East Side Story: Polacy z Mordoru [Fiodor Dmitrijew „Twierdza: Tarczą i mieczem” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W Europie nikt nie potrafi w taki sposób, jak robią to Rosjanie, wplątać wątki propagandowe do kinematografii. Umiejętność tę odziedziczyli po epoce Związku Radzieckiego, w ostatnich latach doprowadzając ją do perfekcji. Animowana „Twierdza” Fiodora Dmitrijewa jest filmem historyczno-przygodowym dla dzieci, z którego dowiedzą się one, jak to na początku XVII wieku paskudni, podstępni i głupi Polacy wtrącali się w wewnętrzne sprawy Rosji.
East Side Story: Polacy z Mordoru [Fiodor Dmitrijew „Twierdza: Tarczą i mieczem” - recenzja]W Europie nikt nie potrafi w taki sposób, jak robią to Rosjanie, wplątać wątki propagandowe do kinematografii. Umiejętność tę odziedziczyli po epoce Związku Radzieckiego, w ostatnich latach doprowadzając ją do perfekcji. Animowana „Twierdza” Fiodora Dmitrijewa jest filmem historyczno-przygodowym dla dzieci, z którego dowiedzą się one, jak to na początku XVII wieku paskudni, podstępni i głupi Polacy wtrącali się w wewnętrzne sprawy Rosji.
Fiodor Dmitrijew ‹Twierdza: Tarczą i mieczem›Gwoli ścisłości zaznaczmy jednak: tak, rzeczywiście wtrącali się, organizując dwie tak zwane „dymitriady”, których celem było – między innymi – osadzenie na tronie carskim władcy spolegliwego wobec polskich możnowładców. Przy okazji drugiej z wypraw, której zresztą poświęcona jest „Twierdza: Tarczą i mieczem”, kombinowano nawet, jak bezpośrednio oddać kontrolę nad Kremlem dynastii Wazów. Nic z tego ostatecznie nie wyszło, ponieważ król Zygmunt III miał zbyt wybujałe ambicje (i nie chciał tym samym zgodzić się na to, aby – po zmianie wyznania na prawosławne – panowanie nad Rosją objął jego starszy syn, Władysław). Ale z tego to akurat Rosjanie powinni być bardzo zadowoleni. Inna sprawa, że toczone w XVII wieku wojny polsko-rosyjskie były w dużym stopniu kontynuacją konfliktów z poprzedniego stulecia, kiedy to Carstwo wdzierało się w granice polskich Inflant, chcąc przebić się do Morza Bałtyckiego. Nie chodzi jednak o to, aby wypominać sobie winy sprzed wieków. Znacznie istotniejsze jest to, w jakiej formie zamierzchłe wydarzenia przedstawiane są dzisiaj i czemu ma to służyć. Reżyserem „Twierdzy” jest debiutujący w tej roli Fiodor Dmitrijew, ale znacznie ważniejszą postacią jest scenarzysta i producent filmu, Aleksandr Bojarski, będący jedną z najważniejszych postaci w środowisku rosyjskich twórców animacji. To on od kilkunastu lat stoi za najważniejszymi dziełami, które służą chwale przeszłości Rusi. Wystarczy wymienić takie obrazy, jak „Dobrynia Nikiticz i Żmij Gorynycz” (2006), „Ilja Muromiec i rozbójnik Sołowiej” (2007), „Wieś Bajkino” (2010) oraz serie „Iwan Carewicz i Szary Wilk” (2011-2015) i „Trzej bohaterowie” (2000-2016). „Twierdza” tym różni się od wszystkich wymienionych wcześniej, że nawiązuje do wydarzeń historycznych. Jest 1609 rok. Trwa druga „dymitriada”; na Moskwę maszerują dwie polskie (a w zasadzie polsko-litewskie) armie: prywatna, kierowana przez możnowładców, oraz królewska, na czele której stoi doświadczony hetman Stanisław Żółkiewski. Zygmunt III początkowo zawarł sojusz z carem Wasylem Szujskim, ale na rękę było mu zerwanie zawieszenia broni, bo przecież marzył o opanowaniu Rosji. Szujski zresztą sam dał Zygmuntowi III ku temu pretekst, zawierając antypolskie przymierze ze Szwedami. We wrześniu 1609 roku Żółkiewski dotarł pod mury Smoleńska i z miejsca zdał sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Za czasów Borysa Godunowa miasto zostało bowiem mocno ufortyfikowane. Motywacja była jednak ogromna, zwłaszcza że na pole bitwy pofatygował się sam król. I w tym właśnie momencie zaczyna się akcja „Twierdzy”. Głównym bohaterem opowieści Bojarskiego i Dmitrijewa jest młodziutki Sasza. Sam mówi o sobie, że pochodzi z Moskwy, gdzie przebywa jego ojciec. Na wieś pod Smoleńskiem został wysłany, ponieważ w stolicy zrobiło się zbyt niebezpiecznie. Chłopiec mieszka u piekarza Filimona, któremu – wraz z nieco starszym od siebie Fiodorem – pomaga w pracy. Jest przy tym jednak bardzo niesforny i co rusz popada w tarapaty. Jak wielu jego rówieśników, marzy o tym, by zostać bohaterem – zamiast ugniatać ciasto, wolałby służyć w wojsku i pomagać w przeganianiu wrogów z terytorium Świętej Rusi. Cóż, wtedy jeszcze nie zdaje sobie nawet sprawy, jak szybko jego marzenia się spełnią. W czasie nocnej wyprawy na cmentarz, podczas której Sasza i Fiodor próbują nawzajem udowodnić sobie, jak bardzo są odważni, zauważają w oddali ogniska i namioty. Podkradłszy się pod obozowisko, przekonują się, że to polscy żołnierze, którzy niepostrzeżenie dotarli pod miasto. O ich obecności należy jak najszybciej powiadomić żołnierzy w twierdzy i – nade wszystko – jej dowódcę, wojewodę Michaiła Szeina. Jakież jest zaskoczenie Saszy, kiedy przekonuje się, że za murami Smoleńska przygotowania do obrony idą w najlepsze. Będąc pod wielkim wrażeniem pokazu siły, chce wstąpić do wojska, ale jest na to oczywiście za młody. To wcale jednak nie oznacza, że rezygnuje. Wręcz przeciwnie! Zrobi wiele, aby zasłużyć na miano bohatera. Przy tym wpakuje się w kolejne kłopoty. Ba! zostanie nawet aresztowany po tym, jak padnie na niego podejrzenie o zdradę i pomoc wrogom. „Twierdza” to film dla dzieci – autorzy nie epatują więc okrucieństwem, choć scen bitewnych akurat nie brakuje; poza paroma wyjątkami Dmitrijew i Bojarski unikają także skarykaturyzowania, chcąc zapewne, aby ich dzieło nie zostało sprowadzone jedynie do roli ciekawostki. Od strony fabularnej trudno zresztą przyczepić się do czegoś. Film ogląda się z zainteresowaniem, główny bohater wzbudza sympatię (jest odważny, lojalny wobec przyjaciela, nie stroni od psikusów, nie użala się nad sobą), a kilka intrygujących zwrotów akacji sprawia, że wiedząc nawet, jak cała historia się zakończy, nie ziewamy w jej trakcie z nudów. Dlaczego zatem ocena jest tak niska? Wpływa na to wpisanie „Twierdzy” w propagandową politykę Kremla. To, w jaki sposób pokazani zostali Polacy i Litwini. I jaki niecny cel chciano tym sposobem osiągnąć. Król Zygmunt III przypomina kretyna, zainteresowanego głównie własnym wyglądem, dla którego wojna to świetna zabawa, bo dużo się dzieje, są fajerwerki i wybuchy. W jeszcze gorszym świetle sportretowany został towarzyszący królowi pod Smoleńskiem Kardynał. To szuja nad szuje; bez przerwy sączy w jego umysł jad. Robi to oczywiście w imię zniszczenia religii prawosławnej i triumfu katolicyzmu; nie bez powodu jednym z najczęściej eksponowanych przedmiotów, którym nadane zostaje jak najbardziej negatywne znaczenie symboliczne, jest krzyż katolicki. To znak najeźdźców, śmiertelnych wrogów Rusi. Znak, pod którym przeprowadzona zostanie krwawa rzeź, gdy tylko Smoleńsk padnie. Aż dziw bierze, że na tle tej psychopatycznej menażerii hetman Żółkiewski przedstawiony zostaje jako jedyny rozsądny. Ale co on ma do powiedzenia! Musi wykonywać rozkazy Zygmunta, które ten wydaje z poduszczenia Kardynała. Po drugiej stronie mamy z kolei same świetliste postaci, bohaterów bez skazy, same niewiniątka. I wojewodę Michaiła Szeina, urastającego niemal do roli zbawcy Rusi. Ten pean pod jego adresem może trochę dziwić, ponieważ dwadzieścia parę lat później Szein został przecież – po przegraniu kolejnej wojny z Polską – oskarżony o liczne błędy w sztuce wojskowej i nadużycia finansowe. W efekcie skazano go na śmierć i stracono. Ale o tym nie ma w „Twierdzy” ani słowa. Historia wojewody zostaje doprowadzona do momentu, kiedy po ośmioletniej niewoli wraca do Rosji w glorii sławy. Ale obrywa się w filmie nie tylko Polakom; od najgorszej strony przedstawieni zostają również bojarzy, którzy decydują się na pertraktacje z wrogiem. Już sam ich wygląd przekonuje, że to kanalie, od których lepiej trzymać się z daleka. Pomijając wszystkie prztyczki pod naszym adresem, uczciwie trzeba przyznać, że od strony graficznej „Twierdza” prezentuje się całkiem nieźle. Ale to nie powinno zaskakiwać; Rosjanie od lat są przecież mistrzami animacji. Kolorystyka, wyrazistość, nawiązania do klasycznych dzieł opowiadających o przeszłości Rusi – wszystko to sprawia, że jest czym sycić wzrok. Nawet magiczno-symboliczna scena finałowa – paskudna pod względem przekazu – robi duże wrażenie. Wyobraźcie sobie podniebny pojedynek dwóch ogromnych jeźdźców: jeden wygląda jak rodem z Mordoru (wiadomo: Polak), drugi przypomina archanioła (Rosjanin). Który wygrywa? Uznajcie to pytanie za retoryczne! Do pracy nad filmem zaproszono nie tylko specjalistów od dubbingu (jak Oleg Kulikowicz, Jelena Szulman czy Siergiej Russkin), ale także cenionych aktorów rosyjskich. W króla Zygmunta III „wcielił” się Jewgienij Styczkin („ Puszkin. Ostatni pojedynek”, „ Sala numer 6”, „ Miłość ON/OFF”), a w wojewodę Szeina – Piotr Fiodorow („ Stalingrad”, „ Terytorium”, „ Tak tu cicho o zmierzchu…”). Autorem ścieżki dźwiękowej jest natomiast Michaił Cziertiszczew, specjalista od animacji, który nie tak dawno zadebiutował również w klasycznej fabule („ Chłopiec z naszego cmentarza”). Szkoda byłoby jednak, gdyby miał z tego powodu zrezygnować z pracy przy obrazach rysunkowych, bo w tej dziedzinie niewielu ma sobie równych.
|