Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Fermáta
‹Huascaran›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHuascaran
Wykonawca / KompozytorFermáta
Data wydania1978
Wydawca Opus
NośnikWinyl
Czas trwania38:58
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
František Griglák, Tomaš Berka, Laco Lučenič, Karol Oláh, Peter Oláh, Dezider Piťo
Utwory
Winyl1
1) Huascaran I13:40
2) 80 00007:33
3) Solidarity06:21
4) Huascaran II11:23
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Wspiąć się na najwyższy szczyt

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz kolejny wracamy do słowackiej grupy Fermáta.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Wspiąć się na najwyższy szczyt

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj po raz kolejny wracamy do słowackiej grupy Fermáta.

Fermáta
‹Huascaran›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHuascaran
Wykonawca / KompozytorFermáta
Data wydania1978
Wydawca Opus
NośnikWinyl
Czas trwania38:58
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
František Griglák, Tomaš Berka, Laco Lučenič, Karol Oláh, Peter Oláh, Dezider Piťo
Utwory
Winyl1
1) Huascaran I13:40
2) 80 00007:33
3) Solidarity06:21
4) Huascaran II11:23
Wyszukaj / Kup
Fermáta to – obok Collegium Musicum kierowanego przez Mariána Vargę – najsłynniejsza (i zarazem najważniejsza) słowacka grupa rockowa, której historia sięga połowy lat 70. ubiegłego wieku. Jednym z jej założycieli był gitarzysta František Griglák, który, zanim spotkał na swej drodze klawiszowca Tomaša Berkę, co w konsekwencji otworzyło drogę do powstania Fermáty, próbował szczęścia w kilku innych zespołach. Były wśród nich między innymi Prúdy („Pavol Hammel a Prúdy”, 1970) oraz wspomniane już Collegium Musicum („Konvergencie”, 1971). Kiedy więc przystał na propozycję Berki i postanowił wraz z nim prowadzić, inspirującą się dokonaniami Jethro Tull, formację Ex We Five, był już doświadczonym artystą. Wkrótce do Tomaša i Františka dołączyli jeszcze dwaj muzycy: basista Laco (Ladislav) Lučenič oraz perkusista Pavol Kozma. Mniej więcej w tym samym czasie liderzy podjęli też decyzję o… zmianie nazwy. Fermáta była ich zdaniem znacznie łatwiej zapadającą w pamięć i przede wszystkim wskazywała na prawdziwie artystyczne ambicje muzyków.
Wkrótce grupa przystąpiła do tworzenia premierowego materiału, który niewiele miał już wspólnego z twórczością Jethro Tull, znacznie więcej za to z niezwykle popularnymi w tamtym czasie w Europie Zachodniej zespołami jazzrockowymi i progresywnymi. Nim jednak zespół wszedł do studia, nastąpiła pierwsza (i wcale nie ostatnia) istotna korekta składu; z Fermátą pożegnali się bowiem dotychczasowi członkowie sekcji rytmicznej (czyli Lučenič i Kozma), których zastąpili Anton Jaro (gitara basowa) i Peter Szapu (bębny). W tym zestawieniu nagrany został debiutancki album Słowaków, zatytułowany po prostu „Fermáta” (1975). Płyta spotkała się ze znakomitym przyjęciem, szybko windując bratysławską formację do grona najpopularniejszych grup rockowych w Czechosłowacji. Mimo to rozstał się z nią Szapu, na miejsce którego przyjęto Cyrila Zeleňáka. Z nowym perkusistą kwartet wydał drugi w dyskografii longplay – „Pieseň z hôľ” (1976) – i ponownie odniósł sukces. O Fermácie zaczęło być głośno także poza granicami kraju.
I nic w tym dziwnego. Słowacy prezentowali bowiem muzykę fusion na najwyższym światowym poziomie, w niczym nie ustępując takim klasykom gatunku, jak Amerykanie z Return to Forever czy Mahavishnu Orchestra. Presja, jaka ciążyła na zespole przed nagraniem kolejnego albumu, była więc ogromna. Nie wszyscy byli w stanie ją wytrzymać. W efekcie doszło do następnych roszad personalnych. Z Berką i Griglákiem pożegnali się – po raz kolejny – muzycy sekcji rytmicznej, którzy najpierw odeszli do zespołu Ladislava Gerhardta („Prečo sme sa oženili?”, 1978), a potem dołączyli do progresywnej grupy akompaniującej Dežo Ursinemu („Pevnina detstva”, 1978). Tomaš, nie widząc innego wyjścia z sytuacji, poprosił o pomoc swego starego znajomego – Ladislava Lučeniča, wraz z którym do składu dołączył debiutujący na profesjonalnej scenie perkusista Karol Oláh. W czerwcu 1977 roku, a więc dokładnie czterdzieści lat temu, muzycy ci wyjechali do położonego około dwudziestu kilometrów od Bratysławy miasteczka Pezinok, gdzie znajdowało się studio słowackiej wytwórni Opus (odpowiednika, a wcześniej po prostu filii czeskiego Supraphonu). Tam powstał opublikowany rok później longplay „Huascaran”.
Skąd ten zaskakujący tytuł? Od najwyższego szczytu Andów Peruwiańskich, który z kolei został ochrzczony tak na cześć Huáscana, żyjącego w pierwszej połowie XVI wieku władcy Inków. Nie oznacza to jednak wcale, że w warstwie muzycznej Słowacy postanowili sięgnąć po inspiracje latino. To wciąż stara dobra Fermáta, chociaż… jeszcze lepsza niż na poprzednich płytach. „Huascaran” to – bez najmniejszych wątpliwości – arcydzieło (czecho)słowackiego rocka i zarazem jedna z najważniejszych płyt powstałych w latach 70. u naszych południowych sąsiadów, którą można postawić w jednym rzędzie z najlepszymi albumami takich formacji, jak Jazz Q, Modrý Efekt, Energit, Impuls czy Bohemia. Warto dodać jeszcze, że do powstania „Huascaran” przyczynili się dwaj inni artyści, którzy pojawili się jako goście w pierwszej części utworu tytułowego: na co dzień występujący w zespole Krokoband wokalista Peter Oláh (brat Karola) oraz wiolonczelista Dezider Piťo.
Na trzeci longplay Fermáty, trwający trzydzieści dziewięć minut, trafiły zaledwie cztery utwory; dwa z nich – tytułowe – wyszły spod ręki Františka Grigláka, dwa pozostałe były autorstwa Tomaša Berki. Mimo to wszystkie stanowią na tyle zwartą całość, że należy traktować to wydawnictwo jako concept-album. „Huascaran I” to w zasadzie czteroczęściowa minisuita, w której słowacka grupa prezentuje pełnię swych (dodajmy: ogromnych) możliwości – zarówno kompozytorskich, jak i wykonawczych. Początek, oparty na brzmieniach instrumentów klawiszowych (głównie syntezatorów i fortepianu elektrycznego), to bardzo nowoczesne fusion, wpisujący się w to, co w tym samym czasie proponowało chociażby polskie SBB (vide „Wołanie o brzęk szkła”, „Follow My Dream”, „Ze słowem biegnę do ciebie”). Po jazzrockowych uniesieniach następuje trzyminutowy oddech, który zawdzięczamy nastrojowemu duetowi fortepianu Berki i wiolonczeli Piťo; z czasem przechodzi on w syntezatorowy podkład, na tle którego pojawia się przepiękna, chwytająca za serce wokaliza Petera Oláha. Niestety, trwa ona krótko, ale pocieszeniem niech będzie fakt, że jej motywy w ekscytującej solówce gitarowej rozwija Griglák. Finał to powrót do tradycyjnego jazz rocka, okraszony na deser popisem Karola Oláha na bębnach.
Drugi utwór – „80 000” – Słowacy ponownie rozpoczynają partią syntezatorów i ponownie skupiają się na budowaniu klimatu. Burzy go, po mniej więcej dziewięćdziesięciu sekundach, motoryczny bas Ladislava Lučeniča, którego pojawienie się jest umownym sygnałem do stylistycznej wolty. Od tej chwili stery stopniowo przejmuje Griglák, który po raz kolejny udowadnia, że niewielu czeskich i słowackich gitarzystów było w tamtym czasie gotowych stanąć z nim w szranki (może poza Radimem Hladíkiem z Modrego Efektu, względnie Lubošem Andrštem z Framus Five, Jazz Q i Energit). Nawet gdy zostaje zepchnięty w cień przez Berkę (i jego syntezatory bądź fortepian elektryczny), František potrafi stylowo odgryzać się koledze. A zyskuje na tym cały zespół, słuchaczy nie wyłączając. Obaj liderzy Fermáty posiadali bowiem tę, przynależną głównie muzykom utalentowanym i doświadczonym, umiejętność wzajemnego napędzania się i inspirowania.
Stronę B albumu otwiera kompozycja Tomaša „Solidarity”. I w tym przypadku mamy do czynienia z rasowym jazz-rockiem, któremu ton nadaje „dwugłos” gitary i syntezatorów. Griglák i Berka przywodzą tym samym na myśl – nie po raz pierwszy zresztą – Józefa Skrzeka i Anthimosa Apostolisa. Podobnie jak muzycy SBB, Słowacy potrafią się doskonale uzupełniać, dając sobie przy tym sporo miejsca na solowe popisy. Wieńczący album numer „Huascaran II” zaczyna się od mocnego uderzenia całego zespołu; warto jednak szczególnie zwrócić uwagę na klangujący bas, który wydatnie wpływa na podbicie napięcia. Dopiero w połowie utworu muzycy postanawiają zwolnić tempo, choć można odnieść wrażenie, że robią to tylko po to, aby wprowadzić odpowiedni kontrast i po dwóch minutach móc powrócić z jeszcze większymi rozmachem i energią. František i Tomaš decydują się przy okazji na kolejny dialog, z którego wykluwa się, niestety, ostatnia już solówka gitarzysty. Choć „kropkę nad i” stawia mimo wszystko klawiszowiec, który syntezatorowymi „ptaszkami” spina klamrą całe wydawnictwo. Jeśli tytuł płyty miał być symboliczną deklaracją wspięcia się na artystyczny szczyt – trzeba przyznać, że została ona spełniona co do joty. „Huascaran” jest bowiem najwybitniejszym dokonaniem Fermáty. Co jednak wcale nie oznacza, że nie warto sięgnąć również po kolejne wydawnictwo Słowaków – wydany w 1980 roku concept-album „Dunajská legenda”.
koniec
24 czerwca 2017
Skład:
František Griglák – gitara elektryczna, fortepian, syntezatory
Tomaš Berka – fortepian elektryczny, fortepian, syntezatory
Laco Lučenič – gitara basowa
Karol Oláh – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Peter Oláh – wokaliza (1)
Dezider Piťo – wiolonczela (1)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Z tego cyklu

Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński

Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński

Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński

Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński

Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński

Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński

Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński

Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński

Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński

Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.