Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Embryo
‹Bremen 1971›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBremen 1971
Wykonawca / KompozytorEmbryo
Data wydania2003
Wydawca Garden of Delights
NośnikCD
Czas trwania55:38
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hansi Fischer, Ralph Fischer, Edgar Hofmann, Christian Burchard, Al Jones
Utwory
CD1
1) Try to Be10:32
2) Time: a) You Can’t Wait / b) Evas Nuvola10:11
3) Tausendfüßler08:28
4) Spain Yes, Franco Finished26:26
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Gimnazjalny egzamin radiowy

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (po raz czwarty) krautrockowa legenda – Embryo.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Gimnazjalny egzamin radiowy

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (po raz czwarty) krautrockowa legenda – Embryo.

Embryo
‹Bremen 1971›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBremen 1971
Wykonawca / KompozytorEmbryo
Data wydania2003
Wydawca Garden of Delights
NośnikCD
Czas trwania55:38
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hansi Fischer, Ralph Fischer, Edgar Hofmann, Christian Burchard, Al Jones
Utwory
CD1
1) Try to Be10:32
2) Time: a) You Can’t Wait / b) Evas Nuvola10:11
3) Tausendfüßler08:28
4) Spain Yes, Franco Finished26:26
Wyszukaj / Kup
To były prawdziwie szalone lata! I szalona, wymykająca się wszelkim ograniczeniom powstawała wówczas muzyka. Christian Burchard zaczynał karierę jako jazzowy wibrafonista (co dokumentuje album „For Eva” zawierający nagrania z 1967 roku), aby następnie – założywszy zespół Embryo – nie rezygnując z inspiracji jazzowych, przejść na pozycje zdecydowanie bardziej rockowe, psychodeliczne i progresywne. Ewolucję tę można dostrzec na pierwszych longplayach monachijskiej formacji – „Opal” (1970) oraz „Embryo’s Rache” (1971) – dzięki którym zapisała się ona już na stałe w historii krautrocka. Nie oddawały one jednak w stu procentach zmian, jakie stopniowo dokonywały się w stylistyce grupy. By zdać sobie z nich sprawę, należy sięgnąć po nagrania koncertowe Embryo z tamtych, pionierskich czasów. Stało się to możliwe dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy światło dzienne ujrzały krążki wydane przez specjalizującą się w starociach wytwórnię Garden of Delights z Bochum: „Bremen 1971” (2003) oraz „Wiesbaden 1972” (2008). Dzisiaj przyjrzymy się bliżej tej pierwszej.
Po nagraniu „Embryo’s Rache” zespół Christiana Burcharda ruszył w trasę koncertową. Obejmowała ona miasta większe i mniejsze, duże sale koncertowe, małe kluby, a nawet – choć dzisiaj może się to wydawać nieprawdopodobne – szkolne aule. Tak było chociażby w przypadku występu w Bremie, który odbył się 23 września 1971 roku w Gimnazjum przy Leibnizplatz. Został on zarejestrowany przez lokalną rozgłośnię radiową i wyemitowany w ramach cyklu „Jazz Live”. Potem na ponad trzy dekady trafił do archiwum, z którego został wydobyty przed piętnastoma laty. I była to decyzja ze wszech miar słuszna. Zawarty na płycie materiał prezentuje Embryo może nie u szczytu kariery (wszystko, co najlepsze, było bowiem jeszcze przed Burchardem i jego kompanami), ale na pewno w doskonałej formie. Dla wielbicieli psychodelicznego krautrocka to prawie godzina niezwykłych wrażeń, rozbudowanych form o jazzrockowej proweniencji oraz bardzo emocjonalnych improwizacji.
Formacja ruszyła w trasę latem 1971 roku w niemal tym samym składzie, w jakim nagrała „Embryo’s Rache”. Poza grającym na perkusji Burchardem znaleźli się w nim jeszcze saksofonista i skrzypek Edgar Hofmann oraz flecista Hansi Fischer; miejsce basisty Romana Bunki zajął natomiast Ralph Fischer, który nie był w żaden sposób spowinowacony z Hansim. Ale to jeszcze nie wszyscy. Na scenie pojawił się bowiem także piąty muzyk – urodzony w Niemczech w 1951 roku czarnoskóry gitarzysta Al(fred) Jones (z pochodzenia Amerykanin). Był to jego jedyny kontakt artystyczny z Embryo. Rok później pojawił się już w szeregach jazzrockowego Sinto (longplay „Right on Brother”, 1972), a następnie stanął ma czele własnego zespołu bluesowego. Słuchając koncertu z Bremy, ani przez moment jednak nie da się odczuć, że jest w szeregach grupy elementem obcym, nieprzystającym do niej. Przeciwnie! Wkomponował się w nią idealnie, co na pewno ułatwiał fakt, że grając na żywo, zespół stawiał przede wszystkim na improwizacje, unikając – jak diabeł święconej wody – literalnego odgrywania kompozycji znanych z wersji studyjnych.
W repertuarze występu w Bremie, a przynajmniej w tej jego części, jaka trafiła na płytę (całkiem zresztą możliwe, że to całość), znalazły się cztery utwory, których odpowiedniki studyjne znalazły się na „Embryo’s Rache”. Czy są to jednak te same numery? Odpowiedź „tak” byłaby mimo wszystko bardzo ryzykowna. Bo cóż może mieć wspólnego ze sobą nieco ponad dwuminutowe „Try to Be” zarejestrowane w studiu Dietera Dierksa w Stommeln z noszącą ten sam tytuł dziesięciominutową (z nawiązką) kompozycją wykonaną w Bremie? Tym bardziej że w zasadzie pierwsze pół godziny koncertu to psychodeliczno-progresywna i jazzrockowa suita, jedynie umownie podzielona na trzy części. Utwory te nie tylko zazębiają się, lecz również formalnie wyrastają z tego samego pnia, pojawiają się w nich wspólne wątki, rozwijane przez poszczególnych instrumentalistów. Kto natomiast melorecytuje, pokrzykuje i śpiewa – trudno ocenić. Z opisu płyty to nie wynika, chociaż wcześniejsza praktyka podpowiadałaby, że mogą to być Hansi Fischer i Christian Burchard.
„Try to Be” otwiera płytę – i jest to nadzwyczaj udany, mocny, rockowy początek, zasysający jak najlepsza psychodelia i wbijający w fotel jak najambitniejszy progres. Czegóż chcieć więcej? Burchard i Ralph Fischer od pierwszych sekund narzucają szybkie, motoryczne tempo, do którego dopasowują się improwizujący na całego soliści – Edgar Hofmann i Hansi Fischer. Ręce pełne roboty ma zwłaszcza ten pierwszy, który po pojawiającej się w części pierwszej partii skrzypiec, natychmiast „przesiada” się na saksofon, który dominuje w części drugiej. Pomiędzy przez chwilę stonowany dialog prowadzą ze sobą flecista i gitarzysta, choć tak naprawdę ten ostatni będzie musiał jeszcze dość długo poczekać na swoje „pięć minut”. Zna on jednak swoje miejsce w szeregu i pozostaje lojalny wobec pozostałych muzyków. Po płynnym przejściu w „Time” do głosu dochodzi Hansi Fischer, który jednak po chwili ustępuje miejsca saksofonowi Hofmanna. Jego jazzowa partia zbudowana jest na energetycznym rockowym fundamencie sekcji rytmicznej. W dalszej części robi się z kolei – za sprawą Hansiego – bardzo etnicznie, co można odebrać jako zapowiedź tego, w jakim kierunku Embryo ma zamiar podążyć w niedalekiej przyszłości (zwłaszcza po nawiązaniu współpracy z Charliem Mariano).
„Time” wieńczy solowy popis Burcharda, który jest jednocześnie pomostem do trzeciego w kolejności „Tausendfüßler”. Christian ani na moment nie zwalnia tempa, za to jego koledzy starają się robić wszystko, co możliwe, aby udowodnić, że nie jest im obce melodyjne granie. Podczas dialogu saksofonowo-fletowego ręce same składają się do oklasków. Zarówno Hofmann, jak Hansi Fischer wiedzą bowiem, jak budować napięcie i angażować słuchacza emocjonalnie. Dopiero po tym utworze Embryo pozwala sobie na chwilę przerwy przed odpaleniem kolejnej petardy w postaci dwudziestosześciominutowego „Spain Yes, Franco Finished” (to o piętnaście minut dłużej niż w przypadku wersji studyjnej). Czym zespół „nabił” czas? Ponownie porywającymi improwizacjami, w których tym razem prym wiodą skrzypce, co jakiś czas zresztą wdające się w intrygujące dialogi z fletem Hansiego. Do tego dochodzą jeszcze dwie partie solowe – perkusji i (wreszcie!) gitary Ala Jonesa. Amerykanin, dotąd nie wychodzący z cienia Fischera i Hofmanna w końcu może udowodnić swą przydatność.
I robi to w sposób porywający. Jego pełna werwy solówka to jeden z najciekawszych punktów całego koncertu (i zarazem płyty). Żałować tylko można, że nie pozwolono mu na więcej, ograniczając tym samym jego niezaprzeczalną kreatywność połączoną z doskonałym rzemiosłem. Ostatnie minuty to stopniowe wyciszanie emocji. A kiedy wydaje się już, że jedyne, czego możemy się jeszcze spodziewać, to ukołysanie do snu – Embryo po raz ostatni stawia słuchaczy na równe nogi. Że też mieli jeszcze siły (głównie zaś Burchard, który nie oszczędzał się nawet przez moment), aby w finale zaskoczyć tak mocnym uderzeniem! „Embryo’s Rache” było naprawdę sporym sukcesem artystycznym, a mimo to materiał z Bremy zdołał przebić studyjne dokonania zespołu. Na scenie grupa Burcharda zamieniła się bowiem w rasowy krautrockowy band na miarę Amon Düül II, Hanumana czy też zafascynowanego brzmieniem Deep Purple wczesnego Eloy.
koniec
27 stycznia 2018
Skład:
Hansi Fischer – flet, głos
Edgar Hofmann – saksofon sopranowy, skrzypce
Al Jones – gitara elektryczna
Ralph Fischer – gitara basowa
Christian Burchard – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.