Tu miejsce na labirynt…: Kosmiczna różowa świnka [Pink Fairies „Screwed Up” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Przyznam, że gdyby „Screwed Up”, czyli najnowszy album ostatniego, jak dotąd, wcielenia brytyjskiej grupy Pink Fairies, ukazał się pod szyldem Hawkwind bądź Hawklords, wydałoby mi się to najzupełniej naturalne. Raz, że stylistycznie wszystkie wymienione formacje lokują się bardzo blisko siebie. Dwa, że w obecnym składzie zespołu znajdują się dwaj muzycy – Paul Rudolph i Alan Davey – którzy odbyli staż u boku Dave’a Brocka.
Tu miejsce na labirynt…: Kosmiczna różowa świnka [Pink Fairies „Screwed Up” - recenzja]Przyznam, że gdyby „Screwed Up”, czyli najnowszy album ostatniego, jak dotąd, wcielenia brytyjskiej grupy Pink Fairies, ukazał się pod szyldem Hawkwind bądź Hawklords, wydałoby mi się to najzupełniej naturalne. Raz, że stylistycznie wszystkie wymienione formacje lokują się bardzo blisko siebie. Dwa, że w obecnym składzie zespołu znajdują się dwaj muzycy – Paul Rudolph i Alan Davey – którzy odbyli staż u boku Dave’a Brocka.
Pink Fairies ‹Screwed Up›Utwory | | CD1 | | 1) Screwed Up | 03:38 | 2) Digital Sin | 03:31 | 3) WhatChaGonnaDo | 04:54 | 4) Hassan I Sahba | 06:04 | 5) Dreamzzz | 03:42 | 6) It Came from Zeta 77073 | 02:05 | 7) Punky | 04:00 | 8) We Can’t Get Any Closer | 03:43 | 9) Big Pink Chopper | 02:45 | 10) Wayward Son | 04:03 | 11) In the Ether | 02:58 |
Pink Fairies to legenda brytyjskiej undergroundowej psychodelii. Legenda – dodajmy – dość narowista. Zespół wielokrotnie bowiem zmieniał skład, pozwalał też składać się do grobu, by po paru bądź parunastu latach zmartwychwstawać. Powstał w 1969 roku, a założyło go trzech byłych muzyków formacji The Deviants. W tej trójce był między innymi pochodzący z kanadyjskiego Vancouver wokalista i gitarzysta Paul Rudolph, który po nagraniu dwóch albumów – „Never Never Land” (1971) oraz „What a Bunch of Sweeties” (1972) – rozstał się z kolegami, aby następnie związać się – najpierw luźno, a potem nieco mocniej, choć na krótko – z Hawkwind („ Astounding Sounds, Amazing Music” i jedno, ale za to bardzo istotne, nagranie na „ Quark, Strangeness and Charm”). Miejsce Paula w Pink Fairies zajął Larry Wallis – z nim w składzie grupa zarejestrowała longplay „Kings of Oblivion” (1973), a dwa lata później rozpadła się, gdy Ian Kilmister, czyli Lemmy, ściągnął Larry’ego do pierwotnego wcielenia Motörhead. Nieoczekiwanie zespół powrócił w pierwszej połowie lat 80., gdy najpierw ukazał się archiwalny koncert „Live at the Roundhouse 1975” (1982) – z Rudolphem i Wallisem, a następnie minialbum „Previously Unreleased” (1984) – z sześcioma utworami zarejestrowanymi dwa lata wcześniej. Trzy lata później światło dzienne ujrzał natomiast czwarty pełnoprawny materiał studyjny Pink Fairies „Kill ’Em and Eat ’Em”, na którym do składu powrócił pierwszy perkusista grupy John Alder, ukrywający się pod pseudonimem „Twink”. Eufemizmem byłoby jednak stwierdzenie, że wydawnictwo przeszło niezauważone. W efekcie formacja rozpadła się po raz kolejny, by tym razem powrócić po niemal dekadzie jako duet tworzony przez Paula Rudolpha i Aldera. Było to pewne nadużycie, ponieważ panowie nie zaprosili do współpracy trzeciego członka oryginalnego składu grupy, basisty Duncana Sandersona. Po tym epizodzie pozostały dwie średnio udane produkcje: „Pleasure Island” (1996) oraz „No Picture” (1997). Plus był taki, że nazwa Pink Fairies pojawiła się ponownie w obiegu, co zaowocowało zainteresowaniem firm płytowych i publikacją kilku kolejnych krążków z archiwaliami: „Uncle Harry [1970-1971]” (1998), „Live at Weeley 1971” (1999), „Chinese Cowboys – Live 1987” (2005) oraz „Finland Freakout 1971” (2008). W połowie poprzedniej dekady Sanderson zrewanżował się Paulowi i Johnowi i gdy reaktywował grupę, żadnego z nich nie zaprosił do współpracy. Skorzystał za to między innymi ze wsparcia Russella Huntera (pierwszego współperkusisty) i gitarzysty Andy’ego Colquhouna (który zagrał już na „Kill ’Em and Eat ’Em”). Historia tego wcielenia skończyła się w 2017 roku wraz z wydaniem albumu „Naked Radio”. Coraz bardziej schorowany Duncan musiał ostatecznie zrezygnować z przewodzenia grupie, z czego ponownie skorzystał Paul Rudolph, ogłaszając kolejne zmartwychwstanie. Pogubiliście się już? Spokojnie, dochodzimy do końca tej telenoweli. Najnowsza wersja Pink Fairies, na czele której ponownie stanął Rudolph, to trio, którego skład dopełniają basista i klawiszowiec Alan Davey oraz perkusista Lucas Fox. Ten pierwszy to już postać legendarna w brytyjskim światku rockowym. Dwukrotnie – w sumie przez niemal dwie dekady (pomiędzy 1984 a 2007 rokiem) – był fundamentem Hawkwind (słychać go na „ The Chronicle of the Black Sword”, 1985; „ The Xenon Codex”, 1988; „ Space Bandits”, 1990; „ Electric Tepee”, 1992; „ It Is the Business of the Future to Be Dangerous” 1993; „ White Zone”, 1995); potem udzielał się między innymi w Little Villains („ Taylor Made”, 2020) oraz Hawkestrel („ The Future is Us”, 2019; „ Pioneers of Space”, 2020; „ SpaceXmas”, 2020). Fox z kolei wspólnie z Wallisem znalazł się w pierwszym, skompletowanym jeszcze w 1975 roku składzie Motörhead, biorąc udział w realizacji najstarszych znanych nagrań tej formacji. Pink Fairies Rudolpha, Daveya i Foxa zadebiutowało w 2018 roku krążkiem „Resident Reptiles”, a po pięciu latach powróciło za sprawą ozdobionego wyjątkowo dowcipną okładką albumu „Screwed Up”. Tytuł wydawnictwa, jak i otwierająca je piosenka – nawiązują do zaśpiewanego przez Micka (Michaela) Farrena z akompaniamentem The Deviants utworu wydanego oryginalnie na EP-ce w 1977 roku. Mick i Paul występowali razem jeszcze przed powstaniem Pink Fairies; gdy po latach Farren okazjonalnie reaktywował grupę, Rudolpha w niej jednak nie było. Mimo to teraz postanowił sięgnąć po utwór starego przyjaciela; zwłaszcza że numer ten idealnie wpasowuje się w protopunkową i rockandrollową stylistykę Hawkwind (vide rockowa gitara i lekko „zabrudzony” śpiew), co z kolei musi być bliskie także Alanowi Daveyowi. Zaczyna się więc ten album od mocnego uderzenia i równie mocno – psychodelicznie i metalowo – jest w drugim w kolejności „Digital Sin”. Hawkwindowa motoryka miesza się tutaj z nałożonymi na siebie zapętlonymi gitarami o nieco orientalnym odcieniu. Nawiązań do twórczości Hawkwind nie brakuje również w „WhatChaGonnaDo”, który to utwór Rudolph ozdabia solówką gitarową, jakiej nie powstydziłby się nieodżałowany Huw Lloyd-Langton. Jeszcze milszy uszom wielbicieli zespołu Dave’a Brocka i Nika Turnera będzie czwarty w kolejności „Hassan I Sahba”, który jest nową wersją kompozycji Paula z albumu „ Quark, Strangeness and Charm”, do której słowa napisał świętej pamięci Robert Calvert. Dzieje się tu bardzo dużo: począwszy od podniosłego wstępu, poprzez orientalny lejtmotyw wokalno-gitarowy, aż po krótki wtręt na arabskim udzie (vide Rudolph) i – co można uznać za największą niespodziankę – smaczki skrzypcowe, za które odpowiada specjalnie zaproszony do studia Simon House, kolejny legendarny muzyk przez wiele lat związany z Hawkwind. Nie ma wątpliwości, że fani tej właśnie formacji znajdą na „Screwed Up” wiele sympatycznych dla siebie dźwięków. Także w powiązanych tematycznie „Dreamzzz” i „It Came from Zeta 77073”, którym ton nadają „kosmiczne” syntezatory Alana Daveya. W „Punky” – dla odmiany – na plan pierwszy wybija się gitara, a Paul Rudolph stara się ciężko i uczciwie zapracować na honorarium, jednocześnie pozwalając sobie na liryczne swawole. Ponownie Hawkwindowo robi się w „We Can’t Get Any Closer” (z zaskakująco radosnym śpiewem w refrenie); za to w „Big Pink Chopper” muzycy pozwalają sobie na improwizację. Beneficjentem tego staje się głównie Lucas Fox, którego bębny i perkusjonalia napędzają ten utwór. Przebojowości i energii nie brakuje także kompozycji „Wayward Son”. Szkoda jedynie, że świetna solówka gitarowa ginie tu nieco w powodzi innych dźwięków. Na finał muzycy wybrali trzyminutowy „In the Ether”, któremu ton nadają syntezatory i pojawiająca się na ich tle przetworzona elektronicznie melodeklamacja. Odrobinę romantycznej subtelności zapewnia natomiast partia gitary akustycznej. Porównując „Screwed Up” z wcześniejszymi produkcjami Pink Fairies, można nieco się zdziwić, ponieważ bliżej jest temu albumowi do płyt wielokrotnie przywołanego w tym tekście Hawkwind. Widać Davey, chociaż od kilkunastu już lat nie stoi u boku Dave’a Brocka, wciąż znajduje się w jego cieniu (czego zresztą dowodzą także inne projekty basisty, jak na przykład Bedouin). Czy to źle? W żadnym wypadku! Wszak Hawkwind to dla wielu artystów niekończące się źródło inspiracji. Skład: Paul Rudolph – śpiew, gitara elektryczna (solowa i rytmiczna), ud (4), gitara akustyczna (11) Alan Davey – gitara basowa, syntezatory, efekty elektroniczne, chórki Lucas Fox – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie: Simon House – skrzypce (4)
|