Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Novalis
‹Banished Bridge›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBanished Bridge
Wykonawca / KompozytorNovalis
Data wydania1973
NośnikWinyl
Czas trwania37:35
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jürgen Wenzel, Lutz Rahn, Heino Schünzel, Hartwig Biereichel
Utwory
Winyl1
1) Banished Bridge17:11
2) High Evolution04:31
3) Laughing09:13
4) Inside of Me [Inside of You]06:39
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Romantycy muzyki progresywnej

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (zachodnio)niemiecki zespół Novalis.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Romantycy muzyki progresywnej

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (zachodnio)niemiecki zespół Novalis.

Novalis
‹Banished Bridge›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBanished Bridge
Wykonawca / KompozytorNovalis
Data wydania1973
NośnikWinyl
Czas trwania37:35
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Jürgen Wenzel, Lutz Rahn, Heino Schünzel, Hartwig Biereichel
Utwory
Winyl1
1) Banished Bridge17:11
2) High Evolution04:31
3) Laughing09:13
4) Inside of Me [Inside of You]06:39
Wyszukaj / Kup
Nieczęsto w latach 70. XX wieku zdarzało się zrobić karierę zespołom rockowym, które nie wykorzystywały w swoim instrumentarium gitary elektrycznej. Zaliczyć do nich można między innymi Brytyjczyków z Rare Bird (autorów nostalgicznego przeboju „Sympathy”) oraz – przynajmniej w pierwszych latach działalności – Niemców z formacji Novalis. Początki drugiej z wymienionych grup sięgają jesieni 1971 roku. To wtedy dwóch muzyków mało znanej kapeli Marquis – wokalista Jürgen Wenzel i basista Heino Schünzel – znudzonych udzielaniem się w nierokującym nadziei na zdobycie większej popularności ansamblu, zdecydowało się założyć nowy skład. Poszukując odpowiednich instrumentalistów, dali ogłoszenie do miejscowej (czytaj: hamburskiej) prasy. Wkrótce odpowiedzieli na nie klawiszowiec Lutz Rahn (z jazzrockowego Capricorn) oraz perkusista Hartwig Biereichel (eksbębniarz Greenlight, jedyny z całej czwórki, który w tym momencie mógł pochwalić się nagraniami opublikowanymi na płycie – składance „Love and Peace” z 1970 roku). Tak doszło do narodzin zespołu… Mosaik, który po kilku tygodniach przepoczwarzył się w Novalis.
Skąd wzięła się nazwa? Od pseudonimu wczesnoromantycznego, zmarłego z powodu gruźlicy w 1801 roku, niemieckiego poety, prozaika i eseisty Karla Friedricha von Hardenberga, autora słynnych „Hymnów do nocy” (1800). I nie był to wcale przypadek, co grupa regularnie udowadniała na swoich kolejnych płytach, a przynajmniej tych, które światło dzienne ujrzały do końca lat 70. Będzie zresztą jeszcze okazja o tym wspomnieć. Przez cały 1972 roku Novalis szykował materiał na debiutancki album, a kiedy był on już przygotowany, w styczniu roku następnego muzycy zamknęli się w hamburskim Windrose-Dumont-Time Studios, by dokonać rejestracji. Miejsce wybrali idealne! Przez całe lata studio to było prawdziwą mekką formacji progresywnych i krautrockowych; tam powstawały albumy Neu!, Grobschnitt, Wind, Kin Ping Meh, Karthago, Guru Guru, Cornucopii, Epitaph, Ougenweide, Lucifer’s Friend, (Jo)Achima Reichela i wielu innych wykonawców, którzy po dziś dzień cieszą się uwielbieniem fanów muzyki sprzed czterech dekad.
Album zatytułowany „Banished Bridge” (z kompozycjami zaśpiewanymi przez Jürgena Wenzela w języku angielskim, co w przyszłości okaże się ewenementem) ukazał się jeszcze w tym samym 1973 roku, a widniało na nim logo kultowej dzisiaj hamburskiej wytwórni Brain (oddziału szwedzkiego Metronome, kupionego pod koniec lat 70. przez Warnera). Na winyl trafiły cztery utwory, przy czym stronę A wypełniał w całości tylko jeden – suita tytułowa. Krytycy z miejsca uznali, że niemiecka formacja zapożyczyła się głównie u King Crimson, Pink Floyd oraz The Nice (chodzi głównie o organowe pasaże Lutza Rahna, mające przypominać dokonania Keitha Emersona). Gdy jednak przyjrzeć się twórczości Novalis z perspektywy kilkudziesięciu lat i porównać ich dokonania z wyżej wymienionymi zespołami, sprawa nie jest już taka oczywista. Więcej w ich kompozycjach zbieżności z innymi kapelami niemieckimi (vide Orange Peel, Wallenstein, Hanuman, Eloy, Jane czy genialnym 2066 & Then), aniżeli z brytyjskimi (chociaż na pewno ciekawa do rozważenia byłaby jeszcze teza dotycząca inspiracji pośrednich).
„Banished Bridge” – i płytę, i tak zatytułowany utwór – otwiera subtelny, psychodeliczny wstęp sekcji rytmicznej i zawodzące w tle… ptaszki oraz – to już później – imitujący dźwięki fletu syntezator. To bardzo romantyczny i kojący uszy początek, do którego zresztą dopasowuje się także śpiewający wyjątkowo delikatnie, wręcz eterycznie, Jürgen Wenzel. Ale to oczywiste, że tak nie może być prze całe (trochę ponad) siedemnaście minut – przychodzi więc moment, kiedy mocniejsze uderzenie perkusji Hartwiga Biereichela sprzęga się z hardrockowym brzmieniem organów Hammonda Lutza Rahna. Są fragmenty, w których Novalis dosłownie zniewala symfonicznym rozmachem, idącym jednak w parze z lekkością i przebojowością melodii. Chwalebne jest, że Niemcy nie boją się wykorzystywania wpadających w ucho pasaży, cały czas dbając przy tym o ich szlachetność. Osiągają to przede wszystkim, zanurzając się głęboko w muzykę klasyczną. Co robił także Keith Emerson – zarówno w The Nice, jak i Emerson, Lake & Palmer – ale co wcale nie było domeną ani Pink Floyd, ani King Crimson. Novalis idą jednak jeszcze dalej, ponieważ – nie wykorzystując gitary elektrycznej – potrafią wyczarowywać brzmienia prawdziwie hardrockowe; duża w tym zasługa solówek organowych (nie ma co ukrywać, że Rahn nasłuchał się wcześniej Jona Lorda z Deep Purple), którym nierzadko towarzyszą z kolei kosmiczne syntezatory (tu kłania się wczesne Tangerine Dream).
„Banished Bridge” to niezwykle mocne, chociaż niepozbawione także akcentów lżejszych, uderzenie. Można więc było zastanawiać się, czy kolejne kompozycje, wypełniające stronę B albumu, dorównają tytułowej suicie. „High Evolution” ponownie otwiera hipnotyczny rytm (wsparty syntezatorem), do którego dołącza romantyczny głos wokalisty. To jak najbardziej świadome wyciszenie przed kolejnym hardrockowym natarciem, które towarzyszy słuchaczom do końca utworu. Zupełnie inaczej natomiast, bo od gitary akustycznej i etnicznych bębenków, zaczyna się „Laughing” – najbardziej chyba zróżnicowany fragment albumu, w którym Lutz Rahn pofolgował sobie najbardziej. Z jednej strony klawiszowiec zawarł w tej kompozycji sekwencje klasyczne (znów przychodzi na myśl Keith Emerson), z drugiej – bliskie stylistyce jazzrockowej (których nie powstydziliby się ani Brian Auger, ani Graham Bond). Zamykający płytę „Inside of Me (Inside of You)” ma to wszystko, czego można wymagać od numeru finałowego – symfoniczny rozmach, rozdzierający serce śpiew, zaaranżowane jak instrumenty dęte syntezatory. Wszystko to składa się na nadzwyczaj mocne zamknięcie płyty. Płyty, które jeszcze, co prawda, nie uczyniła Novalis zespołem bardzo popularnym, ale za to otworzyła mu drogę do sławy.
Po publikacji debiutanckiego krążka formacja ruszyła w trasę koncertową, w której towarzyszyła grupom Emergency i Jane. Pojawiała się wtedy na scenie już w zmienionym składzie; w 1973 roku nastąpiła bowiem pierwsza korekta zestawienia: Novalis opuścił Jürgen Wenzel, obowiązki wokalisty przejął tym samym Heino Schünzel; przyjęto też na stałe dwóch gitarzystów: Detlefa Joba oraz – znanego z Tomorrow’s Gift – Carlo Kargesa. Jako kwintet zespół zarejestrował materiał na drugi album – zatytułowany po prostu „Novalis” (1975). Któremu zresztą przyjrzymy się już wkrótce.
koniec
4 kwietnia 2015
Skład:
Jürgen Wenzel – śpiew, gitara akustyczna (3)
Lutz Rahn – organy Hammonda, fortepian, mellotron, syntezatory
Heino Schünzel – gitara basowa
Hartwig Biereichel – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

05 IV 2015   15:14:43

W mniejszym stopniu, ale przecież flirtowali z takim podejściem do gitary Van Der Graaf Generator -- a któż ważniejszy? ;-)

Mam do Novalisa dużą słabość.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.