Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)

JL: Azjaci wstrzelili się w tym momencie w dziesiątkę ze swoimi morderczymi duchami (stosowanymi w Hollywood znacznie częściej do bawienia widza niż straszenia), umiejętnie konstruując filmy oparte właśnie na klimacie zagrożenia, niepewności i mrocznej tajemnicy. I to na ich filmach najczęściej odczuwam dziś dreszczyk grozy, choć nie ukrywam, że nadal cenię wybrane tytuły kina zarówno amerykańskiego (stary „Omen”, „Obcy”, „Ukryty wymiar” i dość świeży „Dead End”), jak i europejskiego („Nosferatu” Herzoga, czy nowsze „Szepty w mroku”).
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
SCh: Ja myślę, że nie tylko Azjaci. Jakoś umyka nam do tej pory w dyskusji wątek włoskiego horroru lat 70. Wystarczy przywołać przykład Daria Argento, który potrafił nie tylko straszyć, ale i tworzyć bardzo wysmakowane, choć kameralne filmy. „Cztery muchy na szarym aksamicie”, „Profondo Rosso” czy „Suspiria” to najprawdziwsza erupcja grozy, podsycana dodatkowo muzyką Ennia Morricone i – w dwóch ostatnich przypadkach – Goblina. Gdy pierwszy raz oglądałem „Cztery muchy…” – a było to notabene w środku nocy – prawie w gacie narobiłem ze strachu. Podobne odczucia towarzyszyły mi zresztą podczas oglądania „Cannibal Holocaust”. Krytycy zachwycają się dzisiaj konwencją „Blair Witch Project”, zapominając o tym, że pierwsi zastosowali taką paradokumentalną formułę narracji właśnie Włosi.
JL: Ja tylko wtrącę, że Włosi to już historia, a mówimy o współczesnym kinie grozy. ;)
MCh: Wiesz, ja akurat przykładam większą wagę nie do tego, kto co wymyślił, tylko jak to zastosował. „Cannibal Holocaust” mam na przykład za film obrzydliwy w swojej cyniczności i przez to zupełnie nieefektywny. Za to „Blair Witch” był dla mnie potężnym przeżyciem między innymi dlatego, że jest absolutnie szczery i prosty w naiwności swojej realizacji. Byłbym wręcz gotów wymienić go jako modelowy przykład podania filmowej grozy w sposób prawie nieprzefiltrowany przez cokolwiek poza środkami filmowymi, emulującymi dla widza konkretne doświadczenie. Dla odmiany kompletnie inaczej reaguję na Argento, który jest właśnie – jak napisałeś – mistrzem orkiestracji. Tyle że dla mnie to orkiestracja na poziomie jednej sceny. Żaden z jego filmów nie tworzy spójnej logicznej całości, w każdym jest coś nie tak (jeśli nie aktorstwo, to logika opowieści). Ale na poziomie pojedynczej sceny to wielki mistrz.
PD: „Cannibal Holocaust” obrzydliwie cyniczny, a „Blair Witch” absolutnie szczery i naiwny? Przecież to przykład najbardziej wyrachowanego (ale i oczywiście spektakularnego) tricku marketingowego w całej kinematografii. Doceniam pomysł na reklamę, ale pomysłu na film już nie – półtoragodzinne filmowanie ludzi błąkających się po lesie najwyraźniej nie jest tym, co potrafi mnie przestraszyć. A niezłym dowodem w sprawie może być to, że z całego filmu zapamiętałem jedynie… jego parodię w którejś części „Straszny film”.
OPUSZCZAJ DESKĘ, TŁUKU! (Egzorcyzmy Emily Rose)
OPUSZCZAJ DESKĘ, TŁUKU! (Egzorcyzmy Emily Rose)
MCh: Twoje prawo. Powtarzam przecież w kółko, że horror siedzi w nas samych. Dla mnie doświadczenia z „Blair Witch” bezpośrednio odnosiły się do moich doświadczeń z dzieciństwa, kiedy mnóstwo czasu spędzałem w kaszubskich lasach, łażąc po nich samotnie całymi dniami. Ale wyjaśniając kwestię cyniczności: otóż Deodato w „Cannibal Holocaust” próbuje w ramach samego filmu zbudować wrażenie jakiejś moralnej wyższości, z poziomu której widzowi przedstawiony zostanie materiał. Że niby jako cywilizowani ludzie powinniśmy uważać go za obrzydliwy, wstrętny, obleśny i tak dalej. Po czym sam reżyser jawnie jara się tym, co nam pokazuje. W tym widzę cynizm, którego nie dało się umiejętnie przykryć filmowymi środkami (bo Deodato jest po prostu za cienkim reżyserem). Taki Lucio Fulci też jest przecież filmowym fajansiarzem (fakt, że z fajnymi pomysłami), ale o ileż niewinniej od Deodato wygląda, bo bez ogródek pokazuje, że gore go jara i tyle. Na cholerę udawać, że dystansuje się od pokazywanego materiału? W „Blair Witch” nie widziałem nic podobnego, a marketingu filmu nie oceniam pod kątem cynizmu, bo to dyscyplina, w którą cynizm jest wpisany, tak jak kłamstwo jest wpisane w rolę rzecznika prasowego tytoniowej korporacji.
PD: Jasne, ale tu mieliśmy do czynienia z wyjątkowym zagraniem marketingowym. Nie zawsze przecież wmawia się ludziom, że przedstawione na ekranie sytuacje wydarzyły się naprawdę. Ta deklaracja w moich oczach tylko pogrążyła „Blair Witch” jako film sensu stricto, bo przecież od początku wiedziałem, że będę obcował z wielką ściemą jedynie upozorowaną na autentyczne wydarzenia. Paradoksalnie więc nie potrafiłem wczuć się w los bohaterów bardziej niż podczas oglądania kiepskiego slashera, gdyż od pierwszych minut zalatywało mi to fałszem na kilometr. No ale cóż, faktycznie nie łaziłem w dzieciństwie po kaszubskich lasach ani żadnych innych i tu chyba jest pies pogrzebany.
MCh: Znowu: Twoje prawo. Nie śledziłem marketingowej akcji filmu, choć o niej wcześniej słyszałem. Dopiero po seansie (też zresztą w domu, z laserdysku, zanim film pojawił się w Polsce) zabrałem się za legendę, jaką obudowano film, między innymi za dokument o rzekomej wiedźmie, i wiesz co, też mnie przestraszył. Zacząłem chyba tę przygodę z odpowiedniej strony. :-)
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
PD: Sęk w tym, że chyba Ty jedyny. Nie spotkałem jeszcze poza Tobą osoby, która swój odbiór horrorów uzależniałaby od tego, że oglądała je przed polską premierą (a tym zbijasz wszystkie moje argumenty). Odnoszę przez to wrażenie, że nie rozmawiamy jak Polak z Polakiem… ;-)
MCh: Wiesz, to po prostu były czasy, kiedy z Piotrkiem Mańkowskim spędzaliśmy godziny na dyskusjach o gatunku i łykaliśmy wszystko, co dało się łyknąć. Zresztą dzisiaj przecież o to znacznie łatwiej, chociaż już mniej uczciwymi metodami, niż wtedy. Natomiast za niezrozumiały uważam argument o odrzuceniu horroru z racji cynizmu jego akcji promocyjnej. Z takich powodów mogę odrzucać kino narodowowyzwoleńcze, ale nie film, który ma działać na poziomie atawistycznym. Ten drugi albo działa, albo nie. Marketing mnie nie obchodzi. Zresztą i tak go unikam w obawie przed spojlerami.
PD: To działa na takiej zasadzie: jeśli dostaję informację, że oglądam film oparty na faktach, podświadomie szukam w czasie seansu czegoś, co mogłoby świadczyć o tym, że twórcy jednak przeszarżowali, wyolbrzymili coś, dali się ponieść fantazji, zanadto ufabularyzowali. Tak więc, jeśli wmawia mi się, że to, co obejrzę, jest zapisem autentycznych wydarzeń, chcę to tak – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku – odebrać. Tymczasem zbyt często w czasie seansu „Blair Witch” odnosiłem jednak wrażenie udawactwa.
Góraaaaaalu, czy ci nie żal? (Black Sheep)
Góraaaaaalu, czy ci nie żal? (Black Sheep)
MCh: Dobra, przyjmuję, że można tak to odbierać, choć widzę w tym pewną naiwną wiarę, że kino powinno być pozbawione manipulacji. A przecież hasło „oparte na faktach” jest stare jak sam kinematograf. Tak manipulowano widzem od zawsze. Ale komentując wypowiedź Jarka – nie byłbym chyba w stanie tak definitywnie powiedzieć dzisiaj, że dominuje jakiś model horroru. Jeszcze w latch 90. owszem, ale dzisiaj już nie. Zwróć uwagę, że horror do lat 90. rozwijał się w dosyć charakterystycznym cyklu: po fali horroru na poważnie przychodziła fala horroru z przymrużeniem oka. W latach 70. doszły do tego zmiany kulturowe i cykl poszerzył się do formy: fala horroru sugestywnego na poważnie – fala horroru dosłownego na poważnie – fala horroru z przymrużeniem oka. Według mnie ostatnim ważnym „nowym” nurtem w rozwoju horroru był ten prześmiewczy horror spod znaku Sama Raimiego, Stuarta Gordona i później Petera Jacksona (jak wiadomo, umownie zwany „splatstick”, czyli splatter + slapstick), kręcony od początku lat 80. Później wyszło na to, że wracaliśmy już tylko do tego, co pojawiło się wcześniej: japońska nowa fala lat 90. to znowu horror sugestywny na poważnie, amerykańskie remaki klasyki z lat 70. i horror porn Eli Rotha czy panów od „Piły” to horror krwawy głównie na poważnie, i tak dalej. Za moment pojawi się pewnie znowu szersza fala jajcarskich rzeczy wywodzących się od Raimiego. Krótko mówiąc, krążymy już teraz w znanych koleinach i czekamy chyba na coś nowego. Ale co nowego może się pojawić? Cholera wie. W sensie prezentacji pokazano już co się dało i doszliśmy do ściany. Tak czy inaczej, drugi raz powtórzę, że wśród tych wszystkich elementów ja ogromnie cenię sobie nadal po prostu sensownie wypracowaną atmosferę grozy.
JL: Jesteś po prostu malkontentem układającym wszystko w szufladkach. Tylko po co? Owszem, możemy psioczyć, że kino grozy skończyło się wtedy, kiedy na dobre się zaczęło, czyli w latach 70-tych, ale nie chodzi o to, czy dane pomysły już były, czy nie. Czy jakieś koncepcje już zaistniały w kinie, czy jeszcze nie.
MCh: Daj spokój. Twierdzenie, że horror zaczął się i skończył w latach 70., byłoby idiotyzmem.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Suplement filmowy 2019
— Adam Lewandowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tu potrzebne są rozwiązania systemowe
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Nie tak ładnie pachniesz
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Sierpień 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry

Esensja ogląda: Lipiec 2017 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz

Gdzie się podziały tamte strzykawki?
— Przemysław Ciura

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz, Marcin Osuch

Magia i mózg
— Piotr Dobry

Esensja ogląda: Listopad 2016 (2)
— Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Dobro kontra… dobro
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.