Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Predmestje
‹Brez naslova›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBrez naslova
Wykonawca / KompozytorPredmestje
Data wydania1977
NośnikWinyl
Czas trwania36:55
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Peter Gruden, Gabrijel Lah, Andrej Pompe, Aleksander Malahovsky, Janez Hvale
Utwory
Winyl1
1) Dež04:03
2) Sprehod05:10
3) Razmišljanje05:03
4) Oaza05:02
5) Brez besed07:17
6) Svit05:11
7) Sled Sonca05:08
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Na przedmieściach Lublany…

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Słoweńcy z grupy Predmestje.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Na przedmieściach Lublany…

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj Słoweńcy z grupy Predmestje.

Predmestje
‹Brez naslova›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBrez naslova
Wykonawca / KompozytorPredmestje
Data wydania1977
NośnikWinyl
Czas trwania36:55
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Peter Gruden, Gabrijel Lah, Andrej Pompe, Aleksander Malahovsky, Janez Hvale
Utwory
Winyl1
1) Dež04:03
2) Sprehod05:10
3) Razmišljanje05:03
4) Oaza05:02
5) Brez besed07:17
6) Svit05:11
7) Sled Sonca05:08
Wyszukaj / Kup
Lata 70. ubiegłego wieku były najlepszym okresem dla rocka jugosłowiańskiego. Praktycznie każda republika kraju rządzonego przez marszałka Josipa Broz-Tito doczekała się wówczas zespołów, których dokonania artystyczne w niczym poziomem i pomysłowością nie odbiegały od gwiazd z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Wystarczy wspomnieć serskie formacje Smak, Pop Mašina, Korni, YU Grupa, Dah, Gordi, Riblja Čorba, Igra Staklenih Perli, bośniackie Bijelo Dugme i Indexi, chorwacki Parni Valjak czy słoweńskie Oko, Buldožer i Izvir. Nie można również zapomnieć o bohaterach dzisiejszej edycji „Non Omnis Moriar”, czyli grupie Predmestje, która powstała w 1975 roku w słoweńskiej stolicy, Lublanie. Liderem grupy od początku jej istnienia był klawiszowiec Andrej Pompe i on jako jedyny dotrwał w jej składzie do samego końca, który nastąpił siedem lat później. Poza nim pierwszy skład zespołu tworzyli: gitarzysta i wokalista Peter Gruden, basista Gabrijel Lah, saksofonista Aleksander Malahovsky oraz bębniarz Janez Hvale. Właśnie ta piątka weszła we wrześniu 1976 roku do lublańskiego studia Akademik, aby zarejestrować materiał na debiutancki longplay.
Był to okres świetności muzyki progresywno-jazzrockowej. Wciąż świetnie trzymała się brytyjska scena Canterbury (i takie formacje, jak Soft Machine, Nucleus, National Health, Henry Cow, Centipede, Brand X, Camel), apogeum popularności osiągały kapele zza Oceanu (Mahavishnu Orchestra, Weather Report, Return to Forever), ale i w Krajach Demokracji Ludowej nie brakowało pozytywnych przykładów, jak chociażby polskie Laboratorium, Extra Ball i SBB, czeskie Jazz Q Praha, Energit, Impuls oraz Bohemia. Dlaczego więc w Jugosławii miałoby być inaczej?! Debiut Predmestja wydany został w 1977 roku przez PGP RTB, czyli wytwórnię płytową należącą do belgradzkiego koncernu radiowo-telewizyjnego, pod tytułem „Brez naslova”. Tej firmie grupa, chociaż dość często zmieniał się jej skład, pozostała zresztą wierna do końca swego istnienia; pod szyldem serbskiego wydawcy ukazały się bowiem jeszcze trzy albumy Słoweńców.
Płyta jest – biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy – krótka, liczy zaledwie trzydzieści siedem minut. Ale przyglądając się w tej rubryce zapomnianym albumom nagranym przez od dawna nieistniejące formacje, przekonaliśmy się niejednokrotnie, że nie w ilości (a raczej nie w długości trwania) tkwi ich siła. Podobnie jest w przypadku „Brez naslova”. Stronę A winylowego krążka otwiera „Dež” – motoryczny blues-rock z uparcie powtarzanym motywem gitarowym (co jednak wcale nie przeszkadza, bo sam motyw jest nadzwyczaj przyjemny dla ucha). To zresztą jedyny utwór – notabene autorstwa Pompego – w którym gitara elektryczna odgrywa tak istotną rolę. Skomponowany przez Laha „Sprehod” zaczyna się od wybornej partii fortepianu elektrycznego (piano Rhodesa), do którego po kilkudziesięciu sekundach dołącza gitara, by razem stworzyć niezapomniany duet. Smaku dodają jeszcze kapitalne, bardzo subtelne wokalizy, które z miejsca przywodzą na myśl jazzrockowe dokonania Marka Grechuty z zespołem WIEM. Chcąc komuś zaprezentować najklasyczniejszy przykład balladowego fusion, można by bez najmniejszych wątpliwości odpalić mu ten właśnie numer Słoweńców.
Dalej następuje pozbawione wokalu „Razmišljanje”, które – zgodnie z tytułem – ma przede wszystkim skłonić do refleksji. Udaje się to w dużej mierze dzięki wysublimowanym partiom dwóch instrumentów: mellotronu oraz fortepianu elektrycznego (na obu zagrał Pompe). Całość brzmi zaś jak nieco stonowana wersja Return to Forever, względnie Weather Report. W odmienny nastrój wprowadza natomiast słuchaczy motoryczna, chociaż wcale nie oparta na brzmieniach gitarowych, „Oaza”. Tu na plan pierwszy wybija się saksofon (Aleksander Malahovsky ma wreszcie zajęcie!), któremu tło budują syntezatory i piano Rhodesa. W warstwie instrumentalnej jest trochę mroczno, ale gdy dochodzi wokal Petera Grudena atmosfera zdecydowanie się przejaśnia, zmierzając ku klimatom z okolic Camela. Po przełożeniu albumu na stronę B w pierwszej kolejności zespół proponuje, skomponowany właśnie przez wokalistę, numer „Brez besed”. To jeszcze jedna porcja doskonałego jazz-rocka, w którym znajduje się miejsce na eksponowane partie (trudno jednak nazwać je klasycznymi solówkami) saksofonu, gitary i fortepianu. Idealnie dobrane proporcje sprawiają, że muzykom z Lublany udaje się zrównoważyć zakusy typowo rockowe z wycieczkami w kierunku stonowanego popem jazzu.
Delikatny fortepianowo-syntezatorowy „duet” otwiera kolejną kompozycję – „Svit”, w której zespół chwali się nieco większym rozmachem aranżacyjnym. Osiąga go dzięki wykorzystaniu wygenerowanych przez syntezatory smyczków, dzięki czemu brzmi trochę jak wczesne wcielenie Kombi, gdy zespół Sławomira Łosowskiego nie stronił od stylistyki fusion. Całość zamyka numer „Sled Sonca”, którym Predmestje powraca do jazz-rocka spod znaku Chicka Corei i jego nieśmiertelnego Return to Forever, chociaż znawcy tematu mogą usłyszeć w im także inspiracje praskim Jazz Q Martina Kratochvíla, który grał na tej samej co Pompe wersji fortepianu elektrycznego. Numer ten pięknie się zresztą rozkręca, a „pieprzu” dodają mu partie saksofonu i mellotronu. Dotarłszy do finału, można jedynie ze smutkiem zapytać: Dlaczego tak krótko? Czemu debiut Słoweńców nie był na przykład wydawnictwem dwupłytowym? Z drugiej strony należy im się jednak wdzięczność za te niespełna trzydzieści siedem minut absolutnie wyjątkowej i porywającej muzyki, która – bez dwóch zdań – prezentuje poziom światowy.
Po publikacji „Brez naslova” Predmestje przeżyło pierwszy poważny wstrząs personalny; z zespołem rozstali się bowiem Malahovsky i Hvale. Na ich miejsce Andrej Pompe przyjął perkusistę Tonego Dimnika (wcześniej w grupach Oko i Buldožer) oraz saksofonistę Ladislava Jakšę (który udzielał się w formacjach Vrijeme i Zemlja oraz Jutro). W tym zestawieniu zarejestrowano drugi album – „Danes, včeraj in…” (1979), po którym nastąpiło kolejne, jeszcze gruntowniejsze, przemeblowanie składu. W efekcie sporów w pewnym momencie Pompe został zupełnie sam. Chcąc jednak zachować Predmestje przy życiu, nakłonił do współpracy muzyków jazzrockowego zespołu Izvir, których znał doskonale z wydanej przez nich w 1977 roku płyty (zatytułowanej po prostu „Izvir”). Z zaproszenia skorzystali wokalista Marko Bitenc, gitarzysta Slavko Lebar, basista Marjan Lebar oraz bębniarz Andrej Petković, do których dołączył jeszcze trębacz i saksofonista Jernej Podboj. To wcielenie Predmestja pozostawiło po sobie dwie płyty: „Hazard” (1980) oraz „Kamasutra” (1982). Ostatnia z wymienionych niewiele miała już wspólnego z muzyką fusion, trudno się więc dziwić dotychczasowym fanom, że stopniowo zaczęli odwracać się od swoich ulubieńców.
Ostatecznie doprowadziło to do rozpadu grupy, choć jeszcze w tym samym 1982 roku nagrała ona utwory, które pojawiły się na krążku „Beat’n’c”, sygnowanym już jednak jedynie nazwiskiem wokalisty Marko Bitenca. W kolejnych latach Andrej Pompe zasilił popowy zespół Panda, Janez Hvale odnalazł się w grającym równie błahą i niezobowiązującą muzykę Dvanajsto Nadstropje, natomiast Aleksander Malahovsky związał się artystycznie z wokalistą i gitarzystą Tomažem Domiceljem, którego zainteresowania lokowały się w okolicach akustycznego bluesa, a później pop-rocka. Gruden z kolei został realizatorem dźwięku i w tej roli odpowiadał za stworzenie co najmniej kilkudziesięciu albumów różnych wykonawców.
koniec
7 lutego 2015
Skład:
Peter Gruden – śpiew, gitara elektryczna
Gabrijel Lah – gitara basowa
Andrej Pompe – fortepian elektryczny, syntezatory, mellotron
Aleksander Malahovsky – saksofon
Janez Hvale – perkusja

Komentarze

10 II 2015   00:07:14

Fajnie, że w tej rubryce pojawiło się coś z Bałkanów. Ostatnio, chyba po trosze dzięki inicjatywie Yugoton muzyka bałkańska przeżywa w Polsce drugą młodość. Przez płyty "Yugopolis", czy koncerty można sobie przypomnieć takie zespoły jak np. Parni Valjak czy Bajaga i Instruktori.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.