Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michael Naura Quartett
‹Call›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCall
Wykonawca / KompozytorMichael Naura Quartett
Data wydania1971
Wydawca MPS Records
NośnikWinyl
Czas trwania39:46
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Naura, Wolfgang Schlüter, Eberhard Weber, Joe Nay
Utwory
Winyl1
1) Soledad de Murcia05:58
2) M.O.C.03:38
3) Forgotten Garden05:54
4) Take Us Down to the River03:59
5) Why is Mary so Nervous?05:29
6) Don’t Stop04:58
7) Miriam03:49
8) Call06:04
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Samotność w zapomnianym ogrodzie

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kwartet niemieckiego (choć rodem z Kłajpedy) pianisty Michaela Naury.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Samotność w zapomnianym ogrodzie

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kwartet niemieckiego (choć rodem z Kłajpedy) pianisty Michaela Naury.

Michael Naura Quartett
‹Call›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCall
Wykonawca / KompozytorMichael Naura Quartett
Data wydania1971
Wydawca MPS Records
NośnikWinyl
Czas trwania39:46
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Naura, Wolfgang Schlüter, Eberhard Weber, Joe Nay
Utwory
Winyl1
1) Soledad de Murcia05:58
2) M.O.C.03:38
3) Forgotten Garden05:54
4) Take Us Down to the River03:59
5) Why is Mary so Nervous?05:29
6) Don’t Stop04:58
7) Miriam03:49
8) Call06:04
Wyszukaj / Kup
To nie jest płyta całkowicie zapomniana. Od chwili premiery, która miała miejsce prawie pół wieku temu, kilka razy ją wznowiono, ostatnio – przed paroma miesiącami (w wersji winylowej). Cztery lata temu katalog kultowej niemieckiej wytwórni MPS Records wykupił Universal, który w tym roku – z okazji pięćdziesięciolecia powstania wydawnictwa (w rzeczywistości jego historia jest o dekadę dłuższa, ponieważ MPS to naturalny „spadkobierca” oficyny SABA) – postanowił przypomnieć niektóre z jej najwybitniejszych dokonań. Ekskluzywną serię zatytułowano „Ambassadors for MPS”, a album Michaela Naury ukazał się w niej jako drugi. Na osobę rekomendującą płytę wybrano brazylijskiego pianistę i wokalistę rockowego (zaczynał bowiem karierę w hardrockowej formacji Kabbalah) i jazzowego Ed(uard)a Mottę, którego w muzyce Niemca ujęło przede wszystkim idealne współgranie dwóch instrumentów nieczęsto pojawiających się obok siebie – fortepianu elektrycznego (na którym zagrał Naura) i wibrafonu („obsługiwanego” przez inną legendę europejskiego jazzu Wolfganga Schlütera).
Michael Naura – kompozytor całego materiału, jaki trafił na „Call” – przyszedł na świat w sierpniu 1934 roku w litewskiej, chociaż założonej siedem wieków wcześniej przez Krzyżaków, Kłajpedzie. Niespełna pięć lat później nadbałtycki port został zajęty przez Wehrmacht, a jego nazwę zmieniono ponownie na Memel. Gdy Michael miał roczek, jego matka przeniosła się z chłopcem do Berlina; tam rodzina spędziła kolejnych kilkanaście lat. Jako nastolatek Naura rozpoczął studia – filozoficzne, socjologiczne i dziennikarskie – na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim, jednocześnie zainteresował się muzyką. Umiejąc grać na pianinie, przyłączył się do zespołu swingowego; stworzył też własny Kwintet, z którym w 1956 roku przeniósł się do Hamburga. Miał już wtedy u swego boku starszego od siebie o rok wibrafonistę Wolfganga Schlütera, z pomocą którego nagrał pierwsze EP-ki. W miarę stały skład Kwintetu ukształtował się jednak dopiero parę lat później, kiedy do Michaela i Wolfganga dołączyli saksofonista Peter Reinke, kontrabasista Wolfgang Luschert oraz perkusista Joe (a właściwie Johannes) Nay (będący rówieśnikiem Naury).
W tym zestawieniu grupa zarejestrowała debiutancki longplay – „European Jazz Sounds” (1963). Po kilku kolejnych latach nastąpiły roszady personalne; odeszli Reinke i Luschert, tego ostatniego zastąpił – urodzony w 1940 roku – Eberhard Weber. I tak narodził się Kwartet Naury, który pozostawił po sobie trzy albumy: „Call” (1971), „Rainbow Runner” (1971) oraz – zarejestrowany z towarzyszeniem fagocisty Klausa Thunemanna – „Vanessa” (1974). Od lat 50. muzyka tworzona przez Michaela naturalnie ewoluowała: od swingu, poprzez hard bop i modal jazz, aż po fusion. W dużej mierze było to spowodowane jazzrockowymi ciągotkami sekcji rytmicznej. Eberhard Weber, który na „Call” zagrał nie na kontrabasie, lecz gitarze basowej, dał się przecież poznać między innymi jako etatowy współpracownik pianisty Wolfganga Daunera (vide „The Oimels”, „Rischka’s Soul”, „Output”, „Rischka’s Light Faces”), a potem podpora rewelacyjnego Et Cetera („Et Cetera”, „Knirsch”); z kolei bębniarz Joe Nay wspierał swym talentem basistę Petera Trunka („Sincerely P.T.”) oraz gitarzystę Volkera Kriegela („Mild Maniac”).
Przełom lat 60. i 70. XX wieku to czas, kiedy rodził się jazz-rock. Wielu artystów, wcześniej hołdujących stylistyce hard bopu czy modern jazzu, próbowało wówczas swych sił w fusion. Do tego grona postanowił dołączyć także Naura. Dlatego sięgnął po elektryczne piano Rhodesa; dlatego zachęcił Webera, by ten odłożył na bok kontrabas. Nie oznacza to jednak, że całkowicie odciął się od swoich jazzowych korzeni. Nic takiego, postanowił po prostu nadać swoim dotychczasowym dokonaniom nowy sznyt. Sesja odbyła się w studiu wytwórni MPS w Villingen w specyficznym momencie – 28 grudnia 1970 roku, czyli pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem; longplay trafił natomiast do sprzedaży kilka miesięcy później, stając się konkurencją między innymi dla innych jazzrockowych krążków, jak „Going to the Rainbow” i „Devil in Paradise” Rolfa Kühna, „Earwax” Association P.C., „The Call” Mala Waldrona czy debiutu Et Cetera. Co ciekawe, w realizacji trzech z pięciu wymienionych powyżej płyt wziął udział… Eberhard Weber, co tylko potwierdza, jak ważną był on postacią dla niemieckiego (szerzej: europejskiego) jazzu i rocka.
„Call” zawiera osiem kompozycji Michaela Naury, które powstały w różnych latach i różnych okolicznościach; kilka z nich było efektem wieloletniej współpracy pianisty z Norddeutscher Rundfunk (NDR), hamburskim nadawcą radiowym i telewizyjnym. Mimo tego, zebrane w całość brzmią jednorodnie, co w dużej mierze jest zasługą nowych aranżacji. Album otwiera „Soledad de Murcia” – nostalgiczna opowieść o samotności w Murcji. Na ile autobiograficzna, trudno orzec, ale brzmi ona na tyle przekonująco, że łatwo uwierzyć, iż rzeczywiście w czasie pobytu w tym hiszpańskim miasteczku dopadła Michaela jakaś niespodziewana tęsknota. Utwór otwiera jednak partia wibrafonu, dopiero po kilkunastu sekundach do Wolfganga Schlütera dołączają Eberhard Weber i Joe Nay; jako ostatni melduje się natomiast na „pokładzie” Naura, którego nastrojowy fortepian wypełnia tło. Z czasem zespół nabiera jazzrockowego rozmachu, a całość wieńczy stonowany dialog Rhodesa z wibrafonem. Ma rację przywołany przeze mnie na początku tekstu Brazylijczyk Ed(uard) Motta, gdy przekonuje, że niemieckim artystom udało się idealnie zbalansować brzmienie obu instrumentów, które w równej mierze odpowiadają za partie solowe, jak i za akompaniament pozostałym muzykom.
„M.O.C.” to utwór, jaki Naura stworzył już wcześniej dla holenderskiego trębacza Acka Van Rooyena. W wersji, która trafiła na „Call”, nie słyszymy jednak trąbki; jej miejsce zgodnie zajęły wibrafon i fortepian elektryczny. Więcej jest tu także dynamiki, dodatkowo podkreślanej odważnymi improwizacjami. W balladowym „Forgotten Garden” słyszymy z kolei nowocześnie zaaranżowany jazz z lat 50. XX wieku. Taką muzykę Michael grywał na początku swojej muzycznej kariery i, jak słychać, pomimo zmieniających się mód, pozostawał jej wierny także przez kolejne dekady. W „Take Us Down to the River” Naura wybrał się – na razie tylko symbolicznie – w podróż za Ocean, choć tak naprawdę numer ten powstał w czasie, gdy w Hamburgu odwiedzili go dwaj wybitni amerykańscy artyści jazzowi, saksofonista Cannonball Adderley i, urodzony w Wiedniu, pianista Joe Zawinul. W uszy rzucają się przede wszystkim nawiązania do tradycji gospel, chociaż Weber i Nay robią wszystko, co możliwe, aby zagęścić rytm i tym samym przydać kompozycji rockowego kolorytu. Po przełożeniu winylowego krążka na stronę B wita słuchaczy pochodzący z podobnego kręgu kulturowego „Why is Mary so Nervous?”, w którym wpływy muzyki latynoamerykańskiej z czasem ustępują miejsca fusion i improwizacjom z okolic free jazzu (vide perkusyjne solo Naya i wybijający się przed nie fortepian Naury).
W dalszej części kwartet nadal eksploruje muzyczne tradycje kontynentu amerykańskiego. Szczególnie jest to słyszalne w mającym rodowód bluesowy „Don’t Stop”. Początek jest jeszcze dość niemrawy i senny (głównie za sprawą partii wibrafonu), lecz z każdą kolejną minutą zespół rozkręca się, aż w końcu na jazzrockowe tory ściąga go solówka Schlütera (tak, tak! – wibrafonisty). Bluesowe korzenie ma również zamykający stronę B utwór tytułowy, który nie pozwala o sobie zapomnieć za sprawą pięknego motywu przewodniego, jaki zgodnie rozwijają Michael i Wolfgang. Pomiędzy oba bluesy została jeszcze wciśnięta pełna nostalgii „Miriam”, muzyczna ilustracja debiutanckiego opowiadania Trumana Capote’a (z 1945 roku). W efekcie ostatnich kilkanaście minut „Call” zachwyca urodą i delikatnością, wyczuciem i subtelnością. Tym samym absolutnie przestaje dziwić fakt, że Universal, chcąc uhonorować półwiecze MPS Records, z przebogatych przecież archiwów wytwórni wydobył właśnie to cudo. Z muzyków biorących udział w sesji dzisiaj żyje już tylko najmłodszy z nich, czyli Weber. Nay zmarł w 1990, Naura – w lutym 2017 roku, a Schlüter przed niespełna miesiącem, to jest 12 listopada.
koniec
8 grudnia 2018
Skład:
Michael Naura – fortepian elektryczny
Wolfgang Schlüter – wibrafon
Eberhard Weber – gitara basowa
Joe Nay – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: I jeszcze raaaz… i jeszcze dwaaa…
Sebastian Chosiński

24 VI 2024

Coś w tym musi być! Ukazujące się w serii „Can Live” angielskie koncerty Can wybijają się zdecydowanie ponad inne. Wydany trzy lata temu „Live in Brighton 1975” to prawdziwe arcydzieło, a tegoroczny „Live in Aston 1977” niewiele mu ustępuje. Ale czy może być inaczej, skoro muzycy biorą na warsztat między innymi tak wspaniały utwór, jak „Vitamin C”?

więcej »

Non omnis moriar: Narodziny legendy
Sebastian Chosiński

22 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay czechosłowackiej formacji Studio 5 wibrafonisty Karela Velebnego, na której gruzach powstał zespół SHQ.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów
Sebastian Chosiński

17 VI 2024

Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.