Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych polskich płyt dekady

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych polskich płyt dekady

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
40. Skalpel „Konfusion” (2005)
Skalpel, czyli nu-jazzowy duet pochodzący z Wrocławia, zwrócił na siebie uwagę legendarnej wytwórni Ninja Tunes. Wydany w 2004 r. pod jej banderą album zatytułowany po prostu „Skalpel” odniósł ogromny sukces artystyczny. Drugi długogrający materiał – także będący wynikiem przekopania się Igora Pudło i Marcina Cichego przez setki jazzowych nagrań z lat 60. i 70. – jest rzeczą znacznie różniącą się od debiutu. Inna jest przede wszystkim atmosfera, która na „Konfusion”, odgrywa rolę pierwszoplanową. Słuchając tych 40 minut przenosimy się nie na klubowe (acz jazzowe) parkiety, lecz w podziemne knajpy. Tam nozdrza i płuca wypełnia nam po brzegi papierosowy dym, oczy mrużą się w wyniku niewielkiej ilości światła, a głowa pulsuje od hipnotyczynej muzyki. W jednej chwili mięsiste dźwięki kontrabasu koją i uspokajają, by w następnej świdrujący saksofon wywiercił na wylot odprężenie, które na pożegnanie częstuje soczystym kopem trąbka. Jeżeli ktoś szuka muzyki, w której odnajdzie echa zarówno Davisa, Coltrane’a czy Mingusa, a chciałby przy okazji znaleźć świeże i nowoczesne brzmienie, The Cinematic Orchestra albo DJ Shadow, „Konfusion” jest dla niego stworzona. Swoim powolnym, lecz mocnym beatem Skalpel zbudował doskonałe napięcie, wciągające z każdą minutą, zachwycające bogactwem detali i kolorami odcieniu sepii. Naprawdę trudno uwierzyć, że to to tylko układanka z sampli. A „Test Drive” to kwintesencja tego co nazywamy „nu-jazzem” i naprawdę można być dumnym, że jedna z definicji gatunku została napisana nad Wisłą.
Jakub Stępień
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
39. Armia „Freak” (2009)
A wydawało by się, że Armia to ugruntowane brzmienia, sprawdzona konwencja i ograne schematy. Potwierdzał to wydany na początku 2009 roku „Der Prozess”. Tymczasem, zaledwie kilka miesięcy po nim trafił na rynek „Freak”, który stanowi sporą niespodziankę. Mocno jazzująca sekcja dęta, anglojęzyczne teksty, hippisowskie przesłanie, Floydowa atmosfera i Crimsonowe połamańce. Tak, tak – to jest właśnie Armia z „Freak”. Jedno z najlepszych dokonań grupy powstało przy zupełnym złamaniu wszystkich dotychczasowych programowych założeń Budzyńskiego i spółki. Pomagali im w tym m.in. Karol Nowacki na organach, Marek Pospieszalski na saksofonie i Litza za konsolą. Lecz z całego grona gości najważniejszym z punktu widzenia każdego fana Armii był udział w nagraniach Roberta Brylewskiego. I kto teraz zaprzeczy, że duet Budzyński – Brylewski nie jest jedną z najlepszych rzeczy jaka mogła spotkać polski rock?
Jakub Stępień
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
38. Komety „Via Ardiente” (2005)
Z okładki „Via Ardiente” straszy surowy, typowy dla miejskiego krajobrazu Polski blok i jest to świetne zasygnalizowanie tego, czego należy się spodziewać po tej płycie. Przede wszystkim tekstów o trudnych stosunkach damsko-męskich i samotności, która jest ich efektem, a wszystko w scenerii betonowej szarości. Opowieściom tym towarzyszy muzyka w o wiele większym stopniu bliższa rockowej jazgotliwości, niż miało to miejsce na debiucie Komet. Nie jest to jednak wyłącznie gitarowa jazda, Lesław z kolegami zadbali, by w każdym utworze działo się coś ciekawego, stąd możemy usłyszeć trąbkę („London Calling”, „Ostatnie lato XX wieku”), kontrabas („Traktuj mnie źle”, „W pułapce”), a nawet delikatny szum szczotek na werblu („Traktuj mnie źle”). Całość spaja jednak punkrockowa energia, której tu nie brakuje, o czym świadczą już singlowe „Bezsenne noce”. Komety doskonale wpisują się w klimat Partii, wcześniejszego zespołu Lesława, bo choć nieco innymi środkami, to tworzą one niepowtarzalny, miejski klimat całości.
Piotr „Pi” Gołębiewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
37. Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach „Ósme piętro” (2005)
Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach to zespół intrygujący nie tylko ze względu na dziwaczną nazwę. Aby określić jego muzykę ktoś ukuł termin safe rock, chociaż nie mam pojęcia czemu; „8 piętro” to bowiem bardzo niepokojąca płyta, zarówno od strony muzycznej (chociażby narastający utwór „Waniliowe niebo”), jak i tekstowej (konia z rzędem temu, kto zrozumie o co chodzi ich autorowi – Marcinowi Zagańskiemu – we fragmentach takich jak: „Czasami myślę sobie, że / jestem Batmanem / Mam ogonek”). Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że połączenie tej niezwykle emocjonalnej muzyki i niejasnego przekazu słownego tworzy bardzo wciągającą i przejmującą całość. Płyta jest pełna wewnętrznego niepokoju, który muzycy, dzięki niepospolitej wyobraźni, potrafią przekuć w dźwięki i podać je w zadziwiająco przystępnej formie. A nie jest to łatwe. Kombajn… to zespół, który rozpoczął karierę od składanki „minimax.pl”, firmowanej nazwiskiem Piotra Kaczkowskiego i stanowi dowód na to, że warto inwestować w młodych twórców.
Piotr „Pi” Gołębiewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
36. Armia „Der Prozess” (2009)
Ten album to wypadkowa wszystkiego co najlepsze w twórczości Armii, coś jakby połączenie „Legendy” i „Triodante”. Płyta została pomyślana jako concept album oparty na „Procesie” Franza Kafki, królują tu długie, pokomplikowane utwory, ale mimo to całość nie traci energii i punkowego ducha. Budzy jest w rewelacyjnej formie i jego wokalizy potrafią przyprawić o gęsią skórkę, zwłaszcza, że poza swoim zwyczajowym „wypluwaniem” gniewnych słów i gardłowym rykiem, postarał się o szczyptę teatralności („Przed prawem”). Dużo dobrego wniosła również gra Banana, który wyrzucony z Kultu znalazł zatrudnienie w Armii. Jego waltornia brzmi jak za najlepszych czasów współpracy z ekipą Kazika. Swego czasu wyróżniłem „Der Prozess” jako jeden z moich ulubionych krążków 2009 roku, a dziś mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z najlepszych płyt dekady, jeśli nie polskiego rocka w ogóle.
Piotr „Pi” Gołębiewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
35. Anita Lipnicka & John Porter „Inside Story” (2005)
Duet wokalno – autorski Anity Lipnickiej i Johna Portera to jedno z najbardziej dochodowych przedsięwzięć muzycznych na polskim rynku w ciągu ostatnich 10 lat. Zasłużyli sobie na to przebojowością i pikantną atmosferą pierwszego krążka – „Nieprzyzwoite piosenki”. Na drugim poszli jednak dużo dalej, nie jest on już tak lekki i nieskrępowany. Po burzliwych początkach romansu przyszedł czas na intymność i refleksję. Dlatego też muzyka zawarta na „Inside Story” stała się spokojniejsza i bardziej melancholijna, dzięki czemu zyskała głębię, której zabrakło na debiucie. W takich utworach jak „Death of a Love” czy „It Hurts” głos Portera brzmi jeszcze bardziej mrocznie i męsko niż na „Nieprzyzwoitych piosenkach”. Lipnicka natomiast jawi się jako zmysłowa kusicielka, która kiedy chce może wejść w rolę zarówno wampa, jak i niewinnej dziewczynki („Hold on”, „Black Hand”). Strzałem w dziesiątkę było również zaproszenie do udziału w nagraniach producenta Chrisa Eckmana, który zadbał o bogatą aranżację całości (przeforsował nawet sekcję dętą, przed którą John Porter bronił się rękoma i nogami). Świetny krążek, wychodzący daleko poza popową stylistykę.
Piotr „Pi” Gołębiewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
34. Behemoth „The Apostasy” (2007)
O tym, że Behemoth potęgą jest i basta wiedzieliśmy już na długo przed „The Apostasy”. Krążkami „Zos Kia Cultus (Here and Beyond)” oraz „Demigod” sprawił, że piekło zapanowało na ziemi, a Vaderowi urosła poważna konkurencja w kategorii „najbardziej znany wykonawca z Polski”. Mimo to w porównaniu z „The Apostasy” były to wyłącznie nieśmiałe podrygi, bo to właśnie na tym krążku Nergal osiągnął mistrzostwo. Jego muzyka zyskała całkiem nowy wymiar – to już nie tylko ostre młócenie z bezbłędną perfekcją, a drapieżne, ale niezwykle emocjonalne utwory. Więcej w nich przestrzeni, a gdzieniegdzie znalazło się miejsce dla chóru i sekcji instrumentów dętych. Największą niespodzianką jest natomiast utwór „Inner Sanctum”, w którym możemy usłyszeć głos Warrela Dane’a z Nevermore, a także fortepian Leszka Możdżera. Miejmy nadzieję, że Nergal szybko wróci do zdrowia i zaserwuje nam kolejny, równie udany krążek, bo szczerze mówiąc, ostatnie dokonanie grupy – „Evangelion”, trochę mnie rozczarowało.
Piotr „Pi” Gołębiewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
33. Blindead „Autoscopia (Murder In Phazes)” (2008)
„Autoscopia (Murder in Phazes)” to drugi i przełomowy dla Blindead album. Debiut grupy z Trójmiasta, „Devouring Weakness” nie wywołał zbytnich emocji. Do tego niepopularny w naszym kraju gatunek, jaki zespół uprawiał, utrudnił muzykom promowanie swojej muzyki poprzez koncerty. O ile występy u boku grindcore’owej Antigamy i grającej połączenie metalu, grindu i jazzu, Nyia można było jeszcze uznać za słuszne działanie marketingowe, to trasa z kapelami blackmetalowymi z pewnością nie przyniosła gdańszczanom nowych fanów. Zainteresowanie post-metalem miało u nas dopiero nadejść w 2008 r. Lepszej okazji i czasu na premierę „Autoscopii” muzycy nie mogli sobie chyba wymarzyć. Po raz pierwszy krążek oficjalnie można było kupić w dniu koncertu ojców chrzestnych gatunku, Neurosis, których zresztą Blindead tego wieczora supportował. Każdy kto wtedy nabył płytę, do dzisiaj z pewnością nie żałuje. Album to koncept opowiadający historię człowieka popadającego w szaleństwo. Dramatycznej opowieści zawartej w tekstach towarzyszy mroczna, klaustrofobiczna i zarazem agresywna muzyka. Jedyną receptą, by w pełni zrozumieć i poczuć przekaz zespołu, jest przesłuchanie płyty w całości – od niepokojącego intra po ambientowe zakończenie. Tylko wtedy można w pełni poczuć silne oddziaływanie krążka na psychikę, odczuwalne zresztą także w czasie występów grupy na żywo. Osoby o słabej psychice powinny jednak omijać ten album szerokim łukiem!
Jacek Walewski
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
32. Myslovitz „Korova Milky Bar” (2002)
Zespół Myslovitz, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, na początku dekady miał bardzo trudne zadanie. Po uznanym za najlepszy w ich dorobku albumie „Miłość w czasach popkultury” (1999) za wszelką cenę chciał utrzymać wysoki muzyczny poziom i wydać kolejny, równie dobry krążek. Mimo że „Korova Milky Bar” (2002) nie przeskoczył swojego poprzednika w hierarchii dotychczasowych dokonań formacji, to jednak został na tyle ciepło przyjęty przez słuchaczy (czego potwierdzeniem jest statut platynowej płyty), że nie mogło zabraknąć go w naszym zestawieniu. Na piąte wydawnictwo Myslovitz złożyło się dwanaście rockowych, choć raczej melancholijnych utworów (co bynajmniej nie oznacza, że na „Korova Milky Bar” nie ma energii albo ostrzejszych brzmień), wśród których są tak znane, jak: „Sprzedawcy marzeń”, „Acidland” czy „Chciałbym umrzeć z miłości”. Warstwa tekstowa skupiona jest głównie na ludzkich wewnętrznych przeżyciach i rozterkach przez co całość wydaje się bardzo osobista, introwertyczna i refleksyjna, a z taką wymową świetnie współgra charakterystyczny głos Artura Rojka. Warto pamiętać także o późniejszym „Happiness is Easy”, który też należy do jednych z lepszych albumów ostatnich dziesięciu lat.
Michał Perzyna
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
31. TSA „Proceder” (2004)
Wydawało się, że to nigdy nie nastąpi, a jednak! Panowie Marek Piekarczyk, Stefan Machel, Andrzej Nowak, Janusz Niekrasz i Marek Kapłon, czyli oryginalny i najlepszy skład TSA, ponownie weszli do studia z zamysłem nagrania nowego materiału. Na następcę poprzedniego albumu formacji nagranego z tymi muzykami – „Heavy Metal World” – trzeba było czekać dokładnie dwadzieścia lat, oczekiwania były więc spore. I udało się! Chyba w najśmielszych snach nikomu nie przyszło do głowy, by TSA mógł nagrać album, który dorównywałby, a w niektórych aspektach nawet przewyższał, klasycznym dziełom grupy. „Proceder” to bowiem płyta świeża, ostra i rewelacyjnie nagrana. Nie ma mowy o wspominkach dinozaurów, to heavy metal grany z pazurem i energią, o której niektóre młode kapele mogą tylko pomarzyć. Na płycie królują ciężkie, ale wpadające w ucho riffy („Proceder”, „Twoja szansa I”, „Tak – Nie”) i ogniste solówki gitarowe („Matnia (Krew)”, „To nie jest proste (To nie takie proste)”), ale znalazło się tu również miejsce dla chwili uspokojenia i refleksji („List XX”, „Spóźnione pytania (Pytania)”). Kawał dobrej roboty zrobił też Piekarczyk, który swoim zachrypniętym, charakterystycznym głosem po prosty wyczynia tu cuda. Powiedziałbym nawet, że teraz śpiewa jeszcze lepiej niż kiedyś. „Proceder” to rewelacyjna płyta, zwłaszcza po długim okresie błędów i wypaczeń, w historii TSA. Wydawało się, że panowie pójdą za ciosem i zaraz zaserwują nam kolejne wiekopomne dzieło, a tymczasem cisza. Nie chcę być namolny, ale może czas przeprosić się ze studiem?
Piotr „Pi” Gołębiewski
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

« 1 3 4 5
10 XI 2010   07:55:05

Hi Pi.

AAAAA racja. Zapomniałem o Gusłach;)

10 XI 2010   20:58:13

... albo z bliższych wam chyba rockowych klimatów: Pogodno?

12 XI 2010   18:34:43

Pozycja "Trudno Nie Wierzyć w Nic" to jakaś porażka, przecież na liście najlepszych polskich albumów w historii ustawiliście ją chyba na 12 miejscu..

20 XII 2010   00:12:06

kilka wartościowych pozycji ginących w zalewie mejnstrimowego chłamu. żenua

23 XI 2011   23:56:10

Ani jednej polskiej płyty rapowej w zestawieniu? Ja rozumiem, że hip-hop w polskich mediach nie istnieje, a w niektórych kręgach zaliczenie go do muzyki to w ogóle faux pas i hańba, no ale bez przesady. Czy 'Na Legalu' Peji, 'We Własnej Osobie' WWO, Tabasko OSTRa, któryś z krążków Grammatika czy 'Muzyka Poważna' nie zasłużyly choćby na wzmiankę na liście?

22 I 2012   03:42:50

A gdzie Jedyna Maść?

09 X 2012   02:31:30

nie ma Nosowskiej/Osieckiej?? ani Turnaua?? Ani sistars?! niefajna ta lista...

29 III 2013   20:26:27

lista najbardziej dołujących utworów :D masakra

08 X 2017   11:10:36

Lenny Valentino „Uwaga! Jedzie tramwaj na 44 miejscu zamiast w top3 albo top1? Przestałem czytać te wypociny. Autor artykułu jest głuchy i głupi

« 1 3 4 5

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

Pakiet startowy: 50 najlepszych utworów Kazika według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Prezenty świąteczne 2015: Loading…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tak to leciało, czyli najpopularniejsze płyty 2010 roku według OLIS
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Esensja słucha: Drugi kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Jacek Walewski, Mieszko B. Wandowicz

Kontrolowane szaleństwo
— Jakub Stępień

Tego słuchaliśmy, czyli najpopularniejsze płyty 2009 roku według OLIS
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

10 najważniejszych koncertów 2009 roku i coś ponadto
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jakub Stępień, Jacek Walewski

Podsumowanie muzyczne roku 2009 (2)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Podsumowanie muzyczne roku 2009 (1)
— Jakub Stępień, Mieszko B. Wandowicz

50 płyt na 50-lecie polskiego rocka
— Esensja

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.