Pamięci gruzińskich wojowników
[Siergiej Paradżanow „Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa” - recenzja]
I chociaż po kilkunastoletnim okresie przymusowego odpoczynku od kamery filmowej Paradżanow miał w swoich szufladach prawie dwadzieścia gotowych do realizacji scenariuszy, tym razem musiał oprzeć się na tekście przygotowanym przez kogoś innego, a mówiąc konkretnie – przez Ważę Gigaszwilego. Wcześniej miał on na koncie zaledwie kilka prac, między innymi dramat z życia alpinistów „Wierszyna” (1976) Meraba Kokoczaszwilego oraz dramat ekologiczny „Zielionyj ostrow nadieżdy” (1978) Omara Gwasaliji. Po realizacji „Legendy…” jego kariera nabrała chwilowego przyspieszenia, aby około 1990 roku gwałtownie wyhamować. Przypomniał o sobie dopiero przed dziesięciu laty, pisząc scenariusz do historycznego eposu Giuli Czochonelidzego „Antimoz z Iwerii”. Zupełnie inaczej ułożyła się natomiast kariera operatora Jurija Klimienki (rocznik 1944). Siergiej Josifowicz zatrudnił Rosjanina z poręki Gieorgija Danieliji, który poznał go na planie dramatu „
Łzy płynęły” (1982). Ostatnio natomiast Klimienko współpracował z Aleksiejem Uczitielem („
Zakładnik”, 2008; „
Na końcu świata”, 2010) oraz Stanisławem Goworuchinem („
Pasażerka”, 2008). Nobilitacją dla Paradżanowa był także fakt, że ścieżkę dźwiękową do jego filmu stworzył Dżansug Kachidze (1936-2002), cieszący się dużą popularnością w Gruzji kompozytor, dyrygent i pieśniarz, przez dwa lata swojej kariery związany również z Łodzią (1971-1973).
Głównym bohaterem obrazu Paradżanowa, dedykowanego „pamięci gruzińskich wojowników, którzy w różnych epokach oddali swoje życie za wolność ojczyzny”, jest młody żołnierz Durmiszchan. Za zasługi dla księcia zostaje zwolniony z przysięgi podległości; może teraz udać się, dokąd zechce. Mężczyzna pragnie zaś dorobić się majątku; chce wrócić jako człowiek bogaty, aby zapewnić sobie, swej ukochanej i ewentualnemu potomstwu godne życie. Przed odjazdem prosi Wardo (Guliswardi), aby cierpliwie na niego czekała. Przekonany, że los będzie mu sprzyjał, rusza w podróż. Ale już na samym jej początku okazuje się, że nie każdemu, kto podaje się za przyjaciela, można ufać. Zdradza go władca, który wysyła za Durmiszchanem umyślnego z żądaniem oddania konia, mimo że dzień wcześniej przy świadkach uroczyście mu go podarował. W drodze nieulękły śmiałek spotyka zmęczonego życiem Nodara Zalikaszwilego (Osmana-Agę), a jego opowieść wstrząsa nim do głębi. Kto wie, czy snuta przez nobliwego starca historia – o miłości do ojczyzny (Gruzji), wiary (chrześcijaństwa) i drugiego człowieka – nie jest najbardziej wzruszającym fragmentem dzieła. W każdym razie Durmiszchan daje się uwieść i zostaje u boku Nodara; razem docierają do nadmorskiego miasta Gułanszaro, od tej pory też wspólnie prowadzić będą interesy handlowe.
Z biegiem czasu młody wojownik staje się kupcem w sile wieku. Zapomniawszy o przyrzeczeniu danym Wardo, zakłada rodzinę. Dopiero gdy małżonka informuje go o tym, że jest w ciąży i wybrała już nawet imię dla dziecka – Zurab dla chłopca, a Guliswardi dla dziewczynki – Durmiszchan przypomina sobie o swej dawnej ukochanej. Ona tymczasem wciąż wypatruje jego powrotu, wypytuje podróżnych, modli się do świętych i składa ofiary; decyduje się nawet na wizytę u wróżki, chce się od niej dowiedzieć, jak ma teraz żyć, samotna, porzucona. Kiedy stara wróżka umiera, Guliswardi zajmuje jej miejsce. Pewnego dnia składa jej wizytę kobieta w ciąży; Wardo rozpoznaje w mieszkance Surami żonę Durmiszchana, przepowiada jej, że urodzi syna Zuraba. Po latach on także trafia przed oblicze byłej narzeczonej swojego ojca. Przyjeżdża jako wysłannik cara, który chce się dowiedzieć, dlaczego nikomu nie udaje się odbudować Twierdzy Suramskiej – co mury zostają od nowa wzniesione, to po jakimś czasie rozpadają się w proch. Guliswardi odpowiada, że jest tylko jeden ratunek – należy zamurować w nich złoto. Ale nie kruszec, lecz pięknego, wysokiego i niebieskookiego młodzieńca. Wypisz, wymaluj – Zuraba. Chłopak właściwie odczytuje przesłanie wróżki i natychmiast podejmuje decyzję. Mimo rozpaczy matki, pragnie poświęcić się dla ojczyzny. Zemsta, choć po wielu latach, w końcu się dopełnia.
Historia przedstawiona w „Legendzie o Twierdzy Suramskiej” ma olbrzymi potencjał. Nie został on jednak, niestety, w pełni wykorzystany. Przyczyn tego było zapewne kilka. Paradżanow nie mógł przecież liczyć na stworzenie mu komfortowych warunków na planie. Budżet, jakim dysponował, też nie robił wrażenia, co zresztą widać wyraźnie na ekranie. Wymykająca się wszelkim ograniczeniom i zakazom wyobraźnia reżysera tym razem parokrotnie pokonana została przez względy natury materialnej. Nie zawsze udało się bowiem dotrzeć do odpowiednich plenerów, niekiedy nie zachowano konsekwencji w przygotowaniu dekoracji (różniące się od siebie budowle grają tę samą, tytułową twierdzę), nadbrzeże w Gułanszaro jest pokryte asfaltem, a w tle rysują się kontury jak najbardziej współczesnych statków. Niby szczegóły, ale przykuwają uwagę i denerwują. Mimo to film zachowuje klimat typowy dla poprzednich dzieł Siergieja Josifowicza; jest w nim ta sama magia, która urzekała już w „
Cieniach zapomnianych przodków” oraz „
Barwach granatu”. Paradżanow po raz kolejny zrezygnował z klasycznej linearnej narracji; „Legenda…” bardziej przypomina więc zbiór nowel, które dopiero po dotarciu do finału układają się w pełen feerii barw i emocji oniryczno-surrealistyczny obraz. Jego piękno polega przede wszystkim na wspaniałym, bliskim sztuki malarskiej komponowaniu scen. Wystarczy rzucić okiem na wycięte z filmu kadry, by zrozumieć, jak bardzo w swojej pracy reżyserskiej Siergiej Josifowicz inspirował się plastyką.
Na początku i końcu drogi
W roli młodziutkiej Wardo (Guliswardi) Paradżanow obsadził dwudziestodwuletnią studentkę tbiliskiego Państwowego Instytutu Teatru i Kina imienia Szoty Rustawelego Leilę Alibegaszwili, dla której był to zresztą jedyny znaczący występ przed kamerą w karierze. Zupełnie inaczej niż dla Sofiko Cziaureli („
Barwy granatu”), która wcieliła się w dojrzałą już bohaterkę. W roli starej wróżki pojawiła się natomiast jej matka, a jednocześnie żona Michaiła Cziaureliego, Weriko Andżaparidze (1897-1987), pięć lat po śmierci uznana przez wydawnictwo „Who is Who” jedną z dziesięciu najwybitniejszych aktorek XX wieku. W kinie występowała od 1925 roku, najczęściej w obrazach swego męża („Posliednij maskarad”, 1934; „Arsen”, 1937; „Gieorgij Saakadze”, 1942-1943; „Upadek Berlina”, 1949; „Otarowa wdowa”, 1957; „Powiest’ ob odnoj diewuszkie”, 1960; „Gienierał i margaritki”, 1963; „Inyje nynczie wriemiena”, 1965). Ale ma także na koncie, już u schyłku swej kariery, kreację w słynnej „Pokucie” (1984) Tengiza Abuładzego, która powstawała zresztą w tym samym czasie co „Legenda o Twierdzy Suramskiej”. Zdradziecki Durmiszchan ma natomiast twarz, urodzonego w 1953 roku w Tbilisi, Zuraba Kipszydzego, który na ekranie zadebiutował zaledwie jako trzynastolatek w dramacie historycznym Gieorgija Szengełaji „On ubiwat’ nie chotieł”. W czasie studiów aktorskich w moskiewskim Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK) zagrał w „Trzeciej córce” (1974) swego opiekuna Siergieja Gierasimowa. Gdy jednak otrzymał dyplom, wrócił do Gruzji i od tamtej pory grywa głównie w filmach produkowanych na Kaukazie. W 1985 roku pojawił się na przykład w tytułowej roli w historycznym eposie Gugulego Mgeładze i Giuliego Czochonelidze „Bagration”, który można potraktować jako idealne uzupełnienie „Wojny i pokoju”. Od czasu do czasu przypominają sobie o Kipszydzem także reżyserzy rosyjscy; stąd między innymi jego udział w „
Cudzie” (2009) Aleksandra Proszkina.
W roli syna Durmiszchana, Zuraba, Siergiej Josifowicz obsadził dwudziestosześcioletniego Lewana Uczanejszwilego, dzisiaj bardziej chyba znanego w Stanach Zjednoczonych (z charakterystycznych epizodów), niż w rodzinnej Gruzji. Po ukończeniu Instytutu imienia Rustawelego zahaczył się on w istniejącym przy wytwórni „Gruzja-film” Teatrze Aktora Kinowego. Przełomem w jego karierze okazała się rola w telewizyjnej koprodukcji amerykańsko-węgierskiej „Stalin” (1992) Ivana Passera, w której zagrał Łazara Kaganowicza. Krótko potem przeprowadził się do Stanów Zjednoczonych, gdzie zagrał w kilkunastu serialach (między innymi w „Archiwum X”, „J.A.G.”, „Millenium”, „L.A. Heat”) oraz filmach kinowych, między innymi tak głośnych, jak „Dzień niepodległości” (1996) Rolanda Emmericha, „Air Force One” (1997) Wolfganga Petersena, „Blade – wieczny łowca” (1998) Stevena Norringtona czy „25. godzina” (2002) Spike’a Lee. Od początku XXI wieku coraz częściej też wraca do Rosji, ale grywa tam niewiele – co najwyżej warto wspomnieć o dramacie politycznym Pawła Łungina „Oligarcha” (2002) oraz opartym na powieści Aleksandra Bielajewa przygodowym miniserialu „Człowiek ryba” (2004) Aleksandra Atanesiana.
Jedyna osoba, której Paradżanow przystępując do pracy nad „Legendą o Twierdzy Suramskiej”, mógł się na planie filmowym nieco obawiać, był Dodo (Dawid) Abaszydze. Wytwórnia „Gruzja-film” przeforsowała jego kandydaturę na współreżysera dzieła, a tak naprawdę chodziło jej o to, aby trzymał on rękę na pulsie, gdyby produkcja zaczęła zmierzać w niepożądanym kierunku. Służyło to zresztą nie tylko uspokojeniu kierownictwa studia, ale przede wszystkim władz Goskina, które wciąż nie ufały Siergiejowi Josifowiczowi. Abaszydze był na Kaukazie człowiekiem instytucją, aktorem o ogromnym doświadczeniu, który miał szczęście podpatrywać przy pracy reżyserów tego formatu, co Tengiz Abuładze („Osiołek Magdany”, 1955; „Drzewo pragnień”, 1977), Rezo Czcheidze („Osiołek Magdany”, 1955; „Morskaja tropa”, 1962), Leo Esakija („Baszi-Aczuk”, 1956), Dawid Kandelaki („Dwie siemji”, 1958), Otar Ioseliani („Listopad”, 1966), Gieorgij Szengełaja („On ubiwat’ nie chotieł”, 1966; „Pirosmani”, 1969), Gieorgij Danielija („Nie smuć się!”, 1968) czy Gieorgij Kałatozow („Sibirskij died”, 1973). Na początku lat 80. praktycznie wycofał się z zawodu; współpraca z Siergiejem Josifowiczem oznaczała więc dla niego z jednej strony miłą odmianę, z drugiej jednak – szansę na naprawdę wystrzałowe zwieńczenie kariery. Duet Paradżanow-Abaszydze sprawdził się do tego stopnia, że obaj panowie nakręcili wspólnie jeszcze jedno dzieło – opartego na poemacie Michaiła Lermontowa „Aszika Keriba” (1988). Ale o tym opowiemy następnym razem.