50 najlepszych filmów 2013 rokuEsensja.pl Esensja.pl
50 najlepszych filmów 2013 roku20. Strażnicy marzeń (Rise of the Guardians, reż. Peter Ramsey) Standardowa kreskówkowa fabuła, powiecie. Ile już razy widzieliśmy filmy, w których bohater musi naprawić to, do czego zniszczenia sam się przyczynił. Jasne, schemat „fajnie-fajnie-fajnie-DUP!-katastrofa-naprawa-wielki tryumf” nie jest niczym nowym – ale JAK to jest opowiedziane! Przede wszystkim odświeżająco oryginalna jest postać samego Jacka: po tabunach fajtłap walczących o uznanie otoczenia („Rybki z ferajny”, „Gdzie jest Nemo”, „Jak wytresować smoka”, „ParaNorman” i wiele innych) miło dla odmiany popatrzeć na przystojniaka, który jest naprawdę dobry w tym, co robi, i nareszcie nikt mu nie truje, żeby uwierzył w siebie. Olśniewająca jest warstwa wizualna: wspaniała kwatera główna na Biegunie Północnym (aż szkoda, że kamera nie zatrzymywała się dłużej na niektórych szczegółach), bajkowy pałac Zębowej Wróżki czy wiosenna kraina Zająca Wielkanocnego. Powietrzne podróże są dynamiczne do zawrotu głowy, a w scenach walk naprawdę czuje się wysiłek bohaterów. Do tego dochodzi prawdziwa feeria pomysłów: od samych kreacji postaci, poprzez wciągającą akcję, aż do dopracowanych szczegółów pełnych dyskretnego humoru (spójrzmy choćby na wątek elfa z trąbką albo yeti malującego zabawki). No i na koniec najważniejszy ze składników receptury dobrego filmu, a mianowicie bohaterowie. Są naprawdę wyjątkowo udani: za przesympatycznych Strażników trzyma się kciuki z całych sił, zaś Mrok to czarny charakter, którego traktuje się poważnie – a o to w filmach animowanych wcale niełatwo. Agnieszka Szady Więcej o filmie: Recenzja Agnieszki Szady „Dziękuję ci, DreamWorks!” Minirecenzja w marcowym wydaniu „Esensja ogląda” 19. Uciekinier (Mud, reż. Jeff Nichols) „Uciekinier” jest filmem, który odbieram bardzo osobiście. Może to taki wiek? A może po prostu tęsknota za minionym czasem? Na pierwszy rzut oka to prosta historia, na którą składa się kilka elementów, umiejętnie ze sobą połączonych. Losy młodych bohaterów wiążą się z wyrzutkiem poszukiwanym za morderstwo. Wszystkiemu winna miłość i to ona napędza tę historię. Jest naiwna i młodzieńczo ślepa, ale w swoim pierwotnym znaczeniu, niezwykle czysta i szlachetna. Jest jednak w „Uciekinierze” coś więcej. To świetnie nakreślony nastrój młodzieńczej niewinności i przygody, jakiej wielu z nas w swoim życiu zapewne doświadczyło. Też miałem taką samotnię, też kojarzę ją z pogodnymi dniami, kilkoma kumplami i pełną wolnością w lesie, gdzieś na uboczu małej mieściny. Jeśli więc jakiś film w 2013 roku z powodzeniem zabrał mnie w przeszłość, a przy tym pochłonął swoją historią, ciekawymi bohaterami i ich losami, to był to właśnie „Uciekinier”. Duża w tym zasługa realizacyjnej skromności – wymuszonej, czy zaplanowanej. Nie ma tu finezyjnej realizacji, kwiecistych dialogów, zaskakujących zwrotów akcji. Całość zbudowano małymi środkami, historię osadzając na barkach młodych aktorów oraz wspierających ich gwiazd. I wszyscy spisali się wyśmienicie. Krzysztof Spór Więcej o filmie: Minirecenzja w czercowym wydaniu „Esensja ogląda” 18. Krudowie (The Croods, reż. Kirk De Micco, Chris Sanders) Dobrze zrobiona animacja dla dzieci, w której morał nie jest na siłę wciśnięty do opowiadanej historii zdarza się rzadko. W przypadku opowieści o jaskiniowcach, których świat się (dosłownie) rozpada, nie liczyłam na wiele. I może dlatego tak zachwyciła mnie ta dość prosta opowieść w bardzo efektownej szacie graficznej. Rodzina neandertalczyków, przyzwyczajona do życia w jaskini, która chroni ją przed pokusami i zagrożeniami świata staje przed nie lada wyzwaniem – najstarsza córka chce iść z postępem i wyjść z jaskini. Ale ta platońska metafora to dopiero początek – kiedy dziewczyna poznaje sprytnego homo sapiens z minileniwcem w roli paska do spodni, a świat naokoło wali się i staje w płomieniach, cała rodzina musi wędrować w poszukiwaniu, jak to zostaje określone, przyszłości. Humor stoi tu na wysokim poziomie, nawet leciwe w treści żarty z teściowych rozegrane są tu w taki sposób, by nie uwłaczać inteligencji widza. Do tego dochodzi świetny pomysł na zanimowanie prehistorycznego świata, doskonale pokazujący, że to, jak wyobrażamy sobie prazwierzęta, to tylko pewna forma, w jaką ubraliśmy archeologiczne przypuszczenia, a tak naprawdę nie mamy przecież pewności, jak dokładnie wyglądał ichtiozaur albo tygrys szablozębny. Czemu zatem nie może być porośnięty tęczowym mchem i uganiać się za wielorybami krążącymi po sawannie na pokracznych, małych nóżkach? Dodatkowym powodem do obejrzenia może być dla tych, którzy lubią być na czasie fakt, że „Krudowie” zostali nominowani do tegorocznych Złotych Globów w kategorii „animacja”. Karolina Ćwiek-Rogalska Więcej o filmie: Minirecenzja w kwietniowym wydaniu „Esensja ogląda” 17. Porwanie (Kapringen, reż. Tobias Lindholm) Mogłoby się wydawać, że Tobias Lindholm – współscenarzysta „Submarino” (2010) i „Polowania” (2012) Thomasa Vinterberga – nakręcił film o porwaniu duńskiego statku przez piratów somalijskich. Na to w każdym razie wskazywałby tytuł. Prawda jest jednak trochę inna. Choć rzeczywiście uprowadzenie „Rozena” jest motorem napędowym fabuły, tak naprawdę jest to obraz o negocjacjach biznesowych. Bo czym innym jest dogadywanie się z przestępcami i szantażystami co do ceny, jaką należy zapłacić za odzyskanie ukradzionego towaru? Między obiema stronami konfliktu toczy się zażarta gra psychologiczna, na której najbardziej cierpią uprowadzeni marynarze, marzący tylko o tym, aby znaleźć się już w domu ze swoimi bliskimi. Pod wpływem wydarzeń, a zwłaszcza dramatycznego finału, Peter C. Ludvigsen prezes firmy „Orion Seaways” przechodzi wewnętrzną przemianę; dopiero z biegiem czasu dociera do jego świadomości, że nie jest to tylko wirtualny spór o to, na czyje konto bankowe w najbliższym czasie powinno wpłynąć więcej dolarów. Siedząc do tej pory przede wszystkim za biurkiem, w luksusowym, sterylnie czystym i klimatyzowanym biurze, był tak naprawdę odcięty od świata, który dopada go dopiero podczas rozmów telefonicznych toczonych, za zgodą porywaczy, z pogrążającym się w coraz większej depresji Mikkelem. Zakończenie, choć trudno uznać je za szczęśliwe, rodzi jednak nadzieję, że nawet takie osoby, jak Ludvigsen mogą odnaleźć w sobie pokłady współczucia. Lindholm zrealizował swój film niemal jak dokument i być może dlatego jest on tak bardzo przejmujący. Sebastian Chosiński Więcej o filmie: Recenzja Sebastiana Chosińskiego „Porwania” z zeszłorocznego Transatlantyku 16. Najlepsze najgorsze wakacje (The Way Way Back, reż. Nat Faxon, Jim Rash) Wakacje dla dzieciaków to teoretycznie najlepsza część roku. Skończyła się szkoła, przed nimi perspektywa kilku miesięcy leniuchowania nad jeziorem lub morzem, jednym słowem gdziekolwiek z dala od domu i kłopotów. Dla Duncana problemy jednak dopiero się zaczynają. Przyszły ojczym uważa go za życiową „trójkę”(w dziesięciopunktowej skali) i upokarza przy każdej okazji. Rówieśnicy patrzą na niego jak na wyrzutka, a co gorsza dorośli próbują zapewnić atrakcje, których nie potrzebuje. Sam 14-letni Duncan jest niejako zawieszony między dzieckiem a nastolatkiem. Towarzystwo dorosłych go nudzi, zabawa z dziećmi irytuje. Z ratunkiem z potrzasku przychodzi niejaki Owen, pracownik pobliskiego aquaparku, dorosły o duszy wiecznego nastolatka. „Najlepsze najgorsze wakacje” to jednakże nie klasyczna opowieść o metamorfozie z zahukanego dzieciaka w pewnego siebie chłopaka. Owena bowiem trudno nazwać życiowym przewodnikiem, który przekaże Duncanowi receptę na życie. Ich zetknięcie jest nie tyle szansą na zasmakowanie niecodziennej przyjaźni, lecz okazją na spojrzenie na samego siebie. Tym bardziej, że słodko-gorzka historia ma w sobie tyle prawdziwego uroku, iż ma się wrażenie, że kiedyś sami w niej byliśmy. Na wakacjach, od których chciało się uciec, jednak z czasem marzyło się by trwały jak najdłużej. Obierając w „Najlepszych najgorszych wakacjach” dwie perspektywy film celnie trafia do widza na płaszczyźnie tak nostalgicznej ,jak i aktualnej. A co najciekawsze, utwierdza w słuszności tez, że dzieci dorastają w mgnieniu oka, ale i my starzejemy się szybciej niż nam się wydaje. Kamil Witek Więcej o filmie: Minirecenzja w październikowym wydaniu „Esensja ogląda” 15. Życie Adeli: Rozdział 1 i 2 (La vie d′Adèle, reż. Abdellatif Kechiche) Najlepiej chyba o jakości dzieła Abdelatifa Kechiche’a świadczy fakt, że kilka miesięcy po seansie wcale nie słynne sceny erotyczne najsilniej pozostały mi w pamięci. Oczywiście, sceny erotyczne są doskonałe – nieocenzurowane, realistyczne, estetyczne i fabularnie umotywowane, bo chyba tylko w taki sposób można było pokazać, jak bardzo silna namiętność łączy bohaterki, ale są jedynie dodatkiem do fabuły, bo i bez nich „Życie Adeli” byłoby filmem wartym uwagi. Filmem, dodajmy, będącym przede wszystkim świetnie zrealizowaną historią miłosną, filmem o wzajemnej fascynacji, silnym, nacechowanym erotyzmem uczuciu, oczekiwaniach co do związku i analizą owego związku rozpadu… To, że jest to związek homoseksualny też w gruncie rzeczy jest mniej istotne, choć akurat ważne w innym aspekcie filmu – opowieści o dojrzewaniu i odkrywaniu samej siebie. Aktorstwo jest tu rewelacyjne! Świetna Léa Seydoux, ale absolutnie genialna, praktycznie debiutantka Adèle Exarchopoulos, która, mamy wrażenie, sama przeżywa emocje swej bohaterki (scena rozstania, późniejsza rozmowa w kawiarni to absolutne mistrzostwo świata). A przy tym wiele rzeczy jest tu pokazanych jakby mimochodem, między wierszami, pozwalając na późniejszą analizę przyczyn takich a nie innych zachowań bohaterów. Tak czy inaczej – trzy godziny seansu mijają jak z bicza strzelił. Konrad Wągrowski Więcej o filmie: Recenzja Kamila Witka „Życia Adeli: Rozdział 1 i 2” z zeszłorocznego Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty Minirecenzja w październikowym wydaniu „Esensja ogląda” 14. Obecność (Conjuring, reż. James Wan) Twórcy horrorów uwielbiają fabuły zainspirowane prawdziwymi historiami, ponieważ złudzenie, że śledzimy opowieść opartą na faktach, znacząco podkręca napięcie w każdym filmie grozy. Sztuczka udała się również w przypadku „Obecności” Jamesa Wana. Amerykańscy widzowie tak bardzo przestraszyli się losów rodziny Perronów, że zostawili w kasach ponad 100 milionów dolarów. „Obecność” to klasyczne kino grozy. Wan stosuje tradycyjne metody straszenia, ale posługuje się nimi na tyle zręcznie, że tworzy przytłaczającą atmosferę i wywołuje dreszcz na plecach. W ten sposób film spełnia rolę horroru czystej wody, chociaż nie zaskakuje oryginalnymi rozwiązaniami narracyjnymi. Jest celowo staroświecki, a obrazu przerażającej historii z przeszłości dopełnia pieczołowita stylizacja, widoczna w strojach, fryzurach i sposobie fotografowania. James Wan potwierdził, że klasyczne kino grozy nie musi odejść w zapomnienie, podobnie jak inne gatunki powielające schematy, na przykład komedie romantyczne. Wystarczy zręcznie zestawiać ze sobą znane tematy i motywy, a rezultatem okazuje się solidny kawałek kina. Niech „Obecność” będzie na to dowodem. Ewa Drab Więcej o filmie: Recenzja Ewy Drab „Duch w piwnicy” Minirecenzja w październikowym wydaniu „Esensja ogląda” 13. Kapitan Phillips (Captain Phillips, reż. Paul Greengrass) Greengrass trzyma się zasadniczych faktów, ubarwiając nieznacznie swą opowieść w kilku miejscach. Po krótkim wstępie, przedstawiającym kapitana jako człowieka rodzinnego i oddanego swej pracy służbistę oraz pokrótce charakteryzującego postacie i motywacje piratów, rozpoczyna się właściwa akcja, która będzie trzymała widza w napięciu do samego końca. To maestria reżyserii i narracji w każdym elemencie. Cały czas widz ma jasność co do sytuacji i uwarunkowań, sytuacja zmienia się dynamicznie, logika zostaje zachowana, motywacje bohaterów są wiarygodne i przejrzyste. Greengrass trzyma się delikatnie heroicznego wizerunku kapitana, ale nie czyni z niego świętego, jakim widziały go media. Wielka w tym oczywiście zasługa Toma Hanksa, który do wysokiego poziomu swych ról chyba już tak przyzwyczaił widza, że ten traktuje to jako pewnik. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak jego bohater zmienia się w czasie, jak z zimnego fachowca, który próbuje wykonywać swą robotę jak najlepiej staje się zwykłym człowiekiem, pełnym także obaw o własne życie. Doskonale sekunduje mu reszta obsady, ze szczególnym uwzględnieniem czwórki mało doświadczonych aktorów odtwarzających role piratów, pokazujących całą barwę emocji, zmiennych motywacji, stanów ducha. Znakomicie wypada też wrzucanie widza do klaustrofobicznego wnętrza szalupy, przez co zdaje się on fizycznie odczuwać brak czystego powietrza, kołysanie oceanu, napięcie między bohaterami, postępujące ich zmęczenie i strach. Konrad Wągrowski Więcej o filmie: Recenzja Konrada Wągrowskiego „Piraci XXI wieku” 12. Przed północą (Before Midnight, reż. Richard Linklater) Historia o romantyku Jessiem i neurotyczce Celine staje się swoistą przeciwwagą dla „Niewinnych czarodziejów” Andrzeja Wajdy. W filmie z 1954 roku nieumiejętność wyjścia poza schematy wyrafinowanej gry słów i gestów dowodziła szkodliwej sztuczności konwencji, a także ograniczenie i dramat wewnętrzny młodych warszawiaków. Scenariusz Jerzego Skolimowskiego stawiał pytania o atrakcyjność i konieczność masek: czy przypadkiem nadmiar konwencji umieszczonej w ramach rzeczywistości nie zamienia emocjonującego kokietowania w komedię – uwłaczającą samym aktorom miłosnego dramatu. Linklater odwraca te pytania i stawia inne odpowiedzi. Zastanawia się, czy konwencja może być odtrutką na bolączki uczuciowego zgorzknienia. To optymista, jakich mało. Jego bohaterowie najpierw podejmują ryzyko, dają się poznać (nam oraz swojej drugiej połówce) takimi, jacy są naprawdę, by dopiero po tym odkryciu w pełni świadomie przyjąć lekarstwo na niesnaski dnia codziennego – odegrać najlepszą romantyczną komedię, jaką dane jest nam oglądać w kinie. Gabriel Krawczyk Więcej o filmie: Recenzja Gabriela Krawczyka „Noc jeszcze młoda” Minirecenzja w lipcowym wydaniu „Esensja ogląda” 11. Hobbit: Pustkowie Smauga (Hobbit: Desolation of Smaug, reż. Peter Jackson) A to figlarz z Petera Jacksona! Gdy rok temu upajał się żółwim tempem epickiej narracji, chciało się węszyć Mamonę podbijającą Śródziemie. Premierowe „Pustkowie Smauga” ujawnia tymczasem prawdziwą intencję potrójnej adaptacji: fan fiction – zrobione od serca i z jajem, z szacunkiem do oryginału i zgodnie z wymaganiami obytych w blockbusterach widzów. A Smaug, proszę Państwa, jest tak wielki i potężny, jak zostało napisane. Z głosem Beneticta Cumberbatcha zachwyca jeszcze mocniej niż w powieści. Wielokrotnie wykorzystane przez reżysera pars pro toto właśnie przy gargantuicznym monstrum znajduje idealne zastosowanie; rodzi napięcie i rozbudza emocje przywodzące wspomnienia Spielbergowskich dinozaurów czy Jacksonowskiego King Konga. Jeszcze nigdy wcielenie filmowej apokalipsy nie było równie majestatyczne i tak piekielnie inteligentne. Gabriel Krawczyk Więcej o filmie: Recenzja Gabriela Krawczyka „Śródziemski rollercoaster” Recenzja Anny Kańtoch „Przygoda trwa” Minirecenzja w grudniowym wydaniu „Esensja ogląda”
|
Weźcie też pod uwagę, że rozbieżności między naszą listą, a Waszymi preferencjami mogą wynikać nie z faktu przyjęcia niewłaściwej metodyki wybierania najlepszych filmów, ale zwykłymi rozdziałem gustów między nami, a Wami. :)
To na pewno......Django film, który według mnie jest tak samo interesujący jak "Pamietniki z wakacji".
Ja tam miejscami się nie przejmuję i traktuje rankingi Esensji jako źródło informacji o filmach, które powinienem obejrzeć.