Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Transmisja z Wrocławia: Myśląc o Anglii

Esensja.pl
Esensja.pl
Zaświtał mi pewien pomysł. Do jego realizacji potrzebowałem dodatkowo „Quo vadis”, przed którym również zostałem ostrzeżony, potraktowawszy więc „A.I.” jako intensywny trening zacisnąłem zęby i, myśląc o „Esensji”, wydałem nietypowo ciężkie pieniądze na bilet.

Paweł Pluta

Transmisja z Wrocławia: Myśląc o Anglii

Zaświtał mi pewien pomysł. Do jego realizacji potrzebowałem dodatkowo „Quo vadis”, przed którym również zostałem ostrzeżony, potraktowawszy więc „A.I.” jako intensywny trening zacisnąłem zęby i, myśląc o „Esensji”, wydałem nietypowo ciężkie pieniądze na bilet.
„Quo vadis?”
„Quo vadis?”
Miałem zamiar posłuchać ostrzeżeń, ale tak jakoś wyszło, że trafiłem na „Sztuczną inteligencję”. Żeby nie kopać leżącego, ograniczę się może do stwierdzenia, iż moje nienajlepsze oczekiwania przekształciły się po dwóch godzinach seansu w poglądy, przy których recenzja z poprzedniego numeru jest jeszcze tekstem całkiem pochlebnym. Równocześnie jednak zaświtał mi pewien pomysł. Do jego realizacji potrzebowałem dodatkowo „Quo vadis”, przed którym również zostałem ostrzeżony, potraktowawszy więc „A.I.” jako intensywny trening zacisnąłem zęby i, myśląc o „Esensji”, wydałem nietypowo ciężkie pieniądze na bilet. Wchodząc na salę, na widok zajmujących ją tłumów przypomniałem sobie, cokolwiek nieprzyzwoity, stary żydowski kawał o mężu zastającym żonę w niedwuznacznej sytuacji z jego przyjacielem; tak samo bowiem miałem ochotę zawołać: „Ludzie, ja muszę, ale wy?”.
Nie zawiodłem się. Zgodnie z oczekiwaniami film okazał się kolejną marną chałturą słynnego reżysera. Prawdę powiedziawszy, jedyne dwie żywe w nim postacie to budzący sympatię Neron i żałosny kombinator Petroniusz. No, może jeszcze parę osób z cesarskiego dworu, prefekt Tygellinus i niewolnica Akte wyglądają na dość porządnych ludzi, którzy w odróżnieniu od Petroniusza nie trzymają się Nerona tylko dla pieniędzy i nie uciekają, kiedy pojawiają się problemy. Za to chrześcijanie, jeden w drugiego, tak byli sztuczni, że nawet lwy na arenie jeść ich nie chciały. Dopóki jeszcze nic nie mówili, dało się to przetrzymać, ale jednego zdania wypowiedzianego przez Ursusa starczało, aby nabrać przekonania, iż lepszym do jego roli wyborem reżysera byłby ciągnik rolniczy tejże nazwy. Podobnie drewniane były deklamacje Ligii, a święty Piotr nudzący tak potwornie, jak robił to skądinąd sympatyczny Pieczka, przez całe życie nie zdobyłby ani jednego wyznawcy.
„Quo vadis?”
„Quo vadis?”
Jeżeli zaś chodzi o akcenty humorystyczne, wypada wspomnieć, że położenie kompletnie rozebranej pani Mielcarz na byku, związane siłą rzeczy z intensywnym i wszechstronnym eksponowaniem jej wdzięków przez dłuższy czas, istotnie byłoby chyba widokiem nieco przesadnie śmiałym, więc nie dziwię się jej skutecznym protestom w tej kwestii. Ale scenę zasłaniania się wszystkimi możliwymi rękami przed niewolnicą dobierającą jej suknię – jak by nie było, też kobietą – lepiej było sobie w całości odpuścić, zamiast wtykać w film coś tak absurdalnie głupiego. Nieźle byłoby również takim sposobem nakręcić pożar miasta, żeby nie było widać, jak płoną kamienne kolumny. No i jeszcze, skąd w elitarnej jednostce pretorianów szympans? Bo przecież jedynie szympans może rysować po ziemi czubkiem gladiusa bez schylania się; taki miecz ma tylko nieco ponad pół metra długości.
Dość jednak tych zachwytów, jeszcze się jakiś miłośnik dobrych złych filmów zainteresuje i będę miał na sumieniu jego osiemnaście złotych, a „Quo vadis” nawet na taką interpretację nie zasługuje. To tylko następny krok w modnym ostatnio nurcie, który można zatytułować „Starzy nieoglądani mistrzowie w hołdzie starym nieczytanym mistrzom”. Nie znaczy to oczywiście, że osiągnięte efekty artystyczne tylko temu nurtowi się przynależą. Za kilka dni od momentu napisania tego tekstu pojawi się na ekranach „Wiedźmin”, a za kilka miesięcy „Władca pierścieni”, nad którymi od samego początku wisi groźba straszliwej klęski tego samego typu, chociaż Sapkowski i Tolkien są mistrzami jak najbardziej czytanymi. Żywię zresztą głęboką nadzieję, że twórcy obu tych filmów staną na wysokości zadania, aczkolwiek o pierwszym z nich głosy już słychać zatrważające.
„Quo vadis?”
„Quo vadis?”
Zjawisko nie jest nawet jakieś szczególnie polskie z natury. Po prostu znacznie więcej, siłą rzeczy, możemy usłyszeć o nowych wspaniałych planach Wajdy, Hoffmana czy Kawalerowicza, niż Lucasa, Kubricka lub Scotta. Tymczasem każdemu z nich przytrafiło się ostatnimi czasy dzieło przynajmniej problematyczne. Pojawiło się więc „Ogniem i mieczem”, jeszcze nie tak najgorsze, ale zupełnie pozbawione ilustracji upływu czasu, bo na podstawie tego co widać, można długość całej historii ocenić na góra tydzień, ze zdrowieniem ranionych w pojedynkach włącznie. Nadszedł jednak „Pan Tadeusz”, który z całkiem ciekawego fabularnie Mickiewicza zrobił nie dość, że łzawą, to jeszcze niechlujną opowiastkę, okraszoną topornym aktorstwem i takimiż, bo wyciętymi z wierszy zupełnie w poprzek rytmu, dialogami. „Przedwiośnia” już nawet nie ryzykowałem, a „Quo vadis” odreagowałem przed chwilą.
Podobnie za granicą. Pierwszy epizod „Gwiezdnych wojen”, oczekiwany przez dwie dekady, okazał się dość przeciętną bajką dla młodszych nastolatków. „Oczy szeroko zamknięte” znam co prawda tylko z recenzji, ale też i te recenzje przesadnie entuzjastyczne nie były. „Gladiator”, mający być, zdaje się, wielkim powrotem jego twórcy, tak naprawdę jest przydługi i nudny, nie wspominając o potworkach historycznych i militarnych, które ratuje to, że nie każdy je zauważy. „Sztuczna inteligencja” wzbudza zaś uczucia w najlepszym razie mieszane, przy czym spod tych co bardziej pozytywnych z ocen przebija coś w rodzaju obawy przed niezauważeniem w dziele dwóch wielkich twórców, w tym jednego, co gorsza, już nieżywego, ewentualnych głębokich treści.
„Przedwiośnie”
„Przedwiośnie”
I chyba właśnie na tym cała rzecz polega; na różnych formach twardego jak granit przekonania, że to po prostu nie może być niedobre. Jego podstawy mogą być różne. Przede wszystkim działa magia słynnego nazwiska autora. Zdobyta niegdyś marka w jakiś dziwny sposób nie psuje się nawet po ciężkich wpadkach, przez długi czas linia kredytowa z zaufaniem odbiorców pozostaje otwarta, mimo przeznaczania wypłat na odpustową biżuterię w rodzaju „Pierścionka z orlego włosia” i „Pierścionka z koniem w koronie”. Chociaż ściślej rzecz biorąc, marka psuje się, jak najbardziej, tylko że mało kto mówi to głośno, żeby się nie narazić na posądzenie o plebejski gust, bo na mieszanie geniuszy z błotem ma koncesję tylko jeden człowiek. A nawet i on litościwie powstrzymał się nieco, gdy bodajże po „Panu Tadeuszu” reżyser zaniemógł i istniało niebezpieczeństwo, że go Kałużyński recenzją dobije.
Ta nowatorska metoda polemiki z krytykiem wymaga jednak specyficznych predyspozycji zdrowotnych, natomiast w zasadzie każdy może skorzystać ze sposobu „na autorytet”. Wystarczy zekranizować jakieś owego autorytetu dzieło. Istnieje też odmiana tego sposobu – „na doniosły temat”, polegająca na wykorzystaniu jakichś wydarzeń, które zapewne trafią w swoim czasie do książek historycznych, ale jeszcze nie zostały artystycznie przedstawione. Po części dlatego, że mało kogo interesowały. Efekt wydawał się być gwarantowany, bo o ile Hoffmanowi jeszcze można się postawić, to Sienkiewiczowi już nie, o Mickiewiczu nie wspominając. Tak samo nie wypada narzekać na historie, w których szlachetna jednostka miewa kolizje z walcem historii, kierowanym przez jednostki znacznie mniej szlachetne. Ale sytuacja najwyraźniej ulega pewnej zmianie, być może do uzbierania masy krytycznej zmarnowanej taśmy filmowej jest już niedaleko i doczekamy jakiejś reakcji łańcuchowej. Może nawet rozniesie ona na kawałki plany wszystkich nowych „Krzyżaków”, ilu by ich nie miało być, pozostawiając na placu, nomen omen, boju wersję oryginalną, sprzed blisko już półwiecza, którą z przyjemnością dość niedawno znowu obejrzałem w telewizji.
„Pan Tadeusz”
„Pan Tadeusz”
Pewnym lżejszego kalibru sposobem na zdobycie uznania jest też przetrzymanie odbiorcy w niepewności. Jakoś głupio mu się będzie przed samym sobą przyznać, że coś, o czym przez lata całe krążyły legendy okazuje się boleśnie przeciętne. Ta metoda jest jednak dość zawodna, ponieważ uświadomienie sobie rozczarowania może wywołać efekt wręcz przeciwny i pogłębić wrażenie mizerii dzieła. Prawdę mówiąc, akurat niedawno zdarzył mi się taki przypadek, kiedy pierwsze sto stron legendarnej książki przeczytałem z zainteresowaniem, następne dwieście po to, żeby chociaż być au courant w towarzystwie, a ostatnią dwusetkę dlatego, że skoro dotarłem już tak daleko, to nie ma co przerywać. Tego samego rodzaju wrażenia miałem swego czasu podczas nocnego oglądania „Blue velvet”. Jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, dlaczego w ogóle ktokolwiek pamięta chociażby tytuł tego filmu.
Tymczasem zaś, od przypadku do przypadku, gdzieś z tyłu stawki wychyla się jakieś niepozorne dziełko, po którym nikt się wiele nie spodziewa. „Gwiezdne wojny” miały być najprawdopodobniej przeciętnym jednorazowym filmem. „Łowca androidów” powstawał w chaosie większym, niż ten widoczny później na ekranie, „Mad Max” kosztował jakieś śmieszne pieniądze, a główną rolę dostał w nim nieznany aktor, zdobywając ją na skutek niedogolenia po zarwanej nocy. I powstały legendy. Dlatego jeżeli ktoś chciałby nakręcić film, napisać książkę albo może coś namalować, to lepiej niech nie próbuje być od razu geniuszem. Ta szosa do sławy ma głębokie koleiny wydeptane przez geniuszy etatowych i byle artystyczny maluch nie da rady ich wyprzedzić. Lepiej spokojnie w kąciku wymyślać sobie jakiegoś zwyczajnego Kopciuszka. Zawsze się może okazać, że to Amelia.
koniec
1 listopada 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Quo Vadis, Wiedźminie?!
— Anna Draniewicz

Dwugłos w sprawie „Quo Vadis?”
— Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

Z tego cyklu

Pan przestępca
— Paweł Pluta

De gustibus cośtam cośtam
— Paweł Pluta

Pudełko z dna szafy
— Paweł Pluta

Druga Japonia
— Paweł Pluta

Punkty styku
— Paweł Pluta

I po legendzie
— Paweł Pluta

Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta

Swój chłopak
— Paweł Pluta

Relacja na żywo
— Paweł Pluta

Dobór naturalny
— Paweł Pluta

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Grudzień 2012 (DVD i BR)
— Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.