Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Transmisja z Wrocławia: Rudy 406

Esensja.pl
Esensja.pl
Jako że ostatnio obszedłem się ze Shrekiem to tego stopnia niedelikatnie, że aż w niektórych wrażliwych kobiecych sercach obudziło to współczucie dla tego zielonego… No, w każdym razie, postanowiłem tym razem wybrać coś bezpiecznego, co nastroiłoby mnie przychylnie do świata. Cóż mogło być lepsze dla osiągnięcia tego celu od dzieła z Francji, która jest krajem subtelnym, kulturalnym, gdzie nie spotyka się takich uszatych… Miałem dać spokój.

Paweł Pluta

Transmisja z Wrocławia: Rudy 406

Jako że ostatnio obszedłem się ze Shrekiem to tego stopnia niedelikatnie, że aż w niektórych wrażliwych kobiecych sercach obudziło to współczucie dla tego zielonego… No, w każdym razie, postanowiłem tym razem wybrać coś bezpiecznego, co nastroiłoby mnie przychylnie do świata. Cóż mogło być lepsze dla osiągnięcia tego celu od dzieła z Francji, która jest krajem subtelnym, kulturalnym, gdzie nie spotyka się takich uszatych… Miałem dać spokój.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
To było „Taxi 2”. Solidna firma, Luc Besson, do tego dobre referencje po pierwszej części, tej z matrixowych jeszcze czasów. Co prawda, z dalszymi ciągami, jak wiadomo, różnie bywa, ale tym razem się udało. Elegancka (w końcu to Francja) biała taksówka z pewnymi nieznacznymi usprawnieniami znowu wyjeżdża na drogi, mimo wlokących się przed nią kierowców rajdowych dowożąc pasażerów na czas do kliniki położniczej. Po czym jej kierowca dostaje się w ręce rodziców swojej panny, jako że oficjalna prezentacja właśnie na ten dzień została ustalona. I tu następuje drobna konsternacja, gdyż tatuś nie pracuje wprawdzie w policji, której nie lubi taksówkarz Daniel, ale za to jest żołnierzem, co nie czyni, jak się okazuje, znaczącej różnicy. Przyszły zięć radzi sobie jednak doskonale w tak trudnych warunkach, zyskując już na wstępie uznanie pana generała, jako żywo przypominającego Louiso de Funesowego żandarma. Znosi nawet dzielnie algierskie opowieści o jego przewagach wojennych, szczęśliwie jednak przerwane nagłym dzwonkiem czerwonego telefonu.
Rzecz jasna, telefon nie jest czerwony bez potrzeby. Tak się jakoś dziwnie składa, że generała trzeba zawieźć w ciągu piętnastu minut na lotnisko. Oczywiście nie stanowi to większego problemu dla samochodu, który przekracza prędkość trzystu kilometrów na godzinę, a ogrodzenie rzeczonego lotniska pokonuje przy pomocy przygodnie napotkanej sterty desek i, nie bójmy się tego słowa, małych wysuwanych skrzydełek. Nic drastycznego, akurat tyle ile potrzeba do wydłużenia skoku o parę metrów. Potem jeszcze kawałek po pasie startowym i na zakończenie kołowanie za lądującym samolotem, bo samochód może wyglądać imponująco również wtedy, gdy jedzie powoli. Ma się rozumieć, nie każdy samochód, tylko taki, który robi to bez wysiłku; rzężący Trabant, który szybciej nie może, to nie jest ten przypadek.
Potem już idzie z górki. Przybyły japoński minister mimo cudownej policyjnej limuzyny zostaje porwany i trzeba go odbić. Nawiasem mówiąc, wszyscy miłośnicy sterowania komputerami za pomocą mowy powinni zwrócić uwagę na drobne przykrości, jakie może sprawić podczas jazdy nieopatrznie wypowiedziane hasło wyłączające silnik. Prawdopodobnie ze zbliżonych powodów dwa dni temu usilnie dzwonił do mojej firmy telefon szefa. Telefon, bo bynajmniej nie szef. Najpewniej co jakiś czas, głośno i wyraźnie jak prawa marketingu przykazały, wymawiał on na spotkaniu z klientem naszą nazwę. A z drugiej strony, ta jego Nokia nijak nie mogła zapamiętać słowa „stara”, żeby sobie mógł bez grzebania po klawiszach zadzwonić do żony.
Ale mniejsza o telefony, mówiłem o tym, że z górki. Otóż w ogóle „Taxi 2” jest znacznie rozbudowane w trzecim wymiarze, przy czym wspomniane skrzydła nie są jedynym tego rozbudowania elementem. Do tego oczywiście tunele, zapora z czołgów, zamykana bardzo wdzięcznym ich manewrem, a na koniec stukająca w szybę samochodu złych lufa działa jako odpowiedź na wyciągnięty pistolet maszynowy. Jeżeli zaś ktoś lubi dbałość o szczegóły, powinien zwrócić uwagę na to, że raz zdjęta damska bielizna nie pojawia się cudownym sposobem kilka scen później. Chociaż, po prawdzie, właścicielka bielizny jest dość paskudna. Chociaż może nie akurat w tym miejscu. Ale tłumaczy ją to, że jest Niemką, pozostałą jeszcze z pierwszej części.
Zresztą, w ogóle pierwsze „Taxi” obeszło się ze złymi znacznie bardziej chyba bezwzględnie, niż drugie. Widać Francuzi większą sympatią darzą Japończyków, niż Niemców, bo jakkolwiek wygrywają i z jednymi, i z drugimi, to idiotów robią tylko z tych ostatnich. Nie wiem, być może dopiero czołgi z drugiej części zwróciły na to moją uwagę, ale już od samego początku są te filmy podobne do „Czterech pancernych”. Jest załoga, jest niezniszczalny pojazd i są przygłupi wrogowie. Właściwie, Peugeot jest nawet bardziej niezniszczalny od T-34, któremu jednak zdarzało się gąsienicę zgubić, a nawet raz mu wieżę odstrzelili, a taksówka przez cały czas ani się nie zakurzy. No i biały samochód nie jest rudy, ale też i Rudy był przecież zielony.
W każdym razie, Niemcy są tacy sami. Dają się podpuszczać, aż przyjemnie popatrzeć, wystarczy im pokazać palcem Mercedesa i zacząć robić głupie miny, a sami zaczną pakować głowy pod sztachetę w rękach Gustlika. W porównaniu z nimi Japończycy prezentują się iście po samurajsku, a przegrywają nie dlatego, że myślą mało, ale dlatego, że przeciwnik myśli więcej. Zresztą oni po to istnieją, żeby było skąd brać honorowych wojowników, swego czasu zdarzyło mi się to już napisać. Tak właściwie, to z klasyki nawet bardziej do „Taxi 2” jest podobna „Stawka większa niż życie”. Klossowi Niemcy to przecież bynajmniej nie byli niegroźni gefrajtrzy, ale niebezpieczni przeciwnicy, którym nawet kilka razy udało się prawie wygrać.
Ciekawe, czy rzeczywiście ktoś zrobi nowe wersje obu tych seriali, które po raz kolejny oglądałem ostatniego lata, bardziej uważnie niż cokolwiek innego w telewizji. Ostatnio jakby trochę o tym ucichło, lecz podejrzewam, że przymiarki trwają. Ale to się chyba nie uda. To znaczy, oczywiście technicznie nakręcić się da, czemu nie. Gorzej może być ze zdobyciem widzów. Mniejsza o usuwanie rzekomych białych plam historycznych, chociaż takie operacje nierzadko ostatnimi czasy powodowały całkowitą nieoglądalność swoich ofiar. Pomijajam też kwestię konkurencji, wszak kiedy powstawały oryginały, był tylko jeden, w porywach dwa programy telewizji. Po prostu chyba nie uda się uzyskać takiego efektu identyfikacji z bohaterami. Nowe filmy będą na to zbyt dosłowne.
Muszą takie być, bo tak się teraz kręci. Żadne dziecko nie uwierzy, że gestapowca można jednym chwytem rozbroić i zepchnąć ze stołu, wiadomo przecież, że tak wygląda tylko udawana walka. Gdyby Kloss naprawdę musiał się uwolnić od Brunnera, zdemolowaliby wspólnie całe biuro tej fabryki, w której wtedy byli. Nie zaszkodziłoby też wiszenie na jednej ręce nad jednym z owych kotłów wypełnionych roztopionym żelazem, które powszechnie stawia się w celu dekoracji wnętrza, również w zakładach włókienniczych. A całkowitą pewność, że walka nie jest udawana, dałyby zwolnione zdjęcia lecącego w stronę kamery zęba trzonowego. To w „Stawce”. A w „Pancernych” konieczne byłoby znaczne zwiększenie liczby i rozmiarów eksplozji po trafieniach czołgowymi pociskami. Dokładniej, każdy strzał taką eksplozją musiałby się kończyć, a co piąty w zwolnionym tempie, takie specjalne pociski by mieli. Najlepiej, gdyby jeszcze działo strzelało seriami. No i pies powinien z każdego zagryzionego (bo jakże tak, jedynie obezwładnionego?) Niemca przynosić jakiś fragment, przynajmniej ze dwa kilo.
Tylko że tu pojawia się dość istotny problem. Czego by o dzisiejszej młodzieży nie mówić, to aż tak jej zabawy nie wyglądają i raczej nieprędko będą. Natomiast wyglądają, a przynajmniej wyglądały te paręnaście lat temu, całkiem podobnie do tego, co robił kapitan Kloss i załoga Rudego. Dlatego tak łatwo było się w nich bawić. Umowność była dla tych seriali naturalna, nikt nie robił poważnego zarzutu z wędrówek po całym mieście w godzinach pracy biur Abwehry, ani z tłumów kłębiących się w ciasnym wnętrzu czołgu. I chyba nadal nikt nie traktuje tego jak realnych błędów. To po prostu nieodzowne elementy dzieł kultowych. Mniej może chodzi tu o „Czterech pancernych”, oni bazują raczej na miłych wspomnieniach z dzieciństwa, ale smak „Stawki większej niż życie” tkwi przecież także w tych nieścisłościach, braku konsekwencji i ustawicznym wychodzeniu przez okno.
Dlatego jednak nie obawiam się, że moje przyszłe dzieci nie będą się wychowywały na tym, co ja. Rok wcześniej, czy rok później, ale spotkają Klossa z Szarikiem, wstawionych do wakacyjnego programu przez pasjonata, albo chociażby dla podbicia oglądalności. Nie jest ważne, dlaczego. Może już efekt nie będzie aż taki, czasy się przez dwadzieścia lat zmieniły, ale przynajmniej następne pokolenie się dowie, gdzie w zjednoczonej Europie są najlepsze kasztany.
koniec
1 października 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.

więcej »

Z filmu wyjęte: Nurkujący kopytny
Jarosław Loretz

13 V 2024

Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Dwa razy śmieszniej
— Artur Długosz

Z tego cyklu

Pan przestępca
— Paweł Pluta

De gustibus cośtam cośtam
— Paweł Pluta

Pudełko z dna szafy
— Paweł Pluta

Druga Japonia
— Paweł Pluta

Punkty styku
— Paweł Pluta

I po legendzie
— Paweł Pluta

Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta

Swój chłopak
— Paweł Pluta

Relacja na żywo
— Paweł Pluta

Dobór naturalny
— Paweł Pluta

Tegoż twórcy

Dwugłos: Taxi 3
— Marta Bartnicka, Artur Długosz

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.