East Side Story: Czarodziejka z gór [Ajub Szachobiddinow „Niebiosa – moje schronienie” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W epoce Związku Radzieckiego władze centralne dbały o to, aby każda republika posiadała swoje – „narodowe” – studio filmowe. Często tylko po to, aby powstawały tam filmy propagujące ideologię komunistyczną. Ale Kraj Rad upadł, a wytwórnie przetrwały, przeżyły kryzys lat 90. XX wieku i dzisiaj dostarczają rozrywki obywatelom. Choć akurat „Niebiosa – moje schronienie” Uzbeka Ajuba Szachobiddinowa trudno uznać za obraz rozrywkowy.
East Side Story: Czarodziejka z gór [Ajub Szachobiddinow „Niebiosa – moje schronienie” - recenzja]W epoce Związku Radzieckiego władze centralne dbały o to, aby każda republika posiadała swoje – „narodowe” – studio filmowe. Często tylko po to, aby powstawały tam filmy propagujące ideologię komunistyczną. Ale Kraj Rad upadł, a wytwórnie przetrwały, przeżyły kryzys lat 90. XX wieku i dzisiaj dostarczają rozrywki obywatelom. Choć akurat „Niebiosa – moje schronienie” Uzbeka Ajuba Szachobiddinowa trudno uznać za obraz rozrywkowy.
Ajub Szachobiddinow ‹Niebiosa – moje schronienie›EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Niebiosa – moje schronienie | Tytuł oryginalny | Паризод | Reżyseria | Ajub Szachobiddinow | Zdjęcia | Azizbek Arzikułow | Scenariusz | Erkin Egzam | Obsada | Zarina Nizamiddinowa, Samiddin Łutfułłajew, Bachtijor Kasimow, Lola Eltojewa, Bechzod Muhammadkarimow, Tolib Mominow, Tochir Saidow, Rustam Achmedow, Szachlo Timirowa, Wazira Junusowa, Nargiza Eltojewa | Muzyka | Ubajdulla Karimow | Rok produkcji | 2012 | Kraj produkcji | Uzbekistan | Czas trwania | 81 min | Gatunek | dramat, obyczajowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Zrealizowane w 2012 roku „Niebiosa – moje schronienie” to kolejny po omawianych już wcześniej przez nas kazachskim „ Starcu”, ormiańskiej „ Granicy” oraz tadżyckim „ Zwierciadle bez odbicia” obraz, który zagościł na ubiegłorocznym festiwalu „Sputnik” w, poświęconej produkcjom filmowym z krajów Kaukazu i Azji Środkowej, sekcji „Sąsiedzi”. Jego twórców nie znajdziemy wśród wielkich gwiazd kina azjatyckiego. Znani są, poza jednym czy dwoma wyjątkami, jedynie we własnym kraju. Reżyser Ajub Szachobiddinow urodził się w Taszkiencie w 1977 roku; jako dwudziestosiedmiolatek ukończył miejscowy Państwowy Instytut Sztuki i został dyplomowanym „reżyserem filmów kinowych i telewizyjnych”. Od 2002 roku jest etatowym pracownikiem wytwórni „Uzbekfilm”, dla której – we współpracy z innymi producentami – nakręcił dotychczas (wraz z „Niebiosami…”) siedem obrazów (najwyżej oceniono dramat „Jurta” sprzed siedmiu lat, który otrzymał nawet jedną z nagród na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Muzułmańskich). „Niebiosa…” są przede wszystkim filmem obyczajowym, chociaż scenarzysta Erkin Egzam dorzucił do fabuły pewien element niesamowitości. Dotyczy on pochodzenia głównej bohaterki, nieznanej nawet z imienia. Kim jest ta piękna i tajemnicza kobieta? Niektórzy mówią, że czarodziejką, inni chętnie widzieliby w niej wiedźmę. Poznajemy ją już w pierwszych sekwencjach obrazu, gdy podczas księżycowej nocy ucieka przez sad przed rozwścieczonym mężczyzną. Ukrywa się w starym domku, do którego ten uparcie się dobija. Dopiero później dowiadujemy się, co było powodem takiego zachowania tej niezwykłej pary. Pochodząca z gór dziewczyna miała stanąć na ślubnym kobiercu, ale w dniu uroczystości jej narzeczony zmarł na zawał serca. Jego rodzina uznała to za przejaw działań sił nieczystych i zdecydowała się ukarać niedoszłą małżonkę, wypędzając z domu i w ogóle z rodzinnych stron. Jakiś czas potem na skalnym pustkowiu spotyka kobietę młody Dżeni-bek – lekarz zajmujący się pacjentami w całej okolicy. W fakcie ich spotkania jest coś niezwykłego. Bo dlaczego mężczyźnie właśnie w tym miejscu zepsuł się motocykl? I skąd nagle objawiła mu się nieznajoma? Młodzian nie może przejść obok tego obojętnie, zabiera więc dziewczynę ze sobą, do matki, z którą ciągle jeszcze mieszka. Chce, aby „góralka”, jak o niej mówi, pozostała z nimi przez jakiś czas. Matka nie jest z tego specjalnie zadowolona, ale nie ma też sumienia wypędzić ją na dalszą poniewierkę. Sytuację komplikuje jeszcze bardziej to, że Dżeni-bek jest zaręczony z Aj-Tumar, miejscową nauczycielką, która gdy tylko dowiaduje się o nowej mieszkance w jego domu, wyraża głośno swoje niezadowolenie. Jest ono tym większe, że lekarz chce przełożyć planowany ślub o kilka miesięcy – ma bowiem na pół roku wyjechać w teren leczyć mieszkańców położonych w niedostępnych górach wsi. Aj-Tumar obawia się zaś, że ta zwłoka może mieć coś wspólnego z nieznajomą. Aby zapobiec nadchodzącemu wielkimi krokami dramatowi, do akcji wkracza siostra Zijoda, Dżeni-beka. Ma plan wyswatania „góralki”, co natychmiast ucięłoby wszystkie domysły i uspokoiło Aj-Tumar. Pierwszym kandydatem na „pana młodego” jest były nauczyciel, wdowiec Rasuł, starszy od dziewczyny o jakieś… czterdzieści lat. Dżeni-bek nie jest z zamysłów siostry zadowolony, ale nic nie może zrobić, jeżeli nie chce stracić własnej narzeczonej. Od tego momentu zaczyna się „odyseja” tajemniczej czarodziejki, która trafia do domów kolejnych mężczyzn, nie zawsze mających wobec niej, jak chociażby wpływowy i bogaty Ismatboj, uczciwe zamiary. Najsmutniejsze w całej historii jest zaś to, że najbardziej zainteresowana ma tutaj najmniej do powiedzenia. Jest jedynie towarem, który można kupić, a cenę negocjować. Kobieta, choć zdaje sobie doskonale sprawę z tego, co się wokół niej dzieje, przeciwko niczemu nie protestuje, poddaje się losowi, mając świadomość, że skoro została napiętnowana, nie posiada żadnych praw. „Niebiosa – moje schronienie”, choć utrzymane są w konwencji ludowej przypowieści i rozgrywają się w słonecznym i, pomijając skalne pustkowia, kipiącym barwami Uzbekistanie, są historią bardzo przygnębiającą. Prawdopodobnie jednak tylko z punktu widzenia Europejczyka lub – szerzej – odbiorcy wywodzącego się z kręgu cywilizacji zachodniej; widzowie z krajów muzułmańskich mogą mieć na ten temat odmienne zdanie. Tam nikogo przecież nie będzie zasmucał ani tym bardziej szokował fakt, że piękną „góralkę” swata się bez pytania jej nawet o zgodę, bez prośby o wyrażenie własnego zdania. Zresztą ona nawet specjalnie przeciwko temu, co się z nią dzieje, nie protestuje – jest spolegliwa i podporządkowana woli otaczających ją mężczyzn i starszych od niej kobiet, bo tak ją wychowano, bo w takiej tradycji wyrosła, bo nie zna innych zasad rządzących światem. Owszem, nie musi to oznaczać, że wewnętrznie się nie buntuje, ale jest to sprzeciw niemy, sprowadzający się do posyłania Dżeni-bekowi strapionych spojrzeń. W kontekście powyższych uwag można jednak ze zdziwieniem stwierdzić, że „Niebiosa…” kończą się mimo wszystko happy endem. Dość specyficznym (w kinie europejskim, a tym bardziej amerykańskim na pewno nie uznano by tego za szczęśliwe zakończenie), ale biorąc pod uwagę to, co mogło spotkać bohaterkę – jest to jakaś forma rozwiązania dla niej pomyślnego. Od strony technicznej obraz Ajuba Szachobiddinowa niczym nie zaskakuje. Historia została opowiedziana bardzo powolnie i statycznie, ale za to pięknie ją sfilmowano, eksponując przy okazji przecudne „okoliczności przyrody”. Egzotyka miejsc, strojów, nawet poglądów głównych postaci dramatu – to dodatkowy magnes, który sprawia, że osiemdziesiąt minut poświęconych na „lekturę” dzieła z dalekiego Uzbekistanu nie powinno zostać uznane za stracone. Aktorsko wyróżniają się zwłaszcza grający zagubionego w całej sytuacji Dżeni-beka Samiddin Łutfułłajew oraz wcielająca się w jego zdeterminowaną do działania siostrę Lola Eltojewa (znana między innymi z innego pokazywanego na „Sputniku” filmu, „ Iwan, syn Amira”). O odtwórcach pozostałych ról trudno napisać coś więcej, pojawiają się bowiem na ekranie albo na zbyt krótki czas, by wysnuć głębsze wnioski, albo – jak w przypadku „góralki”, czyli Zariny Nizamiddinowej (dla której był to dopiero drugi obraz w karierze) – możliwość prezentacji ich zdolności aktorskich została scenariuszem ograniczona do minimum.
|