Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Porażki i sukcesy 2015

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »

Piotr Dobry, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Krystian Fred, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski

Porażki i sukcesy 2015

Piotr Dobry: Należę do nielicznego grona osób, dla których „Spectre” wcale nie zaniża poziomu względem „Skyfall”. Uważam, że oba filmy prezentują zbliżoną klasę, poniżej genialnego „Casino Royale”, a powyżej rzeczywiście rozczarowującego „Quantum of Solace”. Zgodzę się jednak, że seria w odświeżonej formule też już zaczyna zjadać własny ogon. Tylko jakie jest na to rozwiązanie, reboot rebootu? Całkowite postawienie konwencji na głowie jest niemożliwe, dlatego wydaje mi się, że sensownym rozwiązaniem byłaby teraz dłuższa przerwa, tak byśmy mogli znowu za Bondem zatęsknić.
Konrad Wągrowski: Dla mnie, w końcu – było nie było – znamienitego bondologa (no co, znalazłem taki cytat o sobie w Internecie), „Spectre” było jednak rozczarowaniem. Film, pozostając całkiem udanym widowiskiem, kompletnie wypacza całą ideę filmów z Craigiem. Na litość, to po to przez trzy filmy odświeżano formułę filmów o Bondzie, po to nadawano jej elementów realizmu, dostosowywano do nowych czasów, by zwieńczyć ją filmem całkowicie zrealizowanym w konwencji Bondów sprzed pół wieku? Po co to wszystko było?
WASZ EKSTRAKT:
70,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jarosław Robak: To rzeczywiście był rok kina szpiegowskiego w cudzysłowie – tak jakby seria o Bournie nigdy się nie wydarzyła i nie wpłynęła na nasze postrzeganie konwencji. Nie licząc „Hakera”, każda z wymienionych przez was produkcji uciekała od realizmu (a i w przypadku filmu Manna – z tak źle dobraną obsadą i naciąganym scenariuszem – niewiele z tego wynikało). Zamiast tego dostawaliśmy gadżeciarstwo, heheszki, piętrowe nawiasy i – w przypadku Bonda – celebrowanie marki. Ciekawe skąd ten powrót eskapizmu – jajcarskie Bondy z Brosnanem można było jeszcze tłumaczyć „końcem historii” i optymizmem lat dziewięćdziesiątych, ale dziś czasy wydają się jakby bardziej niepewne, a kino szpiegowskie jednak dość ostentacyjnie odwróciło się do nich plecami. Z jednym znaczącym wyjątkiem, którym jest oczywiście „Most szpiegów” Spielberga: osadzony w czasach zimnej wojny, ale w swojej przestrodze przed zawieszaniem demokratycznych procedur i praw człowieka, paląco aktualny – czy to w USA, czy na Bliskim Wschodzie, czy w Europie Środkowowschodniej.
• • •
Konrad Wągrowski: Ciekawie wypadło kino, nazwijmy je festiwalowe – wysoko w naszym rankingu „Aferim!”, „El Club”, „Dureń”. Który z filmów tego nurtu byście chcieli wyróżnić?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Krzysztof Spór: Dla mnie takim filmem jest „Zjazd absolwentów”, bo uwielbiam oryginalne podejście do sztuki, cenię ciekawie pokazywane w kinie rozliczania z przeszłością. Anna Odell wchodzi w bardzo osobiste sprawy i znajduje dla ich przedstawienia oryginalną formę. Trochę to terapia psychologiczna, ale jako widz wszedłem w ten świat w całości, kilka razy zostałem zaskoczony, cała koncepcja pomyślana została perfekcyjnie, a podsumowanie trafia w punkt. Lubię dzielić się tym filmem, bo dotyka on spraw bliskich każdemu z nas. Jestem też zachwycony węgierskim „Białym bogiem”, który bardzo umiejętnie porusza się pomiędzy kilkoma gatunkami, ale jest przecież dla nas bardzo mądrym ostrzeżeniem. Kino artystyczne idealnie połączyło się z kinem gatunkowym.
Piotr Dobry: Mnie najbardziej zachwycił „Aferim!”, zdumiewająco spektakularny w swej niespektakularności eastern, przynoszący gorzką refleksję nad korzeniami wschodnioeuropejskiego rasizmu i antysemityzmu, nad systemem późnego feudalizmu, i zwyczajnie znakomity też jako kino fabularne – w dialogach-perełkach, w komiczno-tragicznych interakcjach postaci.
Konrad Wągrowski: „Turysta”, film, do którego bardzo lubię wracać. Niby poważny, o kryzysie małżeńskim, ale jednak ironicznie dowcipny, bardzo celny w punktowaniu słabości współczesnego modelu mężczyzny, przewrotny, a przy tym bardzo ciekawy wizualnie. No i moje ukochane „Dzikie historie”, modelowy film sklejankowy, w którym każda z opowiadanych historii – powiązanych ze sobą luźno tematycznie – broni się doskonale, a dwie z nich – samochodowa i weselna – ocierają się arcydzieło.
Jarosław Robak: Do tego zacnego grona należy dorzucić „El Club” Pablo Larraina, który rozliczenie z grzechami chilijskiego kościoła katolickiego – aferami pedofilskimi i wspieraniem dyktatury Pinocheta – zamienia w fascynujący, przewrotny film o mrokach ludzkiej duszy. Szkoda, że przemknął przez kina trochę niezauważony.
• • •
Konrad Wągrowski: Kino polskie złapało chyba nieco zadyszki, nie uważacie?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Jarosław Robak: Nie mogę się zgodzić – to może nie był rok wielkich polskich filmów, ale intrygujących eksperymentów już z całą pewnością. W poprzednich latach polscy twórcy udowadniali, że potrafią być świetnymi opowiadaczami, rozumiejącymi zasady popularnego kina (nawet oscarowa „Ida” to przecież sprawnie odrobiona lekcja z kina drogi). Czasem idzie jednak o to, by te zasady pozmieniać, czy wręcz odwrócić je do góry nogami – a kiedy będzie na to lepszy czas, niż wtedy, gdy polska kinematografia ma wzorcowy PISF-owski system finansowania, dziesiątki festiwalowych nagród, uznanie światowej krytyki i sporą publiczność (nie tylko w kraju)? Oczywiście, większość z tych eksperymentów z formą, językiem kina czy gatunkowymi schematami nie okazywała się aż tak udana, jak choćby „Córki dancingu” – ale nie nazwałbym tego „zadyszką”. Wręcz przeciwnie, świadczą one o żywotności polskiego kina, które zamiast spocząć na laurach, wciąż poszukuje nowych środków wyrazu.
Krzysztof Spór: W polskim kinie zawsze znajduję wiele ciekawych propozycji i tak było także w 2015 roku. Mnie porwał „Demon”, niezmiennie dla mnie horror, ale o artystycznym i autorskim podejściu, wymieszany z kilkoma światami. Lubię „Czerwonego pająka” z tą niesamowitą i nieoczywistą narracją. Przekonał mnie ładunek tematów i problemów w „Nocy Walpurgi”. Jarek ładnie to podsumował, ale trochę mnie martwi przyszłość polskiego kina. I nie chodzi o talenty, ale raczej o naciski i kręcenie „pod oczekiwania”. Bo utalentowanych młodych twórców mamy w Polsce wielu, czego dowodem świetne krótkie metraże i dokumenty. Mnie zachwyciło takie kino jak „Dzień babci”, a szkoda, że podsumowując 2015 rok nie możemy pochylić się nad „Moimi córkami krowami” czy „Baby Bump”, które premiery kinowe będą miały w 2016 roku. Już dziś polecam, bo to bardzo udane polskie kino.
Grzegorz Fortuna: Nie było w tym roku arcydzieł takich jak „Papusza” albo „Obława”, były za to ciekawe eksperymenty z gatunkiem, dzięki którym widać, że w polskim kinie następuje wreszcie pokoleniowa zmiana, a ster przejmują twórcy, którzy nie boją się popu. „Czerwony pająk” to pełnokrwisty, zimny thriller, „Demon” flirtuje z horrorem i łączy go ze smarzowszczyzną (niezbyt udanie, ale mniejsza o to), a za „Córki dancingu” bez wahania oddałbym Oscara dla „Idy” (z całym szacunkiem, nie mam nic przeciwko „Idzie”, ale „Ida” nie ma śpiewających krwiożerczych syren). Jeśli twórcy tacy jak Smoczyńska będą dalej dostawać dofinansowanie, to jestem spokojny o przyszłość polskiego kina. Może ktoś, do ciężkiej cholery, nakręci wreszcie mój wymarzony horror o czarnej wołdze!
Krystian Fred: Do polskich filmów zaliczyłbym „Nadejdą lepsze czasy” Hanny Polak. Żałuję, że widziałem dopiero w tym tygodniu, bo gdybym miał dać jakiemuś filmowi maksymalną ocenę, to właśnie przyznałbym ją jemu. To nie jest – jakby się chciało – apokaliptyczna wizja świata, ale niezwykle mocny, momentami drastyczny, obraz ludzi, którzy dla reszty społeczeństwa przestali być właśnie… ludźmi. Nie chodzi tu jednak o tanie epatowanie złem dla mocniejszego wybrzmienia czy też szokowania widza Autorka dokumentu, która również zajmowała się pomocą mieszkańcom moskiewskiego Wysypiska, przedstawia ich losy z dużą empatię i szacunkiem. Zresztą bez nawiązania naprawdę szczerej więzi, nie byłoby możliwe kręcenie dokumentu przez tyle lat. Chociaż przez film przebija się płomyk nadziei, to i tak wychodzi się z seansu roztrzęsionym. Do obejrzenia niebawem w telewizji, warto zatem śledzić ramówkę.
Konrad Wągrowski: Mówiłem o zadyszce, bo tak jednak odebrałem decyzję z Gdyni, która miano najlepszego filmu roku przyznała obrazowi z lutego (całkiem zacnemu, skądinąd, dla mnie to zdecydowanie najlepsza Szumowska). Oznacza to, że nic z kolejnych produkcji, których nie mieliśmy jeszcze szansy zobaczyć poza festiwalami nie dało rady dorównać temu filmowi, a przecież po ostatnich sukcesach apetyt się zaostrzył. Nasz oscarowy kandydat przepadł z kretesem, nie było kontynuacji tworzenia takiego dobrego, solidnego „kina środka” jak zeszłoroczni „Bogowie”. I jakby te eksperymenty mi tego nie zrekompensowały.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

13 I 2016   11:00:19

"Neill Blomkamp jest jednym z najbardziej przecenianych współczesnych reżyserów (co każe mocno się bać o nowego „Obcego”)"

Przecież "Obcy" Blomkampa poszedł w odstawkę, bo Scott stwierdził, że teraz to on zrobi następnego "Prometeusza", a Blomkamp ogłosił na Twitterze, że w takim razie zajmie się czymś innym.

"Dzisiaj chyba dopiero docenia się Lucasa, że on jednak próbował w każdym epizodzie zaprezentować coś nowego."

Pamiętam jak po premierze "Mrocznego Widma" narzekano na jego wtórność i wyliczano nawiązania do "Nowej Nadziei" (cudowny chłopak na pustyni spotyka mentora, Rycerza Jedi, który ginie w walce z Sithem; chłopak wysadza coś wielkiego na końcu filmu, rozstrzygając losy bitwy; powracają te same roboty; o wyścigu na Tattoine ktoś napisał, że jest tylko wariacją pościgu z "Powrotu Jedi", co oczywiście było głupotą, ale pokazuje jaki był szał na wyszukiwanie podobieństw), a teraz niektórzy mówią, że choć Lucas zrobił słabe filmy, to przynajmniej próbował robić nowe rzeczy. A prawda jest banalna, tak jak Lucas mieszał zapożyczenia z nowościami, tak samo zrobił Abrams i spółka. Na każdą kliszę z PM da się dopowiedzieć przykładem kliszy z prequelów. Na każdą nowość z prequelów da się odpowiedzieć przykładem nowości w PM.

Zresztą GW zawsze tak działały. Sama "Nowa nadzieja" jest zbiorem klisz. Lucas, opisując Alecowi Guinnesowi postać Obi-Wana, stwierdził, że to taki Gandalf. W pierwszych wersjach scenariusza Obi-Wan wręcz powtarzał słowo w słowo kwestie z "Hobbita". Nie wiem, skąd się wzięło to przekonanie, że GW powinny być jakoś szczególnie oryginalne.

Tak poza tym ciekawa dyskusja, choć oczywiście nie mogło się obyć bez uwagi o "chamskim wyciąganiu pieniędzy" przez PM (a to chamy, zrobili film, który ma 93% na RT, a mogli przecież tak jak wizjoner Lucas zaryzykować i nakręcić nowatorską chałę).

I szkoda, że tak mało Piotra Dobrego w Esensji.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.