East Side Story: Pierwsza miłość – miłością ostatnią
[Siergiej Tkaczow „Ranek” - recenzja]
„Ranek” to pełna napięcia, misternie skonstruowana psychodrama, w której nic nie jest takie, jakim się pierwotnie wydaje. Reżyser i scenarzysta w jednym robi wiele, by mylić widzom tropy, wprowadzać ich w błąd, wskazywać ślepe uliczki. Widzowie zaś dają się wciągać i niespokojnie przytupując nogami, zadają sobie kolejne pytania: Czy Ferdynand to psychopata, który w końcu rzuci się na Ewę, by zamordować ją w przypływie szału? A może ofiarą ma paść nie przygodnie spotkana prostytutka, ale niewierna żona producenta? Bardzo długo obie kwestie pozostają otwarte… Duża w tym zasługa świetnie rozpisanej intrygi, ale również – a może przede wszystkim – kapitalnych kreacji aktorskich. Czuje się w tym dziele rękę specjalisty od teatru; obraz Tkaczowa przypomina zresztą widowisko sceniczne – tym jednak różniące się od prawdziwego, że zrealizowane na taśmie filmowej. Ascetyczna scenografia; specyficzny sposób kadrowania, podkreślający klaustrofobiczny nastrój, skupiający się jedynie na bohaterach opowieści, nie zaś tym, co ich otacza; wreszcie rwany, nerwowy montaż – wszystko to służy wyeksponowaniu emocji, które targają głównymi postaciami dramatu. Ewa i Ferdynand to nie tylko ludzie „po przejściach”, oni już dawno przekroczyli granice cierpliwości i wytrzymałości psychicznej, są zdeterminowani, gotowi zrobić wszystko, aby uwolnić się od raniących ich każdego dnia bliskich – teściowej i żony. Tylko w jaki sposób? Znać po „Ranku” niski budżet, wieczorno-nocne sceny na ulicach, podobnie zresztą jak te kręcone we wnętrzach są zwyczajnie niedoświetlone; niekiedy przydałaby się też większa finezja w kadrowaniu. Ale gdy niemal wszystkim zajmuje się tylko jeden człowiek – trudno wymagać więcej. W końcu to typowo niezależna produkcja. W Polsce wylądowałaby zapewne na archiwalnej półce i od wielkiego święta – raz na pięć lat – zostałaby pokazana w telewizji o porze, w której nie śpią chyba jedynie nocni stróże; w Rosji tymczasem takie obrazy trafiają do kin, a występować w nich nie boją się nawet aktorzy o bardzo uznanym dorobku.
W głównych rolach reżyser obsadził artystów, z którymi wcześniej pracował już niejeden raz. Dla grającego Ferdynanda
Jurija Stiepanowa była to jedna z ostatnich filmowych kreacji. Aktor – znany przede wszystkim z „
Ładunku 200” (2007) Aleksieja Bałabanowa i „
Dzikiego pola” (2008) Michaiła Kałatoziszwilego – zginął tragicznie na ulicach Moskwy w nocy z 2 na 3 marca 2010 roku. W Ewę wcieliła się czterdziestotrzyletnia już dzisiaj Galina Tiunina. Aktorka przyszła na świat we wsi Bolszoj Kamień w Kraju Przymorskim na Dalekim Wschodzie. W 1986 roku opuściła mury szkoły teatralnej w Saratowie i – mimo młodego wieku (miała wtedy zaledwie dziewiętnaście lat) – trafiła na deski miejscowego teatru. Pożegnała się z nim po nieco ponad dwóch latach, zdecydowała się bowiem na dalszą naukę – tym razem w moskiewskim Państwowym Instytucie Sztuk Teatralnych (GITIS), gdzie jej opiekunem był Piotr Fomienko. W 1993 roku, podobnie zresztą jak Stiepanow, dostała etat w prywatnym teatrze utworzonym przez Fomienkę, w którym pracuje po dziś dzień. W kinie zadebiutowała z wielkim hukiem w dramacie biograficznym Aleksieja Uczitiela „Mania Żyzieli” (1996), w którym zagrała najsłynniejszą rosyjską balerinę XX wieku Olgę Spiesiwcewą. Na Tiuninę posypał się, zresztą jak najbardziej zasłużenie, prawdziwy grad nagród. Siergieja Tkaczowa poznała w 1999 roku, gdy grała w jednym z odcinków serialu „Diriektorija smierti”. Rok później w „Dniewniku jego żeny” Uczitiela wcieliła się w żonę Iwana Bunina – słynnego rosyjskiego pisarza, literackiego noblisty, uciekiniera z opanowanej przez bolszewików ojczyzny. Film zdobył Grand Prix na festiwalu „Kinotawr” w Soczi w 2000 roku, był nawet rosyjskim kandydatem do Oscara. Swoją popularność aktorka ugruntowała występami w ekranizacjach Łukjanienowskich „Nocnego…” (2004) i „Dziennego Patrolu” (2005) Timura Biekmambietowa (gdzie była Olgą). Nawet role telewizyjne dobierała z rozwagą, pojawiając się tylko w tych filmach, których nie musiałaby wstydzić się po latach. W historyczno-obyczajowym serialu Michaiła Kozakowa „Oczarowanije zła” (2005) zagrała poetkę Marinę Cwietajewą, w opartym na powieści Aleksandra Sołżenicyna „Kręgu pierwszym” (2006) Gleba Panfiłowa – Nadię Nierżynę, żonę głównego bohatera, z kolei w „Andersenie. Żyzn’ bez liubwi” (2006) Eldara Riazanowa była siostrą słynnego bajkopisarza.
Żonę Ferdynanda zagrała moskwianka Natalia Tkaczowa (rocznik 1971), małżonka reżysera i szefowa „Tata-Studio”, która – jak dotychczas – pojawiła się w epizodach we wszystkich filmach męża. W jednego z jej kochanków wcielił się natomiast Kirył Pirogow, urodzony trzydzieści siedem lat temu w… irańskim Teheranie. W dzieciństwie uczęszczał do szkoły muzycznej i kółka teatralnego, później studiował w stołecznej Wyższej Szkole Teatralnej imienia Borisa Szczukina, by ostatecznie – po jej ukończeniu w 1994 roku – zakotwiczyć w Teatrze Piotra Fomienki. Zadebiutował – i to od razu główną rolą! – w komedii Gieorgija Danielii „Orzeł i reszka” (1995); rozgłos przyniósł mu natomiast udział w „Bracie 2” (2000) i „Ciuciubabce” (2005) Bałabanowa, „Siostrach” (2001) Siergieja Bodrowa młodszego, „Spacerze” (2003) Uczitiela oraz obu częściach „
Przenicowanego świata” (2009) Fiodora Bondarczuka. Często można go też zobaczyć w serialach historycznych i kostiumowych, jak na przykład „Azazel” (2002) Aleksandra Adabaszjana (według powieści Borisa Akunina), „Czerwona Kapela” (2004) Aleksandra Arawina, „Doktor Żywago” (2005) Aleksandra Proszkina (na motywach prozy Borisa Pasternaka), „Iszczeznuwszyje” (2009) Wadima Ostrowskiego oraz serialowej wersji „
Admirała” (2009) Andrieja Krawczuka. W tym roku będzie miał natomiast premierę melodramat Witalija Mielnikowa „Lwy, orły i kuropatki”, opowiadający o romansie Antona Czechowa – w tej właśnie roli Pirogow – z młodą pisarką Lidią Awiłową. Innego z adoratorów żony Ferdynanda zagrał Władysław Sycz (rocznik 1966), absolwent Rosyjskiej Akademii Sztuk Teatralnych (RATI), przyjaciel i aktor Tkaczowa od połowy lat 90. ubiegłego wieku.
Chyba do mało którego reżysera rosyjskiego bardziej pasuje określenie „twórca kina autorskiego”, niż do Siergieja Nikołajewicza. Tkaczow napisał bowiem również scenariusz „Ranka”, skomponował doń ścieżkę dźwiękową (uzupełniając ją fragmentami utworów Claude’a Debussy’ego, Wolfganga Amadeusza Mozarta, Michała Ogińskiego oraz popularnych szlagierów z lat 30. i 40. XX wieku), stanął – i to dosłownie – za kamerą, a później cały film zmontował. Nazwać go Zosią-samosią to zdecydowanie za mało! Mogłoby się wydawać, że po wykonaniu tak tytanicznej pracy autor powinien odpoczywać później przez długie miesiące. Ale nic z tego. Jeszcze w tym roku – poza anonsowanym już obrazem „Son nomier 5” – mogą trafić do dystrybucji dwie kolejne, fabularnie bliźniaczo zresztą podobne, produkcje „Studio-Tata”: „Skorpion na ładoni” – o mężu, którego opuściła ukochana żona, oraz „Pluton” – o kobiecie, która rzuciła męża i wyjechała do rodzinnego miasteczka, gdzie dręczą ją koszmary. Jak widać, związki damsko-męskie to temat, którego chyba nigdy nie da się zgłębić do końca.