Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Porażki i sukcesy A.D. 2011

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
To już jedenaste wydanie naszej redakcyjnej dyskusji podsumowującej filmowy rok, a drugi raz jest to tekst uzupełniający zestaw rozmów poświęconych konkretnym filmom. Cóż więc nas najbardziej zadziwiło w czasie filmowego roku 2011? Czego oczekujemy po roku końca świata??

Piotr Dobry, Łukasz Gręda, Mateusz Kowalski, Karol Kućmierz, Joanna Pienio, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Porażki i sukcesy A.D. 2011

To już jedenaste wydanie naszej redakcyjnej dyskusji podsumowującej filmowy rok, a drugi raz jest to tekst uzupełniający zestaw rozmów poświęconych konkretnym filmom. Cóż więc nas najbardziej zadziwiło w czasie filmowego roku 2011? Czego oczekujemy po roku końca świata??
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Zaczniemy jak zwykle od szybkiej impresji: proszę o scenę filmową, która najbardziej zapadła Wam w pamięć w 2011 roku. Dla mnie będzie nią planeta Melancholia unicestwiająca naszą planetę w wizji von Triera…
Łukasz Gręda: Kolacja wieńcząca „Kolejny rok”. Mike Leigh w przejmujący sposób pokazał narastające osamotnienie bohaterki, a w konsekwencji jej śmierć dla świata, która przeszła niezauważanie, przy akompaniamencie sztućców i radosnego brzęku kieliszków. Na samo wspomnienie robi się ciężko na sercu.
Karol Kućmierz: Mógłbym wymienić we fragmentach prawie całego „Szpiega”, ale zadowolę się mistrzowską sceną w kafejce na Węgrzech – napięcie sięga zenitu, a niemal nic się nie dzieje.
Kamil Witek: Otwierająca scena z „Somewhere. Między miejscami” Sofii Coppoli. Bezcelowa jazda w kółko sportowym ferrari od razu przywołała mi na myśl duchotę własnego życia podobną do tej z „Osiem i poł” Felliniego…
Klara Łabacz: Jeśli chodzi o pojedyncze sceny, to może finał „Do szpiku kości"? W „Skórze, w której żyję” widzę silne myślenie sekwencjami, ale w tym przypadku też musiałabym opowiedzieć całość. (Skądinąd, ciekawy jest odbiór tego filmu – to częste zniesmaczenie, niezrozumiałe dla mnie zupełnie). Filmem, przy którym można by się licytować na najlepsze sceny, byłby „Scott Pilgrim”, gdyby dystrybutor wprowadził go do kin…
Piotr Dobry: Bezdyskusyjnie scena wieńcząca „Czarnego łabędzia”.
Mateusz Kowalski: Zaniżając poziom górnolotnej dyskusji – „Tiptoe Through the Window” z „Naznaczonego”. Po pierwsze: wielkie oczy z powodu poczucia humoru twórców, jak i duchów; po drugie: poczucie totalnego obłędu, po trzecie: chory uśmiech na twarzy bezczelnie utrzymujący się do końca seansu, bo wybijał z rytmu. Właściwie nie wiem, czy uznać to za sukces, czy porażkę – chyba ani jedno ani drugie, bo mam zupełnie innych kandydatów na te dwa miejsca…
Patrycja Rojek: U mnie z kolei będzie to „Kieł” Giorgosa Lanthimosa i scena, w której bezimienna, starsza córka wybija sobie tytułowy ząb. W moim odbiorczym doświadczeniu: 60 sekund gwałtownego, przeszywającego, czysto fizycznego bólu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Joanna Pienio: Wszystkie sceny z Garym Oldmanem w „Szpiegu”, a zwłaszcza końcowa, bo stanowi świetne uwieńczenie filmowych poczynań Smileya. Z polskich akcentów, w głowie nadal pobrzmiewa mi finał „80 milionów"… Znalazłoby się jeszcze kilka scen – to był naprawdę udany rok.
Konrad Wągrowski: Okej, zaczęliśmy od impresji, teraz przejdźmy do podsumowań. Patrząc na listę naszych filmów roku, wydaje mi się, że można zaryzykować twierdzenie (hehe, podwójne zawahanie), że był to rok autorski. Najgłośniejsze filmy zrobili twórcy o uznanych nazwiskach i rozpoznawalnym stylu – Lars von Trier, Nicolas Winding Refn, bracia Coen, Tomas Alfredson, Darren Aronosfsky… Swoją drogą niezła inwazja Skanydynawów…
Łukasz Gręda: Zdecydowanie, do tego grona warto doliczyć Solondza, Cronenberga, Arnold, braci Dardenne, Allena i wielu innych. Co ciekawe większość z nich zaproponowała coś nowego. Kto by pomyślał, że Cronenberg wyreżyseruje kiedykolwiek film kostiumowy? Nawet „Chłopiec z rowerem”, choć z pozoru nie wyróżnia się z grona dotychczasowych filmów Belgów, jest sporą rewolucją. Do tego Almodovar, który eksperymentuje ze swoim stylem i wciąż nie wiadomo, do czego miałoby to doprowadzić. Mamy to szczęście, że żyjemy w ciekawych czasach dla reżyserów kina autorskiego – twórcy o ugruntowanej pozycji muszą odświeżyć swój styl opowiadania i na nowo wdać się w eksperymentalne przepychanki.
Kamil Witek: Nie wiem co nowego widzisz w Allenie. Dla mnie jego twórczość to od lat ten sam film zmieniający tylko lokalizacje.
Joanna Pienio: Zgadzam się po stokroć. Allen nie musi się nawet specjalnie starać, by zbierać pozytywne recenzje. W końcu to „Allen” i na pewno proklamuje nam coś wielkiego… Co do pozostałych twórców, wygląda na to, że niektórzy reżyserowie zaczerpnęli oddech i postanowili pokazać inne oblicze swojego dorobku, zamanifestować w nienachalny sposób artystyczną niezależność. Alfredson udowodnił, że sukces „Pozwól mi wejść” nie był czystym przypadkiem, Cronenberg, Almodovar i Aronofsky czarowali produkcjami, które niezbyt korelują z ich poprzednią twórczością… Był to oczywiście zabieg dość ryzykowny, bo panowie narazili się na niepochlebne opinie ich zagorzałych zwolenników, ale z pewnością zaskarbili sobie nowych. To nie są twórcy, którzy muszą odcinać kupony od poprzednich sukcesów.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Mateusz Kowalski: Wolałbym się w tej materii nie wypowiadać – niby faktycznie przypomnieli znów o sobie von Trier, Aronofsky, czy duet Coen & Coen; świetnie też wypadł Almodovar, tworząc jeden z cięższych filmów. W górnych strefach ląduje również – jak dla mnie jeszcze zeszłoroczny (patrzę na premiery zagraniczne) David Fincher, który nie zawiódł i znów zrobił nam ostrą jazdę bez trzymanki po zakamarkach ludzkich patologii. Na drugim biegunie jednak pojawia się u mnie rozczarowanie del Toro, który skopał całkiem interesujący film i Michael Bay, który powoli orbituje w stronę macdonaldowej pulpy na ekranie… a kiedyś oferował dobrą rozrywkę. Niby kino to nie tylko przemyślenia, ale również zabawa, ale tej, w przypadku znanych nazwisk, nie było jakoś strasznie dużo. Przynajmniej jak na moje plebejskie gusta.
Piotr Dobry: Ale w przypadku del Toro chodzi Ci o „Nie bój się ciemności"? Nie powinniśmy chyba rozliczać twórców z filmów, pod którymi podpisują się jako producenci. Co do meritum, zgodzę się z Konradem, że to był rok skandynawskiej inwazji, jednak nie zaliczyłbym Alfredsona czy Refna w poczet „uznanych nazwisk” – pozycji Almodovara czy von Triera jeszcze sobie, mimo wszystko, nie wypracowali, choć są na najlepszej drodze.
Karol Kućmierz: Jakość filmów wymienionych wyżej twórców rzeczywiście była raczej wysoka, warto także odnotować udane powiązania z kinem gatunków. W kategorii autora można również wymienić Aarona Sorkina, któremu udało się przebić ze swoją osobowością i językiem w wielokrotnie przerabianym scenariuszu „Moneyball”. Największym rozczarowaniem był z kolei długo wyczekiwany powrót Terrence’a Malicka. „Drzewo życia”, choć niepozbawione genialnych przebłysków, to raczej kolos zapadający się pod ciężarem własnej ambicji i przytłaczającego konceptu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kamil Witek: Karolu obawiał bym się z twierdzeniem, iż „Moneyball” był filmem stricte autorskim. Fabuła powstała jednak na podstawie książki, nawet jeśli ta w dużej mierze traktowała o sportowej statystyce. Nie można też zapominać, że to Steve Zaillian odpowiadał za generalny rys scenariusza. W tym momencie zastanawia mnie na ile Sorkin, oprócz wprowadzenia doń postaci analityka granego przez Jonah Hilla, przerobił jego skrypt i ile z tego tak naprawdę widzimy na ekranie. Czy przypadkiem nie wmawiamy sobie za bardzo tego „Social Networkowego” ducha Sorkina unoszącego się nad całością filmu?
Karol Kućmierz: Dlatego też nie napisałem, że „Moneyball” jest filmem stricte autorskim. Chciałem tylko wyróżnić Sorkina, bo w filmie odczuwalny jest jego „głos”, nawet jeśli realny wpływ był ograniczony (scenariusz był wielokrotnie modyfikowany, a w końcowej fazie Zaillian, Sorkin i Miller pracowali nad nim jednocześnie). A w umiejętności Zailliana zwątpiłem po „Dziewczynie z tatuażem”, więc nie przypisywałbym mu zbyt wiele. W omawianiu autorów skupiamy się na reżyserach, ale myślę, że Sorkin jest wystarczająco wyrazisty, żeby go osobno wymienić. Zresztą w nowofalowym rozumieniu rys autorski był rozpoznawalny, nawet jeśli dzieło było adaptacją, na podstawie cudzego scenariusza itd. i tu jest podobnie. „The Social Network” też przecież oparto na książce. W tym roku Sorkin powróci do telewizji z serialem „Newsroom” w HBO, więc będzie okazji śledzić jego styl w odmiennej formie.
Patrycja Rojek: Skoro mowa o kinie autorskim, nie pozwolę na pominięcie milczeniem dwóch, w mojej opinii, absolutnie najbardziej autorskich premier 2011 roku. Mam tu na myśli dalekowschodnie akcenty tematyczne – tajskiego „Wujka Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia” oraz francuski „Wkraczając w pustkę”. Oba należą do rodzaju tak zwanych „filmów męczących”, odrzucanych zazwyczaj przez tego widza, który ceni w kinie przede wszystkim funkcję rozrywkową. Dzieło Weerasethakula ma w sobie coś z podręcznika religii buddyjskiej – dźwiękiem, barwą, symbolem wykładającego główne prawdy o wędrówce dusz i ich obcowaniu wśród żywych. Gaspar Noé natomiast zaprosił widza do nowego sposobu odbierania filmu – takiego, który zakłada nękanie odbiorcy powtarzającym się obrazami, pozwala mu odpłynąć w swoje myśli, hipnotyzuje i jeśli uda mu się namówić go do powrotu do fabuły, będzie to powrót na innym już poziomie świadomości. To znacznie ciekawsza droga rozwoju kina niż taka choćby ekspansja 3D.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.