Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Nowe Horyzonty już po raz dziewiąty

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 6 7 8 9 »

Ewa Drab, Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Nowe Horyzonty już po raz dziewiąty

„Sarabanda” („Saraband”, reż. Ingmar Bergman)
Ocena: 30%
Kino wagi ciężkiej. Wypadałoby pokornie pochylić głowę przed ostatnim filmem mistrza, ale kontynuacja „Scen z życia małżeńskiego” z kunsztem i wielkością ma już niewiele wspólnego. To swoisty epilog historii zaprezentowanej w jednym z najsłynniejszych obrazów Bergmana. Impulsem dla Marianne do zobaczenia swojego byłego męża Johana jest jedna ze starych fotografii. Tłumione przez ponad 30 lat emocje i uczucie braku spełnienia ponownie dają o sobie znać. „Sarabanda” odczytywana jest także jako ostatnia spowiedź wygnanego na banicję reżysera, bo Johan – podobnie jak Bergman – u kresu życia jest pustelnikiem, żyjącym z dala od zgiełku i świata. W filmie obserwujemy charakterystyczne dla stylu Szweda konflikty charakterów i emocjonalne piekło, które już bardziej męczą niż wzbudzają wewnętrzny niepokój, nawet w obliczu rodzinnego cyklonu. Bohaterowie mówią do siebie pięknymi, choć już mało rozumianymi sentencjami w długich, emocjonalnych tyradach. Jeszcze bardziej utwierdzając w przekonaniu, że czas takich mistrzów jak Bergman przeminął. Bo teatralna i statyczna do bólu konwencja na dużym ekranie jest dla dzisiejszego odbiorcy jak tytułowa Sarabanda z dzieła Jana Sebastiana Bacha – przestarzała i odrobinę nieświeża.
Kamil Witek
„Sell out!” (reż. Yeo Joon Han)
Ocena: 80%
„Sell out!” to pełnometrażowy debiut reżyserski malezyjskiego twórcy Yeo Joon Hana, który postawił na wielogatunkowość, odważne rozwiązania fabularne i czarny humor. Iście wybuchowa mieszanka tragikomedii i musicalu buduje w „Sell out!” fundamenty bezkompromisowej satyry – absurd zręcznie maskuje cierpki atak godzący we wszechobecny materializm i bezduszność naszych czasów. Za pomocą antypatycznej bohaterki, gotowej dla kariery na każdą podłość dziennikarki telewizyjnej, reżyser przypomina o coraz bardziej oczywistej prawdzie: liczy się zysk, wszystko można sprzedać, na wszystkim zarobić, marzyciele i idealiści muszą zginąć. Zabawna forma gatunkowa filmu pozwala na bezbolesne przejście przez jak najbardziej nieprzyjemne wnioski, a wszechobecne hiperbole zaskakują, jednocześnie podkreślając grubą kreską istotę filmu. Yeo Joon Han nie bawi się w subtelności, tylko wykorzystując różnorodne techniki twardo forsuje swoje spostrzeżenia: oprócz głównego tematu (pieniędzy i żerowaniu na ludzkim nieszczęściu) reżyser wyśmiewa obłudę mediów i sprzedajność, piętnuję społeczną znieczulicę i brak zasad moralnych, atakuje nawet kino festiwalowe! Mimo humoru i komediowej atmosfery, „Sell out!” w miarę rozwoju akcji przestaje być śmieszny; staje się wyrazistym ostrzeżeniem, w którym więcej dziegciu niż słodyczy. W końcu smutna prawda nie potrafi bawić.
Ewa Drab
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
„Serafina” („Seraphine”, reż. Martin Provost)
Ocena: 70%
O Serafinie de Senlis mało kto słyszał za jej życia. Obecnie zestawiana z takimi malarzami jak Picasso czy Henri Rousseau jest jedną z najciekawszych, lecz z pewnością najmniej poznanych artystów z początku XX wieku. Obsypany tegorocznymi Cezarami film Provosta pokazuje nam życie skromnej malarki od momentu wypłynięcia jej talentu po jej smutny koniec w ośrodku dla umysłowo chorych. Jego siłą jest tytułowa bohaterka – Serafina, na co dzień prosta sprzątaczka i pomoc kuchenna, w nocy zaś pełna ekspresji władczyni barw i płótna. Największe wrażenie w opowieści o jej życiu robi zbicie twórczej, niezwykłej duszy z jej powierzchowną prostotą i brakiem obycia. Jej talent rozwijał się bowiem bez wielkich wernisaży i otoczenia artystycznej śmietanki, wspierany jedynie przez niemieckiego krytyka i mecenasa sztuki Wilhelma Uhde. W obrazach Serafiny dominowała tematyka przyrody, sama malarka zaś twierdziła, ze inspiracja spływała na nią za sprawą Boga, który nakazał jej zamienić ścierkę i szczotkę na pędzel i farby. Mimo że „Serafina” nie unosi się zbytnio ponad poziom typowego filmu biograficznego, jest przede wszystkim brawurowo zagrana, z pełnymi i ujmującymi kreacjami. W podobieństwie do żywych, niemal „ruchomych” obrazów artystki, tak i film Provosta ma osobisty czar i niełatwy do wyjaśnienia wewnętrzny magnetyzm, pozwalający interpretować go co najmniej na kilku płaszczyznach.
Kamil Witek
„Sinobrody” („Barbe bleue”, reż. Catherine Breillat)
Ocena: 50%
Idealny materiał dla feminizującej Breillat. „Sinobrody” na ekranie nie zdradza jednak polotu autorki, w swoich poprzednich filmach wykazującej zdolność do największych szaleństw i okrucieństw. Słabo wypada część kostiumowa, zrobiona w stylistyce taniego teatru telewizji. Nieco lepiej rysuje się paralela legendarnej historii ze współczesnością, nieco odświeżająca ten nieciekawy film. Opowiadany obok właściwej fabuły wątek dwóch sióstr czytających „Sinobrodego” Perraulta z czasem emocjonalnie wybija się na pierwszy plan. Z dobrze znanej Breillat pozostało w tym filmie niewiele, właściwie tylko zagadnienie kobiecej rywalizacji między siostrami, które kochają się, ale jednocześnie walczą o dominację i niezależność. Zaskakująco zachowawczy kawałek kina jak na panią, która zwykła nie rozstawać się z mianem skandalistki.
Ula Lipińska
„Stella” (reż. Sylvie Verheyde)
Ocena: 80%
Francuska reżyserka dokonała rzeczy niezwykłej: nakręciła lekki i zabawny film opowiadający o niewesołej rzeczywistości obserwowanej z perspektywy dziecka, dwunastoletniej Stelli. Przyjęta narracja odciąża problemy bohaterki, która zupełnie sama musi radzić sobie z trudami dorastania, własnymi kompleksami, zwodniczymi niebezpieczeństwami życia. Jej dramat polega na samotności, stąd według Verheyde przyjaźń stanowi dla dziewczynki skuteczne remedium, światło dające nadzieję na lepszą przyszłość. Jednak „Stella” nie jest przygnębiającym kinem: reżyserka nie ma zamiaru moralizować ani na siłę uświetniać swego filmu niepotrzebnie ciężką atmosferą. W dużej mierze jest to zasługa wspaniałej bohaterki, bo Stella nawet w najtrudniejszych chwilach nie traci rezonu, a jej obserwacje pozostają proste i humorystyczne (a przy okazji trafne). Całości dopełnia energetyczna ścieżka dźwiękowa, która uwydatnia pozytywne zakończenie historii czyli dający nadzieję optymizm na jutro.
Ewa Drab
„Szirin” („Shirin”, reż. Abbas Kiarostami)
Ocena: 70%
Śmiertelnie nudny, ale szalenie ujmujący obraz. Świetność filmu przypisujemy zazwyczaj jego autorowi, ale tutaj Abbas Kiarostami się nie namęczył. Siła „Szirin” pochodzi z drobnych drgnień twarzy, delikatnych uśmiechów, podnoszonych w zdziwieniu brwi i uronionych w ciemnej kinowej sali łez. Ponad sto irańskich aktorek (oraz Juliette Binoche) pokazuje na ekranie emocje odczuwane podczas oglądania adaptacji siedemnastowiecznego poematu „Khosrow i Shirin”, opowieści o miłości prowadzącej do śmierci. Temu osobliwemu eksperymentowi towarzyszy jakby mistyczne przeżycie widza, który na ekranie obserwuje siebie niczym w zwierciadle, zdobywającego świadomość jak wiele mocy oddziaływania filmu zależy od niego. Kiarostami pokazuje szczególny moment zderzenia emocji i doświadczeń publiczności z materią zaprojektowaną przez reżysera, decydujący o tym dlaczego jedni na pierwszym miejscu listy ulubionych filmów stawiają „Cinema Paradiso” a inni „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. W końcu, jak wiemy z zeszłej edycji festiwalu, każdy ma swoje kino. Pozbawione reżyserskich wolt, wydumanych scenariuszy, zabawnych dialogów za które moglibyśmy pochwalić Kiarostamiego dzieło cechuje coś wielkiego i chwytającego za serce. Przejmujący hołd artysty dla widzów, na jaki nie było stać dotąd żadnego mistrza kina.
Ula Lipińska
„Taniec w półmroku” („Twilight Dancing”, reż. Tian Gao, Joshua Tong)
Ocena: 10%
Przez cały film nie padło oni jedno słowo. Trzymając się zatem retoryki narzuconej przez autorów, pozwólcie, że spuszczę na to arcydzieło zasłonę milczenia.
Ula Lipińska
„Timecode” (reż. Mike Figgis)
Ocena: 60%
Nienajnowszy (z 2000 r.) eksperymentalny film Mike′a Figgisa, który miał ponoć wyznaczyć nowy nurt w kinie. Jak do tej pory – jak widać – nie wyznaczył. Ale może parę słów o projekcie. To tzw. multiwizja – ekran podzielony jest na 4 części, w każdej z nich przedstawiany jest jeden nurt fabuły filmu. Nurty owe rozwijają, podążają za jakąś postacią, odchodzą razem z inną, czasem przecinają, czasem oddalają i w ten sposób pokazują pozornie dużo więcej niż klasyczna fabuła filmowa, która skoncentrowana jest zawsze tylko na jednym nurcie. Mówię pozornie – bo do jakiego stopnia jesteście w stanie wciąż przełączać się między czterema obrazami? Całe szczęście, że ścieżka dźwiękowa związana jest zawsze tylko z jednym nurtem (być może z delikatnymi przebitkami). Aha – aby uzupełnić złożoność przedsięwzięcia, trzeba dodać, że każdy z czterech wątków jest nakręcony jedną kamerą w jednym ujęciu, bez cięć, a aktorzy nieco improwizują (trzymając się głównych wytycznych). Efekt? Średni. Po pierwsze – stosunkowo niewiele jest takich scen, w których multiwizja rzeczywiście coś więcej wnosi do odbioru filmu, niż wniósłby odpowiedni montaż. Najlepiej działa to w momencie, gdy ktoś rozmawia, a my na innej ćwiartce możemy obserwować reakcję osoby podsłuchującej (w klasycznym montażu musiałyby to być przeplatające się sceny). Po drugie – koncepcja ciekawa, wykonanie ambitne, ale sama historia opowiedziana w tym filmie jest raczej banalna. Być może po wielu próbach multiwizja wydałaby dzieło genialne, ale na razie nie widać wielkiego rozwoju w tym kierunku.
Konrad Wągrowski
« 1 6 7 8 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Siła pustyni dla początkujących
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jak radzić sobie z nienawiścią
— Sebastian Chosiński

Wielkość i małość rodu Laurentów
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Letnia szkoła życia
— Kamil Witek

Esensja ogląda: Marzec 2018 (2)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski

W poszukiwaniu samego siebie
— Marcin Szałapski

Esensja ogląda: Październik 2017 (3)
— Jarosław Loretz

Muzyka stop!
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Między „Dybukiem” a „Weselem”
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.