretnie zawiewa po plecach. Tutaj pozwolę sobie na elipsę i powrócę do motywu ogniska. W tragicznym finale, pozbawiony złudzeń dziennikarz na znak protestu postanawia dokonać samospalenia przy użyciu makulatury z Instytutu. I jak to brzmi według Was? Wiem, wiem – mocne, z odniesieniami do klasyków. Ale czy wystarczy na Gdynię? • • • Czytaj inne felietony Michała Walkiewicza: 1 października 2008 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Najlepsze filmy, aktorzy, wydarzenia, DVD 2008 roku według dziennikarzy Stopklatki i Esensji
— Esensja
„Tajne przez poufne” najlepszym filmem IV kwartału według Stopklatki i Esensji
— Esensja
Precz z wibratorem
— Urszula Lipińska
Do kina marsz…: Listopad 2008
— Esensja
Zapping
— Michał Walkiewicz
Jak pisać o „nowej” sztuce?
— Michał Walkiewicz
Życzenia noworoczne 2
— Michał Walkiewicz
Mam talent!
— Michał Walkiewicz
Pornokino
— Michał Walkiewicz
Bój się wspomnień
— Michał Walkiewicz
Aktoreczki
— Michał Walkiewicz
Tępa piła, ostry kult
— Michał Walkiewicz
Krótko o filmach: Twarz
— Grzegorz Fortuna
Esensja ogląda: Kwiecień 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Esensja ogląda: Marzec 2015 (1)
— Jarosław Loretz, Jarosław Robak
Co nam w kinie gra: W imię...
— Kamil Witek
13. T-Mobile Nowe Horyzonty: Relacja piąta
— Kamil Witek
Wielka draka w PRL-u
— Joanna Pienio
Przed seansem: Marzec 2009
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Luty 2009
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Grudzień 2008
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Listopad 2008
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Październik 2008
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Sierpień 2008
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Lipiec 2008
— Michał Walkiewicz
Dawid i Goliat
— Michał Walkiewicz
Cień Byrona
— Michał Walkiewicz
Przed seansem: Kwiecień 2008
— Michał Walkiewicz