Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Punkt krytyczny: Burza nad fikcją. Historia w fantastyce

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Michał Cetnarowski, Michał Foerster, Radosław Wiśniewski

Punkt krytyczny: Burza nad fikcją. Historia w fantastyce

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
MC: Rymkiewicz i Parowski po „dwóch stronach”…? Mówisz, jak rozumiem, o tym, że „Burza” niby skłania do „zgody narodowej”, a Rymkiewicz tęskni za wieszaniem? Bo w innym przypadku to są przecież autorzy ideologicznie bardzo sobie bliscy, myślący raczej podobnymi kategoriami o patriotyzmie i państwie.
A co do konfrontacji „Gombrowicz vs Sienkiewicz”, która tak was ubodła… Myślę tu nie tyle o gębach i cynicznej szyderce z jednej, a podkręcaniu sumiastego sarmackiego wąsa z drugiej strony, co raczej o sposobie patrzenia na „historię”, „naród”, „ojczyznę”, „tradycję” i tym podobne słowa-klucze – albo przez pryzmat ciążący w stronę rezerwy Gombrowicza, albo sienkiewiczowskiego zaangażowania. I w takim ujęciu – uproszczonym, hasłowym – wyżej wymienione teksty, jedne bardziej, drugie mniej, są w moim odczuciu „gombrowiczowskie” – będąc jednocześnie tak różne (i bogate w odcienie), jak różne są „Wieczny Grunwald” i „Chochoły”.
RW: Parowski sam w sobie też moim zdaniem jeszcze nic nie proponuje. Wydaje mi się, że właśnie on tylko (i aż) dokonuje pierwszego kroku, pokazując, jak (rzekomo) być nie musiało i gdyby nie było tak, jak się stało, jakie by to rodziło konsekwencje. Otóż pomijając to, że musiało się zapewne stać tak, jak się stało (no chyba że wplątalibyśmy w to Bogów) i że wersję zdarzeń inną, niż zdarza się naprawdę, Parowski przedstawia zdawkowo – to konsekwencje dla kultury, sposobu istnienia w świecie zbiorowości zwanej Polakami – pokazuje celnie. Jako szansę na trwałą zmianę. Aczkolwiek szczególnie końcówka tej propozycji razi nadmiarem optymizmu – upadek ZSRR bez interwencji z zewnątrz wydaje mi się drastycznie mało uprawdopodobniony. Polska ocalała od niemieckich pancernych kleszczy w roku 1939, musiałaby zapewne stawić czoła kolejnym pancernym zagonom w roku 1940 lub 1941 ze wschodu. I tutaj przytyk do Twardocha – w „Wiecznym Grunwaldzie” jednak jedzie trochę PRL-owskim mitem grunwaldzkim. Zwróćcie uwagę, że w archetypicznym przeciwstawieniu trwają żywioły polski i niemiecki, pomimo tego, że jako żywo – wcale nie z Niemcami najwięcej i najkrwawszych wojen Polska toczyła, w każdym razie nie tylko. A w ogóle u Twardocha brakuje Rosji i Wielkiego Stepu, a dla kondycji Polski ta okoliczność bycia państwem na obręczy Wielkiego Stepu była w dziejach o wiele bardziej fatalna niż konflikty z Niemcami, które – nomen omen do 1939 roku – nie były tak drastyczne, tak archetypowe. No, ale tutaj moglibyśmy się zastanowić jakie w ogóle archetypowe treści wyposażają nas pisarze, o których tak zawzięcie rozmawiamy.
MC: Już z Gombrowiczem wyjechałem… Teraz mam jeszcze z archetypami ryzykować…? Nie wiem zresztą, czy to nie za duże słowo. No ale w „Wiecznym Grunwaldzie” rzeczywiście występuje Wielka Matka (a narrator tu i ówdzie kreuje się na Wielkiego Mędrca), a bohater „Chochołów” to może nie do końca Sierota, ale na pewno oferma. Tylko coś czuję, że nie do końca o to ci chodziło…
Szukając jednak punktów wspólnych dla tych tekstów (oprócz Parowskiego), wychodzi mi właśnie to wycofywanie się bohaterów z Historii pojmowanej jako proces w skali makro – w stronę mikrohistorii każdego z nas. Odwrotnie niż w wielkoformatowej epice, historia nie miota tutaj bohaterami, nie stawia ich w centrum opisywanych wydarzeń, dzięki czemu mogą decydować nie tylko o losie swoim, ale i dziejach świata. Ale też czy życie – zwłaszcza dziś – jest podobne do takiej epopei? Zygmunt Bauman mówi w tym kontekście o całym pokoleniu, którego cechą wspólną jest właśnie świadomość, że na nic – w szerszym, światowym planie – nie ma się wpływu, historia dzieje się obok i nawet politycy, zwłaszcza oni, nie umieją się jej przeciwstawić.
W tych tekstach jest podobnie, kręgi na wodzie rzeczywistości rozchodzą się raczej od prywatnego epicentrum: najważniejsze jest to, co się dzieje blisko nas, z nami samymi, a to co dalej, traci na znaczeniu. Czasem jeszcze dzieje się w odległym, ale wciąż dostrzegalnym tle, jakby ktoś na prześcieradle za plecami puszczał niemy film z Eremanty; ale najczęściej w ogóle nie ma już wpływu na tworzone wokół nas pozanarodowe światy prywatne. To, czy jesteś Polakiem, Niemcem czy Rosjaninem przestaje się liczyć – wobec tego, czy jesteś informatykiem, administratorem sieci, przedstawicielem handlowym lub roznosicielem pizzy. Nowa arystokracja w globalnej wiosce tworzy się nie po kluczu krwi, ale na podstawie wiedzy, zasobności portfela, obycia w zinformatyzowanym świecie.
To widać zresztą po samym sposobie pisania tych tekstów: w „Chochołach” czy „Wiecznym Grunwaldzie” na pierwszy plan wychodzą bohaterowie – to są powieści przede wszystkim o nich, ich rozbudowany portret. A w „Burzy”? Tam przecież prawie nie ma „ludzi”, bohaterów pełnokrwistych, niejednoznacznych – oprócz Antosia, Wilguta i Ossowieckiego – a zamiast nich pojawiają się bohaterowie-ikony, cięte ze współczesnej hagiografii historycznej albo kronik popkultury: jak się pojawia Hitchcock, to oczywiście jowialny; jak Wojtyła, to święty; Lem – rzecz jasna genialny. Bez żadnej nieoczywistości. Znaczy, znając wizerunek Orwella z „naszego” świata (i to, czy stał przed wojną po jasnej czy ciemnej stronie mocy), można śmiało zgadywać, jak Parowski opisał go w „Burzy”. Z innymi bohaterami podobnie. To moim zdaniem literacka wada, ale też skąd się to bierze? Ano pewnie stąd, że Parowskiego jako pisarza nie obchodzą ludzie – a właśnie procesy, historia, to „tło”, które tu wychodzi na plan pierwszy. Zgodne to zresztą z lekcją klasycznej fantastyki socjologicznej, której był on najpierw wytrwałym krzewicielem, a teraz okazuje się pilnym (zbyt pilnym?) uczniem.
A Twardoch pisał na zamówienie Narodowego Centrum Kultury w 600. rocznicę bitwy – stąd Grunwald i Niemcy, obudowane jednak znaczeniami uniwersalnymi, które moim zdaniem można przypisywać nie tylko dualizmowi polsko-niemieckiemu. Gdyby NCK zdecydował się fetować Kłuszyn, byłaby pewnie Rosja i Wielki Step – ale rdzeń opowieści pozostałby raczej taki sam. To tak tytułem wyjaśnienia.
RW: No tak, ja to wiem, ale książka zostaje i żyje dłużej niźli dotacja z NCK, więc rozumiejąc zamysł dotacjodawcy, autor mógł jednak trochę jeszcze wywichnąć pomysł. Przecież przy cenzurze komunistycznej nie takie hołubce się odstawiało ponoć!
MF: Jeśli już mamy doszukiwać się archetypów, warto by przywołać jeszcze jedno nazwisko, które dotychczas się w rozmowie nie pojawiło. Niedawno ukazała się kolejna książka Andrzeja Stasiuka. Oczywiście autor „Dziennika pisanego później” nie tworzy powieści historycznych, jego domeną stały się opisy podróży, ale widać w nich obsesyjne próby zbliżenia się do naszej historii czy w ogóle polskości. Stasiuk szuka Polski na Bałkanach, ba, nawet robi z Polski Bałkany i jest to świeże spojrzenie problem, bo pozwala odnaleźć w naszym, zdawałoby się, tak dobrze znanym kraju, elementy widoczne dopiero dla kogoś patrzącego z zewnątrz.
Wypisałem sobie z „Fado” takie zdanie: „Żyjąc w swoich miasta i państwach, żyliśmy w nich pozornie, ponieważ były one dla nas bytami fikcyjnymi. […] Nasz świat był nierzeczywisty”. W „Dzienniku…” zaś czytamy: „Mój kraj przywykły do łomotu, do dziejowego wpierdolu, do krwiodawstwa, jak kania dżdżu wygląda masakry, czuwania, opłakiwania i funeberiów. A niech nas, kurwa, zabiją, żeby zapamiętali!”. Kapitalne stwierdzenia, dla mnie Stasiuk mógłby w ogóle darować sobie opisy albańskich wiosek. No właśnie, może podstawowym archetypem, nie tyle serwowanym przez autorów, co wyłaniającym się z ich twórczości, jest owo niezadowolenie z teraźniejszości i pragnienie solidnego mordobicia? Widać to w „Burzy”, może trochę wbrew intencjom autora – sielanka Parowskiego jest tak przesłodzona, że aż nierealna. Albo taki „Xavras Wyżryn”, realizacja marzenia wiecznej partyzantki. Mordobicie, nawet jeśli do niego nie dochodzi, jest wyraźnie widoczne, także we „Wrońcu”, „Wiecznym Grunwaldzie” czy „Wrześniu” Pacyńskiego.
RW: Pamiętam kiedyś dyskusję z Igorem Stokfiszewskim o tym, czy „Powstanie Warszawskie” Lao Che, jeden z pierwszych i chyba dotąd niedościgniony projekt rock-history, podtrzymywało fałszywy archetyp polskoromantyczny, czy raczej go rewidowało. Starałem się wykazać – nie wiem na ile skutecznie, że uciekając od klasycznego patosu, sienkiewiczowskiego ludu, w stronę punkowej szorstkości chłopacy uciekli chyba od drugiego bieguna – gombrowiczowskiego, czy generalniej bieguna nieufności i drwiny. Pośrodku udało im się tak w warstwie muzycznej jak i w warstwie przekazu wypełnić ten archetyp dość unikatowym miksem. Mnie więc nie do końca idzie o to, jakie to mamy archetypy narodowe, ale jaką treścią je wypełniamy. My – czytelnicy. W tym sensie wyrwanie się Paszka z mocy wielkiej matki i blutundboden wydaje mi się też takim wyjściem poza stały zestaw waty, jaką się wypełniają gotowe sztance fabularne w naszej literaturze. Natomiast nie zgadzam się, że to taki gwałtowny zwrot w stronę osobistej historii.
MF: Michał po prostu stara się sprowadzić wydane w ostatnim czasie książki do jakiegoś wspólnego mianownika, znaleźć łączące ich cechy.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

29 XII 2010   23:03:18

Suworow vel Rezun nie zgodziłby się z p. Wiśniewskim w kwestii wykorzystania wojsk spadochronowych.

30 XII 2010   13:33:20

Proszę przeczytać "Burzę" - co do zasady - być może Sowieci lub Niemcy byliby gotowi wykorzystać szerzej jednostki spadochronowe, ale tam jest mowa o desancie polskich spadochroniarzy na Berlin a tam Stauffenberg ze spiskowcami... NO tylko, że Stauffenberg w 1939 służył w 1 Dywizji Lekkiej jako rotmistrz więc skąd nagle miałby się wziąć w Berlinie wśród spiskowców? Poza tym nie słyszałem o zajęciu przez spadochroniarzy ośrodków miejskich wielkości Berlina, z małym Arnhem mieli kłopoty w 1944 a co dopiero z Berlinem.

31 XII 2010   10:55:31

Dziękuję, czeka na liście lektur do opracowania ;-) Mój komentarz odnosił się konkretnie do zdania, że "masowe użycie wojsk spadochronowych to wynalazek dużo późniejszy". Zazgrzytało mi z wyczytanymi u Suworowa informacjami o milionach spadochroniarzy gotowych do walki w Armii Czerwonej właśnie na przełomie lat 30-tych i 40-tych. Jak rozumiem z komentarza, był to po prostu skrót myślowy.

01 I 2011   21:27:03

Tu wchodzimy w szczegóły, bo to co pisze Suworow traktuję jako ciekawostkę, ale niekoniecznie dowiedzioną. Suworow ma ciekawy życiorys i zajmująco pisze, ale jednak historykiem nie jest, więc nawet gdyby moje zdanie nie było skrótem (a takim było, bo chodziło mi dokładnie o to, że w całej II R.P. nie dałoby się zebrać 1000 wyszkolonych spadochroniarzy w 1939) - informacja o możliwości użycia masowego wojsk spadochronowych wydaje mi się mocno przesadzona. Skoro było to możliwe w milionach to dlaczego sowieci ślęczący pod linią Mannerheima tygodniami nie zrzucili - już nie mówię, że miliona, ale chociażby 20 tysięcy tych spadochroniarzy na tyły Finów? A w "Burzy" mowa jest o desancie na ośrodek miejski wielkości Berlina.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Do księgarni marsz: Lipiec 2018
— Esensja

Nie oddzielam
— Miłosz Cybowski

Do księgarni marsz: Październik 2013
— Esensja

Entliczek-pentliczek, zajdlowy tomiczek
— Aleksandra Graczyk, Sławomir Graczyk, Agnieszka Szady

Nominacje do Książki Roku 2010
— Esensja

Prezenty świąteczne 2010: 100 książek, które powinny znaleźć się pod choinką
— Esensja

Kolejne 50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja

50 książek minionej dekady, które warto znać
— Esensja

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Gęsta proza historyczno-fantastyczna
— Konrad Wągrowski

Z tego cyklu

Kongres lemologiczny albo fiasko, czyli podróż czwarta
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Doktryna szoku
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Czy fantastyka potrzebuje publicystyki?
— Michał Cetnarowski, Michał Foerster

Tegoż twórcy

Niezłomny bojownik o komiks
— Konrad Wągrowski

Zanikanie, czyli rzecz o „Cudzych słowach”
— Mieszko B. Wandowicz

Kaplica w Berezie
— Sebastian Chosiński

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

O sześćdziesiąt dni za długo
— Beatrycze Nowicka

Wracać wciąż do domu
— Beatrycze Nowicka

Jądro szarości
— Sławomir Grabowski

Krótko o książkach: Opcja polska
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Tegoż autora

Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster

Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster

Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster

Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster

Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.