Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Porażki i sukcesy A.D. 2012

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 6 »
Małgorzata Steciak: „Miłość” Hanekego uważam za film bardzo dobry, ale jednak nie wybitny (ukazanie procesu umierania od realistycznej, turpistycznej niemal strony nie jest dla mnie miarą arcydzieła po pięciu sezonach rewelacyjnych „Sześciu stóp pod ziemią”). Natomiast zupełnie nie rozumiem fenomenu „Konia turyńskiego"… Dostrzegam tu jedynie rękę znudzonego reżysera, który na koniec kariery postanowił wyciąć swoim fanom numer i zrealizować dzieło, w którym wykorzystuje garść ogranych chwytów kina artystycznego (czarno-biała taśma, anegdota o słynnym filozofie jako fabularny punkt wyjścia, długie ujęcia codziennych czynności dwójki bohaterów, koniecznie w odciętej od świata wsi, i kilka porozrzucanych luźno metafor wizualnych wygranych na tle monotonnej muzyki), nie mając w istocie nic ciekawego do powiedzenia. Natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie kilka dokumentów, które udało mi się obejrzeć na Krakowskim Festiwalu Filmowym, przede wszystkim izraelskie „Mieszkanie” Arnona Goldfingera, poświęcone poszukiwaniu pamięci o swoich przodkach, oraz „Mleczne siostry” Petera Gerdehaga – jak już kręcić kino o zwierzętach gospodarstwa domowego, to tylko takie ;).
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Kamil Witek: Mi w pamięci na długo zagościł „Wstyd”, nie tylko dlatego, iż w końcu dowiedzieliśmy się dlaczego Fassbender mógłby grać w golfa nawet bez rąk. W całości kupiłem głównego bohatera i przeszywające go emocjonalne „nic”, zagubienie i desperackie poszukiwanie czucia, uczucia, czegokolwiek. Wielkie małe kino.
• • •
Konrad Wągrowski: Co was jakoś specjalnie pozytywnie zaskoczyło w 2012 roku?
Grzegorz Fortuna: „Kac Wawa”. A dokładnie – reakcja na „Kac Wawę”. Do tej pory było tak, że jak do kin wchodziła żenująca polska komedia („Weekend”, „Ciacho” czy inny „Wyjazd integracyjny”), to krytycy co prawda psioczyli, ale widzowie walili na seanse drzwiami i oknami. „Kac Wawa” przełamała ten schemat – tłumy poparły Tomasza Raczka i jego miażdżącą recenzję, w kinach prawie nikt się nie stawił, a producent ośmieszył się ostatecznie wygłaszanymi na prawo i lewo groźbami. Podobnie było zresztą z „Big Love” i słynną rozmową Pani Reżyser z Michałem Walkiewiczem z Filmwebu. I wydaje mi się, że to jest dobry znak, który pozwala patrzeć na przyszłość polskiego kina z uśmiechem na ustach – skoro partacze zostają publicznie wyśmiani, a gnioty są powszechnie krytykowane, to znaczy, że zmienia się publiczność i jej przyzwyczajenia.
Jakub Gałka: Jak już wspomniałem wcześniej, nie miałem jakichś wielkich zaskoczeń typowo kinowych. Z okołofilmowych bardzo chętnie bym się zgodził z Grzegorzem – w sensie, że zgadzam się, że to jest zaskoczenie i chciałbym się zgodzić co do prognozy – ale moje ostatnie wizyty w kinie i zwiastuny jakichś debilnych polskich komedii zmuszają mnie do wyrażenia sceptycyzmu.
Mateusz Kowalski: Chyba „Sinister”. W skrajnie wyeksploatowanym gatunku, jakim jest horror, twórcom udało się wykreować prawdziwą atmosferę paranoi. W pewnym momencie widza ogarnia taka beznadzieja, że się wręcz dusi i modli się, żeby bohaterowie wreszcie poszli po rozum do głowy, uciekli, gdzie pieprz rośnie i nie pakowali się w kolejne problemy. Albo żeby chociaż żona głównego bohatera zwiała… A tutaj – zaskoczenie i nawet średnia końcówka pozostaje jednak satysfakcjonująca. Tak, jeśli chodzi o pozytywne niespodzianki, to „Sinister” przepchnął się bez problemu u mnie do najlepszych rzeczy w tym roku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr Dobry: Mnie jakoś ta paranoja się nie udzieliła, z kolei wczułem się w losy bohatera „Kobiety w czerni”. Przy okazji okazało się, że Daniel Radcliffe, podobnie jak Clark Kent, kojarzy się jednoznacznie tylko w okularach, po ich zdjęciu potrafi być aktorem! No ale drugi horror reaktywowanego Hammera to dzieło i tak tylko nieco ponadprzeciętne; to znów był bardzo mizerny rok dla kina grozy.
Mateusz Kowalski: No i raczej się tu nie dogadamy, bo, jak już mówiłem, „Kobieta w czerni” dla mnie była równie stylowa, co koronki prababci. Urok miało, ale było na dłuższą metę rozmemłane. Niemniej, masz rację, Radcliffe próbuje się odciąć od wizerunku Chłopca, Który Przeżył – a to już wielki plus.
Piotr Dobry: O, przypomniały mi się jeszcze „Szepty” Nicka Murphy’ego. Temat w kinie grozy wyeksploatowany, ale piękne zdjęcia, niezły nastrój, no i przede wszystkim Rebecca Hall, aktorka o urodzie wręcz stworzonej do horroru (to komplement!).
Kamil Witek: Przed wakacjami spisałem kompletnie na straty „Niezniszczalnych 2”, zwiastując im ponowne wchodzenie do rzeki pomysłów i formuły wykorzystanej do cna w „jedynce”. Choć niewiele się pomyliłem, to nie sądziłem, że tym razem wyjdzie tak zjadliwe, wewnętrznie ironiczne i sprawne kino akcji. Na samo wspomnienie sprzeczki Arnolda z Willisem o „I’ll be back” mam ochotę na kolejną część.
Małgorzata Steciak: Chyba największym pozytywnym zaskoczeniem były dla mnie rozgrywające się w dystopijnej przyszłości „Igrzyska śmierci”. Spodziewałam się młodzieżowego love story rodem z „Sagi Zmierzch”, a otrzymałam całkiem przyzwoity film akcji z pełnokrwistą główną bohaterką, która zamiast czekać na księcia z bajki czy to innego Edwarda, bierze sprawy w swoje ręce i eliminuje przeciwników precyzyjnym strzałem z łuku.
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Gabriel Krawczyk: Trzymające na bezdechu „Igrzyska śmierci” wzbudziły we mnie inną refleksję: na ile rożnych sposobów można odcinać kupony od schematów, motywów, cyklów dobrze znanych i robić to w sposób znakomity. Bo na tym opiera się zdecydowana większość powstałych w tym roku blockbusterów czy filmów gatunkowych. Chętnie poczytałbym solidne statystyki ukazujące, jak znikomy procent produkcji opiera się na pomysłach nowo powstałych. Ale to dobrze. Dla mnie, nałogowego kinomana, to pierwszorzędna rozrywka – zabawa kinem w kino w kinie… To jest to pozytywne zaskoczenie: skarbnica sprawdzonych pomysłów podanych w nowej scenerii jest wciąż niezużyta.
Piotr Dobry: Ale jaka nowa sceneria, jakie „trzymanie na bezdechu"? Garstka dzieciaków biegających po lesie? Lata temu Takeshi Kitano w „Battle Royale” zrobił z tego tematu małe arcydzieło, „Igrzyska śmierci” zaś wynudziły mnie bardziej niż którykolwiek „Zmierzch”. Serio.
Gabriel Krawczyk: Można powiedzieć, że „Igrzyska…” to hollywoodzka kopia filmu japońskiego. Tyle że mnie, wychowanego na polskiej telewizji, właśnie Hollywood bardziej rajcuje. Nie ma w „Igrzyskach…” kiczu (ja wiem – obrońcy zakrzykną, że to poetyckość) Kitano, irytującej dla okazjonalnie stykającego się z azjatyckim kinem gry aktorskiej (właśnie w „Battle…” w umiejętności irytowania doprowadzonej do skrajności), a jest porządnie zrealizowany film akcji (pełniący w moim przekonaniu swoją funkcję idealnie – serio) z interesująco zarysowanym tłem społecznym i politycznym przyszłości.
Piotr Dobry: Tyle że ja też wolę kino hollywoodzkie, a z rimejkami nigdy nie miałem problemu. Sęk w tym, że nie widzę w „Igrzyskach…” ani udanego filmu akcji (niemrawo się po tym lesie poruszali, a wszystkie zgony zrealizowano bez polotu i napięcia), ani interesującego tła społecznego – pod tym względem ciekawszy był już nawet „Uciekinier” z Arniem sprzed ćwierćwiecza.
Małgorzata Steciak: Ale jest ciekawa bohaterka, zagrana przez zdolną aktorkę. Po pięciu „Zmierzchach” z drewnianą Kristen Stewart to naprawdę miła odmiana w tzw. „kinie młodzieżowym”. Pamiętajmy, że ten film jest przeznaczony przede wszystkim dla młodych widzów. Mnie też się nie nudziło, a nastolatką przestałam być już jakiś czas temu ;).
• • •
WASZ EKSTRAKT:
50,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Kino polskie… Jak zwykle mieliśmy melanż tytułów w gruncie rzeczy z 2011, które czekały na dystrybucję („Róża”, „Lęk wysokości”, „W ciemności”) i garść tytułów już z minionego roku. I chyba ten miniony nie dorównał jednak poprzedniemu, co zresztą było bardzo widoczne w komentarzach z Gdyni…
Sebastian Chosiński: Nie zapominaj o „Obławie” i „Pokłosiu”. Po wielu latach omijania szerokim łukiem tematyki historycznej – ponieważ, jak twierdzono, nikogo ona nie interesuje – nagle się okazało, że polscy widzowie bardzo chętnie oglądają filmy o czasach drugiej wojny światowej. Na dodatek polscy reżyserzy, chyba po raz pierwszy od czasów „polskiej szkoły filmowej”, mają w tym temacie coś nowego i istotnego do powiedzenia.
Mateusz Kowalski: „Obławie”, moim skromnym zdaniem, pomogły tak naprawdę dwie rzeczy: próba rozliczenia się z martyrologicznym podejściem do historii i umiejętnie podtrzymywany buzz marketingowy, w którym prym wiodło obrzucanie błotem Macieja Stuhra. Niestety, nie zmienia to faktu, że sam obraz jest po prostu poprawny, nawet jeśli – co trzeba pochwalić – podchodzi w trochę inny sposób do zgranego tematu i mimo wszystko wywołuje emocje wśród widzów.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

09 I 2013   16:24:54

większością się zgadzam, aczkolwiek... Avengers okay, godny uwagi film, ale nie historia (która moim zdaniem była dość denna i nie mam tu na mysli samego Lokiego... jako "zagrożenie" o_O) czyni go filmem interesującm, a wzajemne relacje między bohaterami i resztą świata, słowem: gdyby nie Stark i Hulk to z tego filmu nie byłoby co zbierać... Bo przyznaję, że Downey ukazal mi się jako geniusz zbrodni po raz n-ty.
Dodatkowo "Igrzyska". Proszę... Czekałam na opinię pana Sebastiana, ale jej nie było. Jako entuzjastka całej serii "Hunger games" w wersii książkowej poczułam się niemalże obrażona tym filmem. Czekałam na nią, odliczałam czas do seansu i co? Jedyne czego sie doczekałam to przypomnienie, że nie istnieje "dobra" adaptacja filmowa książki, ponieważ postacie takie jak Cinna, Rue i wiele innych zostały naprawdę boleśnie spłaszczone. Jak w "Eragonie". Jako film- okay, bardzo ciekawy obraz i nowe spojrzenie na główną postać we współczesnym filmie młodzieżowym. Jako adaptacja? Do.. .
A na zakończenie powiem tylko, że z Kac Wawą zgadzam się w 200 %. Ale przydała się. Żeby wszyscy sobie uświadomili, że polskie komedie zmierzają w zdecydowanie złym kierunku :)

09 I 2013   22:13:50

Ode mnie tylko mała uwaga. Z powyższego tekstu można wywnioskować, że reżyserem "Battle Royale" jest Takeshi Kitano, a twórca "Hana-Bi" jedynie zagrał w owym filmie. Za reżyserię "BR" odpowiada weteran Kinji Fukusaku (widział ktoś "47 mieczy zemsty"? Wypas:D).

09 I 2013   22:30:51

Ale dlaczego nikt z Was nie wyczekuje "Gravity" Cuarona? Zapomnieliście, czy hard SF zrobiło się passe? :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Brytyjska autorka kryminałów Dorothy Leigh Sayers, w przeciwieństwie do Raymonda Chandlera czy spółki pisarskiej używającej pseudonimu Patrick Quentin, nie była rozpieszczana przez polskich reżyserów. W połowie lat 80. powstały jednak dwa oparte na jej opowiadaniach, zrealizowane przez Stanisława Zajączkowskiego, spektakle. Jeden z nich był adaptacją tekstu zatytułowanego „Człowiek, który wiedział, jak to się robi”.

więcej »

Z filmu wyjęte: Nurkujący kopytny
Jarosław Loretz

13 V 2024

Czy nikt z Was nie marzył, żeby popływać sobie pod wodą wraz z ulubionym koniem? Nie? To dziwne…

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
Sebastian Chosiński

7 V 2024

Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.